środa, 6 sierpnia 2014

29. „Cały Bill. Cały sprzeczny.”


Była milcząca przez cały kolejny dzień. Nie podobało jej się to, jak bardzo Bill potrafił się zmieniać w zależności od okoliczności, bo całkowicie się już w tym pogubiła i nie miała pojęcia, który Bill jest tym prawdziwym. Norma.
W drodze powrotnej, tak samo jak i wczoraj, gdy jechali do Hamburga, siedziała na przednim fotelu obok Seppela, więc jej kontakt z bliźniakami zajmującymi tylne miejsca w audi Billa był ograniczony. Mimo że była wściekła na czarnowłosego, o mało co znów nie parsknęła śmiechem, gdy przypomniała sobie o kłótni Kaulitzów przy wyborze samochodu.
- Moje jest większe!
- A moje jest ładniejsze!
- Ale ja potrzebuję zabrać dużo rzeczy!
- A ja w swoje urodziny chcę wysiąść ze świetnego auta!
- No to jedź sobie sam!
- Sam sobie jedź sam! Gdybym mógł, to już dawno byłbym w połowie drogi, a nie użerał się z tobą i twoją potrzebą zabrania miliarda rzeczy ze sobą. Może jedź sam całym busem, co? Zmieścisz się, czy potrzebujesz jakiejś ciężarówki? Odrzutowca?
- Odrzutowcem to ja cię zaraz wyślę do Kambodży. Twój samochód jest po prostu niewygodny na podróże w kilka osób. Możesz sobie nim jeździć sam, a teraz się zamknij i wsiadaj do mojego. Nie mamy całego dnia.
- Wal się, Bill.
Naburmuszyli się, po czym zasiedli obok siebie z tyłu i jak gdyby nigdy nic rozmawiali o zyskach ze sprzedaży nowego albumu i o nadchodzących koncertach. Bliźniacy.
Dzisiaj wracając do Magdeburga, spali, co było jej całkiem na rękę. Wcale nie miała ochoty odzywać się do Billa po tym, jak potraktował ją w swoje urodziny. Miała jedynie ochotę go rozszarpać i nie wiedziała, jak miała się teraz do niego zwracać. Tak naprawdę nawet nie miała powodów, by się na niego złościć. Bo niby jakie? Powinna być zła na samą siebie, że sobie coś przez ten cały czas wmawiała. Traktował ją jak wszystkich. I tyle. A to, że gdy wczoraj w środku nocy wrócili do hotelu z urodzinowej imprezy, Bill przyszedł do niej z pijacką prośbą o rozczesanie rozczesanych włosów i na koniec przytulił ją, „żeby odgonić koszmary” to oczywiście nic nadzwyczajnego.
Weszła do pokoju, zrzucając ze stóp czarne szpilki, które przeleciały przez całe pomieszczenie i wylądowałyby na chodniku pod kilkudziesięciopiętrowym hotelem, gdyby nie zatrzymała ich szyba. Nie to że były niewygodne, nie. Siedziało jej się w nich całkiem dobrze. Była po prostu tak zła, że musiała się na czymś wyżyć, nawet jeśli były to jedne z jej ulubionych butów. Z takim samym impetem rzuciła też torebkę na łóżko i wyrzucając z niewielkiej torby podróżnej prawie wszystkie rzeczy na ziemię, odnalazła szczotkę i krążyła po pokoju rozczesując włosy z taką siłą, że co chwilę na podłogę leciały ich strzępki.
No co za… No co za typ! Przez cały wieczór omijać ją szerokim łukiem, by zaczepić ją na sam koniec i pogadać o jakichś bzdetach i znowu zniknąć. Mógł już w ogóle się nie odzywać, bo tak tylko wzburzył uśpione myśli w jej głowie.
Przed wyłysieniem uratowało ją znajome pukanie do drzwi, którego się nie spodziewała i które spowodowało, że mocniej zabiło jej serce. Zapominając o rozrzuconych po parkiecie rzeczach, z rozmachem nacisnęła klamkę i ujrzała młodszego Kaulitza we własnej osobie. I mimo że go uwielbiała, złość w tej chwili częściowo przysłaniała jej pozytywne uczucia, dzięki czemu ta nagła wizyta nie spowodowała w niej paraliżu.
