- Cześć! – Z
przedpokoju dobiegł ją głośny krzyk bliźniaków, którzy ani trochę jej nie zaskoczyli.
Alarm w postaci piszczących fanek eliminował jakiekolwiek niespodziewane
wejścia do tego domu.
- Cześć, jak w
pracy? – odpowiedziała im pytaniem, jedynie na chwilę odrywając wzrok od
ogromnego telewizora. Właściwie nie oglądała niczego konkretnego, skakała po
kanałach w poszukiwaniu jakiegoś interesującego programu lub filmu, bo
zrezygnowała z komputera, gdy w sieci co chwilę natykała się na jakieś
informacje o Tokio Hotel, a co za tym szło – o milionach podejrzeń co do jej
relacji z zespołem. Nawet na blogu, w którym wczoraj się zaczytała, autorka
raczyła umieścić ją w swojej opowieści jako czarny charakter. Po przeczytaniu
jednego rozdziału ze sobą w roli głównej, już rozumiała, dlaczego żaden z
chłopaków nigdy nie czytał nic podobnego. To była tylko fantazja, nie mająca nic
wspólnego z rzeczywistością. Przerażało ją to, co fanki potrafiły wymyślić i
jakie charaktery dobierały swoim bohaterom „na wzór” swoich idoli i ich
bliskich.
- W pracy, jak
w pracy, management zgodził się na utwory z pierwszej płyty. – Bill opadł na
sofie obok niej i przez chwilę znów byli na niej tylko we dwoje, lecz zaraz
dosiadł się także Tom. – Dodali jeszcze „Rette
mich”, bo stwierdzili, że będzie za mało spokojnych piosenek. - Czarnowłosy
posłał jej znaczący uśmiech, lecz nie wiedziała, czy chodziło mu o to, że
zagranie starych utworów było jej pomysłem, czy, tak jak ona, pomyślał o tym,
że dwa dni temu przespali na tej sofie całą noc, tuląc się do siebie jak para
zakochanych.
Zostawiła
włączony kanał z jakimś teleturniejem i odłożyła pilot obok siebie.
- Powiedz
lepiej, jak oglądanie mieszkań? Wybrałaś sobie coś? – zapytał Tom i od razu
przejął pilot, przełączając teleturniej na program informacyjny, chociaż wcale
nie słuchał.
- Tak,
spodobało mi się jedno i chociaż nie jest idealne, to raczej się na nie
zdecyduję.
- Daleko? –
Bill wtrącił się, zanim zdążyła dopowiedzieć, że wszystkie były jak na nią po
prostu za duże. Znowu patrzył na nią tym swoim przenikliwym wzrokiem i wydawało
jej się, że delikatnie, prawie niezauważalnie kąciki jego ust wędrowały w górę.
Jego ust…
- Co masz na
myśli? Daleko odkąd? – Nie mogła nie zadać tego pytania, zbijając go tym nieco
z pantałyku. Daleko od jej poprzedniego mieszkania? Od studia? Od centrum? Od
Łaby?
- Od nas – odparł
spokojnie, po czym wstał i ruszył do kuchni. – Chcecie pić?
- Poproszę –
odpowiedziała, podczas gdy Tom zagłuszył ją swoim krzykiem.
- Bill, zrób
kolację! – Wcale nie musiał wrzeszczeć tak głośno, bo jego brat był zaledwie
kilka metrów od niego. – Ja robiłem wczoraj śniadanie, więc teraz twoja kolej,
żeby coś zrobić.
- No jasne, już
zaczynam. – Wokalista parsknął ironicznym śmiechem i wyjął z lodówki trzy
puszki coca-coli. – W butelkach się skończyła. – Rzekł, stawiając napój na
stoliku i ponownie opadł ciężko na sofę. – Trzeba będzie wysłać kogoś po
większe zakupy.
