wtorek, 24 czerwca 2014

23. „Nie ma się czego doszukiwać.”

Siedziała przy kuchennym stole Kaulitzów i opowiadała mamie przez telefon, jak wyglądało pierwsze z czterech mieszkań, które zdecydowała się obejrzeć. Jak na jednego lokatora było całkiem spore, bo miało około pięćdziesiąt metrów kwadratowych, co w porównaniu z jej poprzednimi trzydziestoma było naprawdę dużą powierzchnią. Mieszkanie jej się podobało, chociaż zupełnie nie wiedziała, do czego wykorzystałaby drugi z pokoi. Ten większy byłby jej sypialnią, ale drugi? Może zrobiłaby z niego garderobę? Zawsze miała problem zwłaszcza z przechowywaniem butów, których miała już około pięćdziesięciu par, więc przydałoby jej się takie pomieszczenie. Rozmawiała z mamą na ten temat, będąc tym całkowicie pochłonięta, aż nagle dobiegł ją podekscytowany pisk fanek.
- Bliźniacy wrócili! - Zerwała się z miejsca i podbiegła do okna, przez które dostrzegła wjeżdżające na posesję czarne audi.
Spojrzała przelotnie na zegarek i z przerażeniem na piekarnik, w którym od godziny znajdowało się ciasto.
- Boże, mamo, spaliłam ciasto, muszę kończyć! – Rozłączyła się, rzucając telefon na blat i doskoczyła do piekarnika, który od razu wyłączyła i uchyliła jego drzwiczki. Przez ułamki sekund łudziła się, że może będzie dobre, ale gdy tylko ujrzała ciemnobrązowy, niemalże czarny wierzch, porzuciła wszystkie nadzieje.
Gdy późnym popołudniem wróciła z oględzin mieszkania, nie chciała tak bezczynnie siedzieć i pozwoliła sobie ze znalezionych składników upiec szybkie ciasto z malinami. Ale tak się zagadała z mamą, że zapomniała o nim na śmierć. Jak to się stało, że nawet nie poczuła charakterystycznego zapachu przypalenia?
Założyła kuchenne rękawice i wyjęła blachę na podstawkę. Może gdyby posypała je grubą warstwą cukru pudru, to by nie zauważyli? Albo gdyby polała je czekoladą…
Stała nad blaszką i patrzyła ze zrezygnowaną miną na swój żałosny wypiek. No i po posadzie kucharki. Chciało jej się śmiać z samej siebie.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i odwróciła się w stronę przedpokoju.
- Co tu tak…? – Bill urwał i spojrzał na nią uważnie spod zmarszczonych brwi.
- Ashley, piekłaś coś? – W pomieszczeniu pojawił się drugi bliźniak i gdy tylko zdjęli buty, weszli do kuchni, przyglądając jej się z zaciekawieniem. Rzadko widywała ich w takim wydaniu i wciąż miała wrażenie niecodzienności Toma bez czapki i w rozpuszczonych dredach, a Billa bez makijażu i z naturalnie falowanymi włosami, podczas gdy to były właśnie ich codzienne oblicza. Dopiero w takim wydaniu można było od razu poznać, że ta dwójka to bliźniacy. W obydwu wersjach jednak byli dla niej tymi samymi ludźmi i w obydwu wersjach Kaulitzowie mieli twarze idealne.
- Co tu robiłaś? – Czarnowłosy wyglądał na rozbawionego, co wcale jej nie zdziwiło, bo miał powody do śmiechu.
Odsunęła się kawałek od blaszki, odsłaniając im widok na prawie czarne ciasto.
- Chciałam wam coś upiec, skoro nie miałam nic ciekawszego do roboty… Ale okazało się, że rozmowa z mamą jednak była ciekawsza i zupełnie o nim zapomniałam… - wytłumaczyła, krzywiąc się i wbiła nóż w wysuszone ciasto.
- Może nie jest aż takie złe? Nałóż nam po kawałku, spróbujemy.
- Najwyżej trochę odkroimy. Co to w ogóle za ciasto?
No tak, gdy było czarne, ciężko było stwierdzić, czy jest to sernik, szarlotka, czy ciasto czekoladowe. Po ich minach widziała, że wcale nie mieli ochoty tego próbować i powstrzymywali się, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Z malinami. Ale ja nie przyłożę ręki do waszego zatrucia! Poza tym, nie je się ciepłego ciasta, trzeba poczekać, aż ostygnie.
- Daj spokój, może być ciepłe… - zaczął Bill, ale brat nie pozwolił mu dokończyć
- Od odrobiny spalenizny nikt jeszcze nie umarł – odparował dredowłosy, czym rozśmieszył całą ich trójkę.
- Tom! – pisnęła z wyrzutem i rzuciła w niego dużą rękawicą kuchenną, którą on w porę złapał i odrzucił, ale zamiast w nią, trafił w stojące obok pojemniki z przyprawami, przewracając je na blat. – Uważaj! – krzyknęła, śmiejąc się, jakby wywoływał szkody co najmniej w jej mieszkaniu, a nie w swoim własnym.
- Jeśli nie umrę po zjedzeniu twojego popisowego wypieku, to je poustawiam!
Przez chwilę śmiali się z całej sytuacji w trójkę, ale nagle Bill bez słowa wytłumaczenia oddalił się od nich i zamknął się w łazience. Odprowadzili go wzrokiem, po czym spojrzeli po sobie zaskoczeni.
- Powiedziałam coś nie tak? – zapytała, próbując przypomnieć sobie każde swoje słowo, ale nie wydawało jej się, by któreś mogło go urazić.
- Nie, to on dzisiaj ma jakiś zły dzień.
Ma zły dzień? Jak to? Po nocy spędzonej z nią na kanapie miał zły dzień? Może to naprawdę nic dla niego nie znaczyło?
To, co powiedział Tom, wydało jej się bardzo dziwne, bo ona wcale wcześniej nie zauważyła, by Bill był rozdrażniony. Ale może znała go zbyt krótko by to dostrzec?
- To nałożysz mi?


Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Nic się nie stało. To normalna interakcja pomiędzy jego bratem, a makijażystką. Nic więcej. Żadnego głębszego znaczenia. Nie ma się czego doszukiwać.
Otworzył oczy i spojrzał na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Czuł się nijako. Jego naturalny wygląd nie istniał. Bez scenicznego wizerunku czuł się niekompletny i poniekąd nagi. Jego długie, czarne, naturalnie falowane włosy nie pasowały zupełnie do niczego, jeśli nie miał podkreślonych oczu. Były zapuszczone i farbowane tylko po to, by przed pokazaniem się publicznie charakterystycznie je nastroszyć i dodać do tego makijaż. Bez tego wyglądały strasznie i nie chodziło tu o złe dopasowanie fryzury do jego twarzy – takie włosy nie pasowałyby nikomu, bo były stworzone tylko do stylizacji. Jego brat bliźniak w naturalnej wersji był normalny, bo niewiele różniła się ona od tej medialnej – w domu Tom nie nosił po prostu czapki. Za to on wyglądał zupełnie inaczej i czuł się niekompletny i nieatrakcyjny.
Nie obchodziło go to, że kochała go cała nastoletnia część Europy. Wszystkie te dziewczyny nie widywały go na co dzień i w ich wyobrażeniach nigdy nie był naturalnym Billem, dlatego ogromna ilość piszczących na jego widok fanek wcale nie dodawała mu w tym momencie pewności siebie. Nigdy wcześniej się nad tym jakoś specjalnie nie zastanawiał i nie było to dla niego problemem. Najbliżsi znali go od dawna i byli przyzwyczajeni do tego, że bez stylizacji wyglądał dziwnie. W jego otoczeniu nie było nikogo, przy kim zależałoby mu na dobrym wyglądzie w każdej chwili. Do czasu. Do ubiegłego tygodnia, gdy zaczął zauważać, że chciał podobać się tej jednej, nowej w jego życiu osobie.
Wolałby zostać w tej łazience przez resztę wieczoru, ale wizja jego brata i Ashley samych za bardzo go przerażała. Musiał wyjść, udać, że nic się nie stało, a Tomowi znowu powiedzieć jakieś małe kłamstwo. W czym jak w czym, ale w kłamaniu był świetny. Może nawet lepszy niż w śpiewaniu. Musiał zmyślić, że nie spodobało mu się, że Ashley bez pytania kręciła się u nich w kuchni, podczas gdy tak naprawdę cieszył się, że czuła się w jego domu tak swobodnie i gdyby nie było to nie na miejscu, zaproponowałby jej, by zamieszkała z nimi na zawsze. Kłamstwo na kłamstwie.
Nic ich przecież nie łączy. To tylko przyjacielskie gesty. Niewinne żarty.
Ostatni raz spojrzał na postać odbijającą się w lustrze i przywołał na twarz wyuczony przez dwa lata kariery uśmiech. Stanowczo nacisnął klamkę i opuścił łazienkę i już stąd widział, że Ashley i Tom siedzieli przy stole i z rozbawieniem na twarzach grzebali łyżeczkami w nieudanym cieście. Gdy tylko go zauważyli, od razu odwrócili głowę w jego stronę i zamilkli. Zacisnął zęby i próbował wyrzucić z głowy wszystkie myśli łączące jego brata z Ashley, by móc zachowywać się normalnie.
Nic-się-nie-działo.
- Da się to zjeść? – zapytał, starając się, by jego głos zabrzmiał wesoło i uśmiechnął się serdecznie do blondynki, przyglądając jej się trochę dłużej niż powinien. Miała takie śliczne włosy…
- Pod warunkiem, że… - zaczął Tom, ale przerwał, gdy zauważył, że Ashley patrzy na niego spod byka. – To znaczy, tak! Jest pyszne! – dokończył i pokiwał głową, na co ona zaśmiała się tak uroczo, że jemu zrobiło się ciepło na sercu. Śmiała się tak cudownie…
- W takim razie i ja poproszę kawałek. – Nie spuszczając z niej wzroku, usiadł naprzeciwko niej. Prawie tak jak podczas śniadania, ale teraz zajęli miejsca odwrotnie – ona jeszcze w kuchni, a on na wylocie do salonu.
- Na twoją odpowiedzialność – odparła, podnosząc się i odwróciła się do niego tyłem, by ukroić kawałek i jemu. Jej figura była tak idealna…
Nie chcąc patrzeć na nią zbyt nachalnie, nachylił się nad talerzykiem swojego brata, żeby przyjrzeć się wypiekowi.
- Jak odkroisz wierzch, to jest zjadliwe – szepnął głośno Tom, chcąc, by i ona to usłyszała.
- Tom! – Znów pisnęła imię jego bliźniaka i chciała wymierzyć mu taką samą karę jak poprzednio, ale i tym razem jej się nie udało. Bill nawet nie zorientował się, kiedy rękawica kuchenna uderzyła jego twarz, na co dredowłosy wybuchł głośnym śmiechem.
- Hej, naucz się celować, bo tak możesz źle skończyć, kruszynko! – Bill wyprostował się i odrzucił jej rękawicę, trafiając ją w bok, po czym roześmiał się tak samo jak jego brat, a kilka sekund później znów poczuł niespodziewane miękkie uderzenie.
- Właśnie ćwiczę!
Była tak uroczo zadziorna…


