czwartek, 24 lipca 2014

27. „Może w ogóle nie powinno ją to interesować?”

- Wy to się chyba za dobrze bawicie, co? – zaczął gitarzysta z udawaną pretensją. Spojrzeli na niego jednocześnie; ona zmarszczyła brwi, on uniósł. – Ja specjalnie idę spać wcześniej, bo jestem zmęczony, a wy śmiechy i chichy w najlepsze. W środku nocy! – Przybrał nadętą, obrażoną minę i ostentacyjnie zabrał się do smarowania bułki Nutellą.
- Przepraszam, ale jakbyś słyszał jego francuski, to też byś umierał ze śmiechu – odpowiedziała, szczerząc się niewinnie do wokalisty. Tom parsknął śmiechem, na co ona od razu zareagowała: - No właśnie! Widzisz, jeszcze nic nie powiedział, a ty już się śmiejesz.
Przy śniadaniu udawała, że jego wczorajsze rozchwiane zachowanie na sam koniec ich przedłużającego się wieczoru w ogóle jej nie ruszyło. Że nawet go nie odnotowała, podczas gdy tak naprawdę przez całą noc i poranek nie mogła wyrzucić go z myśli, ale nie chciała tego w żaden sposób okazywać. Po co? Żeby widział, jak bardzo się tym przejmowała? Że przejmowała się o wiele bardziej, niż wskazywałaby na to umowa między nimi?
- Chyba chcesz zarobić, mała… - odburknął Bill.
- Nie jestem mała! – Dlaczego w ogóle ją tak nazwał? Tak, w porównaniu z nimi była mała, ale… Ale miała się przecież nad tym nie zastanawiać.
- Właśnie że jesteś naszym małym bąblem. – Tom siedzący tuż obok niej złapał ją niespodziewanie za nos, jak niesfornego urwisa, którym przecież wcale nie była, za co zdzieliła go po dłoniach.
Od niedawna ich kontakt zaczął wyglądać właśnie w ten sposób. Wszelkie granice, jakie kiedykolwiek były między nimi, powoli się zacierały i chociaż nadal na pierwszy plan wysuwała się jej praca, to mogła pozwolić sobie na traktowanie chłopaków jak przyjaciół. Dopiero po dwóch tygodniach poczuła się tak, jak Bill traktował ją od początku – jak jeden z członków ich zespołowej rodziny. Uwielbiała tych ludzi, bo zawsze na jej twarzy wywoływali szeroki, szczery uśmiech.
- Nie chcę mówić, kto tu jest starszy! – Fuknęła, udając urażoną. – A już nie wspomnę o tym, kto nie jest jeszcze pełnoletni! – Wyprostowała się dumnie i poprawiła się na krześle.
- A właśnie, co do naszej pełnoletności... – Tom wydawał się być niewzruszony wytknięciem mu, że należał razem z Billem do najmłodszych w ekipie. – Masz plany na weekend?
- Nie, żadnych. – Nie miała planów, bo doskonale wiedziała, że w sobotę czekają ją urodziny bliźniaków. I choć nikt nie wspomniał o tym, co będą robić, uznała to już za pewnik, że ona także będzie w tym uczestniczyć. I nawet się nie pomyliła.
- Padł pomysł, żebyśmy pojechali w sobotę do Hamburga do restauracji z lodowym barem. Co ty na to? – Znów zaczęli mówić na zmianę, tak jak praktycznie za każdym razem, gdy coś jej tłumaczyli.
- Dlaczego mnie o to pytacie? – Zaśmiała się, unosząc lewą brew do góry. – Czy jeśli powiem, że pomysł jest beznadziejny, to z niego zrezygnujecie? – Wcale nie uważała, by pomysł był beznadziejny, a wręcz przeciwnie. Mimo że określenie „lodowy” przyprawiało ją o gęsią skórkę, to była bardzo ciekawa tego miejsca, o którym nigdy wcześniej nie słyszała
- No… No wiesz… - Tom podrapał się po głowie i włożył do ust bułkę, by wyręczyć się w odpowiedzi bratem.
- Chcemy, żeby naszym gościom podobało się miejsce, a ty oczywiście jesteś naszym gościem, więc chcemy znać twoją opinię. – Bill zgrabnie wybrnął z tego niezręcznego pytania. – Rzecz jasna, o ile w ogóle chcesz uczestniczyć w naszych urodzinach.
- Pewnie, że chcę! Miałabym przegapić moment, gdy stajecie się NARESZCIE dorośli? – Po raz kolejny żartobliwie z nich zadrwiła, co od razu wywołało wybuch ich piskliwych głosów oburzenia, które zagłuszyły jej śmiech.

