Po
względnym uporaniu się z plamą i skorzystaniu z toalety opuściły łazienkę, wychodząc
na główną salę, gdzie od razu ich zmysły zaatakowane zostały przez głośną
muzykę, oślepiające, kolorowe światła i przykry zapach alkoholu i papierosowego
dymu zmieszanych z setkami tańszych i droższych perfum. Ludzi na parkiecie
zamiast ubywać, jakby jeszcze przybywało. Znów czekało je przeciskanie się
przez sam środek trwającej w najlepsze imprezy, by dotrzeć z powrotem do
stolika, gdzie, jak prawdopodobnie obydwie miały nadzieję, nie będzie Toma.
Mimo zapewnień Ashley, że gitarzysta jest bardzo inteligentny, błyskotliwy i
zabawny (choć czasem nie potrafi ugryźć się w język), Annalise nadal się do
niego nie przekonała i według niej był dupkiem, osłem, młotem, burakiem i
wieloma innymi.
-
A mnie się wydaje, że ci się ten jego charakterek podoba! – Musiała krzyczeć,
by Ann ją usłyszała. Jeszcze tylko kawałeczek do stolika. Kilka metrów
przeciskania się między ludźmi i będzie mogła usiąść.
-
No proszę cię! Co może się podobać w takim chamie?!
Roześmiała
się, słysząc ten obrażony ton. Z każdym kolejnym wypowiedzianym przez
przyjaciółkę słowem miała coraz silniejsze wrażenie, że Tom naprawdę
zainteresował Annalise, ale ona uniosła się dumą i nie chciała przyznać się do
tego nawet Ashley, a co dopiero okazać to jemu. I co najzabawniejsze, czuła
też, że Tom działa dokładnie tak samo, co było naprawdę dziecinne i komiczne.
-
To chyba ja powinnam o to… Au! – Prawdopodobnie przez zupełny przypadek wpadł
na nią któryś z imprezowiczów, popychając ją na kolejną osobę. – Uważaj! –
Krzyknęła w stronę rozbujanego chłopaka, który wydawał się być już nieobecny i
nawet nie zwrócił na Ashley uwagi. – Ann?
Spojrzała
do tyłu przez prawe ramię, by sprawdzić, czy przyjaciółka idzie za nią i z
przerażeniem nie odnotowała jej obecności tuż za sobą. Stanęła w miejscu i
obróciła się do tyłu. Nie było jej, chociaż słyszała ją jeszcze kilka sekund
temu, a potem wpadł na nią ten pijany koleś i... znikła. Zaklęła pod nosem,
choć zazwyczaj tego nie robiła i wyciągnęła szyję najwyżej jak mogła,
zwiększając tym swoje szanse na zobaczenie czerwonej czupryny wśród tych
wszystkich niekoniecznie trzeźwych osób. Nic z tego, nigdzie nie widziała jej
charakterystycznych włosów. Nikt nawet jej nie przypominał, na dodatek niemalże
egipskie ciemności przecinane były tylko długimi, kolorowymi światłami. Nie
miała szans, by ją teraz znaleźć. A może Ann jakimś cudem ją wyprzedziła i już
siedziała przy stoliku? Musiała to sprawdzić, bo przecież właśnie tam się kierowały.
Nie mogła stać w miejscu, bo co chwilę ktoś się o nią nieświadomie ocierał.
Ruszyła
z powrotem w stronę loży, nad którą świeciły się normalne, choć trochę
przygaszone światła, ale zrobiła tylko pół kroku, bo gdy tylko się odwróciła,
od razu wpadła na zapach, który rozpoznałaby wszędzie, nawet tutaj, pośród tej
odrzucającej klubowej mieszanki. Tak, jakby wyczuł, że jest sama, dopadł ją i
przyparł do muru, a ona nie miała dokąd uciec, mimo że teoretycznie mogła bez
problemu wtopić się w tłum tańczących ludzi. Nie była w stanie jednak wykonać
ani jednego ruchu, spojrzała jedynie wystraszona w jego niemal czarne oczy,
które wyłaniały się z ciemności tylko na ułamki sekund dzięki migającym światłom
stroboskopu. Był tak blisko, że czuła jego oddech na swojej twarzy. Pachniał
sobą, papierosami i alkoholem. Znów po prostu za dobrze, aż się nim zachłysnęła
i bała się odetchnąć. Zakręciło jej się w głowie pod wpływem jego
przeszywającego spojrzenia, a on nie odrywał od niej wzroku nawet na sekundę.
Stali naprzeciwko siebie w bezruchu, ciężko oddychając przez kilka sekund. Tak
jej się wydawało, bo upływający czas był teraz jedną z ostatnich rzeczy, o
których myślała. W tej chwili zastanawiała się jedynie, czy będzie w stanie
opanować lgnące do niego uczucia. Unikała go przez cały wieczór, nie chcąc sama
wbijać sobie noża w serce.
On
zrobił to za nią. Niespodziewanie i łapczywie zamknął ją w swoich ramionach. I
upadłaby bezwładnie, gdyby jej nie trzymał. Objął ją z całej siły i przycisnął
do swojej klatki piersiowej, jakby bał się, że miałaby mu się wyrwać. Odruchowo
położyła dłonie na jego plecach, co spowodowało, że zesztywniał. A jednak był prawdziwy, tak bardzo prawdziwy.