Siedziała na łóżku w przydzielonym jej pokoju gościnnym, trzymając na kolanach laptopa. Tkwiła w tej pozycji już od prawie dwóch godzin i nie mogła oderwać wzroku od ekranu. Po zjedzeniu dolnej, mniej przypalonej części nieudanego ciasta i ustaleniu planu na jutrzejszy dzień rozeszli się do swoich pokoi. Oni jutro zamierzali znów być w studiu, a ona cały dzień miała rozbity przez duże odstępy czasowe między oględzinami poszczególnych mieszkań. Mieli zobaczyć się tylko rano i na wieczór, a kolejnego dnia mieli zaplanowany dwudniowy wyjazd do Berlina.
Przerwało jej pukanie do drzwi, które uchyliły się, gdy rzuciła w ich stronę zdziwione „proszę”. Nie spodziewała się w tej chwil, że któryś z bliźniaków ją odwiedzi, ale mogłaby założyć się, że ujrzy za chwilę Billa. To z nim była w najbliższym kontakcie, ale jakie było jej zdziwienie, gdy zza drzwi wychyliła się twarz starszego Kaulitza. Zmarszczyła czoło, będąc nieco zdezorientowana, ale zaprosiła go do środka skinieniem. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na pościeli obok niej.
- Co robisz? – zapytał, zaglądając ukradkiem do jej komputera.
Lubiła przebywać z Tomem sam na sam. W towarzystwie był niedojrzałym, zabawnym gościem, ale gdy zostawali sami – choć rzadko się to zdarzało – był bardzo dojrzały i spokojny. Na takiego wyglądał też w tym momencie, gdy siedział obok i przyglądał się jej uważnie, ale wciąż z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Nie uwierzysz, na co się natknęłam. Ludzie piszą o was opowiadania w Internecie.
- O kim?
- O was! – Skierowała laptopa w jego stronę, by mógł dokładnie spojrzeć na bloga, w którym się zaczytała. – A co najdziwniejsze, to jest naprawdę niezłe! Jestem na ósmym rozdziale, wciągnęłam się.
- Tak, kiedyś sam jakimś cudem trafiłem na coś takiego, ale nie wczytywałem się. Na początku byliśmy w szoku, a teraz tylko zastanawiamy się, na ile jest to po prostu obsadzenie nas jako bohaterów takiej opowieści i rozwijanie swojej pasji oraz talentu, a na ile zwyczajna obsesja… Chciałbym, żeby była to ta pierwsza opcja, bo miło by było być dla kogoś inspiracją do tworzenia. Ale być bohaterem stworzonym tylko dlatego, że dziewczyna marzy o byciu ze mną, ale wie, że to niemożliwe i w ten sposób po prostu tworzy sobie ten związek w głowie, to… No cóż, już niekoniecznie. Nie wiem, czy wiesz, o co mi chodzi…
- Tak, chyba tak. Nie chcesz, żeby dziewczyna żyła wymyślonym przez siebie życiem.
- Dokładnie.
- Ale nie przyszedłeś chyba, żeby rozmawiać o powodach fanek do pisania o was? – Zamknęła komputer i spojrzała bacznie na chłopaka, który wykrzywił usta w oznace zmieszania. A przynajmniej tak jej się wydawało.
- Nie, właściwie chciałem pogadać o… - zatrzymał się na moment. - O Billu – dokończył, głośno wzdychając.
O Billu? A co on miał do powiedzenia o Billu?
 - O Billu? – Powtórzyła swoje myśli. Niczego nie rozumiała.
- Tak, bo wiesz… Nie zauważyłaś, że dziwnie się zachowuje?
Co to za pytanie?! Bill zachowywał się jak wariat, wysyłając jej sprzeczne sygnały. Mówił jedno, robił drugie. Robił jedno, mówił drugie. Od samego początku był dla niej człowiekiem-zagadką, intrygującym przypadkiem, który przyciągał ją do siebie swoją tajemniczością i rozbieżnością. A Tom pytał ją, czy nie zauważyła jego dziwnego zachowania?!
- A powinnam była zauważyć?
Nie miała pojęcia, do czego zmierzał dredowłosy. Nie wiedziała, co Bill mu powiedział, a czego nie, bo przecież wszystko, co działo się między nimi… Działo się między nimi. Pośród innych osób był zawsze taki sam – zdystansowany. A gdy zostawali sami, miała wrażenie, że dystans ten znacznie się skracał, a chwilami nawet wcale go nie było. Bo czy można było mówić o jakimś dystansie, gdy leżała wtulona w jego ramiona?
- No tak, nie znasz go tak długo jak ja, ja wyłapuję wszystkie anomalie w jego zachowaniu… Ale chociażby jego dzisiejsza ucieczka do łazienki bez powodu.
- Mówiłeś, że miał po prostu zły dzień. – Zmarszczyła brwi, coraz bardziej się gubiąc.
- Chodzi o to, że dla niego to ciężka sytuacja. Jest raczej typem nieufnego samotnika, ale musiał mieć cię przy sobie na wypadek jakiegoś niespodziewanego wyjścia, jednocześnie chcąc zapewnić ci bezpieczeństwo i komfort… Cholera, to takie skomplikowane… Nie zrozum mnie źle, to nie tak, że cię tu nie chcemy. Przecież dobrze się dogadujemy i nie przeszkadzasz nam w żadnym stopniu, to tylko on musi się oswoić z twoją obecnością. Do tej pory nikt obcy nie nocował w naszym domu i on czuje się trochę… skrępowany.
Przez chwilę w ogóle się nie odzywała, próbując jakoś sobie to wszystko poukładać w głowie. Musi się oswoić z jej obecnością, czuje się skrępowany… Ale jednocześnie przychodzi do niej w nocy, obejmuje ją i zasypia z nią na kanapie w salonie. Tak! To takie logiczne!
- Nie mam pojęcia, jak ci to wytłumaczyć… - Tom podrapał się po głowie i nadal wykrzywiał usta w zakłopotaniu. – I chyba nie ujmę tego lepiej niż on sam. Ma problem z tym, że „jak wstał rano, to nie mógł zejść na dół w samych gaciach, tylko musiał coś na siebie założyć”.
Otworzyła ze zdumienia oczy na pełną szerokość. Przecież nie spał u siebie, tylko w salonie. Nie był „w samych gaciach”, tylko w ubraniach. Nie schodził rano na dół, tylko był tam przez całą noc.
Dotarło do niej, że Bill nie tyle nie powiedział bratu o tym, co między nimi zaszło, ale okłamał go.
Zaczynała mieć tego wszystkiego dosyć, bo już zupełnie nie wiedziała, co jest jego naturalnym zachowaniem, a co nie. I przede wszystkim, dlaczego ukrywał przed Tomem ich zbliżenie. Wydawało jej się jedynie, że skoro okłamał własnego bliźniaka, to musiało to mieć dla niego jakieś znaczenie. W przeciwnym razie powiedziałby mu prawdę. Tak? Czy nie?
- Rozumiem… - odparła, uśmiechając się blado, choć nie rozumiała niczego.
- To tylko i wyłącznie kwestia czasu. Przecież w trasie nie będzie powstrzymywał się, by przy tobie nie beknąć.
Mimo natłoku myśli roześmiała się głośno, wyobrażając sobie taką sytuację.


Zacisnął z wściekłości zęby i pięści, gdy usłyszał jej śmiech. Nie, on wcale nie nasłuchiwał. Wcale nie stał w przedpokoju, tuż przy otwartych drzwiach korytarza prowadzącego do jej pokoju. Wcale nie przyszedł tu, słysząc, że Tom wychodzi od siebie i idzie na dół. I wcale nie układał sobie w głowie odpowiedzi na pytanie „co ty tu robisz?”, które w każdej chwili mógł zadać mu jego brat, wychodząc od niej z pokoju. Tylko przechodzę, szedłem do garderoby. Kolejne kłamstwo, jakie miało paść z jego ust. Oczywiście, że stał tu i nasłuchiwał i oczywiście, że przyszedł tu, bo usłyszał, jak Tom schodzi po schodach. I był wtedy niemalże pewien, że nie kierował się do kuchni, lecz do Ashley. I miał rację.
Nie wyłapał do tej pory żadnych innych dźwięków, jedynie stłumiony przez zamknięte drzwi, ledwo słyszalny śmiech. O godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści.
Zaklął pod nosem i zawrócił na górę, udając się do siebie. Był niemalże pewien, że Tom chciał zbliżyć się do niej tak samo jak on. I musiał to powstrzymać, nim mogło być za późno.