Cały wtorek spędziła czyszcząc dokładnie każdy kąt swoich - tymczasowo swoich - pięćdziesięciu pięciu metrów kwadratowych. Musiała to zrobić, ponieważ mieszkanie stało puste dosyć długo, a z racji ekspresowego tempa udostępnienia go, właściciel nie zdążył zrobić tego sam. Teraz uważała, że w sumie mogłaby poczekać i dłużej i tym samym dłużej pomieszkać u bliźniaków, ale gdy pięć dni wcześniej została bez dachu nad głową, zależało jej na tym, by wprowadzić się gdzieś jak najszybciej, więc Silke załatwiła wszystko błyskawicznie.
Po raz pierwszy została w tym mieszkaniu sama na tak długo i po raz pierwszy od ponad tygodnia znów miała wrażenie, że wszystko jej się przyśniło. Postanowiła, że będzie nosić w domu swoją plakietkę do czasu, aż w kocu przywyknie do tej myśli. Nie miała tego problemu, gdy była z nimi lub nawet z Annalise, albo nawet sama, ale w hotelowym pokoju lub w domu Kaulitzów. Wtedy była w stu procentach świadoma, że jest tam z nimi, że dla nich pracuje, że jest tak blisko nich. Gdy wylądowała w nowym, obcym i pustym miejscu, wszystko się ulotniło. To mieszkanie nie miało w sobie żadnego zapachu związanego z Tokio Hotel, żadnego elementu który jej o nich przypominał. Czuła, że gdyby nie miała na szyi dowodu, że to wszystko dzieje się naprawdę, zwariowałaby i sama nie wiedziałaby, co jest rzeczywistością, a co tylko jej wyobraźnią. Z plakietką obijającą się jej o brzuch była pewna, że sobie tego wszystkiego nie wymyśliła.
Późnym popołudniem odwiedzili ją rodzice, bo poprosiła ich o przywiezienie wszystkich jej pozostałych rzeczy z domu oraz mebli z jej pokoju, bo jedna średniej wielkości wbudowana rozsuwana szafa by jej nie wystarczyła. Mieszkanie było tak duże, że mogła przywieźć sobie tutaj już wszystko, zarówno letnie, przejściowe jak i zimowe rzeczy. Nareszcie mogła też wstawić swoją pokaźną toaletkę, bo jako makijażystka miała naprawdę dużo kosmetyków i cierpiała, gdy w poprzednim mieszkaniu musiała je trzymać w kosmetyczce.
- Ashley! Dziecko moje, jestem z ciebie taka dumna! – usłyszała ciepły głos mamy, a chwilę potem została zamknięta w uścisku pachnącym rodzinnym domem.
Jej mama była szczupłą zadbaną i dosyć wysoką kobietą, a na jej twarzy można było dostrzec tylko kilka płytkich zmarszczek. Miała proste, karmelowe włosy do ramion, duże, niebieskie oczy i szeroki uśmiech. Zawsze miała zadbane dłonie i delikatny makijaż. Mimo skończonych czterdziestu dwóch lat ubierała się dosyć młodzieżowo – zazwyczaj dżinsy i prosta bluzka lub sweter. Praca nie wymagała od niej przesadnej elegancji – była właścicielką niewielkiego sklepu odzieżowego w Gröningen.
- Mamo, zaraz będzie na to czas. Wejdźcie i rozbierzcie się – powiedziała, oswobadzając się z obejmujących ją ramion. – Trafiliście bez problemu?
- Tak, Magdeburg jest przecież dobrze oznakowany, ale i ty wszystko mi świetnie wytłumaczyłaś – odparł dumny tata, zdejmując buty poprzez zadarcie palcami jednej stopy o piętę drugiej i odwrotnie, po czym przejął ją w swoje ramiona. – Gratulacje.
Tata był nieco wyższy od mamy. Powoli zaczynał siwieć, ale wciąż miał młodą twarz. Był o rok starszy niż jego żona i był fanem ciężkiej muzyki oraz pieszych wędrówek. Zupełnie do siebie z mamą nie pasowali, ale tworzyli dobre małżeństwo. Tata był policjantem, więc wszyscy w miasteczku go znali.
- Dziękuję bardzo. – Odwzajemniła uścisk. – No ale ciebie to się tu nie spodziewałam. – Spojrzała na dziesięciolatka, który z naburmuszoną miną stał obok ojca.
- A ja wcale nie chciałem tu przyjeżdżać – odburknął, lecz ona roześmiała się i mimo wzajemnych dogryzek przytuliła go do siebie.
Następnie pokazała im mieszkanie, a potem wysłuchała zachwytów nad jego lokalizacją i wystrojem, a także pytań odnośnie chłopaków.

