wtorek, 9 września 2014

40. „Czuła się obdarta z własnych marzeń.”

Malowanie. Coś, co przez tyle lat było jej pasją, teraz stało się najgorszym momentem każdego dnia. Praca, która była jej wymarzoną, okazała się być codzienną torturą.
Na co dzień udawała, że nic się nie działo. Przyklejała do twarzy sztuczny uśmiech, który boleśnie zrywała każdego wieczoru. Zachowywała się jak zawsze, śmiała się jak zawsze i gotowała wszystkim jak zawsze. Nie wierzyła, że nikt nie zorientował się, że coś się stało, bo praktycznie z dnia na dzień Bill z osoby, z którą miała najlepszy kontakt, stał się jej niemal obcy. Zniknęły wszystkie uśmiechy i spojrzenia. Zniknęły wspólne popołudnia i wieczory. Zniknęło czesanie jego włosów, zarówno przed występami, jak i przed spaniem. Zniknęło wszystko to, co na początku tworzyło ich relację. Łączyła ich już jedynie umowa na czas nieokreślony z dwumiesięcznym okresem wypowiedzenia, którego nie mogła zignorować, bo nie było jej stać na pokrycie kosztów związanych z nagłym zerwaniem współpracy. Pracowała więc z przymusu, kosztem własnych uczuć. I nawet pieniądze, jakie dostawała za tę współpracę, nie były warte tego cierpienia.
Gdy po after party gali rozdania nagród w Köln Ashley zobaczyła w pokoju Billa Susanne, o mało co nie zemdlała. Nie wyglądał wtedy na trzeźwego i świadomego, więc wiedziała, że najprawdopodobniej w ogóle nie będzie pamiętał wizyty żadnej z nich. Nie wiedziała i nie chciała wiedzieć, co stało się za tymi drzwiami. Poczuła się jak nic nie znacząca zabawka, która nie spełniała obietnic producenta wypisanych na pudełku, więc rzucił ją w kąt i znalazł taką, która działała jak należy. Gdy wróciła do pokoju, który dzieliła z Annalise, była niemal nieprzytomna. Zanim udało jej się wydobyć jakiekolwiek słowo, brunetka już dawno ulotniła się z hotelu i tyle ją obydwie widziały, lecz podobno telefonicznie Annalise nie zważała na słowa. W przeciągu kilku sekund połączenia z zastrzeżonego numeru zmieszała tę dziewczynę z błotem, lecz ta zaraz się rozłączyła i więcej nie odebrała juz z żadnego numeru, zmieniła też swój własny, zablokowała konta na portalach społecznościowych i słuch całkowicie o niej dla nich zaginął. Ann miała „rozprawić się” z nią przy pierwszym spotkaniu na studiach, lecz Susanne ani razu nie pojawiła się na zajęciach. Brunetka miała świadomość, że zrobiła coś ohydnego i nielojalnego, ale nie potrafiła spojrzeć teraz żadnej z nich w twarz.
Podejście Annalise do Billa to już zupełnie inna bajka. O dziwo czerwonowłosa nie rozerwała Kaulitza na strzępy. Chyba zaczynała poważnieć i rozumieć, jak ważna jest dla Ashley ta sprawa.
Ashley widziała, że Annalise czujła się winna za tę sytuację. To ona wprowadziła do środowiska gwiazd praktycznie obcą jej osobę. Znały się zaledwie od nieco ponad miesiąca, z czego przez prawie dwa tygodnie brunetka była na wakacjach w Chorwacji. Annie bez przerwy powtarzała, że zrobiła straszną głupotę i bez przerwy przepraszała, a Ashley bez przerwy mówiła, że teraz i tak niczego to nie zmieni i tak naprawdę nie miało to znaczenia, czy była to Susanne, czy jakaś inna przypadkowa dziewczyna. Okazja zawsze by się znalazła, więc jeśli tylko chciał, to ją… zdradził? Czuła bolesne ukłucie za każdym razem, gdy w jej głowie pojawiało się to słowo. Nie zdradził jej, bo z nim nie była, ona nie miała do niego żadnych praw, a on nie miał wobec niej żadnych zobowiązań.
Mógł robić co chciał. I zrobił co chciał.