Nie minęły dwie minuty, a usłyszał, że jego brat wraca do pokoju. Poczuł się kompletnie zdezorientowany. Spodziewał się, że pobędzie tam dłuższy czas, a okazało się, że całe jego wyjście nie zajęło mu nawet dziesięciu minut. A może jednak się pomylił w ocenie relacji Toma i Ashley? Gdyby tylko mógł o to zapytać… Chociaż właściwie… Dlaczego nie?
Wyszedł na korytarz, nie układając sobie nawet żadnego planu działania i bez pukania otworzył bliźniacze drzwi. Ujrzał brata stojącego do niego tyłem bez koszulki na środku pomieszczenia i rozpinającego pasek od spodni. Serce podskoczyło mu do gardła i na moment przestało bić. Z przerażeniem w sekundzie omiótł wzrokiem cały ciemny pokój, szukając w nim blondynki.
Nie było jej. Odetchnął z ogromną ulgą i poczuł, jak rozluźniają się mięśnie w jego ciele. Nawet nie zauważył, że w ciągu tak krótkiej chwili tak bardzo się spiął. Ale gdyby ją tu zobaczył, to… Dlaczego w ogóle taki scenariusz pojawił się w jego głowie?
- Co chcesz? – Tom odwrócił się do niego przodem i spojrzał na niego zaskoczony, zsuwając za duże spodnie z bioder i kopiąc je w kąt. – Idę się kąpać.
- Byłeś na dole?
Gitarzysta miał coraz bardziej zdezorientowaną minę.
- No byłem, poszedłem na moment do Ashley, a co?
Bill znowu znieruchomiał. Jego podejrzenia coraz mniej pasowały do działań jego brata. Dlaczego Tom sam mu o tym powiedział? Spodziewał się, że dredowłosy będzie to ukrywał i zacznie się jakoś tłumaczyć. Bill już zdążył wymyślić kolejne kłamstwo: że zszedł się napić, ale Toma nie było ani w kuchni, ani w łazience, ani w garderobie – co oznaczało, że musiał być u niej, dlatego się zaciekawił… A Tom tak po prostu sam mu to powiedział.
- Do Ashley? – Udawał tak zdziwionego, że prawie sam uwierzył w to, że wcale o tym nie wiedział. – Łączy was coś? – zapytał niby od niechcenia i usiadł na łóżku. Prawie nagi Tom nadal stał na środku pokoju, lecz teraz na jednej nodze, próbując zdjąć ze stopy skarpetkę.
- Że co? – Prawie przewrócił się, gdy to usłyszał i parsknął śmiechem, stając na obydwie nogi.
- Macie chyba dobry kontakt, nie?
- Bill, czy ty się dobrze czujesz? Jeśli kogoś miałoby coś z nią łączyć, to tylko ciebie, bo to ty spędzasz z nią najwięcej czasu, bo to przede wszystkim twój pracownik. Ale wiem, że tak nie jest, bo ty nie zrobiłbyś czegoś takiego, to wyjątkowo nie w twoim stylu. Widzę, że póki co nieco cię ta dziewczyna drażni.
- No, ale mówiłeś, że ci się podoba. – Całkowicie zignorował wypowiedź brata na swój temat i drążył rozpoczęty przez siebie wątek. Musiał wiedzieć, co było między nimi.
- Człowieku, a tobie się nie podoba? Pewnie, że mi się podoba, ale co z tego? Jest ładna, ale dużo dziewczyn jest ładnych i dużo dziewczyn mam w głowie w różnych sytuacjach. Ale trzymam się twojej zasady o nie sypianiu ze współpracownikami. Masz mnie za idiotę?! Wiem, że czasami coś palnę, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek bliższe relacje z osobą, z którą się pracuje, nigdy nie kończą się dobrze.
- No dobra, tylko pytam. Ale co w takim razie u niej robiłeś?
- A co, nie wolno mi z nią przebywać i rozmawiać?! – Tom znacznie podniósł głos i zaczął mrużyć gniewnie oczy.
- Wolno, po prostu pytam! – Krzyknął, nie zwracając nawet uwagi na to, że mogła przecież to usłyszeć. Nie myślał o tym, był wściekły na to, że bliźniak nie chciał zdradzić mu celu swojej wizyty u Ashley. Powoli odchodził od zmysłów i nie był w stanie zachować spokoju. – Nie możesz odpowiedzieć na tak proste pytanie?! To może jednak coś was łączy?!

 - Pytasz, co u niej robiłem? – Dredowłosy w jednej sekundzie doskoczył do niego, nachylił się nad nim, po czym syknął przez zaciśnięte zęby: - Uspokajałem ją, by nie zwracała uwagi na twoje porąbane zachowania.

piątek, 6 czerwca 2014

22. „Okazało się, że Bill nie parzył.”