Dotykała go całym swoim drobnym, roztrzęsionym ciałem, nie dzieliła ich już
żadna odległość. Nawet przez materiał jego koszulki czuła na swoim policzku
ciepło jego ramienia. Czuła jego zapach tak intensywnie, jak nigdy dotąd i
pierwszy raz na własnym ciele świadomie czuła przyspieszoną pracę jego płuc.
Jego dłonie błądziły w ciemności po jej plecach; sunął nimi w górę wzdłuż
kręgosłupa, powodując u niej dreszcze, aż dotarł do jej szyi i wplótł palce w
jej włosy.
Już
od dawna nie oddychała.
Pchnął
ją swoim rozpalonym ciałem, zmuszając ją do zrobienia kroku do tyłu. Mimo tłumu
ludzi wokół niej, czuła na sobie tylko jego. Cofała się, prowadzona przez
niego, aż przywarła plecami do zimnej ściany, przyciskana do niej przez niego z
większą siłą, niż by się po nim spodziewała. Odsunął się od niej minimalnie,
tylko na tyle, by móc na nią spojrzeć. Widziała w jego rozbieganym, obłąkanym
wzroku, że znów był porządnie pijany, ale czy to miało w tej chwili
jakiekolwiek znaczenie? Znów przylgnął do niej mocniej całym ciałem i pochylając się nad nią, oparł prawą
skroń na jej lewym ramieniu, przytykając rozwarte, gorące usta do jej szyi, co
spowodowało, że wydała z siebie cichy, urywany jęk i poczuła, jak nogi odmawiają
jej posłuszeństwa, a ciało osuwa się po ścianie. Trzymał ją jednak sobą na tyle
mocno, że nie upadła. Jego miękkie wargi zamykały się co chwilę na jej szyi i
obojczykach, co w połączeniu z delikatnym łaskotaniem jego włosów i z jego
parzącym, ciężkim oddechem doprowadzało ją do szaleństwa.
Jego
dłoń w jej włosach, jej dłoń na jego plecach…
-
Bill, błagam… - jęknęła rozpaczliwie, a on momentalnie zamknął jej usta zachłannym,
odważnym pocałunkiem, który ona półświadomie, lecz bez wahania odwzajemniła.
Czy
właśnie o to go prosiła? Tak bardzo tego pragnęła, ale jednocześnie przez cały
czas wydawało jej się to tak nieosiągalne. Drżała w jego ramionach, odkrywając
przed nim tym pocałunkiem wszystkie uczucia, jakie do niego żywiła. Pokochała
go tak mocno, że jej miłość dosłownie dławiła ją w tym momencie. Był tak blisko
i dawał jej to, o czym marzyła każdej nocy przed zaśnięciem. Oddawał jej
cząstkę siebie, o której nigdy nie myślała, że może być dla niej przeznaczona.
Nie
wytrzymała. Spod jej zamkniętych powiek wypłynęły gorące łzy wywołane nadmiarem
poruszającego szczęścia i targających nią emocji, których nie potrafiła
opanować. Słone krople toczyły się powoli po jej policzkach, a ona dusiła się,
nie mogąc do końca zaczerpnąć powietrza i oddychała ciężko wprost w jego
spragnione usta, będąc jednocześnie tak samo spragniona jego. Z całej siły zaciskała
palce na skórze jego pleców i chłonęła go całą sobą, nie chcąc, by kiedykolwiek
przestawał.
Poczuła
pierwszą łzę na złączeniu ich warg i wydawało jej się, że on także, bo przez
ułamek sekundy wyczuła lekkie zawahanie z jego strony. Nie chciała płakać, nie
chciała rujnować tego momentu, lecz nie mogła nic zrobić. Dla jej serca to było
po prostu za dużo emocji, które wzbierały w niej od miesiąca. Poczuła drugą łzę.
Trzecią. Czwartą. Z każdą kolejną ich pocałunek słabł na sile, ale nie była w
stanie ich powstrzymać.
Oderwał
się od niej, momentalnie powodując ścisk w jej sercu i spojrzał zaskoczony w
jej zapłakaną twarz z odległości zaledwie kilku centymetrów. Chciała powiedzieć
cokolwiek; poprosić go, by nie przestawał, wytłumaczyć mu, że jest szczęśliwa
do utraty zmysłów, ale zamiast tego dławiła się własnymi łzami i nie mogła
wydobyć z siebie ani słowa, jedynie odgłos tłumionego płaczu. Jej serce
krzyczało, protestując, ale usta wciąż milczały, gdy z przerażeniem i
zdezorientowaniem wymalowanym na rozemocjonowanej twarzy wyplątywał dłoń z jej
włosów i zabierał jej swoją bliskość. Uderzył ją nieprzyjemny chłód i pustka w
miejscach, gdzie jeszcze chwilę temu czuła ciepło jego ciała. Nadal nie mogła
zapanować nad oddechem i łzami, nie potrafiąc też na niego spojrzeć. Nie była w
stanie otworzyć oczu i błagała go bezgłośnie drżeniem swojego ciała, by do niej
wrócił.