- Jak ty schudłaś! Jesz coś w ogóle?
Układała z mamą rzeczy w kuchennych szafkach, podczas gdy w pokoju obok tata skręcał jej szafę, komodę i toaletkę, które udało im się przywieźć pożyczonym od znajomego samochodem dostawczym, a brat oglądał durne seriale młodzieżowe w telewizji.
- Wcale nie schudłam. Widziałyśmy się dwa tygodnie temu, więc to niemożliwe. Poza tym z chłopakami ciągle jem zarówno pełnowartościowe posiłki, jak i trochę śmieciowego żarcia, więc bardziej martwiłabym się tym, że przytyję i tak też już usłyszałam od Annalise.
- Jesteś gruba jak beczka – odezwał się Konrad z salonu, na co ona nie zareagowała, a mama spojrzała na niego karcąco.
- Nieprawda, jesteś szczuplutka. Więc jedziesz razem z nimi do tej Francji?
Wspomniała już o tym mamie w rozmowie przez telefon.
- Tak. Będą udzielać wywiadów więc jestem niezbędna. Muszę dbać o ich wygląd.
- Jak powiem dziadkowi, że jedziesz do jego ojczyzny, to będzie przeszczęśliwy. – Tata pojawił się w kuchni, by nalać sobie szklankę wody. – Może będzie chciał zabrać się z wami, odwiedzić swoje strony? Dawno tam nie był. Jak oni w ogóle się nazywają?
- Nazywają się Tokio Hotel – odpowiedziała i widziała, że tata chciał powiedzieć coś jeszcze, ale mama go uprzedziła.
- Wyjeżdżacie w poniedziałek i wracacie w piątek?
- Dokładnie. Później w sobotę są urodziny Gustava - perkusisty, a w niedzielę popołudniu wyjeżdżamy do Köln na galę rozdania nagród. Będziemy z powrotem w poniedziałek, bo gala jest późnym wieczorem. Za to jutro i pojutrze mamy wywiady w Magdeburgu, a w tę sobotę bliźniacy wymyślili, że zabiorą nas do Hamburga na swoją osiemnastkę.
- Myszko, nie będzie to dla ciebie zbyt męczące?
- Mamo, ja w tej pracy naprawdę nie robię nic męczącego. Najgorsze było nagrywanie teledysku w nocy, ale zazwyczaj mam tylko czterech gości do umalowania, z czego tylko jednego na poważnie. Poza tym po prostu spędzam z nimi czas, jak z przyjaciółmi. To nie jest wymagająca praca. Poza tym robię to, co lubię. Śpię dobrze, jem dobrze i jeszcze mam świetne towarzystwo i zapewnioną ochronę. To znaczy, chłopacy ją mają. Naprawdę nie macie powodów do zmartwień, mimo że miałam małe problemy.
- Małe? Musiałaś zmienić mieszkanie z powodu nalotu ich fanek, a to wcale nie jest mały problem. Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy przez cały ten czas i co za szok przeżyłam, gdy obce mi osoby zapytały mnie o ciebie.
- Wszystkie dziewczyny ze szkoły chcą teraz ze mną chodzić! – Znów usłyszały dziecięcy głos z salonu. – Nawet te z ósmej klasy!
Ona znów go zignorowała, a mama znów rzuciła mu bezgłośne ostrzeżenie. W ogóle się nie przejął, bo z powrotem pochłonął go serial.
- Domyślam się, ale wszystko skończyło się dobrze i tutaj nic mi już nie grozi.
- Oby, kochanie. Oby właśnie tak było.
- Co za typ muzyki tworzą ci chłopcy? – Milczący tata ominął temat jej kłopotów i zapytał o to, co interesowało go najbardziej.
- Możesz włączyć komputer. Na półce pod telewizorem są dwie płyty, ale proponowałabym ci najnowszą, „Zimmer 483”.
Zdejmowała naczynia z suszarki i gdy po chwili usłyszała pierwsze dźwięki „Heilig”, zatrzymała rękę w powietrzu. Inaczej mogłaby wszystko potłuc. Dlaczego tata musiał zacząć właśnie od tej piosenki? Przecież nie była pierwsza na płycie! Usłyszała głos, którego tak się czasami bała, który ją onieśmielał i hipnotyzował, a jednocześnie sprawiał, że uspokajała się, czuła się bezpieczna i radosna. Musiała odczekać kilka sekund, by móc powrócić do ściągania talerzy. Wiedziała, że mama to zauważyła, więc Ashley od razu rozpoczęła nowy temat.
- Brakuje mi tutaj tylko Annalise. Przyjechała do mnie dwa razy w zeszłym tygodniu, ale to nadal było zbyt mało czasu. Tyle się wydarzyło w przeciągu zaledwie dwóch tygodni.
- Widać, Ashley. Jesteś raczej wyobcowana, odkąd się tutaj przeprowadziłaś.
- Ale miałam rację, mówiąc, że większe miasto daje mi większe możliwości. I dało chyba największą.
- Tak, ale martwi mnie to, że masz kontakt tylko z płcią męską…
- Mamo, Bill jest prawie jak koleżanka. Możemy czesać sobie nawzajem włosy, pożyczać biżuterię i rozmawiać o tuszu do rzęs.
Kobieta roześmiała się na głos. Ashley trochę skłamała, bo mimo tych wszystkich kobiecych aktywności, w ogóle nie czuła się z Billem jak z przyjaciółką. Cały czas pozostawał dla niej mężczyzną i tylko w tej kategorii go postrzegała.
Rodzice zostali u niej do dwudziestej trzeciej, pomagając jej w przeprowadzce. Starała się opowiedzieć im jak najwięcej, ale nadal nie zdążyła podzielić się z nimi wszystkim.
Mama nie mogła się z nią rozstać, bez przerwy jej gratulowała i kazała na siebie uważać. Tata mówił tylko, żeby robiła, co do niej należy i nie przejmowała się tym, co ktoś o niej mówi. Brat natomiast przypomniał jej o rzekomo obiecanym Xboxie. Bardzo chciała spędzić z nimi więcej czasu, ale było już późno. Oni mieli swoje obowiązki, a ona swoje, bo jutro chciała zakończyć przeprowadzkę. Później nie miałaby już na to czasu. W czwartkowe południe mieli kolejny wywiad, ale na szczęście na miejscu. Bardzo na miejscu, bo w studiu chłopaków.