Patrzyła na niego w bezruchu i próbowała się uśmiechnąć, ale na jej twarzy wymalował się tylko niezręczny grymas. Wiedziała, że wszystko słyszał. Przyłapał ją na byciu w stu procentach sobą. Przy nim nigdy się tak nie zachowywała. Gdy była w pracy, nie chciała sprawiać wrażenia niedojrzałej. A nawet gdy była już po pracy, ale wciąż spędzała z nim czas, nie pozwalała sobie wtedy na pełną swobodę. Gdzieś w zakątkach jej głowy cały czas kręciła się myśl, że Bill nie jest jej przyjacielem, ale jednym z pracodawców. A jak to bywa z szefem, lepiej nie pokazywać mu się przesadnie z tej prywatnej strony. Nigdy nie wiadomo, które zachowanie, gest lub słowo mogłoby nie przypaść mu do gustu. Wolała nie ryzykować, by i Bill oceniał jej pracę na podstawie tego, jaka była na co dzień. Już wiele razy mówił jej, że się polubili, ale przez cały czas zachowywała przy nim pewien dystans. Z jednej strony bała się właśnie o to, że zostanie poddana ocenie na tej podstawie, a z drugiej po prostu paraliżował ją swoją obecnością tak, że nie potrafiła przy nim nawet swobodnie oddychać.
Nie miał ani makijażu, ani zrobionej fryzury, a i tak powodował szybsze bicie jej serca. Podobał jej się w obydwu wersjach – tej medialnej, jak i tej całkowicie naturalnej. Jeśli byłyby jeszcze jakieś inne, najprawdopodobniej uwielbiałaby go w każdej.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytał z szerokim uśmiechem i usiadł na krześle obok. Nie spuszczał z niej oka nawet na sekundę, co zdecydowanie utrudniało jej swobodny przepływ myśli.
- Z bratem, opowiadałam wam niedawno trochę o nim – odparła, znów siląc się na uniesienie kącików ust w górę. Miała ogromną nadzieję, że nie będzie miało dla niego znaczenia, jaka jest „po godzinach”. Zresztą przecież nie zachowywała się nienormalnie. Musiał przecież kiedyś poznać jej swobodniejszą stronę i zaakceptować ją lub nie. Nie dałaby rady przez cały czas udawać, bo miała spędzać z nim zbyt dużo czasu, by ciągle się kontrolować. – Pamiętasz? – dodała, gdy nadal jedynie się jej przyglądał.
- No jasne, że pamiętam. Mówiłaś, że ma dziesięć lat i chwilami bywa naprawdę irytujący. – Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a głos miał podejrzanie radosne brzmienie. Zaczynała się rozluźniać, bo wcale nie wyglądał, jakby coś mu w niej nie pasowało.
- Tak, a to była właśnie jedna z takich chwil. Właściwie dziesięć lat kończy dopiero za dwa miesiące. – Nareszcie zaśmiała się naturalnie, bo jej początkowy strach wydał jej się absurdalny i po prostu zabawny. Mogła mu wszystko swobodnie opowiedzieć. Przecież Bill nie zwolniłby jej z powodu prywatnych rozmów z młodszym bratem! – Zgadnij, czego zażądał na urodziny.
- Trochę podsłuchiwałem. – Zmrużył oczy i zmarszczył nos, wiedząc, że jego zachowanie było nieco niegrzeczne. – Jakiejś konsoli?
- Tak, zażądał ode mnie Xboxa, rozumiesz? Xboxa. – Patrzyła na niego rozbawiona i teraz, gdy się uspokoiła, jego wzrok nagle przestał niemalże przebijać ją na wylot. Nagle Bill wydawał się obserwować ją wesoło i słuchać z zaciekawieniem, a nie chcieć ją zwolnić. Tak bardzo chciała mieć tę pracę, że zaczynała mieć na tym punkcie niezdrową obsesję, ale na szczęście obudziły się w niej resztki rozsądku. Przecież nie robiłby tego wszystkiego, gdyby jej nie polubił. A skoro ją polubił, co zresztą sam powiedział, to nie zwracał uwagi na takie błahostki. Jej zdrowe myślenie chyba powróciło. Okazało się, że Bill nie parzył.
- Ja byłem chyba w tym wieku jakiś inny. – Zaczął, a ona musiała powstrzymać się, by nie powiedzieć, że przecież nadal jest inny. Jest intrygującym wyjątkiem pośród wszystkich innych ludzi. - W urodziny nie chciałem żadnych prezentów. Oczywiście, że miło było dostawać klocki Lego czy zdalnie sterowane samochody, ale ja chciałem tylko, by spełniło się moje marzenie. Tylko tego zawsze pragnąłem – muzyki w swoim życiu.
Bill wiele jej już opowiedział o tym, jak ciężko pracowali z chłopakami na swój sukces. Wiedziała, że jako zespół przeszli bardzo długą drogę, podczas której niejednokrotnie mieli pod górkę. Nie zawsze wszystko im sprzyjało, ale nigdy się nie poddawali, nigdy nie wątpili w swoje życiowe cele i wciąż uparcie dążyli do ich realizacji. W jej myślach zabrzmiało to jak wyuczona charakterystyka idealnego bohatera na lekcji literatury w liceum, ale w tym przypadku bohaterowie istnieli rzeczywiście, a nie tylko w książce.
- Twoje marzenie już się spełniło – zauważyła. – Co teraz chciałbyś dostać na urodziny? Mógłbyś mi coś podpowiedzieć. – Urodziny bliźniaków zbliżały się wielkimi krokami, bo miały być już za nieco ponad tydzień, w kolejną sobotę, a ona w sprawie prezentu dla nich nie miała żadnego pomysłu.
- Tak naprawdę mam już wszystko. Mam odnoszący sukcesy zespół, wspaniałych przyjaciół i rodzinę, jestem zdrowy i szczęśliwy. To brzmi tak banalnie, ale to wszystko, czego mi potrzeba. Poza tym, otrzymałem tak wiele, że już chyba nie powinienem prosić o więcej.
- Nie otrzymałeś tego, tylko ciężko na to sobie zapracowałeś.
Zamilkł na chwilę, analizując jej słowa. Był taki opanowany i patrzył na nią tak łagodnie, że całkowicie zapomniała, jak bardzo spięła się, gdy pojawił się w biurze.
- Chciałbym teraz tylko to wszystko zatrzymać. Chcę nadal mieć przy sobie wszystkie ważne dla mnie osoby i móc dalej robić to, co kocham. Wiem, że to nie są materialne rzeczy, ale ja naprawdę nie lubię takich prezentów. W zespole nigdy nic sobie nawzajem nie dajemy. W urodziny prosimy zawsze tylko o spełnienie marzeń, a moich marzeń  nie da się kupić. Można się jedynie przyczynić do ich spełnienia. Jeśli chcesz to zrobić, po prostu zostań przy mnie. – Czy on właśnie powiedział jej, że była dla niego ważna i chciał, by przy nim została? Nie zdążyła nawet się nad tym zastanowić, bo od razu kontynuował, nie dając jej dojść do słowa, co w pewnym sensie dało jej poczucie ulgi, bo nie miała pojęcia, co miałaby odpowiedzieć i czy aby na pewno dobrze zinterpretowała jego słowa. – Wiedziałem, że będziesz do nas pasowała. Widzę, że nadal się przy nas powstrzymujesz, ale naprawdę niepotrzebnie. Chciałbym, żebyś była tutaj swobodna, żebyś była sobą. Taka, jak przed chwilą w rozmowie z bratem.
Zawsze po jego wypowiedzi potrzebowała chwili dla siebie, by uporządkować myśli i zastanowić się nad tym, co chciałaby mu odpowiedzieć. Jego słowa zawsze uderzały w nią tak mocno, że musiała trochę przeczekać, by do nich przywyknąć.
- To po prostu dla mnie trochę niezręczna sytuacja – zaczęła swoje tłumaczenie - bo jesteśmy praktycznie w tym samym wieku i tak naprawdę nie do końca wiedziałam, jak mam się przy was zachowywać – wyjaśniła powoli, starając się nie nadinterpretować tego, co powiedział. Nie było ku temu powodów. Cały czas się uśmiechał, przyglądał jej się i mówił bardzo spokojnie. Całkowicie przyjacielsko. Tak, jakby nigdy nie leżała w jego ramionach, a przecież leżała i to dzisiaj rano.