Gdy
udało jej się podnieść zapłakany wzrok, w ciemności zobaczyła już tylko jego
oddalające się plecy. Plecy, na których jeszcze kilka sekund temu były jej
dłonie. Chwilę później jego sylwetka całkowicie znikła w tłumie ludzi. Osunęła
się bezwładnie po ścianie i schowała twarz w dłoniach, nie starając się już tłumić
łez.
Jeszcze
przed minutą wydawało jej się, że w przeciągu tej krótkiej chwili dostała od
niego wszystko, czego od dawna pragnęła. Teraz wiedziała, że nie otrzymała
niczego oprócz brutalnie odebranej nadziei. Pojawił się
znikąd. Zostawił ją z niczym. Wziął podarowane mu przez nią serce i odszedł z nim, nie dając jej
swojego w zamian. W jej klatce piersiowej w tym miejscu została tylko
przeraźliwa, boląca ją niemal fizycznie pustka. Była pewna, że to tylko sen,
okropny koszmar, bo czy w realnym świecie można żyć bez serca?
Co
go napadło? Co sobie wyobrażał? Że ona nagle zmieni swoje nastawienie i rzuci
mu się w ramiona? Że nagle powie: „Och,
Bill, tak na to czekałam”, podczas gdy kilka dni temu usłyszał od niej: „Jestem tutaj wyłącznie w pracy”?
Zamówił
kolejnego drinka. Siedział w najbardziej oddalonym i zaciemnionym miejscu przy
barze i wlewał w siebie alkohol, jakby pił wodę, ale nawet to nie zabijało
smaku jej łez. Nie potrafił pozbierać swoich myśli, wciąż czując dotyk jej
miękkich warg na swoich ustach i jej delikatnych dłoni na swoich plecach. Miał
ją, już przez moment była tylko jego, gdy nagle okazało się, że wypadła mu z
rąk.
Przecież to było tak oczywiste, Kaulitz.
Tak do bólu do przewidzenia.
Czy
mógł się jakoś usprawiedliwiać? Nie. Wypił trochę, ale wtedy był jeszcze w stu
procentach świadomy swoich myśli i czynów. Jedno było dla niego pewne. Zmusił
ją do tego pocałunku. Osaczył ją sobą z każdej strony tak, że nie mogła się
nawet ruszyć. Napierał na nią całym swoim ciałem, bo bał się, że mu ucieknie i
teraz wiedział, że gdyby mogła, na pewno by to zrobiła. Odwzajemniła jego natarcie,
a potem płakała. Potem już tylko płakała, pokazując mu tym, jak ogromną zrobił
jej krzywdę, bo przecież właśnie oznaką cierpienia były łzy.
Gdzie
był Tom? Tom! Miał tyle racji! Dlaczego on nie mógł po prostu go posłuchać?
Odciąć się od niej, wykasować zdjęcia i zachowywać czysto formalną relację. Jak
zwykle musiał zrobić po swojemu i wyszedł na tym tylko gorzej. Gdyby posłuchał
brata, nie skrzywdziłby ani siebie, ani tym bardziej jej. Wiedział, jaka była
delikatna i wrażliwa. Wiedział, że zachował się zbyt agresywnie, a to wywołało
w niej płacz z poczucia bezradności i strachu. Wiedział, że zbyt władczo
chwycił ją za tył głowy, zmuszając ją do parzenia na niego; zbyt mocno naparł
na nią swoim ciałem, nie pozwalając jej się poruszyć; zbyt mocno ją całował,
nie dając jej nawet złapać oddechu. Widział to wszystko w jej zapłakanej twarzy
i czuł to wszystko w słonym smaku jej łez. Ale tak bardzo nie chciał, by mu się
wyślizgnęła… Tak bardzo chciał egoistycznie mieć ją chociaż przez chwilę,
chociaż przez kilka sekund.
Czy
naprawdę wypił tak mało, że wciąż logicznie analizował to, co się stało, czy to
ona tak otrzeźwiała jego myśli? W przeciągu kilku minut wlał w siebie
nieprawdopodobnie dużo alkoholu, pijąc jeden drink za drugim i chcąc w ten
sposób ugasić pragnienie. Pragnienie jej.
Odpłynęła.
Zupełnie nie wiedziała, co się przed chwilą stało, jednocześnie czując to aż nadto realnie. Czy tylko jej się przyśniło,
że ją pocałował? Czy straciła przytomność, a to była tylko wizja jej wyobraźni?
Nie tak sobie to wyobrażała. Myślała o tym codziennie od miesiąca, ale w żadnym
wypadku nie brała pod uwagi tego, że Bill w ten sposób spełni jedynie swoją
zachciankę posiadania jej i pokazania swojej pozycji. Podbił jej serce swoją
czarującą osobą, by w tej chwili je całkowicie złamać. Czuła, że od
poprzedniego tygodnia ich relacja nabrała innego, zdystansowanego charakteru.
Nie mogła patrzeć na niego tak samo, jak przedtem, ale nie potrafiła już cofnąć
swoich uczuć. Gdyby mogła, na pewno by to zrobiła, by nie przechodzić teraz
przez to wszystko. By nie mieć świadomości, że ten, w którym się zakochała,
pragnął jej jedynie fizycznie.