- Ashley! – wykrzyknął, jakby to nie jej się spodziewał. Nie miała jednak wątpliwości co do tego, że przyszedł do niej celowo, bo w ręku ściskał swoją czarną szczotkę. – Pomyślałem, że mogła… - zaczął zdecydowanie zbyt głośnym, pijackim tonem.
- Bądź cicho! – Bez zastanowienia przytknęła dłoń do jego ust i gdyby tylko choć na moment oderwał od niej wzrok, dotknęłaby tą ręką swoich warg. I wciąż była na niego wściekła. Zwariowała! – Jest druga w nocy! Ludzie śpią! – Złapała go za ramię i wciągnęła do pokoju, zamykając za nim delikatnie drzwi.
Miała przed sobą zupełnie nietrzeźwego i nieświadomego Billa i nie miała pojęcia, co miała z nim zrobić. Mogła wszystko. Mogła ulepić go w tamtej chwili jak tylko by zapragnęła. Problem polegał na tym, że nie wiedziała, co chciała stworzyć. Czy całowanie kogoś, kto był nieświadomy otaczającego go świata, było w porządku? Czy taki pocałunek dałby jej satysfakcję, czy tylko pogrążyłby ją jeszcze bardziej, bo miałaby świadomość, że aby do tego doszło, on musiał mieć ogromną ilość alkoholu we krwi? Zdecydowanie odpuściła. Bała się, że jakimś cudem mógłby to następnego dnia pamiętać, a to byłoby zbyt upokarzające. Kolejna idiotyczna sytuacja w ich relacji.
- Nie śpisz jeszcze? – zapytał niezbyt inteligentnie i uśmiechnął się półgębkiem. Dziwiła się, że nie zwracał się do niej w liczbie mnogiej, bo wyglądał, jakby od procentów dwoiło, a może nawet troiło mu się w oczach.
- Jak widać. W czymś ci pomóc? – Uniosła lewą brew do góry i obserwowała go, jak powoli i niezdarnie zdejmował marynarkę. Ona stała boso kawałek od niego i chciała popukać się w głowę, gdy zorientowała się, że myślała o tym, że gdyby nie zrzuciła szpilek ze stóp zaraz po wejściu do pokoju, teraz wyglądałaby o wiele lepiej. Szczuplej. Seksowniej. Boże, jaka była głupia.
- Moje włosy cię potrzebują – oznajmił śmiertelnie poważnie i zrobił dwa duże kroki w jej stronę. To wystarczyło, by znalazł się bardzo blisko.
- To… - Chciała powiedzieć „idź sobie do Luizy”, lecz zabrzmiałoby to, jakby była zazdrosna. Bo była, ale on nie mógł o tym wiedzieć. Potem chciała powiedzieć, że przecież jego włosy były dzisiaj nawet nietknięte przez grzebień do tapirowania i z niewielką warstwą utrwalaczy fryzury poradziłby sobie sam, lecz zrezygnowała. Nie miała ochoty na zbędną wymianę zdań, a już wiedziała, że lepiej nie zaczynać się spierać ze zdaniem Billa. Wzięła od niego szczotkę i machnęła ręką w stronę łóżka. – Siadaj.
Posłusznie wykonał jej polecenie i opadł ciężko na pościel. Czesała go w ekspresowym tempie, bo bała się, że mógłby zasnąć na siedząco. Żywiła do niego zbyt wiele sprzecznych uczuć, by zostać z nim śpiącym na tak długo i się nie wykończyć. Jego pomrukiwanie przyprawiało ją o gęsią skórkę i miała przez to ochotę rzucić się na niego i poprosić go o wszystko, o co nie wolno jej było prosić, ale nie potrafiła powiedzieć mu, by przestał. Dlatego skończyła to czesanie w niecałą minutę.
- Tak szybko? – jęknął z zawodem, gdy oddała mu szczotkę i stanęła naprzeciwko niego.
- Wydawało ci się. – Zdecydowanie chciała go zbyć. Chciała się go pozbyć nie tylko z pokoju, ale i ze swojej głowy. Idź, precz, i nie wracaj, bo robisz za duży bałagan.
- Może. No to idę. – Wstał z łóżka i zachwiał się, o mało co z powrotem na nie nie opadając. Odsunęła się pół kroku do tyłu, bo nie mógł być zbyt blisko.