Przed każdym koncertem spędzała z Billem milczące pół godziny i za każdym razem pękało jej serce. Dziwiła się, że cokolwiek jeszcze z niego zostało, bo znosiła to przez półtora miesiąca.
Półtora miesiąca występów.
W garderobie tuż przed wyjściem zespołu na scenie panowała grobowa cisza, którą od czasu do czasu przerywał jedynie ktoś z ekipy. Już nawet Bill nie śpiewał, ani nawet nie mruczał nic pod nosem. Nie był to pierwszy ich koncert. Nie był też jakiś wyjątkowy, ot, po prostu kolejny z trasy, lecz wszystkie traktowali tak samo. Każdy z chłopaków bił się ze swoimi myślami i próbował opanować stres towarzyszący każdemu koncertowi. Mogło się wydawać, że urodzili się na scenie, lecz tak naprawdę zawsze się denerwowali, że coś pójdzie nie tak.
- Za trzy minuty wchodzicie – oznajmił David, wpadając do pomieszczenia służącego im za garderobę. – Dźwiękowcy właśnie kończą.
Wszyscy automatycznie zwrócili na niego wzrok.
- Pieprzyć te trzy minuty. – Tom uderzył otwartymi dłońmi o uda i wstał z rozmachem. – Idziemy teraz.
Nikt nie zaprotestował, bo wszyscy mieli dosyć tego czekania. Zebrali się w mgnieniu oka, wysłuchali pokrzepiających słów od ekipy i wykonując kilka nerwowych gestów, opuścili salę.
- Przerwa techniczna po „Wo Sind Eure Hände” i „Vergessene Kinder” – rzucił jeszcze Bill, niby przed siebie, do reszty zespołu, ale ona po prostu wiedziała, że mówił to głównie do niej. Były to jedne z niewielu słów, które kierował codziennie w jej stronę. Lecz nigdy bezpośrednio.
Nie miała pojęcia, po co jej to mówił, bo i tak nie miała zamiaru wyściubiać nawet czubka nosa poza ten teren, po którym musiała się poruszać. Ale nigdzie dalej. Nie chciała oglądać i słyszeć ani jego, ani jego fanek częściej i dłużej, niż wymagała od niej tego praca. To było zbyt wiele jak na jej skaleczone serce i nadwrażliwą psychikę.
Pierwsze pół godziny przesiedziała z którymś z wielu ochroniarzy w garderobie, by pod koniec szóstej piosenki mężczyzna odprowadził ją za scenę. Z sercem dudniącym głośniej niż perkusja Gustava mimowolnie wsłuchiwała się w ostatnie dźwięki utworu, a po ucichnięciu instrumentów nie zdążyła nawet mrugnąć, a Bill stał już naprzeciwko niej. Był zmachany i zdyszany, a po jego skroniach spływały strużki potu. Miała kilkadziesiąt sekund, góra minutę, by poprawić jego wygląd, co przy drżeniu każdej części jej ciała było nie lada wyzwaniem. Za każdym razem wpatrywał się w nią wtedy z nieodgadnionym wyrazem twarzy, który musiała znieść, a potem o własnych siłach wrócić do garderoby.
Kolejne pół godziny, kolejne sześć piosenek, kolejna poprawka, ponowny paraliż i ból całego ciała, gdy do niej podchodził. Około dziewięćdziesięciu minut występu, po których nareszcie mogła wrócić do hotelu i zaszyć się w pokoju sama ze swoimi myślami.
I tak średnio co drugi dzień.

 Półtora miesiąca wywiadów.
- Wasza muzyka osiąga nieprawdopodobne sukcesy – zauważył czeski reporter, który miał jedynie kilka minut, by porozmawiać z chłopakami dla swojej telewizji. – A powiedzcie mi, jak sukcesy w waszym życiu uczuciowym? – I podstawił mikrofon akurat pod nos Billa. I wtedy usłyszała też słowa:
- Jeśli chodzi o mnie, to nie mam czasu na miłość. Jesteśmy tak zapracowani, że nie jestem w stanie nawet o tym pomyśleć. Nie mam szans nikogo poznać tak, jak robią to wszyscy ludzie. Prawie nie chodzę już na zakupy, nie chodzę do kina czy na kawę, a jeśli już mi się zdarzy, to cały czas wlecze się za mną mój ochroniarz, także… Także na razie bez sukcesów i nie sądzę, by miało się to w najbliższym czasie zmienić.
Oczywiście, że nie. Przypadkowe, kilkugodzinne „związki” nie wymagały żadnego zaangażowania ani zbędnego rozwoju.

Półtora miesiąca jazdy tour busem.
- Tobias, do cholery! – Usłyszała donośny głos Gustava. – Mówiłem ci, żebyś wyłączył klimatyzację, bo mi zwyczajnie zimno! Możesz?! – Dodał, obejmując się ramionami. I tak siedział już w bluzie.
- Przytulić cię? – siedzący obok niego Tom szturchnął go łokciem i znacząco się przybliżył, wywołując wybuch śmiechu u wszystkich, którzy ich obserwowali.
Czyli u niej i u Billa.
Ona kręciła się przy kuchennym blacie, przygotowując sobie herbatę, a bliźniacy i perkusista siedzieli przy stole i grali w karty.
Przez moment rozbrzmiewał śmiech całej czwórki, lecz zaraz Gustav i Tom ucichli, pozostawiając w powietrzu tylko ich dwa przenikające się głosy. Ashley i Bill zamilkli niemal równocześnie, gdy zorientowali się, że brzmiało to nieadekwatnie do relacji, jaka ich łączyła, powodując zapadnięcie niezręcznej, kłującej w uszy ciszy.
Ashley odwróciła się przodem do blatu i trzęsącą się dłonią zamieszała herbatę w kubku, a Gustav głośno odchrząknął.
- Wal się, Tom – odparł perkusista dyplomatycznie i znów chciała się roześmiać, ale tym razem już się bała.
Od tej pory cały czas bała się już śmiać w jego towarzystwie, by nie pamiętać, że kiedyś mogła to robić całkowicie swobodnie, upajając się swoim i jego głosem bez najmniejszego skrępowania.

Półtora miesiąca nagrywania niemal każdej minuty jej życia i uwieczniania jej bólu.
Cały wieczór chowała się przed obiektywem, ale miała wrażenie, że Sebastian specjalnie za nią chodził. Gdy jadła kolację w garderobie przed występem chłopaków, mężczyzna niemal wsadzał jej kamerę do talerza.
- Sebastian, proszę cię! – Wybuchła nagle, odkładając z impetem sztućce, które irytująco zabrzęczały w zetknięciu z talerzem. – To materiał o mnie, czy o zespole?
- Ty też należysz do zespołu – odrzekł zadowolony kamerzysta.
- Nie należę do zespołu, tylko do ekipy. Tak samo jak Saki i Dirk oraz tak samo jak Peter, jeden z dźwiękowców, więc równie dobrze możesz sfilmować ich kolację. Jeśli już musisz umieszczać mnie na nagraniach, to rób to, kiedy mam na twarzy makijaż, a na sobie coś innego niż dresy, dobrze?
Dziś wstała z samego rana i nie zdążyła nawet spojrzeć porządnie w lustro, zanim wybiegła z pokoju hotelowego. Na dodatek nie przespała połowy nocy, bo płakała do czwartej nad ranem Ann do telefonu, co skutkowało teraz sinymi, podkrążonymi oczami i szarą cerą. Wiedziała, że jej osoba nie pojawi się w okrojonej wersji dla fanów, ale i tak wolała, by nikt za kilka lat oglądając to nagranie, nie pamiętał o jej bólu. A najlepiej, by w ogóle nikt nie pamiętał o jej żałosnej, niespełna trzymiesięcznej przynależności do ekipy.