- Mógłbyś
chociaż raz coś zrobić dla swojego ciężko pracującego brata. - Dredowłosy nie
chciał przepuścić szansy na wyręczenie się kimś. - Coś, czyli kolację – dodał,
akcentując dosadnie ostatnie słowo, ale Bill w odpowiedzi jedynie patrzył na
niego kpiąco. Nie musiał się odzywać, bo mimika jego twarzy mówiła „chyba cię porąbało” za niego. Tom
przewrócił oczami i wyciągnął z kieszeni komórkę. - Zamawiam coś do jedzenia,
jesteś głodna? – Zapytał, spoglądając na nią znad telefonu. W odpowiedzi
kiwnęła głową, a gitarzysta po wybraniu numeru oddalił się do przedpokoju,
mówiąc jeszcze coś o tym, że jeśli Bill nie chce zrobić czegoś sam w domu, to
zapłaci za zamówienie.
- To jak,
daleko? – Bill postanowił drążyć temat jej mieszkania, co nawet jej pasowało. Zupełnie
zmienił przy tym minę na całkowicie łagodną.
- Nie,
samochodem to naprawdę kwestia kilku minut, a i pieszo nie jest daleko –
wyjaśniła spokojnie i sięgnęła jedną z puszek. - Gdybym tylko mogła chodzić
sama… - Dodała żartobliwie, uśmiechając się lekko, na co on odpowiedział jej
tym samym i pozwolił jej kontynuować. – Byłam też z Tobiasem po dodatkowe
rzeczy w poprzednim mieszkaniu, bo w końcu jutro jedziemy do Berlina, a ja
miałam tu tylko to, co było mi najpotrzebniejsze.
Chciała mu to
mówić. Chciała dzielić się z nim tym, co jej się przydarzyło, nawet jeśli nie
było to nic nadzwyczajnego. Chciała, żeby wiedział i uczestniczył w jej życiu
tak, jak ona uczestniczyła w jego.
- To kiedy się
wprowadzasz do siebie?
Wydawało jej
się, czy zabrzmiał tak, jakby chciał, by zrobiła to jak najprędzej?
- Na początku
przyszłego tygodnia.
- Szkoda.
Zmarszczyła
czoło po raz setny w ostatnich dniach. Już miała otwierać usta, by zapytać,
czego mu szkoda, ale wrócił do nich głośny, zadowolony Tom i bynajmniej nie
wyglądał na przepracowanego.
- Będzie do pół
godziny, jemy i się pakujemy, bo wyjeżdżamy z samego rana. Ten teledysk to
będzie odjazd! Ktoś mówił ci już, jaki jest na niego pomysł?
Pokręciła
automatycznie głową, przyjmując jedynie do wiadomości słowa Toma, ale w ogóle
ich nie przetwarzając.
Czego było mu
szkoda?!
Zdążyła już
stęsknić się za swoim miejscem w busie. Za siedzeniem między bliźniakami, mimo
że mieszkała z nimi przez ostatnie trzy dni. Więc gdy w końcu Tom zatrzasnął za
sobą drzwi i rozsiadł się tak, że prawie
wcisnął ją w Billa, uśmiech nie schodził z jej twarzy. Na brak oddechu nie
zwracała już uwagi, bo wydawało jej się, że przez te trzy dni nauczyła się żyć
bez niego. Zapach Billa był wszędzie, łącznie z jej skórą, która pachniała nim
po każdej kąpieli. Te krótkie trzy dni, podczas których chwilami była z nim
bliżej niż blisko, pozwoliły jej przyzwyczaić się do jego obecności. Zachowywał
się nadal dziwnie, patrzył wzrokiem, którym wydawało jej się, że patrzeć nie
powinien i mówił niejednoznaczne rzeczy, dając jej nie raz powody do poważnych
rozmyślań, ale poza pierwszą nocą, gdy spali objęci, nie zaszło już więcej
między nimi nic poważnego. Rozmawiali i śmiali się swobodnie, nawet gdy
zostawali tylko we dwoje, co chociaż zdarzało się rzadko i trwało krótko, to
nie towarzyszyło temu żadne napięcie. Prawie dwa tygodnie zajęło jej, by czuć
się przy nim względnie spokojnie.