Cały środowy dzień i czwartkowy poranek myślała nad tym, co mogłaby kupić bliźniakom na urodziny i podczas pracy obserwowała ich z dużo większą dokładnością niż zazwyczaj, próbując dopasować do nich jakiś konkretny prezent. Nie mogło być to nic wielkiego, ani też nic osobistego czy w formie żartu, bo mimo że czuła się już przy nich jak przy znajomych, to jednak znali się bardzo krótko i prezent z tych kategorii mógłby być nie na miejscu. Na dodatek musiało być to coś, czego jeszcze nie mieli, a oni mieli już chyba wszystko. Denerwowała się tym, że został jej tylko jeden dzień, bo w sobotę rano musiała im to wręczyć. Nie miała zamiaru słuchać Billa, który mówił jej, że niczego nie chce. Czuła potrzebę wręczenia im czegoś od siebie, lecz za nic nie mogła wymyślić, co mogłoby to być.
Gdy wpadła na Georga w studyjnej kuchni, musiała wykorzystać sytuację.
- Georg, co mam im kupić? – zapytała, uprzednio upewniając się, że nikt ich nie słyszał.
- Co? – Basista zmarszczył brwi. – Ach, Kaulitzom? Ciężka sprawa, bo ja im od lat nic nie daję. –Georg zapatrzył się w zamyśleniu na podgrzewającą pizzę mikrofalówkę. Ashley na wyschnięte ciasteczka w misce na stole.
- Tom jest dziesięć minut starszy, prawda? – odezwała się po kilku sekundach ciszy wypełnionej jedynie dźwiękiem działającego urządzenia i odgłosami z głębi studia. Georg skinął głową i przeniósł swój zaciekawiony wzrok na jej twarz. -  Może wiesz, o której się urodzili?
- Tom o szóstej dwadzieścia, Bill o szóstej trzydzieści nad ranem. – Wykrzywił się i potrząsnął głową. – To ma jakieś znaczenie?
- Ma i to ogromne! – Klasnęła w dłonie w tym samym momencie, w którym mikrofalówka wydała dźwięk ogłaszający, że zakończyła podgrzewanie. – Zobaczysz w sobotę!

