Siedziała przy
kuchennym stole Kaulitzów i opowiadała mamie przez telefon, jak wyglądało
pierwsze z czterech mieszkań, które zdecydowała się obejrzeć. Jak na jednego
lokatora było całkiem spore, bo miało około pięćdziesiąt metrów kwadratowych,
co w porównaniu z jej poprzednimi trzydziestoma było naprawdę dużą
powierzchnią. Mieszkanie jej się podobało, chociaż zupełnie nie wiedziała, do
czego wykorzystałaby drugi z pokoi. Ten większy byłby jej sypialnią, ale drugi?
Może zrobiłaby z niego garderobę? Zawsze miała problem zwłaszcza z
przechowywaniem butów, których miała już około pięćdziesięciu par, więc
przydałoby jej się takie pomieszczenie. Rozmawiała z mamą na ten temat, będąc
tym całkowicie pochłonięta, aż nagle dobiegł ją podekscytowany pisk fanek.
- Bliźniacy
wrócili! - Zerwała się z miejsca i podbiegła do okna, przez które dostrzegła
wjeżdżające na posesję czarne audi.
Spojrzała przelotnie
na zegarek i z przerażeniem na piekarnik, w którym od godziny znajdowało się
ciasto.
- Boże, mamo,
spaliłam ciasto, muszę kończyć! – Rozłączyła się, rzucając telefon na blat i
doskoczyła do piekarnika, który od razu wyłączyła i uchyliła jego drzwiczki.
Przez ułamki sekund łudziła się, że może będzie dobre, ale gdy tylko ujrzała
ciemnobrązowy, niemalże czarny wierzch, porzuciła wszystkie nadzieje.
Gdy późnym
popołudniem wróciła z oględzin mieszkania, nie chciała tak bezczynnie siedzieć
i pozwoliła sobie ze znalezionych składników upiec szybkie ciasto z malinami.
Ale tak się zagadała z mamą, że zapomniała o nim na śmierć. Jak to się stało,
że nawet nie poczuła charakterystycznego zapachu przypalenia?
Założyła
kuchenne rękawice i wyjęła blachę na podstawkę. Może gdyby posypała je grubą
warstwą cukru pudru, to by nie zauważyli? Albo gdyby polała je czekoladą…
Stała nad
blaszką i patrzyła ze zrezygnowaną miną na swój żałosny wypiek. No i po
posadzie kucharki. Chciało jej się śmiać z samej siebie.
Usłyszała
dźwięk otwieranych drzwi i odwróciła się w stronę przedpokoju.
- Co tu tak…? –
Bill urwał i spojrzał na nią uważnie spod zmarszczonych brwi.
- Ashley,
piekłaś coś? – W pomieszczeniu pojawił się drugi bliźniak i gdy tylko zdjęli
buty, weszli do kuchni, przyglądając jej się z zaciekawieniem. Rzadko widywała
ich w takim wydaniu i wciąż miała wrażenie niecodzienności Toma bez czapki i w
rozpuszczonych dredach, a Billa bez makijażu i z naturalnie falowanymi włosami,
podczas gdy to były właśnie ich codzienne oblicza. Dopiero w takim wydaniu
można było od razu poznać, że ta dwójka to bliźniacy. W obydwu wersjach jednak
byli dla niej tymi samymi ludźmi i w obydwu wersjach Kaulitzowie mieli twarze
idealne.
- Co tu
robiłaś? – Czarnowłosy wyglądał na rozbawionego, co wcale jej nie zdziwiło, bo
miał powody do śmiechu.
Odsunęła się
kawałek od blaszki, odsłaniając im widok na prawie czarne ciasto.
- Chciałam wam
coś upiec, skoro nie miałam nic ciekawszego do roboty… Ale okazało się, że
rozmowa z mamą jednak była ciekawsza i zupełnie o nim zapomniałam… - wytłumaczyła,
krzywiąc się i wbiła nóż w wysuszone ciasto.
- Może nie jest
aż takie złe? Nałóż nam po kawałku, spróbujemy.
- Najwyżej
trochę odkroimy. Co to w ogóle za ciasto?
No tak, gdy
było czarne, ciężko było stwierdzić, czy jest to sernik, szarlotka, czy ciasto
czekoladowe. Po ich minach widziała, że wcale nie mieli ochoty tego próbować i
powstrzymywali się, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Z malinami.
