piątek, 1 sierpnia 2014

28. „Ja zostaję.”

Seppel nie był osobą, która podeszła do Ashley tak samo jak wszyscy pozostali. Mimo że szeroko uśmiechnęła się na jego widok i grzecznie się przywitała, on odburknął jedynie zimne „dzień dobry” i zatrzasnął za nią drzwi samochodu. Miał wyjątkowo nieprzyjemny wyraz twarzy i szorstki głos i wyglądał, jakby pracował dla zespołu za karę. Zdziwiło ją to, bo do tej pory wszystkie osoby z ekipy były wyjątkowo pozytywne, a ten człowiek swoją zdystansowaną postawą wywoływał w niej jedynie strach. Nie chciała jednak zawracać sobie nim głowy, bo miała już wystarczająco dużo problemów do rozmyślań. Przemilczała całą – na szczęście krótką – drogę do domu bliźniaków, po czym na miejscu wbiegła z garażu do przedpokoju, szukając wzrokiem Kaulitzów. Odnalazła Toma w kuchni, a Billa w połowie schodów, więc nawet nie musiała się wysilać.
- Wszystkiego najlepszego! – wykrzyknęła, patrząc to w prawo na jednego, to w lewo na drugiego z nich, trzymając w rękach dwa ozdobne, podłużne, błękitne pudełka i czekając, aż to oni podejdą do niej, bo ona nie mogła się rozdwoić, będąc od obydwu w tej samej odległości. Pierwszy pojawił się obok niej Tom, którego energicznie objęła. Poczuła ciepło jego ciała przez materiał koszulki i jego zapach przez barierę, jaka była między nimi. Lubili się, ale Tom nigdy nie oddziaływał na nią tak bardzo jak jego brat. – Wybacz, ale jestem strasznie kiepska w składaniu życzeń, więc życzę ci po prostu tego, czego zapragniesz – powiedziała, ściskając go mocno.
- Dziękuję bardzo! – wydusił, prawdopodobnie zaskoczony jej otwartą postawą. – Co to takiego? – zapytał, patrząc na pudełko.
- Zobacz sam – odparła, a on oddalił się do kuchni, by rozpakować prezent i by umożliwić bratu odbiór swojego.
Stanął przed nią Bill, wysoki i szczupły, ubrany w dżinsy i czarny t-shirt, w związanych w kitkę włosach i z twarzą bez grama scenicznego makijażu. Wciągnęła głęboko do płuc powietrze, w którym jeszcze go nie było i przylgnęła do niego tak dużą powierzchnią swojego ciała, jaką tylko zdołała. Przymknęła oczy i przez pięć sekund usłyszała dziesięć przyspieszonych, lecz miarowych uderzeń jego serca. Przez tę krótką chwilę chciała zostawić go sobie jak najwięcej. Chłonęła największe dawki jego każdym milimetrem siebie, pilnując, by nic jej nie umknęło. Rozpalona skóra, gorący oddech, nieziemski zapach, w którym przepadała za każdym razem, gdy była blisko i bliżej. Tak prostym, przyjacielskim gestem sprawiał, że niemalże zapomniała, co miała zrobić, lecz przypomniał jej o tym Tom.
- O ja pierdole! – wykrzyknął, na co ona i Bill parsknęli śmiechem. Nawet nieprzyjemny Seppel, który w tym momencie wchodził do domu, uśmiechnął się pod nosem na reakcję gitarzysty. – Bill, widziałeś? – Starszy Kaulitz spojrzał na brata w totalnym zaskoczeniu i z otwartą buzią.
- Jeszcze nie – odparł, uspokajając się, a ona wręczyła mu jego pudełko.
- Życzę ci spełnienia marzeń. Ja zostaję.
Uśmiechnął się do niej czule, co pozwoliło jej myśleć, że zrozumiał jej nawiązanie do ich niedawnej rozmowy o jego marzeniach. Wziął od niej błękitny karton i powoli uchylił przykrywkę, zaglądając ostrożnie do środka, jakby bał się, że wyskoczy na niego jakieś zwierzątko. Na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy i jeszcze cieplejszy uśmiech, gdy zobaczył, co dla niego miała.
Obok niego stanął Tom, pokazując mu zawartość swojego kartonu. W jego pudełku znajdowało się osiemnaście dużych ciasteczek – dziewięć z lukrowanym napisem „TOM”, dziewięć z godziną jego urodzenia – szóstą dwadzieścia. Prezent Billa wyglądał analogicznie - dziewięć ciasteczek podpisanych imieniem „BILL” i dziewięć oznaczonych godziną szóstą trzydzieści. Patrzyli to na siebie, to na nią, to na swoje babeczki z ogromnym niedowierzaniem wymalowanym na twarzach, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa.
- To chyba najbardziej kreatywny i sentymentalny prezent, jaki kiedykolwiek dostałem. Dziękuję. – Bill odezwał się po dłuższej chwili i głęboko odetchnął, owiewając powietrzem ze swoich płuc jej twarz. Odetchnęła tuż po nim, próbując złapać go jak najwięcej. Widziała, że obydwaj byli w pozytywnym szoku i absolutnie niczego nie udawali.