Półtora miesiąca napojów energetycznych, by jakoś przetrwać długie, ciężkie dni po długich, ciężkich, bezsennych nocach.
- Nie powinnaś tyle tego pić – stwierdził David, gdy sięgnęła po trzecią, dwustupięćdziesięciomililitrową puszkę Red Bulla tego dnia, a nie było jeszcze nawet piętnastej. – Wyśpij się, zamiast się truć. Masz przecież o wiele więcej czasu na sen niż chłopacy, nie musisz być na nogach równo z nimi.
Jost miał rację. Nie zawsze musiała zrywać się tuż po wschodzie słońca. W dni, kiedy do danego miasta przyjechali jeszcze poprzedniego wieczoru, mogła spać i do późnego popołudnia, bo zespół rano miał próbę, na której ona nie musiała i nie chciała być. Jeśli dawali koncert „z trasy”, co zdarzało się raczej rzadko, to i tak w ciągu dnia miała wiele długich przerw, gdy mogłaby się zdrzemnąć.
Ale nie mogła, nie potrafiła i nie chciała spać, bo za każdym razem śnił jej się on, otwierający jej półprzytomnie drzwi i szczupła szatynka w głębi jego pokoju.

Półtora miesiąca przekąsek w McDonald’s, które jadła automatycznie, nie zastanawiając się nawet nad tym, czy jej smakuje i czy na dłuższą metę nie zaszkodzi jej ta chemia, bo nie miało być żadnej „dłuższej mety”.
- Wiecie, ile to ma kalorii? – zapytała, gdy odjechali od okienka Drive Thru i zaczęła szukać informacji na opakowaniu. – Pięćset! Jeszcze trochę takiego jedzenia, a będziemy wyglądali jak rodzina Klumpów – dodała, nadgryzając ciepłą kanapkę.
- Chyba ty! I widzę, że jakoś ci to nie przeszkadza. – Tom roześmiał się i spojrzał na nią nieco pobłażliwie, nieco rozczulony, gdy miała już pełną buzię i nie mogła się odezwać.
- Dlaczego miałoby? Wiem, że i tak będziesz mnie uwielbiał. – Wyszczerzyła się do niego, kiedy udało jej się przełknąć.
- Grubą? Na pewno nie! I na pewno nie z sałatą na zębach! – Dredowłosy wybuchł łagodnym śmiechem, a ona uderzyła go lekko w ramię.
Bill jak zawsze siedział obok niej i jak zawsze z niewzruszoną miną robił swoje. Tym razem jedną ręką jadł frytki, a drugą pisał smsa. Okazywał jej aż zbyt dobitnie, że jemu jej obecność też była nie na rękę i gdyby tylko nie był u szczytu kariery, pozwoliłby jej odejść jak najszybciej. Ale Ashley wykonywała swoją pracę zawsze perfekcyjnie, więc wolał przeczekać z nią ten najbardziej aktywny okres i nowej osoby poszukać już na spokojnie, a nie wtedy, gdy co drugi dzień spał w innym mieście.

Półtora miesiąca niesmacznych, męskich żartów i półtora miesiąca męskiego towarzystwa.
- Jezus Maria, Georg! – krzyknęła, wchodząc do łazienki zaraz po basiście. – GEORG! – powtórzyła głośniej, gdy ten nie zareagował. Nie odpowiedział, więc zamknęła drzwi od toalety i ruszyła na poszukiwania basisty, który gdzieś tu musiał się krzątać. Na tej niewielkiej powierzchni dwupiętrowego autobusu ilość miejsc, w których mógł się schować, była ograniczona.
Znalazła go na tyłach, rozwalonego na kanapie, z telefonem przy uchu.
- Georg! – wypowiedziała jego imię po raz trzeci i dopiero teraz zwrócił na nią uwagę.
- Poczekaj sekundkę – rzucił do telefonu. – Co się dzieje? – zapytał zdezorientowany, podnosząc się do pozycji półsiedzącej.
Ashley odetchnęła głęboko, by nie wpaść w szał. Chciało jej się siku, a toaleta była nie do użytku.
- Czy ty wiesz, do czego służy szczotka do kibla? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- No do kibla – odparł błyskotliwie. – Nie możesz jej znaleźć? Może Bill…
- To chyba ty nie wiesz, jak jej używać! Wybacz, ale wchodząc po tobie do łazienki, nie chcę wiedzieć, że dopiero co się załatwiłeś.
Uwielbiała go jako dobrego przyjaciela, ale czasem po prostu mieszkanie z tyloma facetami doprowadzało ją na skraj furii. Bywali naprawdę obleśni, a co najgorsze, dla nich nie stanowiło to żadnego problemu.
- I nie mam najmniejszej ochoty dotykać obsikanej deski, więc łaskawie rusz tyłek i po sobie posprzątaj. Tylko szybko! – Georg od razu poderwał się i mówiąc do telefonu (z którego swoją drogą wydobywał się damski śmiech), że musi kończyć i oddzwoni za kilka minut, ruszył w stronę łazienki. – Boże, wy byście beze mnie zginęli. – Skwitowała już sama do siebie, kręcąc głową.
- Nieprawda! – Za sobą usłyszała głos Toma, którego wystraszyła się tak, że aż podskoczyła. – Dwa lata bez ciebie przeżyliśmy, więc gdybyśmy chcieli, to doskonale byśmy sobie tu poradzili.
- Czyżby? – Zerknęła akurat w dół, na jego stopy, gdzie w oczy rzucała się duża dziura w jego czarnej skarpetce.
- Tak! – powiedział twardo, zakrywając dziurę drugą stopą. – Ale nie chcemy. To jest fajne. Nawet nie wiesz, jak dobrze jest mieć przy sobie kogoś takiego jak ty. Kogoś, kto myśli za nas, gdy my już nie mamy siły. – Objął ją przyjacielsko, a ona uśmiechnęła się w jego dużą koszulkę.
Ona też już nie miała siły i także chciała, by ktoś pomyślał za nią, a najlepiej by przeżył za nią całe życie, bo ona póki co miała takiego obrotu spraw dosyć.