Ale ja nie przyłożę ręki do waszego zatrucia! Poza tym, nie je się ciepłego
ciasta, trzeba poczekać, aż ostygnie.
- Daj spokój, może
być ciepłe… - zaczął Bill, ale brat nie pozwolił mu dokończyć
- Od odrobiny
spalenizny nikt jeszcze nie umarł – odparował dredowłosy, czym rozśmieszył całą
ich trójkę.
- Tom! –
pisnęła z wyrzutem i rzuciła w niego dużą rękawicą kuchenną, którą on w porę
złapał i odrzucił, ale zamiast w nią, trafił w stojące obok pojemniki z
przyprawami, przewracając je na blat. – Uważaj! – krzyknęła, śmiejąc się, jakby
wywoływał szkody co najmniej w jej mieszkaniu, a nie w swoim własnym.
- Jeśli nie
umrę po zjedzeniu twojego popisowego wypieku, to je poustawiam!
Przez chwilę
śmiali się z całej sytuacji w trójkę, ale nagle Bill bez słowa wytłumaczenia oddalił
się od nich i zamknął się w łazience. Odprowadzili go wzrokiem, po czym spojrzeli
po sobie zaskoczeni.
- Powiedziałam
coś nie tak? – zapytała, próbując przypomnieć sobie każde swoje słowo, ale nie
wydawało jej się, by któreś mogło go urazić.
- Nie, to on
dzisiaj ma jakiś zły dzień.
Ma zły dzień?
Jak to? Po nocy spędzonej z nią na kanapie miał zły dzień? Może to naprawdę nic
dla niego nie znaczyło?
To, co
powiedział Tom, wydało jej się bardzo dziwne, bo ona wcale wcześniej nie
zauważyła, by Bill był rozdrażniony. Ale może znała go zbyt krótko by to
dostrzec?
- To nałożysz
mi?
Wdech. Wydech.
Wdech. Wydech. Nic się nie stało. To normalna interakcja pomiędzy jego bratem,
a makijażystką. Nic więcej. Żadnego głębszego znaczenia. Nie ma się czego
doszukiwać.
Otworzył oczy i
spojrzał na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Czuł się nijako. Jego
naturalny wygląd nie istniał. Bez scenicznego wizerunku czuł się niekompletny i
poniekąd nagi. Jego długie, czarne, naturalnie falowane włosy nie pasowały
zupełnie do niczego, jeśli nie miał podkreślonych oczu. Były zapuszczone i
farbowane tylko po to, by przed pokazaniem się publicznie charakterystycznie je
nastroszyć i dodać do tego makijaż. Bez tego wyglądały strasznie i nie chodziło
tu o złe dopasowanie fryzury do jego twarzy – takie włosy nie pasowałyby
nikomu, bo były stworzone tylko do stylizacji. Jego brat bliźniak w naturalnej wersji
był normalny, bo niewiele różniła się ona od tej medialnej – w domu Tom nie
nosił po prostu czapki. Za to on wyglądał zupełnie inaczej i czuł się
niekompletny i nieatrakcyjny.
Nie obchodziło
go to, że kochała go cała nastoletnia część Europy. Wszystkie te dziewczyny nie
widywały go na co dzień i w ich wyobrażeniach nigdy nie był naturalnym Billem,
dlatego ogromna ilość piszczących na jego widok fanek wcale nie dodawała mu w
tym momencie pewności siebie. Nigdy wcześniej się nad tym jakoś specjalnie nie
zastanawiał i nie było to dla niego problemem. Najbliżsi znali go od dawna i byli
przyzwyczajeni do tego, że bez stylizacji wyglądał dziwnie. W jego otoczeniu
nie było nikogo, przy kim zależałoby mu na dobrym wyglądzie w każdej chwili. Do
czasu. Do ubiegłego tygodnia, gdy zaczął zauważać, że chciał podobać się tej
jednej, nowej w jego życiu osobie.
Wolałby zostać
w tej łazience przez resztę wieczoru, ale wizja jego brata i Ashley samych za
bardzo go przerażała. Musiał wyjść, udać, że nic się nie stało, a Tomowi znowu
powiedzieć jakieś małe kłamstwo. W czym jak w czym, ale w kłamaniu był świetny.