Po trzech godzinach spędzonych w białym audi nareszcie wysiedli pod hamburskim Radisson Blu. Pod tym samym trzydziestokilkupiętrowym budynkiem, w którym nocowali podczas ich pierwszego wspólnego wyjazdu ponad dwa tygodnie temu. Nic się tu nie zmieniło. Ta sama obsługa hotelowa, te same korytarze, tak samo urządzone pokoje. Nic z wyjątkiem uczuć Ashley względem Billa. W jej sercu nastały poważne zmiany i bała się, że będą już nieodwracalne.
Georg i David postanowili dojechać na miejsce we własnym zakresie, a Gustav mimo posiadania prawa jazdy bał się jechać sam, bo podobno był kiepskim kierowcą, więc zabrał się z przyjaciółmi z Magdeburga. Solenizanci przybyli jednak pierwsi i po zjedzeniu obiadu w restauracji na parterze rozpoczęli przygotowania na wieczór.

- Beznadziejne. – Pokręciła stanowczo głową, a znudzony Tom jej przytaknął, gdy Bill wysunął w ich stronę kolejną propozycję swojego stroju. Czarnowłosy rzucił w kąt połyskującą czarną bluzkę i z powrotem zanurkował w swojej walizce, która wydawała się być bez dna.
- Dlaczego musisz wydziwiać? – jęknął dredowłosy, wgryzając się w ciasteczko ze swoim imieniem. – Nie możesz po prostu założyć tego co zawsze?
- To urodziny! Nie mogę wyglądać jak na co dzień – obruszył się Bill, nie wyciągając nawet głowy z walizki.
- Przecież i tak będzie tam tak zimno, że będziesz musiał nosić wielką puchatą kurtkę.
- Tak, ale nie przez cały czas, bo tylko w jednej części tej restauracji jest lodowy bar.
- Zawracasz mi tylko głowę, mógłbym w tym czasie porobić coś innego.
- Na przykład co?
- Cokolwiek! Wszystko byłoby lepsze niż siedzenie w twoim pokoju i wybieranie dla ciebie fatałaszków.
Znów przysłuchiwała się tej niewinnej kaulitzowej sprzeczce, bo uwielbiała ich bliźniaczą więź. Nie mogła się na nich napatrzeć i uśmiechała się tak szeroko, że rozbolały ją policzki od ciągłego napięcia mięśni twarzy.
- To takie śmieszne? – Tom zwrócił jej uwagę, ale nie dałoby się nie wyczuć, że jego oburzenie było mocno udawane.
- Jak widać – odparła, wciąż śmiejąc się pod nosem. – Bill – zwróciła się do niego i coś w niej drgnęło, gdy wypowiedziała jego imię. Nie robiła tego zbyt często, ale za każdym razem przez jej ciało przebiegał wtedy paraliżujący dreszcz. Miała już kolegów o imieniu Tom, Gustav czy Georg, lecz imię Bill było pierwsze w jej życiu. Było zarezerwowane tylko dla niego, lecz nie miała czasu, by teraz się nad tym zastanawiać. Szybko odrzuciła kłębiące się w jej głowie myśli i powróciła do tematu rozmowy. – Siedzimy tu już co najmniej pół godziny, a ty nadal nie możesz się zdecydować. Załatwmy to szybko, bo nie mamy całego dnia – zarządziła, choć teoretycznie ta rola wcale do niej nie należała, ale czuła, że mogła sobie na to pozwolić. Nie zastanawiała się już po pięć razy, czy aby na pewno mogła się w dany sposób odezwać. Nie obawiała się już każdego wypowiedzianego słowa, choć wciąż były i takie, które musiała zachować dla siebie. Miała jedynie nadzieję, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będzie mogła mówić do niego wszystko.
- Ale wy mi w ogóle nie pomagacie! – Usiadł na podłodze i rozłożył ręce. – W takim razie, proszę. – Wskazał na swoją rozgrzebaną walizkę. – Wybierz coś sama.

Kolejne pół godziny walczyła z nim, by założył wybrany przez nią t-shirt i dżinsy zamiast dziwacznego garnituru w biało-czarne paski. Bill był jednak zbyt upartą osobą, by udało jej się wygrać w tej kwestii. Chciał pomocy i zajął jej i Tomowi całą godzinę, a na końcu i tak nie skorzystał z ich wskazówek i miał zamiar założyć to, co jemu się podobało najbardziej. I na nic zdały się wszystkie ich negatywne opinie oraz proszenie o założenie czegoś normalnego. Koniec końców, Bill i tak postawił na swoim.
Ta błaha sytuacja dobitnie uświadomiła Ashley, jak ciężkim charakterem był młodszy Kaulitz. Nie docierały do niego żadne argumenty i walczył o swoje, jakby była to sprawa życia i śmierci. Z jednej strony ceniła to, że nie dawał narzucać sobie zdania innych, ale z drugiej wiedziała już, że ciężko będzie jej cokolwiek z nim wynegocjować, gdy nie będą się w czymś zgadzać. Pozostało jej tylko wierzyć w to, że będą już zawsze jednomyślni, co było praktycznie niemożliwe, bo jednak znacznie się od siebie różnili.

Bardzo ale to bardzo delikatnie poprawiła urodę Toma, a następnie Gustava, który także dojechał już na miejsce i gdy tylko dostała telefon od Georga z informacją, że właśnie zameldował się w pokoju numer 389, od razu ruszyła do niego.
Otworzył jej roześmiany, a zza jego postawnej sylwetki wyglądała szczupła, wysoka brunetka.
Właściwie wyobrażała ją sobie nieco inaczej. W jej głowie Emilia była niewysoką, przeciętnej budowy dziewczyną w dżinsach i bluzie. W rzeczywistości była bardzo chuda i wzrostem prawie dorównywała Georgowi. Miała na sobie czarną, prostą, codzienną sukienkę z rękawem trzy czwarte, długie, proste włosy spięła delikatnie do tyłu, a na jej twarzy nie było prawie w ogóle makijażu. Najprawdopodobniej Georg za kilka minut miał go mieć więcej niż ona. Była naturalna, śliczna i miała w sobie tyle elegancji, że aż dziwnie było widzieć ją u boku basisty, który był raczej lekkoduchem niż poważnym człowiekiem. Na pierwszy rzut oka w ogóle do siebie nie pasowali, ale ich uśmiechnięte twarze wskazywały na to, że świetnie się dogadywali.