Półtora miesiąca zdjęć zrobionych z ukrycia, półtora miesiąca krytyki ze strony psychofanek, półtora miesiąca nie tylko wyzwisk, ale czasem i przedmiotów lecących w jej stronę, gdy tylko musiała pokazać się przy chłopakach.
- Zginiesz, szmato!
- Spróbuj tylko któregoś z nich dotknąć!
- Oddawaj nam Billa!
Już dalej nie słuchała, całkowicie się wyłączała. Musiała przebyć kilkumetrowy odcinek z parkingu do drzwi wejściowych studia telewizyjnego, podczas gdy z każdej strony atakowały ją fanki zespołu.
Założyła duże, ciemne okulary na nos i szła obok Dirka ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym przed swoje stopy.
Weźcie go sobie, pomyślała. Zabierzcie go ode mnie tak szybko, jak tylko możecie, bo ja go wcale nie potrzebuję.
Zazwyczaj się tym nie przejmowała, ale gdy półlitrowa butelka wody przeleciała jej tuż obok głowy i z hukiem uderzyła o chodnik, Ashley poważnie się wystraszyła. Słowa nie robiły jej krzywdy, natomiast gdyby oberwała czymś ciężkim, mogłoby być gorzej.
Dirk, gdy tylko to zauważył, objął ją ramieniem, a Tobiasowi kazał uspokoić te psychopatki. Ona już niczego nie widziała, bo bezpiecznie skryła się w budynku studia i wtuliła się w ramiona Toma, który w ostatnim czasie stał się jej naprawdę bliską osobą.
Domyślała się, że starszy Kaulitz wie o wszystkim. Wie o jej rozszerzonych źrenicach, gdy patrzyła na Billa, wie o jej przyspieszonym oddechu i o jej łzach, gdy poczuła jego usta na swoich. Byli bliźniakami, więc Bill musiał powiedzieć bratu o tym, że Ashley poczuła do niego chyba coś więcej, podczas gdy on chciał tylko pobawić się jej wrażliwością. Chyba Bill nie był tak głupi, by nie zauważyć, że jej reakcja na wszystko, co robił, wynikała z zakochania się? A Tom – przynajmniej tak jej się wydawało – dowiedziawszy się o paskudnych zamiarach Billa wobec dziewczyny, której nie był obojętny, poczuł się za tę dziewczynę odpowiedzialny i Ashley miała wrażenie, że tymi wszystkimi gestami gitarzysta po prostu wyraża jej współczucie i jednocześnie przeprasza za brata idiotę.
Nigdy nie zebrała się na odwagę, by porozmawiać z Tomem o wszystkim wprost, ale czuła, że nawet nie musiała i chyba nawet nie do końca chciała się z tym uzewnętrzniać. Mieli mnóstwo okazji, ale nigdy nie rozmawiali ani na temat Billa, ani na temat jej uczuć. Tom po prostu ją rozumiał i zajmował jej głowę zawsze czymś innym, by tylko nie musiała myśleć o swoim złamanym sercu i choć naprawdę bardzo się starał, to gdy leżała wieczorami w hotelowych łóżkach, wszystko, od czego przez cały dzień uciekała, teraz uderzało w nią ze zdwojoną siłą.