Może nawet lepszy niż w śpiewaniu. Musiał zmyślić, że nie spodobało mu się, że
Ashley bez pytania kręciła się u nich w kuchni, podczas gdy tak naprawdę
cieszył się, że czuła się w jego domu tak swobodnie i gdyby nie było to nie na
miejscu, zaproponowałby jej, by zamieszkała z nimi na zawsze. Kłamstwo na
kłamstwie.
Nic ich
przecież nie łączy. To tylko przyjacielskie gesty. Niewinne żarty.
Ostatni raz
spojrzał na postać odbijającą się w lustrze i przywołał na twarz wyuczony przez
dwa lata kariery uśmiech. Stanowczo nacisnął klamkę i opuścił łazienkę i już
stąd widział, że Ashley i Tom siedzieli przy stole i z rozbawieniem na twarzach
grzebali łyżeczkami w nieudanym cieście. Gdy tylko go zauważyli, od razu
odwrócili głowę w jego stronę i zamilkli. Zacisnął zęby i próbował wyrzucić z
głowy wszystkie myśli łączące jego brata z Ashley, by móc zachowywać się
normalnie.
Nic-się-nie-działo.
- Da się to zjeść?
– zapytał, starając się, by jego głos zabrzmiał wesoło i uśmiechnął się
serdecznie do blondynki, przyglądając jej się trochę dłużej niż powinien. Miała
takie śliczne włosy…
- Pod
warunkiem, że… - zaczął Tom, ale przerwał, gdy zauważył, że Ashley patrzy na
niego spod byka. – To znaczy, tak! Jest pyszne! – dokończył i pokiwał głową, na
co ona zaśmiała się tak uroczo, że jemu zrobiło się ciepło na sercu. Śmiała się
tak cudownie…
- W takim razie
i ja poproszę kawałek. – Nie spuszczając z niej wzroku, usiadł naprzeciwko
niej. Prawie tak jak podczas śniadania, ale teraz zajęli miejsca odwrotnie –
ona jeszcze w kuchni, a on na wylocie do salonu.
- Na twoją
odpowiedzialność – odparła, podnosząc się i odwróciła się do niego tyłem, by
ukroić kawałek i jemu. Jej figura była tak idealna…
Nie chcąc
patrzeć na nią zbyt nachalnie, nachylił się nad talerzykiem swojego brata, żeby
przyjrzeć się wypiekowi.
- Jak odkroisz
wierzch, to jest zjadliwe – szepnął głośno Tom, chcąc, by i ona to usłyszała.
- Tom! – Znów pisnęła
imię jego bliźniaka i chciała wymierzyć mu taką samą karę jak poprzednio, ale i
tym razem jej się nie udało. Bill nawet nie zorientował się, kiedy rękawica
kuchenna uderzyła jego twarz, na co dredowłosy wybuchł głośnym śmiechem.
- Hej, naucz
się celować, bo tak możesz źle skończyć, kruszynko! – Bill wyprostował się i odrzucił
jej rękawicę, trafiając ją w bok, po czym roześmiał się tak samo jak jego brat,
a kilka sekund później znów poczuł niespodziewane miękkie uderzenie.
- Właśnie
ćwiczę!
Była tak uroczo
zadziorna…
Siedziała na
łóżku w przydzielonym jej pokoju gościnnym, trzymając na kolanach laptopa.
Tkwiła w tej pozycji już od prawie dwóch godzin i nie mogła oderwać wzroku od
ekranu. Po zjedzeniu dolnej, mniej przypalonej części nieudanego ciasta i
ustaleniu planu na jutrzejszy dzień rozeszli się do swoich pokoi. Oni jutro zamierzali
znów być w studiu, a ona cały dzień miała rozbity przez duże odstępy czasowe
między oględzinami poszczególnych mieszkań. Mieli zobaczyć się tylko rano i na
wieczór, a kolejnego dnia mieli zaplanowany dwudniowy wyjazd do Berlina.