- Żartujecie
sobie ze mnie, prawda? – Zapytała po raz kolejny, nie chcąc uwierzyć w to, co
od kilku minut mówili jej chłopacy, łącznie z Gustavem i Davidem. Nie wydawało
jej się, by ta dwójka była ludźmi, którzy chcieliby ją nabrać, ale nie
wiedziała, jak mogła przeoczyć coś takiego. – Przecież mówiliście, że dopiero
będziecie nagrywać pierwszy anglojęzyczny album, a teraz nagle, ni stąd ni
zowąd, chcecie mi wmówić, że istnieje teledysk do angielskiej wersji „Übers ende der welt”? Że macie już
nagrane niejakie „Scream”? Że dzisiaj
nagrywacie teledysk do dwóch wersji „Spring
nicht”?
- Dokładnie to
próbujemy ci przekazać. – Georg wyszczerzył się w jej stronę. Wyjeżdżali już z
posesji Kaulitzów, ale on wydawał się nawet przez moment nie myśleć o tym, by
usiąść przodem zamiast bokiem i zapiąć pas. – Jak to leciało? „I scream into the night for you…” – zaczął
śpiewać refren, okropnie przy tym fałszując. – Bill, no dawaj, zaśpiewaj.
- Nie pamiętam
tekstu.
- Ha, bo nie ma
żadnego tekstu! – Klasnęła w dłonie, ciesząc się ze swojej racji. Była dzisiaj
w doskonałym humorze, chociaż nie wiedziała, z czego mogło to wynikać. A raczej
– nie wiedziała konkretnie, bo była podekscytowana wyjazdem do Berlina,
kręceniem teledysku, cieszyła się z powodu dobrze układających się relacji z
chłopakami i z powodu pomyślnie przebiegającego procesu wynajmu nowego
mieszkania. Silke dzwoniła do niej z samego rana z informacją, że właściciel
wybranego przez Ashley lokalu bez problemu udostępni go jej już od
poniedziałku. I to była jednocześnie właściwie jedyna rzecz, z powodu której
mogła być niepocieszona, bo mimo wszystkich wcześniejszych obaw, dobrze
mieszkało jej się z bliźniakami, nawet jeśli ograniczało się to do wspólnego
śniadania i wspólnej kolacji, bo w ciągu dnia robili co innego. Wiedziała
jednak, że już wkrótce będzie przebywała z nimi prawie bez przerwy, bo w
tourbusie nie było możliwości, by mogła od nich uciec.
- Jest tekst! –
Gustav wyrwał ją z zamysłu. – Tylko nikt go nie pamięta…
- Ja znam tylko
to pierwsze zdanie refrenu… - mruknął basista. – Ale to leciało tak: „I scream into the night for you, na na na
na na, don’t jump. Na na na na na na na na, na na na na na, don’t jump”! –
odśpiewał do melodii i nadal strasznie fałszował.
- Och, no
niezwykły ten wasz tekst, doprawdy – zironizowała, śmiejąc się na głos, po czym
teatralnie wzdychając, dodała: - Ja z wami zwariuję, obiecuję…
Po półtorej
godziny drogi byli na miejscu, pod tym samym Radisson Blu, w którym
zatrzymywali się ostatnio. I chociaż powinna była już przyzwyczaić się do
widoku ogromnego Aqua Domu, to jednak wciąż była pod jego wrażeniem. Znów
dostała pokój z widokiem na akwarium, bardzo podobny do tego, który zajmowała
na początku tygodnia. Ale tym razem Bill nie przyszedł do niej kilkanaście
minut po przyjeździe, proponując wspólny obiad. Teraz zjedli w samochodzie;
zajechali po drodze do McDonald’s, by nie tracić czasu. Zaraz po zameldowaniu
się w hotelu i rozgoszczeniu w swoim pokoju musiała iść przygotowywać chłopaków
do nagrywania.
- Nie, Tom,
naprawdę wszystko w porządku. – Od kilku minut próbowała przekonać gitarzystę,
że czuje się swobodnie. – Owszem, Bill jest specyficzny, ale wydaje mi się, że
już się przyzwyczaiłam. – Naprawdę tak jej się wydawało. Do tej pory żadne z
nich nie podjęło tematu wspólnie przespanej nocy. Tak, jakby tego unikali, ale
przecież ona nie mogła go zapytać, co to miało znaczyć. Przecież od razu
wyczułby, że bardzo wzięła to wszystko do siebie. Za to on bez problemu mógł
spytać ją o to, czy już więcej nie męczyły jej żadne koszmary i nie wzbudziłby
tym żadnych podejrzeń. Ale tego nie zrobił. A ją koszmary już nie męczyły.