- W takim razie teraz już wiesz. Bądź taka, jak podczas naszego pierwszego wyjazdu, pamiętasz? – Zrobił krótką pauzę i czekał na jej reakcję. Kiwnęła głową, posyłając mu uśmiech. Oczywiście, że pamiętała. I to aż za dobrze, bo był to ten wieczór, gdy przyszła do niego do pokoju, bo zapomniała kosmetyków, ale jemu najprawdopodobniej chodziło o te kilka godzin, które spędziła w restauracji w towarzystwie ich czterech. Oprócz jednego maila, krótkiej wymiany zdań w samochodzie i malutkiego incydentu w łazience, więcej nie wrócili już do tego, co się później między nimi w tym pokoju wydarzyło. O ile w ogóle coś się wydarzyło. – Siedzieliśmy wtedy w piątkę i świetnie się dogadywaliśmy, bo przestałaś się krępować. Naprawdę nie chcę, żebyś się tu ograniczała. Nie musisz przy mnie zachowywać tego służbowego dystansu, nie mam zamiaru oceniać całej twojej pracy na podstawie osobowości.
Ponownie odczekała chwilę, zanim znów się odezwała. Przy nim musiała analizować wszystko trzy razy, jakby to do niej nie docierało, chociaż podejrzewała, że jeszcze trochę i do tego przywyknie. Jeszcze tylko trochę.
- Dziękuję i cieszę się, że mi to mówisz. Wiesz, zazwyczaj zbytnie przyjaźnie z szefem nie kończą się dobrze.
Zauważyła, że gdy przestała wyolbrzymiać jego zachowanie, jej serce się uspokoiło, a ona znacznie się rozluźniła. Jego wzrok przestał być taki przenikliwy, a uśmiech znaczący. Był jedynie wciąż oszałamiający i zapierający dech w piersiach. Ale już nie wymowny. Czyżby sobie to wszystko po prostu ubzdurała? Przypomniała sobie jego słowa podczas ostatniego wywiadu. „Nie łączy nas nic prócz miłej pracy”. Bo przecież tak naprawdę nie łączyło!
- Nie w tym przypadku. Chcemy, żeby w ekipie panowała naprawdę przyjazna atmosfera i nikt nikogo nie chce ograniczać. Obiecujesz, że się trochę rozluźnisz?
- Obiecuję.
Wiedziała, że i tak nie da rady zachowywać się w stu procentach swobodnie, ale i doskonale zdawała sobie sprawę, że on tak naprawdę wcale tego nie chciał. Pamiętała, jak mówił, że szukał profesjonalnej dziewczyny, której nie będzie się podobał lub która nie będzie miała żadnego interesu w znajomości z nim. Gdyby Ashley zachowywała się normalnie, nie spełniałaby tych warunków. Gdyby nie łączyła ich ta zawodowa więź, to w momentach, w których Bill dawał jej niejednoznaczne sygnały, odważyłaby się na więcej. Pociągnęłaby to dalej i rozwinęłaby sytuację – i wtedy miałaby wszystko czarno na białym. Ale wtedy nie miałaby nic do stracenia. Natomiast w jej obecnym położeniu na szali ważyły się jej przyszłe losy. Nie miała pojęcia, czy odwzajemniał jej zainteresowanie i nawet nie mogła z nim o tym porozmawiać. Bo co, jeśli nie? Gdyby wyszło na jaw, że się jej podobał, mógłby ją zwolnić. Biorąc pod uwagę tylko niektóre z jego zachowań, można było podejrzewać, że jest nią zainteresowany, ale gdy dołączało się do tego te wszystkie oczekiwania wobec pracownika… Kompletnie nie było wiadomo, o co mu chodzi.
W odpowiedzi uśmiechnął się, a następnie błyskawicznie zszedł z tego tematu. Kaulitzowie byli w tym zdecydowanie nie do przebicia.
- Co tam masz? – Nachylił się w jej stronę, a do jej nozdrzy znów dotarł jego zapach. Nic z tego. Nadal wywoływał w niej tak silne emocje, że napięła wszystkie mięśnie i czekała, aż się do niego przyzwyczai. Praca z kimś takim jak on powinna być niedopuszczalna, chociaż aktualnie była tutaj bardziej towarzysko niż w pracy. Nie malowała nikogo ani wczoraj, ani dzisiaj.
Całkowicie zapomniała, że trzymała w dłoniach kartkę z rozpiską utworów na koncerty. Zaciskała na niej palce tak mocno, że po bokach była już cała wygnieciona.
- Boże, przepraszam, pogniotłam ją – odezwała się po chwili. – Chciałam tylko rzucić na to okiem.
- W porządku, ale nadal nie widzę, co to jest. – Uśmiechnął się i nachylił jeszcze bardziej. Dlaczego był taki niecierpliwy i nie mógł po prostu siedzieć na miejscu i czekać, aż sama mu odpowie?
- To, jak się domyślam, gotowa lista utworów na koncerty? – Pokazała mu papier z odległości około metra. Cudem udało jej się nie ulec temu zapachowi. Tak nie mogło być, musiała nauczyć się samokontroli. Jak miałaby zachowywać się przy nim naturalnie, gdy tak na nią oddziaływał? Te kilka dni mieszkania u niego w domu mogło być dobrą okazją do przyzwyczajenia się do niego, chociaż póki co nie wiedziała, czy to w ogóle jest możliwe.
- Wstępna. Udało nam się wczoraj z chłopakami dojść do jako-takiego porozumienia. Co o tym myślisz?
- A co mogę o tym myśleć? – Zaśmiała się, bo pytał ją, jakby była w tym ekspertem. - Nie znam się na tym, ale cieszą mnie piosenki z poprzedniego albumu.
- Przekazałem chłopakom twój pomysł, trochę pomarudzili, ale ostatecznie stwierdzili, że mam rację. Nie wiem jeszcze, jak zareagują nasi szanowni menagerowie, ale już ja ich przekonam, jestem mistrzem argumentacji.
Zdążyła już to zauważyć. Wczoraj wymyślił już chyba wszystko, by tylko sprowadzić ją do siebie. Zamiast skupić się na tym, co przed sekundą powiedział i odpowiednio zareagować, ona znów zaczęła analizować jego zachowanie. Przez cały ten czas od poniedziałkowego wywiadu, w którym powiedział, że nic ich nie łączy, nie dopuszczała już do siebie myśli, że jednak mogłoby. A wręcz wypierała ją, wmawiając sobie, że to przecież niemożliwe, ale gdy odsunęła na bok wszystkie swoje wewnętrzne odczucia i spojrzała na swoją relację z nim z boku, coś zdecydowanie było na rzeczy. Od pierwszego dnia praktycznie cały czas był przy niej. Z nikim innym nie przebywała sam na sam tyle co z nim i z nikim innym tyle nie rozmawiała. I tych kilka szczególnych momentów... Jego wizyta u niej w mieszkaniu. Jego wzrok w hamburskim Radisson Blu. Jego e-mail. Jego towarzystwo podczas pobytu w berlińskim Radisson Blu. Jego prośba o pomoc przy włosach. Jego zbliżenia na minimalną odległość. Jego nadmierna troska o nią. Jego walka o to, by zamieszkała u nich. I w końcu jego ramiona, w których spędziła całą noc. Czy przeżyła coś podobnego z Tomem? Georgiem? Gustavem? Nie. Żaden z nich nie miał z nią takiego kontaktu jak Bill. Nawet teraz, gdy zrobili sobie przerwę w graniu, to on pojawił się w biurze. Patrząc na to trzeźwo, wydawało jej się, że mogła mu się podobać. To oczywiste, że wśród innych osób, a już zwłaszcza w wywiadzie, musiał powiedzieć, że nic ich nie łączy. Przecież nie ogłosiłby w taki sposób, że był nią zainteresowany. Musiał wtedy w ten sposób wybrnąć z sytuacji. Tak, biorąc pod uwagę tylko to, oczywiste było, że Kaulitz miał co do niej jakieś zamiary. Była atrakcyjna, a on był tylko młodym, samotnym mężczyzną… Ale z drugiej strony słyszała wszystkie jego słowa: że cenił jej profesjonalność, że nie chciałby podobać się osobie, z którą pracował, że mieli zachować przyjacielską relację i że należała do ich rodziny. Gdyby chciał zrobić większy krok, miałby do tego milion okazji, ale on tylko jakby zaczynał i nie kończył. Jakby sprawdzał jej reakcję na jego zbliżenie, by móc ocenić, czy była odpowiednią osobą na tym stanowisku. Z jednej strony miała Billa, który lgnął do niej w każdym możliwym momencie, a z drugiej tego zdystansowanego, wciąż powtarzającego tekst o profesjonalizmie i przynależności do rodziny. Jak miała wyciągnąć z tego jakieś spójne, logiczne wnioski? Nie wiedziała już teraz, czy wypierała jego zainteresowanie jej osobą, czy wręcz przeciwnie, wmawiała je sobie.
Myśli krążyły w jej głowie jak szalone, więc zamilkła tylko na kilka sekund, a zdążyła przeanalizować już ponad tydzień ich znajomości.
 - Cieszę się, że będę mogła je usłyszeć na żywo.