- Zmyjesz sam makijaż? – spytała, chociaż i tak była pewna, że za pięć sekund nie będzie o tym pamiętał. – Na pewno? – dopytała, gdy zamiast odpowiedzieć, znowu jedynie mruknął. Wydawało jej się, że nawet nie zarejestrował jej słów.
- Chodź, odgonimy koszmary. – Otworzył ramiona i nie zdążyła zareagować, zanim została w nich zamknięta. W pierwszym odruchu chciała się wyrwać, bo przecież wciąż była wściekła, ale całkowicie ją obezwładnił, więc stała nieruchomo z zamkniętymi oczami, wdychając jego zapach wymieszany z zapachem papierosowego dymu i alkoholu. I musiała przyznać, że była to zbyt dobra mieszanka. Zbyt dobra mieszanka, by pachniał tak jej szef. Czas dla niej stanął w miejscu i nie miała pojęcia, ile tak ją obejmował. Oparł policzek o czubek jej głowy i ciężko oddychał. Dodała kolejne pięć sekund, dwadzieścia sekund, pół minuty, minutę, trzy lub pięć do najpiękniejszych chwil jakie do tej pory przeżyła i podjęła próbę wyswobodzenia się z jego uścisku, gdy poczuła, że jego ciało zaczęło robić się coraz cięższe. Zasypiał, ale nie mógł zrobić tego w jej pokoju.
Chociaż…
Nie, Boże, nie mógł. Nie mógł.
- Dziękuję, na pewno będę miała piękne sny – rzuciła nieco zbyt kąśliwie i biorąc go pod ramię, poprowadziła go w stronę wyjścia. – Wracaj do siebie.
Nie była pewna, czy trafiłby sam do swojego pokoju, więc odprowadziła go na miejsce i usadziła na jego łóżku, po czym życzyła mu miłej nocy i szybko wróciła do siebie.
Zostawił u niej marynarkę i może była nienormalna, ale gdy po szybkim prysznicu schowała się pod kołdrę, wzięła tę marynarkę ze sobą.
W nocy prawie w ogóle nie spała, bo nie dość że wróciła do pokoju około wpół do trzeciej, to po wizycie Billa nie mogła zasnąć jeszcze przez resztę nocy. Jego niewidzialne ramiona tuliły ją przez te kilka samotnych godzin w łóżku i gdy już była na granicy odpłynięcia, ściskały ją mocniej, przypominając jej o sobie i nie pozwalając zmrużyć oka. Przez to w samochodzie padła zaraz po bliźniakach.
Dziś od rana znów zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Gdy podczas wsiadania do samochodu oddawała mu jego własność, rzucił tylko krótkie „o, dzięki” i skrzywił się, jakby w ogóle nie pamiętał, skąd jego ubrania wzięły się w jej pokoju.
Przebudziła się na światłach na obrzeżach Magdeburga, prawie w tym samym momencie co Tom, który od razu wyprosił zrobienie sałatki na jutrzejszą kilkugodzinną podróż. Niedługo po nich obudził się też Bill, który poparł pomysł brata i nakazał Seppelowi dostarczenie Ashley jeszcze dzisiaj ośmiu mniejszych plastikowych pojemników, żeby każdy miał swoją porcję bez zabawy w nakładanie do miseczek.
Odwieźli ją pod samą bramę na dziedziniec, więc żaden atak fanek jej nie groził. Chwilami czuła się, jakby to ona miała ochronę, a nie zespół, chociaż tak naprawdę gdyby mogła wybierać, to zamiast ochrony przed fankami, wolałaby kogoś, kto broniłby ją przed niewłaściwie ulokowanymi uczuciami.
Rozpakowała swoją małą torbę podróżną, ale nie chowała wszystkiego. Jedynie wrzuciła brudne ubrania do kosza na pranie, bo resztę niezbędnych rzeczy musiała za chwilę znów spakować. Minęły dopiero trzy tygodnie jej pracy, a ona już odczuwała, jak ciężkie jest życie na walizkach. Widziała, że Bill ma po kilka sztuk różnych rzeczy. Na pewno miał podwójne swoje kosmetyki do makijażu, bo jedne były w jej kuferku, a drugie widziała w jego hotelowej łazience w kosmetyczce. Podejrzewała, że ma jeszcze trzeci zestaw w domu. Była przekonana, że ma też podział na wyjazdowe i domowe prostownice, szczotki, szczoteczki do zębów i podstawowe kosmetyki pielęgnacyjne. Nie dałby rady bez przerwy tego przepakowywać i ona też już wiedziała, że będzie jej ciężko. Była przyzwyczajona do tego, że wszystko ma swoje miejsce, a nie do tego, że musi szukać swojego kremu po torbach. Na razie jednak nie było jej jeszcze stać na zakupienie sobie kilku egzemplarzy różnych rzeczy. Swoją pierwszą wypłatę od Tokio Hotel miała dostać za tydzień, ale przecież tylko za przepracowaną drugą połowę sierpnia. Na razie musiała poradzić sobie jakoś z tym, co miała.