Nie
wiedziała, jak długo płakała pod ścianą, zanim znalazł ją Gustav. Przerażony
objął ją ramieniem, wyprowadził na zewnątrz i posadził na wolnej ławce przed
klubem. Gdzieś w oddali, za terenem klubu błyskały flesze, ale nic ją to w tej
chwili nie obchodziło. Blondyn schował ją w swoich ramionach, zasłaniając ją
jednocześnie przed wścibskimi fotografami.
Nie
protestowała. Chciała, by ktoś się nią zajął, więc wtuliła się w chłopaka,
który nie odezwał się, dopóki nie przestała drżeć. Było zimno, ale nie z tego
powodu się trzęsła. Bill pozbawił ją tym posunięciem jakiejkolwiek równowagi
psychicznej i fizycznej. Po prostu miała już dosyć.
-
Powiesz mi, co się stało? – zapytał perkusista, gdy po kilkunastu minutach
uspokoiła oddech. Nie była pewna, czy może mówić. Zakaszlała i nabrała świeżego
powietrza do płuc, by całkiem oczyścić je z oddechu Billa, którym zbyt
łapczywie się zachłysnęła.
-
Nie wiem jak – odparła słabym, zachrypniętym głosem, patrząc tępo w równo
ułożoną kostkę przed klubem. Wydawało jej się, że Gustav nawet jej nie usłyszał.
Nie zwolnił uścisku nawet na chwilę, nadal była wtulona w jego pierś, a na jej
ramionach spoczywała jego kurtka, którą w jakimś momencie musiał jej dać. Wcale
tego nie pamiętała.
-
Po prostu. Spróbuję pomóc, tylko mi powiedz. – Mówił tak łagodnie, że już miała
wszystko mu opowiedzieć, ale było jej po prostu wstyd, że dała się w to
wszystko wplątać. Że nabrała się na ten udawany wizerunek, mający niewiele
wspólnego z jego rzeczywistymi zamiarami i po prostu się zakochała.
-
Nie mogę. Nie potrafię. – Nie miała siły, by przekazać jakoś Gustavowi to, co
się stało, jednocześnie nie odkrywając przed nim swoich uczuć względem Billa. –
Ja… Gustav, może kiedyś, ale po prostu… - Jąkała się, nie wiedząc, jak ma się właściwie
zachować. – Dziękuję, że jesteś, bo bardzo mi teraz pomogłeś, ale… To jest po prostu coś, co muszę załatwić sama.
Przepraszam.
-
Nie wyglądasz, jakbyś miała sobie z tym poradzić sama… Ktoś zrobił coś nie tak?
Ktoś
zrobił wszystko nie tak! Ktoś niepotrzebnie się do niej odzywał i niepotrzebnie
zaproponował jej współpracę. I niepotrzebnie zasiał zamęt w jej sercu.
Pokręciła
głową, by dać mu do zrozumienia, że naprawdę nie chciała mu o niczym mówić. A
może chciała, ale nie mogła.
-
Chcę jechać do hotelu. – Wydusiła z siebie po chwili milczenia i drżenia. –
Proszę. Zamówię taksówkę. – Otworzyła niewielką torebkę i wyjęła z niej
telefon, ale Gustav ją powstrzymał.
-
Ja to zrobię. Pojadę z tobą, tylko dam komuś znać.
Znów
się nie sprzeciwiała. Tak naprawdę nie znała nawet żadnego numeru, by wezwać
taksówkę, a pod klubem jak na złość żadnej nie było. Mogła kontaktować się z
którymś z ochroniarzy, ale wiedziała, że ich zadaniem nie było robienie za jej
szofera, tylko pilnowanie chłopaków.
Perkusista
wykonał szybkie połączenie do Toma i poinformował go, że wracają, bo Ashley źle
się poczuła, co akurat było prawdą. Było jej niedobrze, bolała ją głowa, brzuch
i skaleczone serce.
Zadzwonił
też do Dirka, który pilnował wszystkich kart do pokoi, a mężczyzna momentalnie
pojawił się obok nich, nie pytając o nic.
Nie
czekali długo, bo po niecałych pięciu minutach pod klub podjechał czarny
mercedes z podświetlonym napisem „taxi” na dachu i już mieli do niego wsiadać,
gdy za ich plecami rozległ się głośny krzyk Annalise.
-
Ashley! Szukam cię od co najmniej piętnastu minut!
Przez
to wszystko zapomniała, że przyjaciółka była tutaj razem z nią. Czerwonowłosa
zmierzała ku niej w szalonym tempie, a kilka kroków za nią podążał Tom, który w
swoich szerokich spodniach nie mógł za nią nadążyć. Wyglądali uroczo i chciała
się uśmiechnąć na ten widok, ale nie umiała.
Co
oni właściwie robili razem?
-
Gdzie ty się wybierasz?! – zapytała podniesionym głosem, po czym zlustrowała
blondynkę od góry do dołu i zrzedła jej mina. - Jak ty wyglądasz? Co się stało?
– dodała już znacznie ciszej.
-
Źle się czuję, Gustav odwiezie mnie do hotelu.