Bill zdążył jedynie opowiedzieć jej swoje koncepcje co do koncertowej aranżacji piosenek, a ich krótką rozmowę przerwała Silke, niosąc na tacy dwa kubki herbaty i wafelki. Ashley zaczynała się obawiać, bo jak miało tak dalej pójść, to podczas pracy z Tokio Hotel mogła porządnie przytyć. Zazwyczaj w sklepie potrafiła się kontrolować  i nie kupowała sobie ogromnych zapasów słodyczy, ale nigdy nie umiała ich odmówić, gdy miała je już przed nosem, a w tym towarzystwie niezdrowe przekąski proponowano jej niemal codziennie. Czarnowłosy na widok kobiety jakby przypomniał sobie, że powinien być na próbie i zamienił z nią kilka zdań dotyczących bardziej formalnych spraw, w które Ashley nie chciała wnikać, po czym szybko wrócił do kolegów. Uciekł tak prędko, że niemal nie zarejestrowała jego zniknięcia.

Silke pokazała jej kilkanaście ofert wynajmu mieszkań, które wczoraj znalazła, trzymając się mniej-więcej wytycznych. Mieszkanie według kryteriów Ashley nie mogło być zbyt duże i zbyt drogie. Według kryteriów Billa – musiało być w stosunkowo bliskim sąsiedztwie jego domu, bo w razie pilnej potrzeby umalowania go, mogłaby być u niego jeszcze szybciej. Kolejny niejednoznaczny sygnał do kolekcji billowych zachowań, o których można było rozmyślać. Czy rzeczywiście chodziło mu tylko o pracę, czy także o tę prywatną bliskość?
Znalezienie takiego lokalu było sporym wyzwaniem, bo Kaulitzowie mieszkali na obrzeżach miasta, w pobliżu nowopowstałych osiedli, a mieszkania w nowym budownictwie były tu droższe niż w pozostałych dzielnicach. Wynikało to po pierwsze z samego faktu, że bloki były dopiero niedawno postawione, a po drugie mieszkania były duże, nastawione raczej na rodziny, a nie na samotną nastolatkę. Biorąc jednak pod uwagę, że jej przyszłe zarobki miałby być znacznie wyższe niż dotychczas, mogła pozwolić sobie na coś większego.
Spośród kilkunastu mieszkań spodobały jej się tylko cztery, które zdecydowała się obejrzeć. Silke była dla niej w tym momencie ogromnym odciążeniem. Ta kobieta potrafiła załatwić wszystko i w przeciągu kilku minut ustaliła z właścicielami terminy oględzin lokali. Jeden mogły zobaczyć już dzisiaj o siedemnastej trzydzieści, a pozostałe trzy jutrzejszego dnia. Ponadto poinformowała kobietę, od której Ashley od prawie pół roku wynajmowała mieszkanie, że muszą rozwiązać umowę. Na szczęście starsza pani Häger okazała wyrozumiałość i nie robiła żadnych problemów – prawdopodobnie dlatego, że Ashley była lokatorką, która nigdy nie sprawiała jej kłopotów, nie zalegała z opłatami i dbała o te trzydzieści metrów kwadratowych jak o własne.
Nie licząc wspólnego obiadu, który został im dostarczony pod same drzwi studia, Ashley całe popołudnie spędziła przyglądając się pracy Silke w jej biurze. Kobieta zajmowała się wszystkimi dokumentami zespołu i całą organizacją kontaktów służbowych z menagerami, producentami, wytwórnią, reżyserami… – krótko mówiąc, ze wszystkimi. Po załatwieniu sprawy z mieszkaniem dla Ashley, Silke wykonała mnóstwo telefonów związanych z nagrywaniem teledysku w najbliższą sobotę. To ona kontaktowała się z reżyserem, ekipą nagrywającą, statystami, organizowała transport, a nawet ona rezerwowała dla wszystkich miejsca w berlińskim Radisson Blu. Była ogromnym centrum dowodzenia zamkniętym w małej, niepozornej osobie. Była kolejną idealnie dopasowaną do całej ekipy postacią. Jak już Ashley zdążyła zauważyć, zespół otaczał się osobami około czterdziestego roku życia i powyżej. I tak też było w tym przypadku, bo kobieta wyglądała na około czterdzieści pięć lat, a mimo to, tak samo jak pozostali, była wesoła i rozluźniona, ale także świetnie zorganizowana i odpowiedzialna. Tokio Hotel nie dobierali sobie przypadkowych ludzi. Każdy ich pracownik był zdecydowanie najlepszą osobą, jaką znaleźli na dane stanowisko i nagle dopadły ją wątpliwości, czy aby na pewno to ona powinna zajmować miejsce ich makijażystki. Z tego co wiedziała, została wybrana zupełnie przypadkiem, w momencie, gdy Bill nie miał żadnych innych możliwości. Sam jej nawet pierwszego dnia powiedział, że nie wie, czy ona jest najlepsza, ale jest wystarczająco dobra. A ona nie chciała być wystarczająco dobra. Chciała, tak jak inni członkowie ekipy, być najlepszym wyborem z możliwych, osobą nie do zastąpienia przez żadną inną. Chciała czuć się im naprawdę potrzebna, wiedzieć, że bez niej ich wizerunek znacznie by ucierpiał, a na razie bardziej sprawdzała się jako kucharka czy pomoc przy organizacji niż makijażystka.
Chyba znowu zaczęła niepotrzebnie zbyt dużo myśleć. A to wszystko przy dobiegających ją dźwiękach ich muzyki i jego głosu.