Półtora miesiąca przeraźliwego bólu głowy co wieczór po wysłuchaniu za kulisami ogłuszających pisków.
- Ann, umieram – jęknęła do słuchawki, opadając na poduszkę.
- Co się dzieje? – zapytała Annalise po drugiej stronie.
- Ja nie wiem, czy one mają jakieś wzmacniacze głosu, czy co, ale to jest aż nieprawdopodobne, żeby piszczały tak głośno. Prawie cały dzień spędziłam w garderobie, a i tak je tam słyszałam. Tak mi się wryły do głowy, że słyszę je nawet teraz i wyglądam cały czas przez okno, żeby sprawdzić, czy nie stoją przypadkiem jeszcze pod hotelem. Zwariuję tu. Jeszcze trochę i przyrzekam, że będziesz mnie odwiedzać w psychiatryku.
- Uwierz, że mnie też zamkną, przecież tymi wszystkimi popieprzonymi teoriami idzie się porzygać. Elastyczność cenowa popytu… Funkcja produkcji… Marginalna stopa substytucji… Czujesz? What the fuck? W ogóle o co chodzi? Siedzę na tych zajęciach jak na haju i patrzę na tych wszystkich ludzi jak na kosmitów, bo zupełne nie wiem, o czym oni mówią.
- Brzmi okropnie. – Zaśmiała się, gdy wyobraziła sobie swoją czerwonowłosą, szaloną przyjaciółkę na nudnych, porannych zajęciach z mikroekonomii.
- Wiesz, ja nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale matematyka jest teraz moim ulubionym przedmiotem!
- Boże, co oni tam z tobą zrobili? Przecież przed matmą zawsze dostawałaś jakiejś dziwnej gorączki.
- Teraz matma w porównaniu z tą popieprzoną mikro, z porąbanymi teoriami zarządzania, nie wspominając już o statystyce i jej analizach regresji, momentach centralnych, kurtozach i innych sumach sumy sumy do kwadratu, to jest naprawdę nic! Matematyka to najprostszy przedmiot tego semestru.
- Widzisz, chociaż o tyle dobrze, że polubiłaś coś, czego nienawidziłaś. U mnie jest wprost odwrotnie. Kochałam malować, a teraz jest to najgorszy moment całego dnia. – Westchnęła ciężko i miała nadzieję, że przyjaciółka odpowie cokolwiek i odwróci jej uwagę, by ona nie musiała już się w to zagłębiać. Jak na złość, Annalise tym razem milczała, pozwalając jej analizować na głos swoje uczucia. - Wiesz, jak okropnie się czuję? – zapytała żałosnym głosem, nie oczekując nawet odpowiedzi, bo sama jej zaraz udzieliła. - Jakby mi coś odebrano. Jakby zabrano mi pasję i radość z tego, co do tej pory pchało mnie do przodu. Nawet nie wiesz, ile bym dała, żeby móc posiedzieć jutro rano w auli uniwersyteckiej zamiast od momentu przebudzenia myśleć o tym, że wieczorem będę musiała stanąć z nim twarzą w twarz i udawać niewzruszoną, a na dodatek w tle słyszeć piski tych wariatek, podbudowujących tym jego ego. On dobrze wie jak działa na nie i na mnie. I też dobrze wie, że gdybym z nim nie pracowała, to stałabym w pierwszym rzędzie pod sceną i tak samo piszczała na jego widok. Mam tego serdecznie dosyć, Ann. Nigdy więcej takiej pracy z takim kimś.
- Przestań wygadywać głupoty! – Ann skarciła ją stanowczo. – To, że trafiłaś na jakiegoś idiotę z rzeszą psychofanek, które skoczyłyby za niego w ogień, to nie twoja wina. Jeszcze trochę, Ash. Wytrzymaj tylko trochę, a potem już wszystko się jakoś ułoży i zobaczysz, że zostaniesz jedną z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych makijażystek na świecie. Będziesz pracować z najlepszymi i już ja tego dopilnuję. Nie zaprzepaścisz takiego talentu przez jakiegoś skończonego dupka.
Przyjaciółka pocieszała ją w ten sposób niemal codziennie, ale jej jakoś ciężko było w to uwierzyć. Czuła się obdarta z własnych marzeń. Najpierw je spełnił, by później całkowicie ją z nich ograbić. Nie wyobrażała już sobie więcej pracy w tej branży, bo ilekroć malowałaby kogokolwiek, przed oczami stawałby jej obraz jego idealnej twarzy, przed którą z przymusu cierpiała przez kilka długich tygodni. I niejednokrotnie powstrzymywała się przy nim od łez, by tylko nie widział jej słabości. Udawała silną, opanowaną i niewzruszoną i dopiero późnymi wieczorami odkładała na bok tarczę, którą trzymała przed sobą przez cały dzień. I płakała. Płakała z powodu fizycznego bólu całego ciała i psychicznego bólu całego umysłu.

Półtora miesiąca przygotowywania wszystkim jedzenia i półtora miesiąca zaciskania zębów, gdy stawiała przed nim talerz i widziała, jak jadł to, co mu przyrządziła.
- Nie wiem, na ile będzie to zjadliwe, ale voila! Zapiekanka makaronowa – powiedziała z przyklejonym do twarzy uśmiechem, gdy wyciągała z piekarnika naczynie i wystawiła je na płytę kuchenną. Miała w autobusie minimalną ilość miejsca, więc musiała być ostrożna, by się nie poparzyć przy nakładaniu dania na talerze. Zespół całą czwórką siedział przy malutkim stole obok niej, a kawałek dalej na fotelach czekali już David i Saki. Menager i dwaj kierowcy towarzyszyli im przez cały czas, więc miała na głowie siódemkę facetów, lecz Dirk aktualnie siedział za kierownicą.
Postawiła przed Billem talerz jako trzeciemu, mamrotając pod nosem ciche „smacznego”.
- Dziękuję – odpowiedział, nawet na nią nie patrząc.
I na tym głównie polegała wymiana zdań między nimi każdego dnia. Chwilę później słyszała jeszcze:
- Przepraszam - gdy wstawał od stołu i chciał iść na drugi koniec autobusu, lecz przejście było na tyle wąskie, że musiał się do niej odezwać. Przysunęła się do blatu najbliżej, jak tylko jej się udało, ale i tak otarł się o nią, a ona o mało co nie wypuściła trzymanego w dłoni talerza.
Wieczorem dawał jej jeszcze zwięzłe wskazówki co do tego, jak miała go malować i do tego jedynie się przez sześć tygodni trasy ograniczali.
Zanim nałożyła ostatniemu, pierwszy już zjadł i leżał brzuchem do góry na którejś z kanap, powtarzając, że było pyszne. Podała wszystkim, posprzątała po wszystkich i dopiero na końcu jadła ona, zazwyczaj w towarzystwie Toma lub Davida, którzy bez przerwy dziękowali jej za jej obecność podczas tej trasy, a ona uśmiechała się z uprzejmości, bo chociaż z nimi było jej naprawdę dobrze, to wolałaby, by jej tu nie było i nie musiałaby znosić Billa.