Chociaż Emilia sprawiała wrażenie poważnej, zdystansowanej osoby, to okazało się, że idealnie pasowała do Georga.
- Pięknie ci, kochanie, w tym niebieskim cieniu – mówiła, gdy Ashley pracowała w okolicach oczu basisty. – Będziesz wyglądał lepiej niż Bill – dodawała, a potem śmiała się na głos i widząc naburmuszoną minę swojego chłopaka, całowała go to w skroń, to w nos, to w policzek.
Ashley patrzyła na nich z lekkim ukłuciem zazdrości i dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że gdy ich obserwowała, w swojej wyobraźni nieświadomie tworzyła już takie obrazy ze sobą i Billem w roli głównej. Miała dziwne przeczucie, że dzisiejszy wieczór może wprowadzić ich relację na właściwe tory – właściwe dla niej.

Gdy przyszła z powrotem do Billa, by wykonać mu makijaż, nie mogła uwierzyć w to, że zdążył jedynie wyprostować włosy.
- Chyba sobie żartujesz – wypaliła, kiedy tylko otworzył drzwi. – Po raz kolejny miałeś być przygotowany do malowania, a nawet nie skończyłeś włosów. Ba! Nawet ich nie zacząłeś! – wygarnęła mu z pretensją, której wcale nie udawała. Musiała jeszcze zdążyć wyszykować samą siebie, a Bill był w rozsypce, a przynajmniej tak jej się wydawało.
- Ale ja jestem gotowy – odrzekł, wpuszczając ją do środka. – Dzisiaj nie robię nic z włosami, tylko je wyprostowałem.
- No widzę, ale… - Chciała powiedzieć, że woli go w nastroszonej fryzurze, ale przecież to nie jej „wolenie” się tu liczyło. Niby dlaczego miałoby? Przemilczała więc sprawę i zabrała się za makijaż, choć bała się, że i w tym aspekcie Bill wymyśli coś niesamowitego.
Na szczęście nie. Zażyczył sobie umalować oczy tak jak zawsze, więc odetchnęła z ulgą. A gdy skończyła i przyjrzała mu się w tym wydaniu, stwierdziła, że nadal nieziemsko jej się podobał. Nawet w tym nieszczęsnym garniturze. Był dla niej zjawiskowy w każdym wydaniu. Teraz miała za zadanie, by w maksymalnie pół godziny także być zjawiskowa dla niego.