- Bill, zaczekaj – rzuciła, gdy mijała go w przejściu. On szedł w stronę kuchni, ona właśnie z niej wychodziła i zmierzała w kierunku ich sali prób, gdzie miała dopilnować twarzy Gustava w obiektywie kamery podczas indywidualnego wywiadu. Czarnowłosy zatrzymał się i spojrzał na nią pytająco. – Chciałabym jutro iść na zakupy do miasta. Muszę uzupełnić zapasy kosmetyków, bo niektóre rzeczy wam się kończą. – Nic się tak naprawdę nie kończyło, ale przecież nie powiedziałaby mu, że chce załatwić mu prezent urodzinowy.
- Okej, w porządku. – Wzruszył ramionami. – Może być Dirk? Saki będzie mi potrzebny.
Do osiedlowego sklepiku niemalże tuż za rogiem chodziła sama. Do niewielkiego supermarketu w pobliżu także, ale gdy chciała iść do centrum, niezbędna była jej ochrona.
- Jasne, ktokolwiek. – Nie pytała, do czego potrzebował Sakiego. Zdziwiła się jedynie, że nie będzie potrzebował jej. W końcu jeśli niezbędny był mu ochroniarz, oznaczało to, że chciał gdzieś wyjść? I jednocześnie nie chciał, by go umalowała? Przecież właśnie po to chciał, by zamieszkała bliżej. Dzień wolny był jej akurat na rękę, bo wciąż miała na głowie przeprowadzkę, z którą nie zdążyła się uporać wczoraj, zakupy urodzinowe, przygotowanie właściwego prezentu oraz spakowanie się na kolejny weekendowy wyjazd, ale po prostu była zdziwiona, że Bill nie chciał jej pomocy.
Może nie chciał wcale wychodzić?
Może potrzebował Sakiego, bo miał ochotę zrobić przemeblowanie, ale sam nie dałby rady i potrzebował kogoś silniejszego?
Może Saki miał coś załatwić, przewieźć jakiś sprzęt?
Może po prostu miał jechać na zakupy?
Może w ogóle nie powinno ją to interesować?