Przerwało jej
pukanie do drzwi, które uchyliły się, gdy rzuciła w ich stronę zdziwione „proszę”. Nie spodziewała się w tej
chwil, że któryś z bliźniaków ją odwiedzi, ale mogłaby założyć się, że ujrzy za
chwilę Billa. To z nim była w najbliższym kontakcie, ale jakie było jej zdziwienie,
gdy zza drzwi wychyliła się twarz starszego Kaulitza. Zmarszczyła czoło, będąc
nieco zdezorientowana, ale zaprosiła go do środka skinieniem. Zamknął za sobą
drzwi i usiadł na pościeli obok niej.
- Co robisz? –
zapytał, zaglądając ukradkiem do jej komputera.
Lubiła
przebywać z Tomem sam na sam. W towarzystwie był niedojrzałym, zabawnym
gościem, ale gdy zostawali sami – choć rzadko się to zdarzało – był bardzo
dojrzały i spokojny. Na takiego wyglądał też w tym momencie, gdy siedział obok
i przyglądał się jej uważnie, ale wciąż z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Nie
uwierzysz, na co się natknęłam. Ludzie piszą o was opowiadania w Internecie.
- O kim?
- O was! –
Skierowała laptopa w jego stronę, by mógł dokładnie spojrzeć na bloga, w którym
się zaczytała. – A co najdziwniejsze, to jest naprawdę niezłe! Jestem na ósmym
rozdziale, wciągnęłam się.
- Tak, kiedyś
sam jakimś cudem trafiłem na coś takiego, ale nie wczytywałem się. Na początku
byliśmy w szoku, a teraz tylko zastanawiamy się, na ile jest to po prostu
obsadzenie nas jako bohaterów takiej opowieści i rozwijanie swojej pasji oraz
talentu, a na ile zwyczajna obsesja… Chciałbym, żeby była to ta pierwsza opcja,
bo miło by było być dla kogoś inspiracją do tworzenia. Ale być bohaterem
stworzonym tylko dlatego, że dziewczyna marzy o byciu ze mną, ale wie, że to
niemożliwe i w ten sposób po prostu tworzy sobie ten związek w głowie, to… No
cóż, już niekoniecznie. Nie wiem, czy wiesz, o co mi chodzi…
- Tak, chyba
tak. Nie chcesz, żeby dziewczyna żyła wymyślonym przez siebie życiem.
- Dokładnie.
- Ale nie
przyszedłeś chyba, żeby rozmawiać o powodach fanek do pisania o was? – Zamknęła
komputer i spojrzała bacznie na chłopaka, który wykrzywił usta w oznace
zmieszania. A przynajmniej tak jej się wydawało.
- Nie,
właściwie chciałem pogadać o… - zatrzymał się na moment. - O Billu – dokończył,
głośno wzdychając.
O Billu? A co
on miał do powiedzenia o Billu?
- O Billu? – Powtórzyła swoje myśli. Niczego
nie rozumiała.
- Tak, bo
wiesz… Nie zauważyłaś, że dziwnie się zachowuje?
Co to za
pytanie?! Bill zachowywał się jak wariat, wysyłając jej sprzeczne sygnały.
Mówił jedno, robił drugie. Robił jedno, mówił drugie. Od samego początku był
dla niej człowiekiem-zagadką, intrygującym przypadkiem, który przyciągał ją do
siebie swoją tajemniczością i rozbieżnością. A Tom pytał ją, czy nie zauważyła jego
dziwnego zachowania?!
- A powinnam
była zauważyć?
Nie miała
pojęcia, do czego zmierzał dredowłosy. Nie wiedziała, co Bill mu powiedział, a
czego nie, bo przecież wszystko, co działo się między nimi… Działo się między
nimi. Pośród innych osób był zawsze taki sam – zdystansowany. A gdy zostawali
sami, miała wrażenie, że dystans ten znacznie się skracał, a chwilami nawet
wcale go nie było. Bo czy można było mówić o jakimś dystansie, gdy leżała
wtulona w jego ramiona?
- No tak, nie
znasz go tak długo jak ja, ja wyłapuję wszystkie anomalie w jego zachowaniu…
Ale chociażby jego dzisiejsza ucieczka do łazienki bez powodu.
- Mówiłeś, że
miał po prostu zły dzień. – Zmarszczyła brwi, coraz bardziej się gubiąc.