Dla makijażystki pełen makijaż w piętnaście minut był czymś niemalże niewykonalnym. Nie zadowalały ją półśrodki; uwielbiała robić wszystko powoli i dokładnie, a nie na szybko i oby tylko było. To były jego urodziny i nie chciała wyglądać, jakby zaspała na imprezę. Nie chciała się też spóźnić, więc podczas ekspresowego prysznica w głowie już układała plan dla swojego makijażu. Podstawą było wyrównanie koloru cery i podkreślenie brwi, bo bez tego nie było mowy o wyjściu w miejsce publiczne. Może na zakupy tak, ale nie do klubu. Nie starczyłoby jej czasu na wymyślny makijaż oczu i zabawę z rozcieraniem cieni, więc mocny akcent padł na usta, na które nałożyła czerwoną pomadkę, a oczy podkreśliła tak jak zazwyczaj robiła to na co dzień – neutralne, beżowe odcienie na powiekach, wyciągnięta w zewnętrznym kąciku do góry kreska eyelinerem i mocno wytuszowane rzęsy. Szybkie konturowanie, róż, rozświetlacz… i jej twarz była gotowa.
W trzydzieści minut.
Włosy były jedynym, czym nie musiała się zajmować. Zawsze wyglądały dobrze w naturalnym wydaniu, więc tylko je rozczesała.
Ona nie zapakowała sobie tak ogromnej walizki jak Bill, ale też nie miała zamiaru wydziwiać tak jak on. Rano konsultowała się z Annalise telefonicznie w sprawie stroju na dzisiaj, lecz ostatecznie i tak niczego nie ustaliły, bo ich styl nieco się od siebie różnił i podczas gdy Ashley wolała proste kroje i klasyczne kolory, Ann wybierała zawsze chociaż jeden szalony element. Dziś doradzała jej czerwone spodnie, ale Ashley nie chciała się specjalnie wyróżniać z tłumu, więc postawiła na czerń. Cóż za powiew świeżości!
Wybiegła z pokoju prawie dwadzieścia minut spóźniona, ale na korytarzu nikogo nie zastała. Albo byli jeszcze w pokojach, albo czekali na nią na dole. Musiała to sprawdzić.
Całkowicie świadomie i celowo ominęła pokój Gustava i Toma i skierowała się prosto do Billa, zupełnie nie wiedząc, dlaczego działała przeciwko sobie. Czuła, że jeśli był w środku, to ta wizyta może się nie najlepiej skończyć, ale bez zawahania zapukała mocno do jego drzwi. Nie musiał nawet otwierać, by rozpoznała, że jeszcze był w pokoju. Już na korytarzu usłyszała, jak zaklął i wbrew logice cieszyła się, że mu w czymś przeszkodziła.
Jak się okazało, przeszkodziła mu w zapinaniu koszuli. Otworzył jej z na wpół nagą klatką piersiową i mogła przysiąść, że mimo sporej odległości, poczuła ciepło i zapach jego skóry. Nie, to było niemożliwe, musiała mieć już jakieś urojenia. W tym momencie powinna była się wycofać i doskonale o tym wiedziała, ale lgnęła do niego mimowolnie. Przyciągał ją tak silnie, że nie potrafiła nad tym zapanować.
- Przeszkadzam? – zapytała i głośno przełknęła ślinę. Nie mogła oderwać wzroku od tego nagiego kawałka jego ciała, który prosił, by go dotknęła. Czuła jakieś niezrozumiałe podekscytowanie, którego nie mogła opanować ani wyciszyć.
Odsunął się od drzwi, by mogła wejść do środka, po czym pchnął je tak mocno, że zatrzasnęły się z hukiem.
- Nie. Ta koszula jest jakaś niekompletna. – Rozłożył ręce w geście bezradności, co było dla niej niczym zaproszenie.
Podeszła bliżej i chwyciła zapięty guzik wypadający na wysokości jego serca, muskając palcami jego gorącą skórę. Każdego innego dnia stałaby w miejscu jak słup, ale nie dzisiaj. Miała ochotę zedrzeć z niego ten dziwaczny kawałek materiału i całować każdy milimetr jego nagiego torsu, ramion i pleców.
- Jest całkowicie kompletna.
Ale niepotrzebna.
Odpięła pierwszy guzik i przesunęła dłońmi w dół jego brzucha, by odnaleźć opuszkami palców drugi. I dopiero w tym momencie zorientowała się, co wyprawiała i że chyba zwariowała, jeśli posunęła się tak daleko, ale jak miała się teraz z tego wycofać? Bez żadnych wstępów i pytań rozpinała jego koszulę. Genialnie. Cudownie. Wspaniale. Czy ta krótka chwila przyjemności była warta utraty pracy? Boże, nie, nie była, ale nie potrafiła się powstrzymać, więc nie pozostało jej nic innego, jak kontynuować. Miała nadzieję, że jak skończy, to już nie będzie musiała tego z powrotem zapinać.
Nie mogła spojrzeć mu w oczy, więc patrzyła na jego rozchylone usta, gdy rozpinała wszystkie guziki po kolei, aż do samego dołu. Nie oddychała i miała nadzieję, że on będzie oddychał za ich dwoje, bo była bliska omdlenia. Miała przed sobą jego nagą klatkę piersiową, która miarowo unosiła się i opadała i oczami wyobraźni widziała już, jak przytula się do niej, by pochłonąć całe jego ciepło. Ten człowiek działał na nią tak, jak nikt inny. Pragnęła być tak blisko niego, jak tylko byłoby to możliwe. Opóźniała moment rozpięcia ostatniego guzika jak tylko mogła i czekała na to, aż Bill chwyci ją w ramiona i z całej siły pocałuje, a na imprezę urodzinową już nie dotrą. Zamiast tego musiała jednak z powrotem - tym razem równo - zapiąć guziki, bo nie doczekała się żadnej reakcji. Nic, zero. Nawet jednego milimetra w jej stronę. Jego nagie ciało znikało, choć w niej z sekundy na sekundę zdenerwowanie tylko rosło. Zapięła ostatni i odsunęła się krok do tyłu, bo zrozumiała, że zbliżyła się do niego całkowicie bezmyślnie i oczekiwała czegoś, co nie miało racji bytu.
- Krzywo ją zapiąłeś. Upiłeś się już chyba przed imprezą – odezwała się i niezręcznie uśmiechnęła, by opadło napięcie, jakie wytworzyła między nimi. Nie chciała, by widział, jak na nią działał. Nie mógł tego widzieć. Nie mogła tego robić. Posunęła się stanowczo za daleko i musiała teraz jakoś z tego wybrnąć. Matko, co ją napadło? Dlaczego myślała, że skoro ona chce jego, to on również będzie chciał jej?
- Być może – odparł, pozostając w bezruchu. Patrzył na nią, lecz nie mogła z jego wzroku wyczytać niczego. Nie miała pojęcia, czy był na nią zły, czy może jednak chciał się do niej zbliżyć. Tak, wciąż miała na to nadzieję. Ale nie było jej dane się tego dowiedzieć, bo pośród ich ciszy rozległo się głośne pukanie do drzwi.
Tylko jedna osoba mogła przeszkadzać w takim momencie, jakby pilnowała, by nie zaszło między nimi nic więcej – Tom. Tak, jakby poprzez tę bliźniaczą więź wyczuwał napięcie między Billem i Ashley i przerywał je z nieznanych powodów.
- Co się dzieje? – zapytał młodszy Kaulitz, otwierając na oścież drzwi.
- Gotowi? – Tom spojrzał na nią podejrzliwie spod uniesionej brwi.
- Tak, zabiorę tylko kilka rzeczy.
Zabranie „kilku rzeczy” zajęło Billowi kolejne dwadzieścia minut, a później musieli czekać jeszcze na Georga i Emilię, choć to podobno basista nie mógł się wyszykować na czas, a nie, jakby się mogło wydawać, jego dziewczyna.
Ostatecznie dotarli pod klub o godzinę spóźnieni.