W piątkowy wieczór w jej nowej kuchni po raz pierwszy unosił się zapach prawdziwie przygotowanego jedzenia. Może ostatni wypiek nie wyszedł jej najlepiej, ale nie zniechęciło jej to do upieczenia urodzinowych ciasteczek dla bliźniaków. Zaczynały właśnie się zarumieniać w piekarniku, a ona kończyła się pakować na jutrzejszy wyjazd. Miała niemały problem z wyborem ubrań, no bo co powinna założyć na imprezę w lodowym barze w środku zimnego, bo zimnego, ale jednak lata? Stresowała się podwójnie, bo nie dość, że sam taki wypad z osobą, która tak na nią działała, był niebezpieczny, to na dodatek miała tam poznać dobrych przyjaciół Billa i Toma. Choć to akurat w porównaniu z tym pierwszym było niczym. Zauważyła, że gdy tylko Bill miał we krwi choć minimalną dawkę alkoholu, stawał się prowokujący, a ona mogła tego po prostu w którymś momencie nie wytrzymać i poddać się tym jego zaczepkom. A potem on mógłby powiedzieć jej, że za dużo sobie wyobrażała, że okazała się taka jak wszystkie, bo czekała tylko na moment, gdy łatwiej będzie jej się do niego zbliżyć i że ją zwalnia. I był to dla niej niekoniecznie dobry scenariusz. Wręcz fatalny.

Od samego rana wydzwaniała do Annalise, pytając, w co ma się ubrać i powtarzając, że bardzo żałuje, że przyjaciółka nie może jechać z nią, bo ona na pewno będzie czuła się tam wyobcowana. Ona, oni i ich znajomi. Bała się, że nie będzie miała do kogo się odezwać.
Kilkanaście minut przed umówionym czasem zadzwonił jej telefon, a na ekranie wyświetliły się cztery litery obwieszczające, że Bill chce się z nią skontaktować. Nie tak miało wyglądać składanie mu życzeń…
- Tak? – Odebrała, myśląc jednocześnie, w jaki sposób wybrnąć z tej sytuacji.
- Ashley, słuchaj, Saki, Dirk i Tobias jadą na miejsce oddzielnie, ale Finn też po ciebie nie przyjedzie. – Słyszała, że chodził po pomieszczeniu i coś przerzucał. - Właśnie dostałem telefon, że złamał nogę i przyślemy ci Seppela. To taki wysoki facet około czterdziestki. Będzie na czas. Mam nadzieję, że ty też?
- Tak… - Chciała wplątać gdzieś pomiędzy jego słowa kilka swoich, ale nie dała rady.
- W takim razie widzimy się niedługo. Do zobaczen... – Rozłączył się szybciej, niż zdążył się do końca pożegnać.

Tak.

14 komentarzy:

  1. Na samą myśl o tym lodowym barze zrobiło mi się zimno, ale to nawet przyjemne uczucie. Ochłodziła się lekko atmosfera między nimi i w końcu ich rozdzieliłaś na troszkę. Brakowało mi oczywiście tego "dobranoc" przed snem :c Mimo wszystko mam wrażenie, że gdy znajdą się razem w jednym pomieszczeniu w tym barze to będą odpowiedzialni za roztopienie całego tego lodu - takie bije od nich gorąco, w każdym słowie i geście. Uwielbiam! <3 A ten niecny wykręt o tym, że Bill to koleżanka, z którym można porozmawiać na temat tuszu do rzęs mnie rozbroił. O niczym innym teraz nie myślę, tylko wyobrażam ich sobie w takiej sytuacji. Haha. xD Ok, to czekamy na Seppela i kierunek Hamburg!