W pierwszej kolejności po wstępnym rozpakowaniu się postanowiła przygotować sałatkę. Rodzice będąc u niej kilka dni temu, znów przywieźli jej pół lodówki świeżych warzyw, więc zabrała się za krojenie ich i wrzucanie do pojemników, które przed chwilą dostarczył jej Seppel. Mężczyzna nadal był zdystansowany, ale zauważyła, że przyjmował taką postawę w stosunku do wszystkich. Powinna zapisać się do niego na kurs profesjonalizmu, bo ona przylgnęła do Billa już pierwszego dnia ich współpracy. Przepadła w nim w momencie, gdy oblizywał usta po zjedzeniu tostów u niej w salonie.
Zaczynała mniej więcej rozumieć, co to znaczy żyć u boku Tokio Hotel. Musiała się spakować na kilkudniowy wyjazd, przygotować sałatkę i wykąpać się i zrobić to do takiej godziny, by jutro być wyspaną. Nie dostała jednak wiadomości od Dirka, na którą miała być gotowa, więc wysłała do niego smsa z zapytaniem o jutro.
Pakowała się w największą torbę, jaką udało jej się znaleźć. Część rzeczy jednak musiała zaczekać, bo miała zamiar ich użyć jeszcze jutro rano, na przykład kosmetyki lub suszarka. Układanie w torbie przerwał jej dźwięk dzwoniącego telefonu. Klęczała na podłodze w garderobie i sięgnęła ręką po małe urządzenie leżące na toaletce, jednocześnie naciskając zieloną słuchawkę.
- Halo? - Włożyła telefon pomiędzy ucho a ramię…
- Cześć, nie przeszkadzam? – …i przycisnęła go chyba zbyt blisko, bo miała wrażenie, jakby Bill stał tuż nad nią we własnej osobie.
Nie była na niego przygotowana. Spodziewała się tylko Dirka. Telefon upadł jej na podłogę. Usłyszała wydobywające się z niego „Hej, co się dzieje?”. Podniosła go szybko i przyłożyła do ucha.
- Przepraszam, właśnie się pakuję – odparła, wypuszczając ciężko powietrze, które przetrzymywała w sobie przez kilka sekund. Momentalnie zapomniała, że jeszcze kilka godzin temu była na niego wściekła.
- Dirk będzie u ciebie wpół do jedenastej. Weź wszystko ze sobą, jedziemy prosto od nas. Mam nadzieję, że jesteś gotowa na dłuższy wyjazd. Nie zapomnij o dokumentach. Musisz mieć… - Wsłuchiwała się w jego głos. Nawet jej się podobało to, że mogła w tej chwili to robić, jednocześnie się rozpływając, a on jej w tym czasie nie widział. - Wszystko w porządku? Jesteś?
- Tak, tak, jestem – odparła automatycznie i zorientowała się, że nie zwróciła nawet uwagi na to, co powiedział. – Mam małe problemy z telefonem. Co mówiłeś?
Wcale nie miała problemów z telefonem, tylko ze sobą. Nie podobała jej się jej własna reakcja na wszystko, co robił.
- Żebyś była gotowa na dziesiątą trzydzieści i wzięła wszystko ze sobą oraz byś pamiętała o dokumentach. Będziemy daleko od domu, więc musisz mieć koniecznie dowód, w razie gdyby coś się stało.
Bardzo chciała wypowiedzieć jego imię; bardzo chciała powiedzieć: „Dobrze, Bill, nie zapomnę o niczym”, ale udało jej się tylko wydobyć z siebie martwe „okej”.
- Szkoda, że cię tu teraz nie ma.