W dużej i – jak by na to nie patrzeć – niecodziennej restauracji nie było zbyt wiele osób. Mimo że bliźniacy Kaulitz mieli bardzo dużo kontaktów i można się było po nich spodziewać hucznej imprezy, oni zaprosili do IndoChine jedynie swoich najbliższych przyjaciół. Oprócz standardowej ekipy oraz dziewczyny Georga, Ashley mogła poznać także Franziskę – siostrę Gustava, Andreasa – przyjaciela bliźniaków, Fabiana, Sarah, Tima, Kaia, Maxa, Arthura, Annę, Luisa, Mię, Luizę… Nie zapamiętała nawet połowy imion, jakie podali jej nieznajomi, ale i tak spodziewała się, że bliźniacy zaproszą dużo więcej bliższych lub dalszych znajomych. Nie zmieniło to jednak faktu, że i tak Billa prawie w ogóle nie było obok niej. W przepięknej części lodowej, gdzie znajdowały się efektowne rzeźby, starała się trzymać obok Georga i Emilii lub obok Gustava, bo bliźniacy bez przerwy byli oblegani przez znajomych, z którymi musieli chyba się dawno nie widzieć. To tu Tom i Bill otrzymali prezenty i zdmuchnęli wspólnie świeczki z tortu.
Mimo że były to urodziny bliźniaków i mimo że to oni powinni pomyśleć życzenie podczas zdmuchiwania świeczek, ona także pomyślała swoje. Chciała być dla Billa kimś więcej niż tylko makijażystką i przyjaciółką, ale nie wiedziała, czy nie wymagała zbyt wiele. Gdy pomyślała o tysiącach dziewczyn, które chciałyby zbliżyć się do niego chociażby na odległość kilku metrów, stwierdziła, że powinna cieszyć się z tego, co miała. A miała już dużo, bo w przeciwieństwie do przeciętnej fanki ona z nim rozmawiała, dotykała jego włosów  i twarzy, a czasem nawet większej powierzchni jego ciała. Czasem nawet przytulała się do niego przez całą noc.
Poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu, gdy pomyślała o tym incydencie. Chciała się do niego przytulić. Teraz. Może wynikało to z lekkiego poczucia bycia ignorowaną, a może po prostu potrzebowała go już coraz bardziej, ale chciała jak najszybciej poczuć jego zapach i jego ciepło. Chciała i nie mogła, bo bez przerwy ktoś przy nim stał, nawet jeśli był to tylko Tom. A może aż Tom.
Tutaj także otworzyli szampana, ale nawet nie mogła stuknąć się z Billem kieliszkiem i złożyć mu ponownie życzeń, bo się do niego nie dopchała. Zanim wszyscy wyściskali bliźniaków, ona szampana już dawno nie miała. Powoli rosło w niej poirytowanie.
Po wyjściu z lodowego baru na taras z widokiem na Łabę nawet wrześniowy wieczór wydawał się być ciepły. Powietrze późnego lata buchnęło jej w twarz i rozwiało włosy, a światła Hamburga odbijające się w spokojnej tafli rzeki błysnęły jej po oczach. Dopiero po chwili przyzwyczaiła wzrok do migoczącej wody, ale chociaż było tu pięknie, to tak naprawdę bardziej niż widok z tarasu interesowało ją to, co robił czarnowłosy. Ze środka restauracji słychać było głośno grającą muzykę, a wokół Ashley cały czas coś się działo. Właściwie przez żaden moment wieczoru nie była sama, bo zawsze ktoś się obok niej kręcił, ale ani razu nie był to Bill. Nie mogła powiedzieć, że bawiła się źle, ale nie mogła stwierdzić też, że bawiła się dobrze. Zazwyczaj widziała go z daleka, i jedynie kilka razy pojawił się przy niej, ale nigdy nie był sam. A już wyjątkowo często u jego boku dostrzegała rudowłosą Luizę.
Za często.
- Co się dzieje? – odezwała się Emilia, gdy zostały same przy stoliku. Georg zniknął gdzieś z Timem lub Kaiem – nie potrafiła zapamiętać który to który.
Spojrzała na brunetkę zaskoczona tym pytaniem. Czy coś się działo? Posłała jej pytające spojrzenie, nie odrywając się od słomki zanurzonej w drinku. Pierwszym. I ostatnim. Nie miała zamiaru pić dużo, bo chciała choć raz być trzeźwa, gdy Bill będzie pod wpływem, by móc obiektywnym okiem ocenić swoją sytuację. Ale jak na złość nieźle już wstawiony Kaulitz nie zbliżał się do niej nawet na dwa metry.
- Bill. – Ashley drgnęła, gdy usłyszała jego imię na obcych ustach. - Widzę jak na niego patrzysz – oznajmiła dziewczyna i uśmiechnęła się porozumiewawczo. – I dziwię się, że on jeszcze tego nie zauważył.
Przełknęła nerwowo alkohol, chociaż czuła, jakby zatrzymał jej się w gardle, uniemożliwiając komunikowanie się.
Czy ona naprawdę patrzyła na niego jakoś inaczej?
Cholera.
Gapiła się na niego prawie cały wieczór, ale nie wiedziała, że jest to aż tak widoczne z boku. Starała się nie robić tego nachalnie i jedynie zerkała w jego stronę, ale okazało się, że chyba nie była najlepsza w ukrywaniu swoich uczuć.
- Jestem trochę… - Westchnęła ciężko, ale muzyka grała na tyle głośno, że usłyszała to tylko ona sama. Mimo że znała dziewczynę Georga dopiero od kilku godzin, odniosła wrażenie, że mogła jej zaufać. – Nie wiem, co mam myśleć. Odkąd się znamy, czyli od prawie trzech tygodni, on wysyła mi strasznie sprzeczne sygnały. Czasem zbliża się niebezpiecznie, patrzy na mnie tym swoim lustrującym wzrokiem i mówi prowokujące rzeczy, a czasem… A czasem jest tak, jak sama widzisz. -  Znów odetchnęła głęboko i wymownie spojrzała w jego stronę. Stał po drugiej stronie tarasu przy barierce w towarzystwie Gustava, chyba-Mii i rudowłosej Luizy. I był zdecydowanie zbyt blisko tej ostatniej. Wcale jej nawet nie dotykał, ale… Ale nie musiał jej dotykać. Był po prostu za blisko i już.
- Porozmawiaj z nim.
- Zwariowałaś?
- Dlaczego? Cholera wie, co on myśli i czuje. Porozmawiaj z nim szczerze i zapytaj, na czym stoisz.
Spojrzała na swoją towarzyszkę, jakby ta była nienormalna i potrząsnęła nerwowo głową.
- Nie mogę – zaczęła po chwili. - On jest moim pracodawcą, Em. Nie wiem, czy Georg ci o tym wspominał, ale Bill przez kilka miesięcy szukał makijażystki profesjonalnej zarówno w wykonywanej pracy, jak i w zachowaniu. On nie może się dowiedzieć, że ja jestem nim w jakikolwiek sposób zainteresowana. Tak, jasne, świetnie by było, gdyby okazało się że on też jest zainteresowany mną. ALE. Istnieje właśnie to jedno małe, wredne ALE. Bo gdyby okazało się, że nie jest zainteresowany, to mam po pracy. Profesjonalna i zakochana to nie synonimy. To dwa zupełnie różne słowa, które w tej pracy nie mają racji bytu jednocześnie.
Czy właśnie przyznała się na głos, że się zakochała?
- Więc będziecie się tak bawić w kotka i myszkę? To cię wykończy.
- Choćbym miała męczyć się przez te wszystkie miesiące, to nie mogę tak zaryzykować. Mam za dużo do stracenia.
- Ale masz też dużo do zyskania. Jak nie ty, to może zyskać ktoś inny. – Brunetka spojrzała znacząco w stronę Billa, który śmiał się z czegoś w najlepsze razem z Luizą. Zwróciła się z powrotem do Ashley, patrząc na nią konkretnie. – Nie będę mówiła ci, co powinnaś, a czego nie powinnaś, ale moim zdaniem najlepiej by było, gdybyś z nim porozmawiała. Nawet dzisiaj.
- Nie, Emi, po prostu nie mogę. Nie wiem, może jest jeszcze za wcześnie, by decydować się na takie kroki. Może muszę go lepiej wyczuć, może dla wszystkich jest taki jak dla mnie?
Pewnie, Ash. To tylko przyjacielskie gesty. Przecież człowiek, który ma generalnie problem z nowymi kontaktami, na pewno przytula się ze wszystkimi nowopoznanymi osobami.