- Nie zaczepia
cię? Nie dokucza ci?
- Nie! -
Roześmiała się na głos. Dobrze, że makijaż Toma nie był wymagający, bo inaczej
w tym momencie by ucierpiał. Dredowłosy zachowywał się jak jej starszy,
nadopiekuńczy brat, chroniący ją przed nachalnymi adoratorami. – Zachowuje się
normalnie, to znaczy… - Znów się zaśmiała, bo wiedziała, że takie określenie
zdecydowanie nie pasuje do Billa. Tom też to wiedział i też się zaśmiał. – Nie
zauważyłam niczego podejrzanego.
- Ale jak tylko
coś się stanie, od razu masz mi powiedzieć. Już ja go wtedy przywołam do
porządku. – Zagroził jej tak zabawnie poważnym tonem, że wyszczerzyła się do
niego dwoma rzędami równych zębów.
- Tak jest,
kapitanie Kaulitz!
- Proszę cię,
na nabijaj się już ze mnie, nie dam się w to wkręcić. – Jęknęła zrezygnowana po
kilku nieudanych próbach wyciągnięcia z Gustava, że „Ready, set, go!”, „Scream”
i „Don’t jump” to tylko żart. On
nadal szedł w zaparte, że piosenki istnieją. – Jesteś ostatnią osobą, którą
podejrzewałabym o takie głupie zagrywki.
- To chyba mówi
samo za siebie, prawda? Przecież bym ci tego nie zrobił. – Nie wiedziała
dlaczego, ale nie przestawał się uśmiechać. – Podaj mi laptopa, to ci pokażę.
- Nie mamy
czasu, siedź spokojnie.
Gustav miał
zdecydowanie więcej niedoskonałości do zakrycia niż Tom, ale też o wiele
rzadziej miała go chwytać kamera. Mimo to wykonywała swoją pracę dokładnie, nie
pozwalając sobie na przeoczenie najmniejszego zaczerwienienia na jego twarzy.
- A tuż po
zakończeniu trasy lecimy do RPA i nagrywamy teledysk do „Monsoon” – rzucił, jakby mówił o tym, że musi iść do sklepu po
mleko i cukier. Spojrzała na niego jak na wariata, chociaż on wcale na takiego
nie wyglądał. Siedział rozluźniony, lekko przygarbiony i patrzył na nią łagodnie
i całkowicie normalnie.
- Wydawało mi
się, że „Durch den Monsun” powstawało
nad jakimś niemieckim jeziorem i w środku niemieckiego pola, a nie na
afrykańskiej sawannie. – Uniosła jedną brew, ale starała się nie przerywać
nakładania makijażu na jego twarz, by nie przedłużać.
- Taki tam
powiew świeżości wymyślony przez management i producentów.
- Ha, no jasne,
taki tam teledysk w RPA za kupę kasy.
- Oj, Ashley,
Ashley… To jest nasz biznes, ta piosenka ma podbić świat. Nikt ci nie mówił, że
tuż po Zimmerze uderzamy w USA i Kanadę lub Amerykę Południową, a później w
samą Azję?
- No tak, Bill
coś mi o tym wspominał, ale… - Zamyśliła się na chwilę, wyobrażając sobie
światowy sukces zespołu, z którym była tak blisko. - Chyba jakoś nie umiem
oswoić się z tą myślą, że będziecie na równi z takimi gwiazdami jak Green Day
czy Linkin Park. Ich znają wszyscy i… O Boże, was też będą znać wszyscy…! –
Wykrzyknęła nagle, jakby ją olśniło i odruchowo, nawet się nad tym nie
zastanawiając, objęła Gustava w geście gratulacji.
- Jeszcze nic
nie jest pewne! - Chłopak roześmiał się i oddał uścisk, lecz gdy tylko poczuła
jego dłonie na plecach, natychmiast się odsunęła, a jej policzki oblał ogromny
rumieniec.