Annalise
uniosła z niedowierzaniem lewą brew. Znała ją zbyt dobrze, by uwierzyć, że to
zwykłe złe samopoczucie. Dopiero teraz doszedł do nich zmachany Tom i spojrzał
zdezorientowany najpierw na Ashley, a później na perkusistę, ale nie odezwał
się.
-
Jak myślisz, że wciśniesz mi taką bajkę, to się mylisz. Jadę z tobą. Trzymaj. –
Wygrzebała z torebki paczkę chusteczek i rzuciła je w jej stronę. - Idę
poszukać Susanne, a wy – zwróciła się do Toma i Gustava – macie jej pilnować. I
nie odjeżdżać, dopóki nie wrócę.
-
Wszystko w porządku? – usłyszał ze swojej prawej strony i odwrócił się w
spowolnionym tempie w kierunku, z którego dochodził głos. Zmrużył oczy i
próbował skupić wzrok na szczupłej twarzy okalanej prostymi, brązowymi włosami,
ale obraz za bardzo mu wirował. Przymknął powieki, odetchnął trzy razy i
ponownie spojrzał na dziewczynę. Wydawało mu się, że skądś ją kojarzył, ale za
nic nie mógł przypasować do niej żadnej znanej mu osoby. Może po prostu kogoś
mu przypominała.
-
Nic nie jest w porządku – wychrypiał i przechylił szklankę, opróżniając ją do
dna. Nawet się nie skrzywił, bo nadal zamiast smaku alkoholu czuł smak jej ust
i jej łez.
-
Mogę jakoś pomóc? – zapytała łagodnie, patrząc na niego uważnie.
Prychnął
i zaśmiał się gorzko.
-
Jeśli potrafisz cofnąć czas, to cofnij
go co najmniej o pół godziny. A najlepiej o cały tydzień. Może za drugim razem
nie zrobiłbym z siebie idioty, odkrywając swoje uczucia w niewłaściwym
momencie.
-
Chodzi więc o dziewczynę? – Wydawało mu się, że brunetka przysunęła się w jego
stronę, ale mógł się mylić, bo szklanka stojąca przed nim także lekko sunęła po
blacie, a było to fizycznie niemożliwe, bo nikt nie wprawiał jej w ruch.
-
Chodzi o najbardziej uroczą, najpiękniejszą i najcudowniejszą dziewczynę, jaką
w życiu spotkałem. – Wybełkotał. - A przed chwilą wszystko spieprzyłem.
-
Widziałam. Ashley wyglądała na przerażoną i nie wydawało mi się, że ucieszyła
się z tego pocałunku. Chciała raczej uciec, ale jej nie pozwoliłeś.
Słowa,
które usłyszał, były dla niego jak ocucające uderzenie w policzek. Spojrzał
bacznie na dziewczynę i nagle zrozumiał, skąd ją kojarzył – była to jego fanka,
którą wzięła ze sobą Annalise.
Momentalnie
otrzeźwiał. Co mu odbiło, że rozmawiał z kimś obcym na takie tematy?! Gdyby
trafił na szpiega z mediów, jutro rano całą Europę obiegłyby jego słowa. Jednej
fance nikt na pewno nie miał zamiaru uwierzyć, ale co, jeśli ktoś zrobił im
zdjęcie? Klub pył pełen obcych ludzi, a on tak bezmyślnie pocałował ją w samym
środku trwającej w najlepsze imprezy. Nie chciał, by ich relacja wychodziła na
światło dzienne. Fanki nie mogły dostać dowodu na to, że naprawdę z jego
makijażystką łączyło go coś więcej niż tylko praca. Na razie żyły tylko
domysłami, ale gdyby zobaczyły takie zdjęcia, mogłoby zrobić się naprawdę
niebezpiecznie. Pozostało mu tylko modlić się o to, by nikt wtedy nie dostrzegł
jego dwumetrowej sylwetki z tak charakterystycznie nastroszonymi włosami.
Miał
ochotę sam sobie przyłożyć za własną głupotę.
Gdzie
byli wszyscy?!
Wykrzywił
twarz i zeskoczył ze stołka, trzymając się blatu. Wydawało mu się, że nie był
aż tak pijany, ale okazało się, że ledwo trzymał się na nogach. Otrzeźwienie
trwało dosłownie kilka sekund i nic już po nim nie zostało.
-
Pomogę ci. – Susanne wstała i bez pytania objęła go w pasie, zarzucając jego
rękę na swoje ramię.
Może
nie myślał już zbyt jasno, ale wydawała mu się być miła. Zbyt miła. I właściwie
całkiem ładna. I pachniała zmysłowo i przyjemnie.
Siedząc
w taksówce, dostrzegła czerwonowłosą biegnącą w jej kierunku. Samą. Zbliżyła
się do Toma i Gustava, stojących obok samochodu, niczym burza.
-
Mieliście jej pilnować jak własnego dziecka! – zaczęła, otwierając drzwi.
-
Było jej zimno – odwarknął Kaulitz. – Może najpierw byś zapytała, zanim
zaczniesz rzucać oskarżenia?
Annalise
posłała mu lekceważące spojrzenie i zignorowała jego słowa.