    Cieszy mnie niezmiernie to, że tak często dodajesz i choć nie mam czasu, żeby czytać na bieżąco, to nadrabianie tego wszystkiego to czysta przyjemność. <3

    Pozdrawiam serdecznie. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, czy te Twoje domysły okażą się trafne :D
      Makijażowe przygody Ash i Billa planuję za jakiś czas, więc spokojnie, będzie i tusz do rzęs jako przedmiot ich... hmm, zabawy? :D

      Ja ledwo mam czas, żeby pisać, ale nareszcie uzupełniłam lukę w treści i jestem 10 rozdziałów do przodu ^.^ Każdą wolną chwilę wieczorem spędzam pracując nad swoimi historiami, więc też nadrobię ostatni rozdział u Ciebie jak się ogarnę...

      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Adres jest aktualny. :D A to, że się nie aktualizuje w ramce to pewnie wina tego, że jest dla zaproszonych czytelników. :)

      Usuń
    3. Aaa, no możliwe :D Zapomniałam o tym :P Widzę, że teraz w ogóle go nie ma, bo jakiś czas temu jeszcze wisiał chyba stary, no nieważne :D

      Usuń
    4. Jak to nie ma? Jak to wisiał stary? Zmieniłam adres jak tylko się tutaj dostałam, a przez to, że ograniczyłaś dostęp to wylądował na końcu listy. :( Chciałam temu zapobiec, tyle że przy linkowaniu wyskakuje mi takie coś: "Nie można wykryć kanału dla tego adresu URL. Czas opublikowania i aktualizacji postów w blogu nie będzie pokazywany" i nic nie mogę z tym zrobić...

      Usuń
    5. To ja nie ogarniam xd
      Przez jakiś czas wisiał w linkach 21. post, czyli ten, na którym skończył się stary blog, ale nie klikałam w niego, więc nie wiem dokąd odsyłał XD Domyślałam się, że do starego adresu, bo na nowym były już kolejne rozdziały, a tam dalej wisiała ta 21. O, nawet nie zauważyłam, że teraz nowy zjechał na dół, po prostu mi się przypomniało, że widziałam jakiś czas temu na górze odnośnik do starego posta :P Jak widać blogger robi co chce! :D

      Usuń
  2. Taki sielankowy odcinek :D Tu śniadanie, tu wizyta rodziców, przeprowadzka, urządzanie mieszkania. Spokojnie, bardzo spokojnie.
    Chociaż za określenie "mała", spodziewałam się wojny na jedzenie albo tego, że Ash się odgryzie tekstem "mała to jest twoja pała, ja mogę być niska". Albo lepiej, że tego nie powiedziała? Bo ich reakcja mogła być powalająca. :D Co za trole xD
    Hahahaha, Bill jako przyjaciółka. Uśmiałam się z tego tłumaczenia. Chociaż nie zdzwiłabym się, gdyby miał większe pojęcie o kosmetykach niż ja, bo kolekcję butów i biżuterii na pewno ma większą niż moja. Ale to pomińmy, nie dołuję się już.
    Właśnie miałam Cię pomęczyć o nowy odcinek, bo pogoda u mnie jest okropna i łapę przez nią doła - ciągle pada i jest brzydko. Wchodzę rano - a tu niespodzianka, jakbyś czytała mi w myślach.
    No i jestem ciekawa pijanego Billa, bo bardzo go lubię takiego u Ciebie. Język mu się zaostrza, o dziwo :D
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej wersji tego rozdziału właśnie zaczęła mu odpowiadać "mała to..." haha ale zrezygnowałam z tego tekstu, bo jeszcze by jej odpowiedział "no to klękaj i do pyska" XD ech, te teksty z gimnazjum xdd
      To ja chcę się zamienić z Tobą na pogodę :( U mnie jest tak gorąco, że mam na sobie tylko lekką sukieneczkę, a czuję się jakbym przy 30 stopniach miała kurtkę zimową. Roztapiam się...
      Tak, Bill się otwiera xd I zamyka ^^
      :*