- Trzymam za
was kciuki – bąknęła niewyraźnie, starając się nie patrzeć mu w oczy i ponownie
skupiła się na niedoskonałościach jego twarzy, mamrotając jeszcze coś, że już
strasznie późno.
Przytuliła
Gustava tak naturalnie, tak po prostu. Bez żadnych głębszych emocji. Perkusista
był osobą, która wzbudzała w niej przyjacielskie ciepło, niemalże rodzinne. Nie
czuła żadnych oporów przed objęciem go, bo nie znaczyło to dla niej nic więcej
niż koleżeński uścisk. I nagle stanął jej przed oczami obraz jej przytulającej
Billa i wiedziała, że poza granicami jej wyobraźni było to niemożliwe z jej
strony. Nie zarzuciłaby mu ot tak rąk na szyję i nie wtuliłaby się w
zagłębienie jego ramienia. Dlaczego? Dlatego, że wtedy nie byłby to jedynie
przyjacielski gest. Wtedy przylgnęłaby do niego najbliżej jak tylko by jej się
udało i całą sobą chłonęłaby jego zapach, jego ciepło i całą tę niezwykłą
chwilę. Zamknęłaby oczy, wstrzymałaby oddech. I nie istniałby dla niej cały
świat. Tylko on.
Objęcie Gustava
w pełni uświadomiło jej, że poczuła do Billa coś poważniejszego niż jedynie
fascynację jego osobą. Chciała z nim przebywać, dzielić z nim każdą możliwą
chwilę, słuchać jego głosu i czuć jego bliskość. Pragnęła, by był jej.
Zapukała zbyt
mocno do trzecich drzwi, bo aż zabolały ją kłykcie. Rozmasowywała kostki, i
nasłuchiwała, co dzieje się w pokoju. Georg prowadził jakąś rozmowę, bo
docierał do niej jego zbliżający się głos. Otworzył jej i przywitał ją
uśmiechem, po czym rozsiadł się na łóżku i kontynuował rozmowę.
- …zależy od tego, jak się wyrobimy, ale
raczej dopiero w poniedziałek. Nie zdążymy…
Odstawiła
ciężki kuferek na szafkę i zaczęła wyjmować z niego kosmetyki, podczas gdy
basista nadal gawędził w najlepsze. Gdyby tylko kuferek miał w środku pięć
mniejszych kuferków, nie musiałaby dźwigać tego wszystkiego za każdym razem.
Musiała zaproponować ten pomysł… Sama nie wiedziała komu. Chyba Billowi, w
końcu to on trzymał cały ten sprzęt, gdy nie mieli makijażystki.
- …strasznie zimno, a na dodatek chyba się
rozpada. Trochę krzyżuje nam to plany, bo wtedy… - Zerknął na blondynkę,
która stała z założonymi rękami i patrzyła na niego karcąco. - …będziemy musieli zostać dłużej. Wiem, o
tym, wiem, ale to naprawdę nie zależy ode mnie… - Znów na nią spojrzał i
tylko uśmiechnął się niewinnie, nawet nie myśląc o tym, żeby zakończyć
połączenie. – A ty jakie masz plany na
weekend? Zostajesz w domu czy wycho…
- Georg! –
Rzuciła podniesionym głosem, przerywając mu w środku zdania. – Nie mamy czasu!
– Naprawdę nie mieli.
- Muszę kończyć, właśnie przyszła
makijażystka.
Właśnie! Stała
tu od dobrych pięciu minut.
- To Ashley, nie wspominałem ci jeszcze o
niej? Niemożliwe… - Zmarszczył brwi, myśląc nad czymś. - Hej, przecież czytasz gazety i masz
Internet, dobrze wiesz, kto to Ashley! Nie wrobisz mnie w romans. – Roześmiał
się czule do telefonu, po czym nareszcie zaczął pożegnanie: - Naprawdę kończę, im szybciej zaczniemy, tym
szybciej skończymy. W wolnych chwilach będę dawał znaki życia, obiecuję. Baw
się dobrze, do usłyszenia. – Rozłączył się i rzucił telefon na pościel. –
Oj, no co? – Wyszczerzył się do niej niczym dziecko, które zostało przyłapane
na rozrabianiu.