Miała wrażenie, że powiedziała to jej wyobraźnia, a nie on. Siedziała na podłodze w bezruchu, a mimo to zachwiała się i o mało co nie przewróciłaby się do tyłu.
- Nie ma kto rozczesać mi włosów.
Powiedział to tak naturalnie i beztrosko, ale jednocześnie tak bezpośrednio, że nie mogła wyczuć jego intencji. Co miała mu na to odpowiedzieć? Przyjedź?
- Myślę, że jutro będzie to możliwe… - odrzekła cicho, a w myślach już dotykała jego włosów, które były chyba jej ulubioną jego częścią.
Zaraz po głosie.
I zapachu.
I oczach.
I…
- Mam nadzieję, bo tobie szło to o wiele lepiej niż mi. – Zrobił krótką pauzę, ale chyba zorientował się, że ona nie może ułożyć żadnego sensownego zdania. – Dobranoc, Ashley. Dziesiąta trzydzieści.
- Dobranoc – odpowiedziała głosem pełnym nadziei, że jeszcze coś od niego usłyszy.
Niestety, rozłączył się.

Przypomniała sobie, jak mówił, że Tom często pomaga mu się czesać, ale że bardzo tego nie lubi i być może ona przejmie jego fryzurę w swoje ręce. Wydawało jej się, że to był już ten moment, w którym oddał swoje włosy całkowicie pod jej opiekę. Ani trochę nie przeszkadzało jej to, że będzie miała dodatkową pracę, o której nie było wspomniane w umowie. Mogłaby czesać ich wszystkich po kolei.
Jego słowa znacznie opóźniły ją w pakowaniu. Nie mogła się na niczym skupić, słysząc bez przerwy „Szkoda, że cię tu teraz nie ma”. Położyła się dopiero około pierwszej, a na dodatek nie mogła zasnąć. Przekręcała się z boku na bok przez dwie godziny, próbując znaleźć pozycję, w której by o nim nie myślała. Niestety bez względu na to, czy leżała na plecach czy na brzuchu, jego obraz i zapach, który pojawił się obok niej nie wiadomo skąd, nie chciał zniknąć.

Ledwo była w stanie otworzyć oczy, gdy zadzwonił budzik. Chciała poleżeć jeszcze chwilę, jeszcze pięć minut, ale wiedziała, że jak tylko z powrotem położy głowę na poduszkę, momentalnie zaśnie, a nie chciała przecież się spóźnić.
Podsmażyła i dodała do swojej sałatki mięso, ale stwierdziła, że tak jak poprzednio, fetę i sos doda dopiero przed samym odjazdem. Pomyślała, że następnym razem będzie musiała zrobić im coś innego, w przeciwnym razie szybko im się jej sałatka znudzi.
Ubrania nie mieściły jej się w koszu na pranie. Musiała wstawić chociaż jeden cykl pralki. W tym czasie wciąż ospała wzięła szybki prysznic i umyła włosy, następnie wysuszyła je i umalowała się, a później rozwiesiła mokre pranie w łazience. Gdyby miała czas, wyprałaby kolejną partię ubrań, lecz musiała dokończyć się pakować. Ledwo zasunęła dużą torbę. Stwierdziła, że będzie musiała zrobić sobie listę niezbędnych rzeczy na wyjazd, by nie myśleć za każdym razem, co jeszcze zapakować. Na pierwszej pozycji byłyby kosmetyki do demakijażu. Na drugim piżama, choć była pewna, że tych rzeczy nie zapomni zabrać ze sobą już nigdy.
Nie wiedziała tylko, co miała wziąć na drogę. Nie miała pojęcia, czym miałaby się zająć w ciągu tych kilku godzin. W końcu wrzuciła do torebki krzyżówki i pierwszą lepszą jeszcze nieprzeczytaną książkę z półki. Nawet nie wiedziała, czy będzie ją otwierała, bo może przez całą drogę będą rozmawiać? Trasa do Hamburga to było nic. Teraz jechali do Francji i choć nie wiedziała, gdzie dokładnie, na pewno nie zajęłoby to mniej niż pięć, sześć godzin. Tyle mniej-więcej jechało się do niemiecko-francuskiej granicy. Stresowała ją wizja tak długiej drogi w tym małym busie.