-
Natknęłam się na Georga i waszego menagera. Powiedziałam im, co się dzieje. Za
to nigdzie nie widziałam swojej Susanne. Ani twojego braciszka. O niego się nie
martwię, ale znajdźcie moją koleżankę, bo nie wiem, jakie tu się kręci
towarzystwo. A raczej – wiem jakie i to mnie martwi.
Przez całą
drogę do hotelu Ashley milczała. Mimo że Annalise próbowała wyciągnąć z niej
cokolwiek, ona nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Ani nie wiedziała, jak
miałaby to powiedzieć, ani nie chciała zwierzać się przy kierowcy taksówki,
który patrzył na nią zbyt ciekawskim wzrokiem w lusterku. Odwróciła głowę w
lewą stronę i patrzyła na pięknie oświetlone nocą Köln.
Chciała, by to
wszystko, co przez ostatni tydzień pokazał jej Bill, było nieprawdą. Przez miesiąc
zdążyła uwielbić w nim wszystko, co jej pokazał. Pokochała jego głos w każdej
jego tonacji, gdy szeptał, mówił, śpiewał i krzyczał. Jego śmiech, zarówno ten
głęboki, zapierający jej dech, jak i ten skrzekliwy, całkiem ją rozczulający.
Jego zapach, którym chciałaby cała przesiąknąć. Jego włosy, jego kolczyki, jego
tatuaże. Ciepło jego ciała, dotyk jego szczupłych dłoni, smak jego ust i bicie
jego serca. Sposób, w jaki mówił, w jaki się poruszał i w jaki patrzył. Jego
pewność siebie i jego niezdecydowanie. Jego poczucie humoru, czasem nieco
dziecinne i jednocześnie jego dojrzałość, która biła od niego w tak wielu
słowach. Pokochała też to, jak przy nim wyglądała i jak się przy nim czuła.
Przez trzy tygodnie był dla niej ideałem, dlatego tak ciężko było jej od
tygodnia uwierzyć w to, że ona okazała się być dla niego nic nie znaczącą
osobą, narzędziem do zaspokojenia jego potrzeb. Gdy dopiero co go poznała, za
nic nie powiedziałaby, że był kimś, kto mógłby traktować ludzi w ten sposób.
Dziś miała czarno na białym, że nie był osobą zdolną do jakichkolwiek głębszych
uczuć i jedynie bawił się nią przez cały ten czas.
Dopiero gdy
weszła razem z Ann do swojego hotelowego pokoju, uwolniła wszystkie tłumione
przez ostatnie pół godziny emocje. Opowiedziała jej cały miesiąc dokładnie takim,
jaki był, nie pomijając ani jednego spojrzenia, uśmiechu ani dotyku.
Potrzebowała oczyścić umysł ze wspomnień i liczyła na to, że gdy o wszystkim
powie Annalise, w jakiś cudowny sposób wyrzuci te wszystkie magiczne chwile z
głowy. Nic z tych rzeczy. Cały miesiąc ich znajomości zamiast ulotnić się,
utkwił w jej pamięci jeszcze bardziej. Zapisał się na niej niczym na kartce i
mimo że kartkę można było zniszczyć, porwać czy spalić, ona nadal zostawała
popisana. Można było jedynie sięgnąć po korektor, bo mimo że zostawały po nim
plamy i kartka wyglądała brzydko, to można było już napisać na niej coś od
nowa. Problem polegał na tym, że ona nie miała pojęcia, gdzie jej korektor się
znajdował ani jak wyglądał. Nie wiedziała nawet, gdzie miałaby go szukać. Póki
co musiała przestać dawać po sobie pisać.
Chciała stąd
zniknąć. Chciała cofnąć czas, wrócić do Gröningen, skończyć tam szkołę i
wyjechać razem z Annalise do Berlina na studia. Chciała nigdy go nie poznać,
nigdy nie poczuć jego zapachu, jego dotyku i jego smaku.
Chciała, by i
on zniknął, jak najszybciej i raz na zawsze, żeby z czasem mogła o nim
zapomnieć. To czas miał być jej korektorem.
Spędziła noc, a
raczej to, co z tej nocy po długiej rozmowie zostało, z przyjaciółką. Annalise
zasnęła bez żadnych problemów, podczas gdy ona nie mogła zmrużyć oka, bijąc się
z myślami i tłumiąc płacz w poduszkę. Nie wiedziała, czy bardziej potrzebowała
jego obecności czy nieobecności. Chciała tylko, by czuł do niej to samo, co ona
do niego. Chciała tylko, by ją kochał i wiedziała, że prosi o zbyt wiele.
Gdy się
zdecydowała, Annalise jeszcze spała. Dzieliły łóżko, wiec wymknęła się z niego
po cichu, by jej nie obudzić. Nie mogła dłużej być marionetką w teatrzyku uczuć, którą poruszał tak, jak mu
się podobało. Wyniszczyłby ją psychicznie, bo była już na skraju.
Umyła twarz,
nie patrząc w lustro i ubrała się w pierwsze, co znalazła na wierzchu torby.
Najciszej jak umiała wyszła z pokoju i drżącym krokiem, z drżącym sercem
ruszyła w stronę pokoju Billa.
Drżącą dłonią
zapukała do jego drzwi i gdy w końcu jej otworzył, drżącym głosem powiedziała:
- Muszę odejść.