- Do łazienki,
marsz! – Rozkazała, śmiejąc się z miny basisty. Posłusznie wstał i ruszył do
niewielkiego pomieszczenia. – Z kim tak nie mogłeś się nagadać?
- Z Emi –
odparł dumny z siebie i usiadł na służącym za krzesło zamkniętym sedesie.
Pokoje hotelowe, a już zwłaszcza te w berlińskim Radisson Blu, niespecjalnie
nadawały się do wykonywania makijażu. Nie było tu dostępu do dziennego światła,
bo jedyne okna wychodziły na hol z Aqua Domem. Dziś i tak musiała umalować
chłopaków w sztucznym świetle, według zasady „maluj się zawsze w takim świetle, w jakim będziesz przebywać”, ale
za to w łazience nie było do tego odpowiednich warunków. Po pierwsze była
niewielka, a Georg w końcu był sporym mężczyzną, a po drugie nie było w niej
żadnego siedzenia poza tym nieszczęsnym sedesem, co z boku musiało wyglądać
komicznie.
- To coś
poważnego? – dopytała, nie zastanawiając się nad tym, czy w ogóle powinny
interesować ją takie rzeczy.
Na szczęście
Georg wydawał się być chętny do opowiadania. Jego kolegów z zespołu
najprawdopodobniej interesowało tylko to, czy już ze sobą spali, a basista
potrzebował wygadania się i podzielenia się z kimś tym, co działo się w jego
życiu prywatnym.
Ostatnie drzwi.
Ostatnie i najważniejsze, bo to Bill musiał wyglądać naprawdę perfekcyjnie.
Zapukała tym razem delikatniej, by nie uszkodzić sobie ręki na dobre. I
zapukała tym razem bardziej zdenerwowana niż w przypadku poprzednich trzech
drzwi, co tylko stanowiło potwierdzenie wniosków, które nasunęły jej się po
przytuleniu Gustava. Bill nie był jej obojętny i było to coś więcej niż
fascynacja. To było silne przyciąganie.
Zastała go z
puszką lakieru w dłoni i obdarzyła go takim samym karcącym spojrzeniem, jak
jeszcze niedawno Georga. Dlaczego oni nie potrafią się wyrobić?
Weszła do
środka i od razu otworzyła okno, tak samo jak poprzednio, gdy była u niego w
pokoju hotelowym, bo z nadmiaru lakieru nie dało się tam oddychać. Nie miała
pojęcia, jak to wytrzymywał i czy aby na pewno nie miało to żadnego negatywnego
wpływu na jego zdrowie.
W takich
warunkach nie była też w stanie poczuć jego zapachu, od którego na dobre się
uzależniła.
- Mógłbyś robić
to następnym razem przy otwartym oknie? – zapytała tonem pełnym pretensji.
Nawet nie pytała, czy może wejść do łazienki. Nie zamknął za sobą drzwi, więc
uznała, że jak najbardziej wolno jej tam przebywać razem z nim.
- Dlaczego? –
Zdziwił się, jakby naprawdę nie było to dla niego oczywiste.
- Wiesz, jakoś
nie mam ochoty któregoś razu znaleźć cię w takiej łazience martwego z powodu
uduszenia.
Wybuchł głośnym
śmiechem, wywołując ciepło na jej sercu.
- To wcale nie
jest śmieszne. Musisz zużywać setki tych puszek, gdzie ty to trzymasz?
- W
pomieszczeniu gospodarczym – odrzekł, nie wyczuwając, że pytanie było retoryczne.
– Trzecie drzwi w korytarzu, gdzie masz u nas swój pokój. Trzymamy tam
wszystkie zapasy i żywieniowe, i kosmetyczne. Jak wrócimy, to ktoś będzie
musiał pojechać do sklepu, bo skończyła nam się duża cola i zostało mało
mrożonek.
Tak naprawdę
nie powinno ją to obchodzić, ale słuchała go z zaciekawieniem, prawie
zapominając, że przyszła go umalować.
- Załatwisz mi
nowy kuferek? – zapytała, zbaczając z tematu. Nie przerywał układania włosów i
właściwie był dopiero w połowie. Uniósł prawą brew w zdziwieniu.