IndoChine otwarte było tylko do północy, ale specjalnie na urodziny takich osobistości jak bliźniacy Kaulitz przedłużono imprezę do drugiej. Bill i Tom musieli zapłacić niemałe pieniądze za taką usługę, więc żaden z pracowników nie zgłosił żadnego sprzeciwu. Prawdopodobnie w jeden wieczór zarobili całą tygodniówkę, bo bar był do całkowitej dyspozycji wszystkich gości. Ashley nie wiedziała, czy bliźniacy mieli zamiar rozliczyć się z właścicielem po imprezie, czy zrobili to już przed, zakładając określoną kwotę z góry, ale na pewno kosztowało ich to – jak dla niej – majątek, bo wszystko było na jak najwyższym poziomie.
Prawie całą noc spędziła na tarasie z widokiem na Łabę i Hamburg w towarzystwie Georga, Emilii i bodajże Kaia. Nie zapamiętała jego imienia, bo mimo że chłopak był przystojny, to niczym jej nie zainteresował. Ona, oczywiście gdy tylko nie miała Billa w zasięgu wzroku, przypatrywała się relacji basisty i jego dziewczyny, czując w sercu rosnące uczucie zazdrości. Ich związek był dopiero na początkowym etapie, więc nie mogła napatrzeć się na te wszystkie nieśmiałe, czułe gesty i lekką niepewność między nimi. Byli uroczy, a sam Georg przy Emilii zachowywał się o wiele bardziej dojrzale niż na co dzień. Był w nią zapatrzony jak w obrazek, co było dla Ashley ogromnym zaskoczeniem, bo wcale na takiego na pierwszy rzut oka nie wyglądał.
Patrzyła na nich, zamykała oczy swojej wyobraźni i widziała tam siebie z chłopakiem, który przez cały wieczór zachowywał się, jakby ona w ogóle nie istniała. Co za ironia.
Odeszła od stolika, by złożyć w barze dodatkowe zamówienie. Jej kompani potrzebowali kolejnego drinka, a ona po prostu szklanki wody.
- Jak ci się podoba? – usłyszała jego głos za plecami i odwróciła się w jego stronę w ułamku sekundy. Jak on to zrobił? Przed chwilą był jeszcze na drugim końcu tarasu, a teraz lustrował ją rozbieganym wzrokiem, stojąc pół metra od niej.
Zadrżała, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka i bynajmniej nie było to spowodowane temperaturą w lodowym barze. Raczej ogniem w jej sercu i w jego oczach, które miała wrażenie, że płonęły.
- Jest świetnie – rzuciła i miała ochotę stamtąd uciec. Zaskoczył ją tym zbliżeniem i zupełnie nie wiedziała, jak miała się zachować. – Miejsce jest przepiękne – dodała po chwili namysłu.
- A towarzystwo?
Zmarszczyła brwi i najprawdopodobniej wykrzywiła twarz w grymasie zaskoczenia. Nie rozumiała go ani trochę. Ale że co towarzystwo? Brakuje mi twojego?
- Muszę przyznać, że jesteście naprawdę dobrze zgranymi znajomymi.
Że co? O czym ona mówiła? Zabrzmiała tak sztywno, że miała ochotę śmiać się z samej siebie. Ostatnio za często. Wybił ją z rytmu i nie mogła skupić się na poprawnym konstruowaniu myśli.
- A jak ty się z nami czujesz? Widziałem, że większość czasu spędzasz z naszą zakochaną parą i z Mattem.
Och, a więc jednak zwracał na nią czasem uwagę.
- Mattem? – zdziwiła się, gdy usłyszała to imię i rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu kogoś, do kogo mogłaby je przypasować.
- Tym, który siedzi obok ciebie.
Ach, to ten. Przez cały ten czas była pewna, że nazywał się Tim lub Kai. No cóż.
- Tak, rozmawiałam też chwilę z tamtą blondynką i chyba jej bratem – dodała, wskazując na wymienione przez siebie osoby, jakby chciała się tym jakoś obronić, by nie myślał, że spędziła czas tylko z tym chłopakiem, którego imienia nawet nie zapamiętała. Nie chciała, by Bill w jakikolwiek sposób z kimkolwiek ją łączył. Czekała na niego. – Tak? – dopytała, nie będąc do końca pewna, czy dobrze zapamiętała.
- Tak, Nataniel i Doris.
Czuła się niezręcznie, bo to ta rozmowa była niezręczna i sztywna, mimo że obydwoje mieli we krwi alkohol. On na pewno miał go o wiele więcej, ale nie zachowywał się tak jak zawsze. Wyglądał na skrępowanego, co tylko potęgowało w niej niepokój. I miała jakieś dziwne przeczucie, że gdyby naokoło nich nie było tych wszystkich ludzi, wyglądałoby to zupełnie inaczej. W tej chwili atmosfera między nimi wydawała się być zimniejsza niż przepiękne lodowe rzeźby wokół nich. To wszystko miało nie tak wyglądać!
- No nic, idę poszukać Toma i właściwie niedługo będziemy się zbierać. – Rozejrzał się dokoła. - Jakbyś go gdzieś zobaczyła, to powiedz mu, żeby mnie znalazł. Baw się dobrze. – …i tak po prostu odwrócił się i poszedł, chwiejąc się nieco na nogach.
Zagotowało się w niej ze złości. Naprawdę, Kaulitz? Serio? Właściwie czekała na ten wieczór od kilkunastu dni z nadzieją, że wydarzy się coś niezwykłego. Bardzo na to liczyła i okazało się, że się przeliczyła. I co więcej, że musiała sobie to wszystko wymyślić. Wyolbrzymić po większej ilości alkoholu każde zachowanie Billa, które na trzeźwo nie miało nic wspólnego z jej wizją. Nie patrzył na nią inaczej, nie mówił do niej inaczej, nie zachowywał się inaczej. Mogła nawet powiedzieć, że ją całkowicie zignorował. Albo naprawdę go nie interesowała, albo nie chciał okazywać swoich uczuć, gdy ktoś był w pobliżu i tak naprawdę nie wiedziała, która z tych dwóch opcji jest gorsza.