Półtora miesiąca łez wylanych w poduszki hoteli w całej Europie. Półtora miesiąca balansowania na granicy między zachowaniem trzeźwego umysłu a odejściem od zmysłów.
Była wykończona. Wyssana z energii psychicznej.
Przez sześć tygodni trasy uczestniczyła czynnie tylko w jednym koncercie. Pierwszym.
Gdy malowała go w ciszy, z hali słychać już było krzyki dziewczyn, skandujących nazwę jego zespołu. Widziała te tłumy już przed wejściem i mimo że dobrze wiedziała, jak wielu fanów mieli chłopcy, nadal było to dla niej zaskakujące. Arena Velodrom mogła pomieścić najwyżej dwanaście tysięcy osób, a jej wydawało się, że na koncert czekało z dwadzieścia.
W specjalnie wyznaczonym na samej górze bocznym sektorze, odgrodzonym i zasłoniętym od pozostałej części hali, siedziała już Annalise, której ze względu na Ashley pozwolono wejść na koncert w Berlinie oraz przyjaciele i rodzina zespołu. Ashley mogła przebywać tam do pierwszej przerwy technicznej, w której musiała zejść poprawić wizerunek Billa, a potem znów mogła wrócić i przeczekać tam do drugiej przerwy. Wszystko przekazał jej oczywiście Saki, bo Bill nie odzywał się do niej osobiście ani słowem, tak samo jak ona do niego.
Annalise wcale nie zmieniła swojego nastawienia do Toma, przynajmniej tego zewnętrznego, ani też on nie zmienił swojego do niej. Dla obydwu stron czerwonowłosa siedziała w tym sektorze „wyłącznie dla Ashley”, choć z boku i tak wiadomo było, że ta dwójka ma się ku sobie. Tylko oni zapytani o siebie nawzajem, za każdym razem się tego wypierali. Widzieli się czwarty raz i tylko dosłownie przez moment, a już z kilometra można było wyczuć napięcie, jakie jest miedzy nimi i (wbrew pozorom, które chcieli zachować), nie było to nic negatywnego.
Gdy zespół wrócił z Meet & Greet, zjedli lekkie potrawy z cateringu i przygotowywali się do pierwszego wyjścia na scenę. Bill rozgrzewał struny głosowe, śpiewając sylaby w różnych tonacjach. Tom próbował zagrać którąkolwiek z piosenek, ale na piętnaście minut przed rozpoczęciem występu nie potrafił się już skupić. Gustav oklejał palce plastrami, by pałki od perkusji nie wyślizgiwały mu się z dłoni i by nie nabawić się odcisków po ponad godzinnym koncercie oraz uderzał pałeczkami w niewidzialne bębny. Georg zajmował toaletę. Nie potrafiła się nie zaśmiać, gdy pozostała trójka ledwo wytrzymując z rozbawienia, tłumaczyła jej, że aby koncert się udał, Georg musi się załatwić.
Kiedy David na początku mówił jej, że chłopacy bywają głośni, wulgarni i obrzydliwi, nie chciała mu w to uwierzyć. Teraz miała tego doskonały przykład i wiedziała, że to tak naprawdę tylko ułamek tego, co pokażą jej w trasie.
Ona też przygotowywała się do występu. Próbowała nastawić się psychicznie na tak ważne wydarzenie, choć wiedziała, że to praktycznie niemożliwe. Do tej pory jedyne koncerty, na jakich była, to jakieś niewielkie występy w Gröningen lub raz na jakiś czas w Magdeburgu, ale było to nic w porównaniu z tym, co działo się tutaj. I niewątpliwie ogromnym przeżyciem było dla niej ujrzenie na scenie kogoś, kogo kochała.
Tuż przed rozpoczęciem koncertu poprawiła ostatni raz wygląd każdego z chłopaków, życzyła im powodzenia i została odprowadzona przez Dirka do sektora dla najbliższych. Przywitała się ze wszystkimi jedynie uśmiechem, bo większość z tych osób poznała niedawno na backstage’u. Dosiadła się do przyjaciółki, która zdążyła już nawiązać znajomość z Timem, Kaiem lub Mattem – wciąż nie pamiętała jego imienia. I czekała.
Na hali zgasły wszystkie światła, a ona ściskała Annalise za rękę, modląc się, by nie spaść z plastikowego krzesełka, gdy usłyszy jego głos.