- A ten się
zepsuł? – Zerknął na kuferek, który nie wyglądał, jakby cokolwiek było z nim
nie tak.
- Nie, po
prostu jest ciężki i pomyślałam, że może - oczywiście gdyby tylko ci się udało
- mógłbyś zorganizować mi taki, gdzie wasze poszczególne przegródki będą
wyciągane i nie będę musiała dźwigać całości, gdy idę do każdego z was po kolei
– wytłumaczyła przesadzonym tonem małej, słabej dziewczynki.
- No pewnie. Zobaczę, co da się z tym zrobić. Jeśli tylko takie istnieją, to dostaniesz taki
najszybciej jak tylko uda mi się go dostać.
- Brzmisz,
jakbyś miał osobiście jeździć po sklepach w poszukiwaniu go. – Roześmiali się,
bo chcąc nie chcąc, Bill był uziemiony i oczywiste było, że nie załatwi tego
osobiście.
- Ach, i pod
jednym warunkiem. – Nagle spoważniał, jakby chciał jej powiedzieć, że nie
dostanie za to trzech wypłat.
Zanim
wypowiedziała proste słowo „Tak?”,
przez jej głowę zdążyło przelecieć już tysiąc dziwnych myśli. Czego mógł od
niej chcieć Bill Kaulitz?
Wysunął ręce z
puszką lakieru i grzebieniem w jej stronę, uśmiechając się zaczepnie.
- Pomóż mi
ułożyć je z tyłu.
W końcu *.* Idealny prezent imieninowy <3 Cudny rozdział, w końcu nasza Ash zaakceptowała swoje uczucia co do Billa. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie szybciej <3 Weny dużo Ci życzę! :*
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego! :*
UsuńCo do kolejnego rozdziału - nie wiem, bo nie chcę publikować swoich zapasów za szybko, bo wiem, że niedługo mogę kompletnie nie mieć siły i czasu, by pisać :( Więc oszczędzam to, co mam.
Dziękuję bardzo <3
No jejciu! Jest tak słodko i uroczo.
UsuńUwielbiam to opowiadanie, ale nie mogę już wytrzymać.
Kiedy, w końcu Bill i Ashley się ze sobą... Kiedy Bill i Ashley tak na początek, się pocałują? Brakuje mi tu tego bo to się ciągnie i ciągnie. Eh,
Czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam i dużo weny! =)
Obliczyłam ostatnio, że będzie około 60 rozdziałów, więc do tego czasu na pewno wydarzy się coś więcej! :D Ale po wakacjach powinnam przyspieszyć z rozdziałami :)
UsuńDziękuję i również pozdrawiam :)
POMÓŻ MI UŁOŻYĆ JE Z TYŁU? SERIO, KAULITZ? POGRZAŁO CIĘ? CMOKAJ JĄ, DZIĘKUJ JEJ, ŻE TAK O CIEBIE DBA, A NIE PROSISZ O UŁOŻENIE WŁOSÓW, CO ZA PIPKA NO NIE MOGĘ!!!!!!!!! XD
OdpowiedzUsuńFrustracja wyładowana.
Przechodzę do oceny :-D
Uwielbiam, gdy w rozdziałach pojawiają się Georg i Gustav, wtedy jest tak luźno i zabawnie, ich teksty i zachowanie są naturalne i idealnie odzwierciedlają rzeczywistość. <3 Tulasek z Gustavem! Jeszcze wtedy był całkiem szczupły, ech, a teraz? Teraz jakby go Ashley przytuliła, to by się utopiła w tych pulchnych ramionkach pełnych miłości! :-D Jak czytałam ten fragment, to mi się aż ciepło zrobiło. <3
W ogóle cieszę się, że do Ashley dotarło, że to, co jest między nią a Billem, nie jest tylko zauroczeniem. Dobrze by było, gdyby Bill też dał jej to do zrozumienia, bo ona biedna ciągle musi się domyślać, a i to jest niełatwe. Podejrzewam, że nawet jak Bill bezpośrednio powie jej, co czuje, to ona i tak będzie zagubiona i kompletnie zdezorientowana <3 :*
Hahahahaha <333 Nie wiem o co Ci chodzi XD Kaulitz tylko chciał, żeby go po główce podotykała! Przecież radzi sobie sam, to tylko pretekst ^^
UsuńNo tak, o Gustavie tylko króciutki fragment, a Kaś piszę o tym pół komentarza <3
Nie no jak Bill jej powie, to już powie :D To już będzie po wszystkim :P O ile powie! Ale ona sama nie jest lepsza, też przecież nic w jego stronę nie robi :D No trudno, taka sytuacja!