- Chodzi o to,
że dla niego to ciężka sytuacja. Jest raczej typem nieufnego samotnika, ale
musiał mieć cię przy sobie na wypadek jakiegoś niespodziewanego wyjścia,
jednocześnie chcąc zapewnić ci bezpieczeństwo i komfort… Cholera, to takie
skomplikowane… Nie zrozum mnie źle, to nie tak, że cię tu nie chcemy. Przecież
dobrze się dogadujemy i nie przeszkadzasz nam w żadnym stopniu, to tylko on
musi się oswoić z twoją obecnością. Do tej pory nikt obcy nie nocował w naszym
domu i on czuje się trochę… skrępowany.
Przez chwilę w
ogóle się nie odzywała, próbując jakoś sobie to wszystko poukładać w głowie.
Musi się oswoić z jej obecnością, czuje się skrępowany… Ale jednocześnie
przychodzi do niej w nocy, obejmuje ją i zasypia z nią na kanapie w salonie.
Tak! To takie logiczne!
- Nie mam
pojęcia, jak ci to wytłumaczyć… - Tom podrapał się po głowie i nadal wykrzywiał
usta w zakłopotaniu. – I chyba nie ujmę tego lepiej niż on sam. Ma problem z
tym, że „jak wstał rano, to nie mógł zejść na dół w samych gaciach, tylko
musiał coś na siebie założyć”.
Otworzyła ze
zdumienia oczy na pełną szerokość. Przecież nie spał u siebie, tylko w salonie.
Nie był „w samych gaciach”, tylko w ubraniach. Nie schodził rano na dół, tylko był
tam przez całą noc.
Dotarło do
niej, że Bill nie tyle nie powiedział bratu o tym, co między nimi zaszło, ale
okłamał go.
Zaczynała mieć
tego wszystkiego dosyć, bo już zupełnie nie wiedziała, co jest jego naturalnym
zachowaniem, a co nie. I przede wszystkim, dlaczego ukrywał przed Tomem ich
zbliżenie. Wydawało jej się jedynie, że skoro okłamał własnego bliźniaka, to
musiało to mieć dla niego jakieś znaczenie. W przeciwnym razie powiedziałby mu
prawdę. Tak? Czy nie?
- Rozumiem… -
odparła, uśmiechając się blado, choć nie rozumiała niczego.
- To tylko i
wyłącznie kwestia czasu. Przecież w trasie nie będzie powstrzymywał się, by
przy tobie nie beknąć.
Mimo natłoku
myśli roześmiała się głośno, wyobrażając sobie taką sytuację.
Zacisnął z
wściekłości zęby i pięści, gdy usłyszał jej śmiech. Nie, on wcale nie nasłuchiwał.
Wcale nie stał w przedpokoju, tuż przy otwartych drzwiach korytarza prowadzącego
do jej pokoju. Wcale nie przyszedł tu, słysząc, że Tom wychodzi od siebie i
idzie na dół. I wcale nie układał sobie w głowie odpowiedzi na pytanie „co ty tu robisz?”, które w każdej
chwili mógł zadać mu jego brat, wychodząc od niej z pokoju. Tylko przechodzę, szedłem do garderoby.
Kolejne kłamstwo, jakie miało paść z jego ust. Oczywiście, że stał tu i
nasłuchiwał i oczywiście, że przyszedł tu, bo usłyszał, jak Tom schodzi po
schodach. I był wtedy niemalże pewien, że nie kierował się do kuchni, lecz do Ashley.
I miał rację.
Nie wyłapał do
tej pory żadnych innych dźwięków, jedynie stłumiony przez zamknięte drzwi,
ledwo słyszalny śmiech. O godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści.
Zaklął pod
nosem i zawrócił na górę, udając się do siebie. Był niemalże pewien, że Tom
chciał zbliżyć się do niej tak samo jak on. I musiał to powstrzymać, nim mogło
być za późno.
Nie minęły dwie
minuty, a usłyszał, że jego brat wraca do pokoju. Poczuł się kompletnie
zdezorientowany. Spodziewał się, że pobędzie tam dłuższy czas, a okazało się,
że całe jego wyjście nie zajęło mu nawet dziesięciu minut. A może jednak się
pomylił w ocenie relacji Toma i Ashley? Gdyby tylko mógł o to zapytać… Chociaż
właściwie… Dlaczego nie?