15 komentarzy:

  1. Ach te cholerne rozczarowania... Zawsze sobie coś wymyślimy, wyobrazimy własny scenariusz... A potem wszystko trafia szlag! ;( Aż mi się przykro zrobiło. Chyba za bardzo się wczułam w ten odcinek bo mi łzy stanęły w oczach xD W każdym razie, Ashley zaczyna mi tu przypominać troszeczkę taką "psychopatkę" xD Może lepiej zabrzmi, gdy ujmę to, jako obsesję na punkcie Billa xD Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie to dla niej zdrowe! Jakoś bliższa mi się stała w ostatnim wątku... W ogóle już sobie wyobrażałam, że się wścieka, podchodzi od niego żwawo, gwałtownie chwyta z rękę i obraca do siebie, a potem wpija się w jego usta! Tak ONA. Nie on xD Bo widocznie Bill nie ma JAJ ;D BILL NIE MA JAJ, NIE MA JAJ ;D NIE MA JAJ ;D NIE MA JAAJ ;D ha ha ha ha, Bill nie ma jaj ! PFFF !!! Ashley też nie ma, ale no! xD Jej ruchy stają się już odważniejsze i widać, że nawet jeśli nieświadomie, to zaczyna działać. Wbrew rozsądkowi i wszystkiemu, ale w jakiś sposób próbuje walczyć o swoje szczęście. A on? Mógłby ktoś mu przypieprzyć. Naprawdę, przemyśl to :D Może niech mu ktoś zrobi małe kuku ^^ Jak widać, dalej jestem na niego zła xD I będę mu ubliżać, że nie ma jaj! Niech je pokaże, to może zmienię zdanie xD I nie musi koniecznie dosłownie... xD
    O matko, idę stąd xd Pozdrawiam i czekam na następny! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha o Boże XD
      Tak, Bill nie ma jaj, wszystko wyszło na jaw :( I nie wiadomo o co mu chodzi xd Myślę, że idealnie ukazałam, jak irytującą osobą w życiu codziennym wydaje mi się być młodszy Kaulitz xd
      Ojej ale nie płacz <3 Dzisiaj to ją bardziej zdenerwował niż sprawił jej przykrość, więc jeszcze pół biedy.
      I tak, Ashley ma obsesję na punkcie Billa :P