<33
Ashley w tym odcinku przypomina mi mnie, albo może raczej typową kobietę, jak tak zadaje tyle pytań i docieka, cały czas łapiąc Billa za słówka xd Uwielbiam robić to samo, gdy rozmawiam z jakimś chłopakiem ^^ Miły akcent :D Ale i tak nie dowiedziała się, czego jest mu szkoda i zapewne będzie się tym teraz dręczyła xD Bill jednak zachowuje cały czas stoicki spokój, przynajmniej na zewnątrz :D Bo w głębi pewnie ma również piękny nieład...
OdpowiedzUsuńW ogóle mam wrażenie, że Tom zawsze im wszystko psuje xd No ciągle się kręci, jak jakiś mały, wstrętny, wredny bachorek xD Gdy tylko na chwilę zostają sami to nie! Wkracza Tom :D Bo przecież to dziecko potrzebuje masę uwagi xD Ehh xd W takim tempie to sobie trochę poczekamy na jakiś wylew uczuć między Ash, a Billem, ale cóż... xD To Tom, jemu trzeba to wybaczyć xd
Pozdrawiam ;*
Ash nareszcie się otworzyła!
UsuńBo Tom ma czujnik i wyczuwa kiedy oni są razem i przyłazi :D Oj, ale nie zawsze, sami też trochę pobędą <3
Również pozdrawiam :*
Ahoy! :* A ja tam lubię jak oni tak między sobą kręcą i kręcą;P W każdym bądź razie są do siebie w tym podobni;D Ash już zdaje sobie sprawę, że to uczucie do B to coś więcej niż przyjaźń. To kolejny krok naprzód. Byle tylko ją to nie speszyło i nie zepsuło tej atmosfery, którą zdążyli już ze sobą zbudować:)
OdpowiedzUsuńJa wiem, że lubisz :D Są bardzo podobni! :D
UsuńNo cóż, zobaczymy, jak długo będzie między nimi ta miła atmosfera :> To znaczy, ja wiem i Ty też wiesz, ale nie będziemy sobie tym zaprzątać głowy :P Mamy teraz inne smutki :(
W końcu jestem! Zepsułam komputer i udalo mi się pożyczyć inny na trochę.
OdpowiedzUsuńJuz mówiłam, że mnie Bill wkurza? Wspominałam, że Tom odnajduje sie w roli opiekuna? Gustava trzymają się żarciki, a Georg potrzebuje sie wygadac Ash o swoim zyciu milosnym? Kurczę, jestem pod wrażeniem, ale moje wyobrażenie ich na tym blogu, zostało zmienione. Oczywiście w pozytywnym sensie :D
I tak na koniec....czy aby na pewno wystarczy Billowi TYLKO ułożyć włosy za ten kuferek, hmmm?
Szkoda, że ja nie mam od kogo pożyczyć innego :P
UsuńTaaak, mówiłaś :D Nie chcesz wiedzieć, jak mnie irytuje w tym momencie, w którym jestem teraz ^.^ Mam ochotę mu przywalić przez mój ekran i przez mojego worda xd
Za kuferek może i wystarczy tylko ułożyć włosy, ale za... a nieważne :P Nic nie mówię!
Nie mogłam się powstrzymać by zaśpiewać marna próbę zanucenia "Don't jump" przez Georga. Będzie mi ta piosenka teraz w głowie siedzieć! Tom jest, mówiłam to chyba już wcześniej, najlepiej wykreowaną postacią w tym opowiadaniu. Bill, no nareszcie! Ile czekać trzeba, żeby zachowywał się normalnie a nie jak jakaś stara babcia, której przeszkadza bzyczenie komara.
OdpowiedzUsuń