Wyszedł na
korytarz, nie układając sobie nawet żadnego planu działania i bez pukania
otworzył bliźniacze drzwi. Ujrzał brata stojącego do niego tyłem bez koszulki
na środku pomieszczenia i rozpinającego pasek od spodni. Serce podskoczyło mu
do gardła i na moment przestało bić. Z przerażeniem w sekundzie omiótł wzrokiem
cały ciemny pokój, szukając w nim blondynki.
Nie było jej.
Odetchnął z ogromną ulgą i poczuł, jak rozluźniają się mięśnie w jego ciele.
Nawet nie zauważył, że w ciągu tak krótkiej chwili tak bardzo się spiął. Ale
gdyby ją tu zobaczył, to… Dlaczego w ogóle taki scenariusz pojawił się w jego
głowie?
- Co chcesz? –
Tom odwrócił się do niego przodem i spojrzał na niego zaskoczony, zsuwając za
duże spodnie z bioder i kopiąc je w kąt. – Idę się kąpać.
- Byłeś na
dole?
Gitarzysta miał
coraz bardziej zdezorientowaną minę.
- No byłem,
poszedłem na moment do Ashley, a co?
Bill znowu
znieruchomiał. Jego podejrzenia coraz mniej pasowały do działań jego brata.
Dlaczego Tom sam mu o tym powiedział? Spodziewał się, że dredowłosy będzie to
ukrywał i zacznie się jakoś tłumaczyć. Bill już zdążył wymyślić kolejne
kłamstwo: że zszedł się napić, ale Toma nie było ani w kuchni, ani w łazience,
ani w garderobie – co oznaczało, że musiał być u niej, dlatego się zaciekawił…
A Tom tak po prostu sam mu to powiedział.
- Do Ashley? –
Udawał tak zdziwionego, że prawie sam uwierzył w to, że wcale o tym nie
wiedział. – Łączy was coś? – zapytał niby od niechcenia i usiadł na łóżku. Prawie
nagi Tom nadal stał na środku pokoju, lecz teraz na jednej nodze, próbując
zdjąć ze stopy skarpetkę.
- Że co? –
Prawie przewrócił się, gdy to usłyszał i parsknął śmiechem, stając na obydwie
nogi.
- Macie chyba
dobry kontakt, nie?
- Bill, czy ty
się dobrze czujesz? Jeśli kogoś miałoby coś z nią łączyć, to tylko ciebie, bo
to ty spędzasz z nią najwięcej czasu, bo to przede wszystkim twój pracownik.
Ale wiem, że tak nie jest, bo ty nie zrobiłbyś czegoś takiego, to wyjątkowo nie
w twoim stylu. Widzę, że póki co nieco cię ta dziewczyna drażni.
- No, ale
mówiłeś, że ci się podoba. – Całkowicie zignorował wypowiedź brata na swój
temat i drążył rozpoczęty przez siebie wątek. Musiał wiedzieć, co było między
nimi.
- Człowieku, a
tobie się nie podoba? Pewnie, że mi się podoba, ale co z tego? Jest ładna, ale
dużo dziewczyn jest ładnych i dużo dziewczyn mam w głowie w różnych sytuacjach.
Ale trzymam się twojej zasady o nie sypianiu ze współpracownikami. Masz mnie za
idiotę?! Wiem, że czasami coś palnę, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego,
że jakiekolwiek bliższe relacje z osobą, z którą się pracuje, nigdy nie kończą
się dobrze.
- No dobra,
tylko pytam. Ale co w takim razie u niej robiłeś?
- A co, nie
wolno mi z nią przebywać i rozmawiać?! – Tom znacznie podniósł głos i zaczął
mrużyć gniewnie oczy.
- Wolno, po
prostu pytam! – Krzyknął, nie zwracając nawet uwagi na to, że mogła przecież to
usłyszeć. Nie myślał o tym, był wściekły na to, że bliźniak nie chciał zdradzić
mu celu swojej wizyty u Ashley. Powoli odchodził od zmysłów i nie był w stanie
zachować spokoju. – Nie możesz odpowiedzieć na tak proste pytanie?! To może
jednak coś was łączy?!
- Pytasz, co u niej robiłem? – Dredowłosy w
jednej sekundzie doskoczył do niego, nachylił się nad nim, po czym syknął przez
zaciśnięte zęby: - Uspokajałem ją, by nie zwracała uwagi na twoje porąbane
zachowania.