Z każdą kolejną piosenką zaciskała zęby i pięści coraz mocniej. Bolało ją to, że w przerwie nie będzie mogła podbiec do niego, rzucić mu się na szyję, pogratulować mu, pocałować go, powiedzieć mu, że wszystko wypadło wspaniale i że jest najwspanialszym wokalistą pod słońcem; nie będzie mogła poczuć, jak ją obejmuje, podnosi ją, okręca ją wokół siebie w powietrzu, oddaje jej pocałunek i nie będzie mogła usłyszeć, jak mówi, że jest jego najpiękniejszą fanką na świecie, dla której mógłby dawać koncerty codziennie. I po koncercie nie zjedzą razem kolacji, nie wrócą razem do hotelowego pokoju, nie wezmą razem prysznica, nie wypiją lampki szampana za udany pierwszy występ, nie będą kochać się przez kolejną godzinę i nie zasną wtuleni w siebie, ciało przy ciele, serce przy sercu, dusza przy duszy.
Nic podobnego. Z tych wszystkich rzeczy mogła mu jedynie pogratulować, ale nie zrobiła nawet tego, bo przecież się do niego nie odzywała.
Przez ostatni tydzień, odkąd padły z jej ust ostateczne słowa „muszę odejść”, nie miała z chłopakami zbytnio kontaktu. Oni zaszyli się w studiu, gdzie intensywnie ćwiczyli i ustalali wszystkie szczegóły występów. Ona nie była w temacie, bo starała się nie spędzać z nimi więcej czasu, niż przewidywała to umowa. Uwielbiała ich towarzystwo jako czwórki jej przyjaciół, ale nie mogła znieść tego, że jeden z nich potraktował ją w tak okrutny sposób. Nie orientowała się więc, jakie piosenki zostały ostatecznie wybrane i gdy usłyszała na żywo pierwsze dźwięki „Ich bin nicht ich”, zamarło jej serce. Momentalnie duże, gorące łzy spłynęły po jej policzkach. Jak na zawołanie, ta piosenka odblokowała w niej wszystkie emocje, jakie wzbierały w niej podczas tego wieczoru.

„Nie mogę już na siebie patrzeć, jestem zgubiony
Wszystkiego, co tu raz było - nie mogę już w sobie znaleźć
Wszystko odeszło - jak w obłędzie
Widzę, że coraz bardziej zanikam,  jestem sam”

Nie mogła znieść tego, co dławiło ją od środka, gdy słuchała jego słów i gdy patrzyła na niego, oddającemu się w całości utworowi. I nie mogła uwierzyć, że naprawdę te wszystkie uczucia, jakie było teraz widać w jego zachowaniu, były jedynie zagrane. I nie mogła poradzić sobie z tym, że kochała go każdą najmniejszą cząstką jej serca, które zalewała w tej chwili fala rozpaczy. Chciała być jego, i chciała, by on był jej. I jednocześnie chciała, by ostatnie pięć tygodni nigdy nie istniało.

„Po prostu nie mogę Ciebie z siebie wyrzucić
Obojętnie gdzie jesteś - chodź i mnie uratuj
Nie jestem sobą kiedy Ciebie nie ma przy mnie - jestem sam”

Miotała się w swoich uczuciach, nie wiedząc, czego tak naprawdę chciała bardziej, choć i tak liczyło się tutaj tylko to, czego chciał on.
Otarła z policzków wciąż płynące z jej oczu łzy i chwiejąc się z powodu nierównowagi psychicznej, opuściła sektor. Tuż za nią podążyła Annalise i zostały odwiezione przez ochroniarza do hotelu. Ann przekazała tylko kosmetyki Tobiasowi i powiedziała, że Ashley czuje się okropnie i musi wrócić, a Bill niech przypudruje się sam, bo przecież nie ma dwóch lewych rąk. Nie wiedziała, czy Tobias przekazał mu to w dokładnie takiej formie, ale nawet ją to nie obchodziło.
Resztę koncertów spędziła już tylko w garderobach, nie mając odwagi przeżyć tego wszystkiego jeszcze raz.

Przez półtora miesiąca nie było dnia, by go nie widziała, nie słyszała, nie czuła jego obecności. Przez cały czas był obok i często miała wrażenie, że już nie da rady. Podróże i życie w hotelu były męczące same w sobie, a co dopiero z osobą, która nie robiąc nic, potrafiła wymęczyć ją psychicznie, wyssać z niej wszystkie siły.

25 komentarzy:

  1. Teraz się zastanawiam czy ta ich miłość w ogóle ma jakąś przyszłość... bo to się zrobiło jakieś toksyczne wręcz, aż jestem w szoku! I dziś będzie poważnie, bo poważnie się przejęłam xd To niebywałe do czego może doprowadzić jedno nieporozumienie. Ja już nawet nie wiem, w jaki sposób oni mogliby to naprawić? Przecież nawet nie próbują nic zrobić. Nagle stali się dla siebie obcy! I jedno o drugim myśli niewiadomo co... coś Ty im zrobiła! Niestety muszę przyznać, że w tym odcinku w końcu zrobiło mi się szkoda Ash. Będzie musiała chyba się na jakąś terapię po tym wszystkim zapisać! I jak po tym wszystkim oni mieliby kiedyś być razem? To takie popaprane xD że nawet ja nie umiem sobie do końca wyobrazić jak to z nimi będzie xd smutny ten odcinek. Ale chociaż Tom jest dobry i kochany ;c Ann powinna dojść do wniosków, że mimo wszystko to lepszy bliźniak huehuehue ]:->

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nareszcie udało mi się Cię przejąć i nareszcie nie masz ochoty ich pozabijać, a co więcej, jest Ci szkoda Ash!
      No wiem, namieszałam im strasznie :( taki plan miałam na nich praktycznie od początku, więc już przywykłam, że będą nieszczęśliwi :( i mówiłam, że do siebie nie pasują, a teraz to już w ogóle...
      Nie mogłam nie wykorzystać postaci Toma jako dobrego duszka <3 Ale i tak nie wiadomo, co on ma za uszami!

      Usuń
    2. Ej, nic nie ma! Zostaw Ty już jego uszy w spokoju xD
      I skoro miałaś taki plan, żeby im rozje.bać życie uczuciowe i psychiczne... Mam nadzieję, że masz również plan, aby je naprawić xD

      Usuń
    3. Teraz nie mam już żadnego planu, bo wszystko już napisałam :P

      Usuń
    4. Całe opowiadanie? oO

      Usuń
    5. Teraz nie będziesz miała życia xD W takim razie ile odcinków będzie miało to opowiadanie!? Chyba nie chcesz skończyć na tym, jak oni dojdą do porozumienia...!?