      Usuń
  3. Ej no przecież napisałam dalej, że Ash postrzega go tylko jako mężczyznę, więc nie wiem o co ten szum tutaj :D To był tylko wykręt dla mamy!
    Też bym z chęcią wstąpiła teraz do takiego baru, bo tak jak już napisałam, roztapiam się...
    Nie mogą być przecież ciągle ze sobą! Mają swoje własne życie, a nie tylko siebie nawzajem :P Wytrzymasz! :)
    Dziękuję, ale niestety pracy mam bardzo dużo :( Jak podzielisz się wolnym czasem i energią, to ja podzielę się spoilerem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu znalazłam czas na przeczytanie... No cóż, brakowało mi ich bliskości, ale w sumie troche dystansu między nimi też się przydało :P Nie mogę doczekać się urodzin! Może będzie chociaż urodzinowy buziak w policzek? :3 Ach no cóż - poczekamy zobaczymy(mam nadzieję, że niedługo). I bardzo się cieszę z twojego przyspieszenia z dodawaniem rozdziałów, zaskoczyłas mnie wczorajszym rozdziałem :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę urozmaicenia zawsze jest potrzebne :D
      Może będzie, a może nie :P Zobaczycie!
      Najwyższa pora przyspieszyć! Nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność :)

      Usuń
  5. Ash jest mega zakochana i rozpromieniona na samą myśl o Billu. No cóż nie dziwię się :P ahahah Myśli Ashley o tym, że nie powinna się interesować tym co robi Bill, a i tak przewija się cały czas przez jej głowę. B musi być bardzo zajęty skoro nawet nie dał jej dojść do głosu. Tak szczerze to jest mi jej żal coraz bardziej... Wyraźnie widać, że to ich męczy i jeszcze pomęczy...
    Wspaniale opisujesz relacje między bliźniakami. Jeden zaczyna zdanie, drugi kończy. Praktycznie rozumieją się bez słów ;D
    Uwielbiam tych twoich wariatów *:* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ona myśli o nim nieświadomie i dopiero później łapie się na tym, że jednak to robi, a nie powinna :P
      Jakbyś miała do spakowania tyle rzeczy co on to też byś była zajęta i nie dała jej dojść do głosu XD
      Gdyby byli mądrzejsi i się do siebie odezwali, to by ich to nie męczyło, ale jak są tacy, to już ich sprawa. Mają to na własne życzenie, ja za nich przecież nic nie zrobię xd
      Tak, tylko coś ta bliźniacza więź szwankuje, skoro Tom jeszcze nie ogarnął co się dzieje :P

      Usuń
  6. Lodowy bar, ciekawa jestem jak on wygląda, od razu nasuwa mi się na my Tom z przymarzniętym językiem do jednego z kobiecych posążków. Skargi proszę składać do mojej wyobraźni. Przekomicznie musiał wyglądać Bill mówiąc po francusku a co dopiero jak coś mówił. Akcent niemiecki i a tu nagle po francusku gadać trzeba. Konrad i to jego "ale ja wcale nie podsłuchuje" tez tam robię, ale uwagi to dla siebie zachowuje. Jaki prezent? No jaki Ash dla nich prezent wymyśliła? Eh, przeczytam dopiero wieczorkiem.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze i opinie czytelników są ogromną motywacją!
Jeśli czytasz, napisz, co Ci się spodobało, co zaskoczyło, a co rozczarowało :)