      Usuń
    2. Ważne, że mi sprawił przykrość xd Cham jeden, bez jaj. XD

      Usuń
    3. W ogóle dziś w nocy doszłam do jeszcze lepszego wniosku. Niech Ashley oleje Billa i bierze się za Toma! :D Genialny pomysł, genialny. xD

      Usuń
    4. Myślisz o Billu i Ash po nocach? XD
      Hahah może i genialny i na pewno bardzo byś się ucieszyła, ale niestety nie mam tego w planach xd

      Usuń
    5. Gorączkę miałam, więc... xD Domyślam się niestety, że nie masz ;c
      Ja Billa też lubię, ale wolę jak ma jaja ;> Może kiedyś jednak pokaże? xD

      Usuń
    6. Ciężko stwierdzić xd Niedługo już wszystko będzie jasne, więc sama ocenisz xd

      Usuń
  2. No ale dlaczego Bill tak bardzo się przed tym wszystkim wzbrania? Na pewno coś poczuł, jak rozpinała mu tą koszulkę! Mam wrażenie, że kiedyś w końcu pęknie, bo ile można trzymać uczucia na wodzy, kiedy tak często widzi się ukochaną osobę? :) Ash doskonale rozumiem, pewnie już dawno zrobiłaby pierwszy krok, gdyby nie wizja utraty naprawdę fajnej pracy. Jednak przychylam się do słów Em - to ją wykończy, oni siebie nawzajem wykończą... Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tak to rozegrasz, że żadne z nich nie będzie pokrzywdzone, choć mam wrażenie, że ktoś coś będzie musiał dla tej drugiej osoby poświęcić. I myślę, że to będzie - niestety - Ash... A tak poza tym to dała im wspaniały prezent; w ogóle się tego nie spodziewałam, a ciekawość zżerała mnie podczas czytania poprzedniego postu. :D Czekam na następną część z nadzieją, że w końcu coś się między nimi zadzieje... Nawet jeśli nie, to będę czekać dalej, bo wiem, że nie skrzywdzisz ich aż tak bardzo, nie pozwalając im się przyznać do tego, co czują... :)

    Pozdrawiam serdecznie. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobre pytania! Musisz wytrzymać jeszcze trochę...
      W ogóle napisałaś tak trafiony komentarz, że nie mam nic do dodania <3

      Usuń
  3. Goooooooooooooooooott! Jak z niego cymbał! Nie dość, że szykuje się na imprezę dłużej niż ja i marudzi gorzej niż babcie autobusowe, to jeszcze jest idiotą. Tak, wkurza mnie jego bezmyślność, Tak, uprzedzałaś mnie o tym, ale nie mogłam się powstrzymać. I wiesz co, nie pozostałoby mi nic innego (na miejscu Ash) jak zabrać manatki, flaszkę pod pachę i wrócić do hotelu, by zrobić sobie prywatną imprezę do lustra. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, ostrzegałam! Kaulitz jest nieprawdopodobnie irytującą osobą <3 W ogóle Bill i Ash to moje dwie małe ciamajdy :D

      Usuń
  4. :* Czemu Seppel jest taki drętwy? Jest jakiś ukryty powód? Słodki prezent *:* Też chcę;P i bliźniaków na dokładkę xD hahah Emi widzi to co się dzieje między Ash i Billem to i reszta powinna, a tym bardziej Tom! Albo udaje, albo naprawdę tego nie dostrzega... Ha! Ash jest zazdrosna i nie tylko ona! Bill uhh jak mogłeś od niej odejść! Mógł zostać i by coś wyszło z tego to nie, oni zawsze po swojemu, tylko utrudniają wszystko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest drętwy, tylko profesjonalny! Nie to co Ash, rozemocjonowana osiemnastka...
      A po co Ci aż dwóch? xd
      Wiesz, kobiety widzą więcej :)

      Usuń
  5. Wolę rozemocjonowaną Ash niż profesjonalnego Seppela:P Przynajmniej dużo się dzieje ;D

    Nie do tego o czym myślisz:P ahaha xD

    Wiem aż za dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  6. No jak tak można? Ja się pytam! Jak? Bill jest naprawdę denerwujący, zaczyna mnie już irytować, ale chyba nie jestem jedyną osobą, która tak uważa. Jest tajemniczy to fakt, ale chociaż jedno słowo, jeden gest. Na imprezie nic się nie wydarzyło, a co będzie po niej? Nigdy nie wiadomo jak ludzie zachowają się, gdy będziemy z nimi sam na sam. Przepraszam, że dopiero w weekend nadrabiam, ale wcześniej czasu nie miałam :/

    OdpowiedzUsuń

Komentarze i opinie czytelników są ogromną motywacją!
Jeśli czytasz, napisz, co Ci się spodobało, co zaskoczyło, a co rozczarowało :)