Nie wiedziała
dlaczego, ale wciąż tliła się w niej nadzieja, że znów mocno ją przytuli, znów zachłannie
ją pocałuje i po raz pierwszy powie jej, że kocha ją tak, jak jeszcze nigdy
nikogo.
Zadrżało w niej
wszystko, co możliwe, gdy w głębi jego pokoju ujrzała sylwetkę Susanne.
O B O Ż E
OdpowiedzUsuńJestem w takim szoku, że nie wiem co napisać...tzn wiem, ale....ohhhhh
Pocałunek....nareszcie....prawie krzyknęłam na całym dom DOCZEKAŁAM SIĘ!!! prawie...bo potem się pochrzaniło :( Po co ona płakała? No po co?
Ashley on cię kocha!!!!! hellloooołłl can u hear me?
Ale po tej końcówce to nie wiem kogo zabić....jak mógł? Uprawiał z nią seks? Powiedz, że nie bo nie zasnę haha.
Kobieto taki news o singlu dziś i jeszcze taki odcinek, najlepszy do tej pory!!!!! Trafiłaś idealnie. Teraz to się dopiero zacznie ohohoh czuje to. Ash odejdzie?
No i jeszcze Ann i Tom, ciekawa jestem czy coś było.....
Zabiłaś mnie tym odcinkiem totalnie <3
"łzy wywołane nadmiarem poruszającego szczęścia i targających nią emocji, których nie potrafiła opanować."
UsuńTeż bym się popłakała z niewiadomoczego, jakby mnie Bill pocałował! xd
Nic nie powiem <3 czekamy do następnego!
<333
Teraz to jestem zła.
OdpowiedzUsuńOd dziesięciu rozdziałów przecież próbowałam Cię na to przygotować... :<
UsuńNa cooo!? To było takie do przewidzenia! Boli, boli, boli ! Usuń ostatni wątek i będzie idealnie.... serio xd on jest z innnego opowiadania, popieprzyło Ci się... :D
UsuńNo na to, że jak się zadzieje, to... no to się zadzieje :D To wy same stwierdziłyście, że pocałunek wszystko rozwiąże, ja nic takiego nie powiedziałam xd
UsuńNic nie usuwam, wszystko jest na swoim miejscu xd
Jesteś okropna! Zamąciłaś nam w głowach gorzej niż bliźniaki. Teraz zaczynam się bać co będzie z nimi dalej :(
UsuńNic nie stwierdziłam... nic nie mam do tego pocałunku! Ale nie umiem sie na nim skupiać przez tą Susanne. A wgl wiesz co! Dobrze jej tak! Dobrze im wszystkim tak! Sami do tego doprowadzili! Niech teraz mają!!
UsuńChocolate Lover - przeżyją! :)
UsuńKa. - Wszystko wina Ann! :D Może gdyby nie zabrała swojej koleżanki, albo zabrałaby inną, to gdyby Ash przyszła do Billa, on jakoś by to uratował? (Dobra, znowu piszę jak czytelnik, za bardzo się wczuwam XD I tak wiadomo, że nic by nie zrobił.. xd)
Jesteś dla nich okrutna...
Ty jesteś bardziej! I nie Ann, Ann nie odpowiada za brak mózgu swojej przyjaciółki i obiektu jej westchnień -,-
UsuńEh, czyli nadal ich wszystkich nie lubisz? :D
UsuńCóż... Chyba nie zasłużyli na moją sympatię :D Ja ostatnio nikogo i nic nie lubię, także nie ma co się przejmować ^^
UsuńBożeeeeee nieeeee! Co to za końcówka ;( wiesz jak ja płakałam jak się pocałowali?? Krzyczałam że to w końcu i że świetnie, super i wgl a tu nagle ona się rozpłakała. No rozumiem że to łzy szczęścia jak by mnie Bill pocałował też bym płakała ale ona mogła coś powiedzieć! Mogła pójść do niego jak siedział przy barze i to wyjaśnić! Helloł? XD a ta końcówka? Omg, powiedz mi że oni ze sobą nie spali, błagam... To jest straszne. Jak przeczytałam ostatnie zdanie to mój płacz ze szczęścia zmienił się w jakąś nieopanowaną złość! Serio! :D zaczełam rzucać poduszkami i krzyczeć Dlaczego? Chyba jestem chora psychicznie xd to opowiadanie wzbudza we mnie takie emocje jak nic innego xD kooocham to. Ale ja nie potrafiła bym tak wszytkiego zniszczyć XD BILL HALLO POWIEDZ JEJ ZE JĄ KOCHASZ! MUSISZ BO ONA CHCE ODEJŚĆ DEBILU <3
OdpowiedzUsuńO jeny ile emocji! :D Cieszę się bardzo, że aż tak poruszam; aż do łez, do wrzasków i do rzutów poduszkami <3
UsuńGdyby to wszystko było dla nich takie proste... ;) Zbyt dużo strachu i po prostu braku pewności siebie siedzi w każdym z nich...
ŻE CO?!
OdpowiedzUsuńBoże, muszę to przetrawić.
Wiedziałam, że ta dupa wpakuje mu się do łóżka, no wiedziałam!