Nie potrafił do końca wczuć się w próbę, gdy wiedział, że ona była w tym samym budynku co on. Ale gdy pojechała z Tobiasem i Silke oglądać mieszkanie, śpiewał już całkowicie automatycznie. Co chwilę zerkał na wiszący na ścianie zegar, chociaż baterie wysiadły w nim już dobre trzy tygodnie temu, ale robił to bez żadnego zastanawiania się. Patrzył więc odruchowo na zastygłe na tarczy wskazówki, a następnie podświetlał ekran w telefonie, by rzeczywiście sprawdzić, ile czasu upłynęło, odkąd wyszła. I tak na zmianę. Odruchowo zegar, a potem telefon. I w tle jego śpiew pozbawiony emocji. Zegar. Telefon. Zegar. Telefon. Zegar. Telefon. Było to zupełnie bezcelowe, bo choćby nie spuszczał wzroku z jednego lub drugiego urządzenia, to i tak nie spowodowałoby, że Ashley pojawiłaby się szybciej. Wiedział już, że nie chodziło mu o strach związany z niebezpiecznymi fankami. To pozostało jedynie tłem dla jego myśli o tym, że potrzebował wiedzieć, że po prostu była blisko. Gdy tylko się oddalała, od razu budził się w nim niezrozumiały lęk, który mijał dopiero wtedy, gdy znów czuł jej obecność. Nie mógł rozgryźć jej zachowania i nie miał w sobie na tyle odwagi, by po tak krótkim czasie o cokolwiek ją pytać. Nie chciał jej spłoszyć i wolał podejść do niej powoli. Wiedział, że nie była łatwą, pustą dziewczyną, którą mógłby zdobyć kilkoma pożyczonymi od Toma tekstami. Była wrażliwa, dojrzała i doskonale wiedziała, czego chciała. On niestety jeszcze z niej tego nie wyczytał.
Gdy dowiedział się, że po obejrzeniu mieszkania wolała pojechać do domu, do jego domu, niż z powrotem do studia, od tej pory interesowało go tylko zakończenie próby i jak najszybszy powrót. Zdecydowanie zbyt długo była za daleko, ale pozostali nie mieli zamiaru kończyć szybciej niż było to zaplanowane.
Przez cały czas musiał zachowywać się normalnie i nie mógł nadmiernie okazywać swojego zdenerwowania i rozkojarzenia. I o ile przed Gustavem i Georgiem jakoś udałoby mu się to ukryć, o tyle Tom szybko wyczuł, że coś jest nie tak. I nie miał najmniejszego zamiaru kryć się ze swoimi spostrzeżeniami.
- Bill, do cholery, co z tobą? – krzyknął nad jego lewym uchem, wyrywając go z zamyślenia i przerywając automatyczne odśpiewywanie przez niego piosenki. Wraz z ucichnięciem gitary Toma i głosu Billa, ucichła także perkusja i bas. Gustav i Georg od razu skupili swoją uwagę na bliźniakach.
- Nic, a co ma być? – Czarnowłosy zmarszczył brwi i potrząsnął w zdenerwowaniu głową. Musiał na szybko coś wymyślić. Nie mógł przyznać się bratu do tego, co czuł do ich makijażystki. Pamiętał, jak nieco ponad tydzień temu Tom okazywał swoje zainteresowanie Ashley, ale on go w porę ostudził. Przez jakiś czas wydawało mu się, że dredowłosy odpuścił sobie tę dziewczynę już na starcie, bo – przynajmniej do tej pory – jego interesowały tylko krótkie, przelotne znajomości, na którą Ashley by się nie zgodziła. Od wczoraj Bill zaczął mieć jednak wątpliwości co do tego, czy aby na pewno jego brata nic nie łączyło z ich makijażystką. Nie miał żadnych podstaw ani namacalnych lub naocznych dowodów na pogłębienie się ich relacji, ale mimo to w jego głowie pojawiła się ta myśl. Przecież on nie przebywał z nią bez przerwy i Tom bez problemu mógł się do niej zbliżyć.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak! Nie znam cię od wczoraj, tylko od prawie dziewiętnastu lat!
- Nie najlepiej się czuję – nie potrafił wymyślić nic konkretnego.
- Najgorsza wymówka świata – odparł Tom drwiącym głosem i spojrzał na niego z niedowierzaniem. – Nie próbuj wciskać mi kitu, bo i tak ci się to nie uda.
- Przez cały czas jesteś nieobecny, nawet ja to zauważam – do ich rozmowy wtrącił się Gustav, który nie pomógł w ten sposób Billowi wymyślać czegoś, w co uwierzyłby jego bliźniak, a to i bez tego wcale nie było łatwe.
- Męczy mnie ta sytuacja z Ashley – powiedział po chwili zastanowienia, bo wpadł na – jego zdaniem – genialne rozwiązanie. Musiał udawać, że jej zamieszkanie u niego nie do końca jest mu na rękę. Kto wtedy zorientowałby się, że tak naprawdę jest zupełnie inaczej?
- Co cię męczy? Przecież sam tak bardzo walczyłeś o to, żeby z wami zamieszkała – zauważył Georg. – Nawet pomyślałem, że ci się spodobała i będziesz działał.
A jednak to było widoczne. Musiał bardziej się z tym kryć. Koniecznie.
- No co ty! – wykrzyknął kpiąco Tom. – Bill, jak to powiedział, nie wiąże się… Och, wybacz! Nie sypia! …ze współpracownikami.
- To na cholerę tak się o nią starałeś? – Gustav wytknął mu to, co od razu nasunęło się na myśl i jemu samemu. Na szczęście potrafił z tego wybrnąć.
- A na cholerę mam makijażystkę? Chyba do tego, by była na miejscu, gdy jest mi potrzebna, tak? Co mi z pracownika kilkadziesiąt kilometrów stąd?
Wszyscy trzej spuścili wzrok i na chwilę zamilkli w zamyśleniu, jakby to, że Ashley dla nich pracowała, było dla nich czymś nowym.
- Przecież to fajna dziewczyna, w czym ci przeszkadza, że sobie kilka dni u was pomieszka? – Perkusista wyglądał na poddenerwowanego jego słowami. No bo w końcu jak można by było nie lubić Ashley? Jak ona mogłaby komukolwiek przeszkadzać?
- Tak się wydaje, dopóki rzeczywiście ktoś praktycznie obcy nie śpi na twojej kanapie, korzysta z twojej łazienki, je w twojej kuchni… Musisz poświęcać komuś z uprzejmości czas, podczas gdy wolałbyś robić coś innego i nie możesz czuć się swobodnie w swoim domu.
- Nie wiem o co ci chodzi, mnie ona w niczym nie przeszkadza. – Dredowłosy spojrzał na niego mocno zdziwiony.
- Daj spokój, Tom. Nie od dzisiaj wiadomo, że Bill ma problemy w kontaktach z ludźmi, a już zwłaszcza z dziewczynami.
Docinek Georga spowodował wybuch śmiechu u całej trójki. Bill jedynie uśmiechnął się pod nosem. Tak, niech dokładnie tak myślą.

W drodze powrotnej Tom znów rozpoczął temat, który w studiu urwał się po odzywce basisty.
- Myślałem, że ją lubisz – zaczął, nie wymawiając nawet jej imienia, ale nie było to w tej sytuacji potrzebne.
- Nie o to chodzi – odparł natychmiast. – Pewnie, że ją lubię, to miła, skromna i urocza dziewczyna.
- Nie rozumiem. To w czym ci przeszkadza?
- Tu w ogóle nie chodzi o nią, tylko o mnie i o moje, jak to powiedział Georg, kontakty z ludźmi. Lubię ją, miło spędza mi się z nią czas i właściwie chętnie to robię, ale mam problem z tym, że u nas w domu jest ktoś, przy kim nie do końca mogę czuć się swobodnie. Z tym, że jak wstałem rano, nie mogłem zejść na dół w samych gaciach, tylko musiałem najpierw coś na siebie założyć.
Kłamał jak z nut, ale to w tej sytuacji wydawało mu się najlepszym rozwiązaniem. Kłamał nawet podwójnie, bo ani nie spał dzisiaj w swojej sypialni, ani w żadnym stopniu nie przeszkadzała mu jej obecność w domu. Tom o niczym nie wiedział i na razie nie miał się dowiedzieć. Po pierwsze, Bill cały czas miał na uwadze to, że ją i dredowłosego mogło zacząć coś łączyć - brał pod uwagę każdą możliwość. A po drugie, nawet jeśli ta dwójka nie była sobą zainteresowana, Tom i tak nie zrozumiałby tego, co czuł Bill. On sam jeszcze tego nie rozumiał i bał się tego. Pierwszy raz tak bardzo potrzebował czyjejś obecności i po raz pierwszy tak dobrze czuł się w czyimś towarzystwie. Tak lekko i spokojnie. Po raz pierwszy ktoś aż tak mu się podobał.
- Pragnę ci uświadomić, że w najbliższych miesiącach będziemy żyć z tą dziewczyną. Jedziemy z nią w trasę, a tam będziemy z nią prawie bez przerwy. Musisz się do tego przyzwyczaić.
- Wiem, Tom, ja to wszystko wiem, ale nic na to nie poradzę. Po prostu potrzebuję trochę czasu, okej? Jeśli będę dziwnie się zachowywał, to właśnie z tego powodu.
- Powinieneś wyluzować. Zawsze musisz wszystko tak przeżywać, jakby w twoim życiu następowała jakaś poważna rewolucja.
Rzecz w tym, że teraz to była rewolucja. Przecież pierwsza miłość, na dodatek od pierwszego spojrzenia, nie zdarza się w życiu zbyt często.

Czuł się okropnie, tak okłamując własnego bliźniaka, ale nie mógł mu teraz o tym powiedzieć. Po prostu nie mógł.