      Usuń
    6. No jak to dlaczego... Nie mogę zdradzać co tu mam. <3

      Usuń
    7. Przecież nie pytam o szczegóły... jeszcze xd

      Usuń
    8. Ale nie mogę Ci powiedzieć... jeszcze xd

      Usuń
    9. Jak powiem to zepsuję całą zabawę xd także musisz poczekać <3

      Usuń
  2. No i pięknie....popłakałam się....
    Masz rację, zupełnie nie spodziewalam się takiego odcinka. I wiesz co? I dobrze! Bo jest zajebisty.
    Ale tak bardzo mi ich było szkoda kiedy to czytałam...i niemal czułam jej ból...i bolało mnie serduszko...
    Przedstawisz też jak to wyglądało z perspektywy Billa...?
    I...ona chyba tak po prostu nie odejdzie prawda?
    Dziękuje za odcinek <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, ja się popłakałam, czytając ten wymowny komentarz <3
      Co do perspektywy Billa - myślałam o tym i mimo że kolejny rozdział jest napisany, to pomysł w sumie jest nadal otwarty. Zobaczę, czy będzie co pisać.
      <3
      "tak po prostu" to nie, w końcu minęło 7 tygodni, odkąd mu to zakomunikowała... On nic nie zrobił przez cały ten czas, więc dlaczego ona miałaby się - według siebie - poniżać i obnażać przed nim swoje uczucia, które go nie obchodzą? </3

      Usuń
  3. No normalnie jak dzieci! Jakby usiedli i by sobie wszystko wyjaśnili nie było by problemu. Ale oni wolą się do siebie nie odzywać, no bo po co! Niech ona się przy Billu rozpłacze... Niech stanie się coś, żeby ten głupek zobaczył, że ona go kocha! Serce mi się kraja gdy czytam jak ona cierpi... Niech to się skończy, bo się nam dziewczyna wykończy :"< Niech ten jej opis po koncercie się w końcu ziści </3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież właśnie po to odchodzi, żeby to się skończyło i żeby ona się nie wykończyła. Ja chcę dla niej dobrze...

      Usuń
    2. Wiesz, to ja już chyba wolę żeby ona cierpiała :D Zlituj się nad nimi, błagamy <3 Czemu ona musi się tak wszystkiego domyślać, zamiast porozmawiać! Z Billem nie porozmawia, tylko sobie coś tam wymyśli, teraz jeszcze z Tomem o.O No i mam nadzieję, że kolejny rozdział niedługo :3

      Usuń
    3. Hahah :D
      Tak, myślę, że niedługo, jak tylko zrobię korektę ostateczną, ale nie wiem, czy będę w stanie, no bo ile się dzieje!!
      And I run run run run run... <3

      Usuń
  4. Jest po 13, a ja niedawno wstałam i od razu tu zajrzałam. Właściwie nie wiem, co mam napisać. Wróciłam z pracy o 5 rano, po 15 godzinach, spanie w dzień mnie jeszcze bardziej zmęczyło i mój mózg nie pracuje na pełnych obrotach.
    Odcinek smutny. Tak, to mi jedynie przychodzi na myśl. Targają nią takie emocje, że ja sama prawie z nią płakałam. I na prawdę życzę jej, by była dla niego tą jedyną fanką, a może nazwijmy to ładniej, ukochaną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna :( Dla mnie 10h to za dużo, a co dopiero 15...
      Też jej tego naprawdę szczerze życzę :P

      Usuń
  5. Hey M:* Rozdział przepełniony smutkiem i przygnębieniem, nowa piosenka pasuje tu idealnie jako podkład muzyczny *:* Z tą zmianą w następnym rozdziale to mówisz poważnie? Mam nadzieję, że to nie będzie nic znaczącego, bo nie wiem czy przeżyję... Że też ten Bill nie mógł się ruszyć i jakoś naprawić tej sytuacji, zachowuje się tak jakby mu w ogóle nie zależało. Mam wrażenie, że ta cała sytuacja między Ashley i Billem odbija się na reszcie ekipy, tak jakby oni coś czuli... Tom jest jak słodki misiek <3 Niezłego ma Ash przyjaciela *:* Mimo iż rozdział smutny to są sceny rozweselające, jak ta z Georgiem i szczotką do kibla xD hahaha Ash się z nimi ma xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam ;d
      Przyznam, że niektóre zdania powstały podczas słuchania tej ballady :D ale dzisiaj to nie mam weny kompletnie, jakaś jestem rozproszona...
      Nie, żadnych dużych zmian nie wprowadzam, tylko kosmetyczne :P
      Oczywiście, że sytuacja między nimi odbija się na innych, bo przez nich jest niezręcznie w towarzystwie... A połowa towarzystwa nie wie o co chodzi.
      No cóż, faceci, ich się kocha i nienawidzi jednocześnie xd

      Usuń
  6. Poprawiłaś mi leciutko humorek docinkami Toma, dziękuje. Nie jest dobrze, Ash ma ochotę od nich uciec, ale nigdy nie zapomni tego, co się wydarzyło w jej życiu przez ten czas. Było tyle cudownych chwil, a teraz pozostaną jej te najgorsze. Smutne to, nie chcę by Ash cierpiała, ale inaczej się chyba nie da. Bill on, nawet nie będę go tłumaczyć, robi to co uważa za słuszne.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze i opinie czytelników są ogromną motywacją!
Jeśli czytasz, napisz, co Ci się spodobało, co zaskoczyło, a co rozczarowało :)