Mieć taką okazję i jej nie wykorzystać? :P Ty byś go nie pocieszyła? ^^
UsuńZacznę od tego, że Ann i Tom niesamowicie mnie rozbawiają. No jak dzieci :D Te odzywki...ahhh.
UsuńPo drugie, jak doczytałam do pocałunku (kiedy wychodziłam do pracy, oczywiście) aż wrzasnęłam z niedowierzania i mój pies się wystraszył. Miałaś mnie uprzedzać! No i jeszcze musiała się popłakać, a ten baran zachlać ryja. No po prostu "genialne".
Czy ja bym go pocieszyła po takim czymś? Nie, jestem, hmmmm...zbyt dumną i moralną osobą, poważnie. Jeżeli widziałabym faceta w takiej sytuacji, gdzie widać tą chemię...nie zrobiłabym tego, nie umiałabym. Poważnie. Czyjeś związki i romanse są dla mnie tematem tabu.
Niech on coś zrobi, żeby ona została. A jeszcze lepiej by było, gdyby Ash wytargała za kłaki tą szmatę.
Haha nie strasz psa! :D Zapomniałam Ci powiedzieć, że to już...
UsuńNo dobra, wiadomo, ale czego Ty wymagasz od nieco zdesperowanej fanki... lojalności? :D
Dobrze wiesz, że Ash nie jest taka... ALE...! Ma przecież kogoś u boku :>
hahah nie wiem jak możesz tak przerywać, w takim momencie ;D Rozdział pełen emocji jak widzę^^ ;D haha Tom i Ann coś kręcą *:* Scena z pocałunkiem taka, że aż miękną kolana. Że też Ash musiała się popłakać, a byłoby już tak pięknie... Chociaż Bill trochę nie przemyślał tej całej sytuacji, mógł to zrobić w jakimś spokojniejszym miejscu, a nie lecieć na żywioł i to jeszcze po alkoholu. Sama mam ochotę zamordować tę Susanne...
OdpowiedzUsuńOdcinek mistrzostwo :* I mój ulubiony, jak każdy zresztą <3
Tylko w takim! Kolejny rozdział to już inna bajka...
UsuńNie miał czasu myśleć... Musiał działać, ale... ale mu nie wyszło ;s
"I mój ulubiony, jak każdy zresztą <3" awww <3333
Czytam Twoje opowiadanie od jakiegoś czasu, ale teraz komentuję dopiero pierwszy raz. No i ja się pytam co oni WYPRAWIAJĄ?!?! Nic tylko skopać im tyłki, żeby oboje poszli po rozum do głowy! Czy muszą wszystko interpretować na odwrót? Utrudniają sobie tylko przez to życie. Powinni zdecydowanie mniej myśleć, a więcej działać i wtedy byłoby na pewno dobrze xD Bo już irytuje mnie ich zachowanie i zrobiłabym chętnie z nimi porządek :D A moment ich pocałunku był taki piękny. W końcu to się stało i mogło być już dobrze, ale nie, bo po co :/ A teraz jeszcze ta Susanne... Jak on się z nią przespał to ja go zabiję! pocieszenie sobie kurde znalazł zamiast porozmawiać z Ashley, co za...
OdpowiedzUsuńA co do Toma i Ann to coś czuję, że ich znajomość może być ciekawa ^^
Wracając do Billa i Ash, zlituj się nad swoimi bohaterami i nad nami czytelnikami, błagam! Niech przynajmniej jedno z nich zmądrzeje i powie otwarcie co czuje. Niech to się w końcu posunie do przodu bo zwariuję przez nich! i to będzie Twoja wina! :P xD
Pozdrawiam i życzę dużo weny i czekam na kolejny :) (oby było w nim lepiej :D)
Lepiej późno niż wcale! ^_^
UsuńProsiłam już wiele razy, bez rozlewu krwi! Żadnego zabijania!
Wena jak zwykle jest, tylko czasu jak zwykle mi brakuje, ale jestem na dobrej drodze :)
To ja tego nir skomentowałam??
OdpowiedzUsuńMillie, nie waż się! Żadne odejść! :o Nie rób im tego :"( Oby Annie pogadała z Billem ,bo chyba umrę jeśli Ash to faktycznie zrobi... Czekam na następny! <3
Też się zdziwiłam :P
Usuń"Annie pogadała z Billem", a to dobre :DD Wyobrażasz to sobie? xd
Haha tzn. kiedy Annie dosadnie przemówi do Billa, źle się wyraziłam xD Ale ta Susanne niesamowicie mnie irytuje, wszystko psuje dziewczyna! Mam nadzieję, że dasz radę dzisiaj coś tam dodać, bo wychodzę z siebie zastanawiając się co Bill zrobi, matuchno :o
UsuńHahah :D
UsuńDobra już się zabieram, top model oglądałam ;D
Przepraszam jeśli moja wypowiedź będzie bez ładu i składu, ale jakoś nie potrafię teraz logicznie myśleć. Pocałował ją...ale nie tak jak powinien. Wszystko spierniczył, dosłownie, wszystko. Nakryła ich? Naprawdę?! O nie...co teraz będzie, no proszę tylko nie to. Chce odejść, ale nie zrobi tego, przysięgnij!
OdpowiedzUsuń