Dirk był po nią punktualnie. Nie poradziłaby sobie sama, więc poprosiła go, by wszedł na górę i pomógł jej z bagażem. W drodze do samochodu zapytała go, czy ktoś przyjechał z nim. Wolała wiedzieć o tym wcześniej i psychicznie się nastawić na spotkanie. Odpowiedział, że jest sam i jadą do bliźniaków. Odetchnęła z ulgą. Będzie mogła w drodze oswoić się z tą myślą. Przyjechał po nią audi należącym do Billa. Samochód zdecydowanie nim pachniał. Nie wiedziała, czy jeździł nim aż tak często, ale ona czuła się w środku tak, jakby siedział obok niej. Podobało jej się to, że mogła czuć jego obecność i jednocześnie nie bać się jego wzroku.
Nie chciała wzbudzać poruszenia wśród fanek stojących przed domem Kaulitzów, więc w miarę możliwości schowała się za siedzeniem i zanim dziewczyny zorientowały się, że ochroniarz nie wiezie ich ukochanego, lecz tę, która im go – według nich – zabrała, znaleźli się w zamkniętym garażu. Dirk otworzył jej drzwi od samochodu i wziął kuferek oraz torbę z sałatką, a ona trzymała już tylko swoją torebkę.
Gdy weszli do domu bliźniaków, Tom kręcił się w kuchni i przygotowywał śniadanie. Odstawiła swoją torebkę na szafkę i zdjęła buty.
- Cześć, co dobrego robisz? – zapytała i podeszła do stołu, ale nie usiadła.
- Cześć! To tylko kanapki, też masz ochotę? – Wydawał się być zadowolony z tego, że ją widział. Zresztą, czy Tom kiedykolwiek był z czegokolwiek niezadowolony? Pomijając oczywiście jego przygody z bratem, na którego zawsze narzekał i z którym stale się spierał, wydawał się być tak beztroską osobą, że nie dało się nie uśmiechnąć na jego widok. No i Annalise. Jego rodzony brat i jej najlepsza przyjaciółka byli chyba jedynymi osobami, które burzyły tę niesamowitą Tomową harmonię.
- Nie, nie, dziękuję. Pomóc ci w czymś?
- Lepiej idź pomóc Billowi zrobić włosy. Słyszysz, jak klnie?
Wcale nie słyszała, żeby z góry dochodziły ich jakieś niecenzuralne słowa.
- O, akurat przestał, może zorientował się, że przyjechałaś. Jest u siebie. Naprawdę, idź do niego i go wyszykuj, bo jak on się odstawi to… Szkoda gadać, sama chyba widziałaś, co odwalił na urodzinach.
Zaśmiała się z tego narzekania Toma. Wcale nie uważała, że Bill wyglądał źle, gdy mu nie pomagała.

Znów miała być z nim sam na sam i miała dzisiaj jakieś złe przeczucia. Niby już się do niego przyzwyczaiła, ale wciąż nie mogła go rozgryźć i zupełnie nie wiedziała o co mu w niektórych momentach chodziło. Raz zachowywał się bardzo jednoznacznie, a za chwilę traktował ją jak kolegę, nawet nie jak koleżankę. Nie miała pojęcia, z którym Billem będzie jej dane dzisiaj współpracować i chociaż rozsądek mówił jej, że bezpiecznie byłoby z tym przyjacielskim, to w głębi siebie pragnęła jednak zastać tego, przy którym uginały jej się kolana. Do reszty zgłupiała, jeśli po tym, co zaserwował jej w swoje urodziny, wciąż była nim zainteresowana bardziej niż powinna.
Wzięła od Dirka kuferek, a jemu kazała wstawić sałatkę do lodówki. Wspięła się na górę po ciemnobrązowych, drewnianych schodach i skierowała się na prawo. Zapukała lekko do drzwi, oczekując odzewu. Bała się, by znów nie doszło do niezręcznej sytuacji między nimi, jednocześnie czując, że właśnie na to liczyła.
- Kto tam? – Usłyszała poddenerwowany głos.
Zdziwiła się, słysząc to pytanie. Przecież mieszkał tylko z Tomem i podejrzewała, że on akurat nie puka, gdy coś od niego chce. Oczywistym było, że teraz to ona stała pod jego drzwiami i spodziewała się raczej zwykłego „proszę”.
- Ashley… - odpowiedziała i nie miała pewności, czy usłyszał, bo będąc w lekkim szoku, zapomniała podnieść głosu.
- Chwila.
Poczuła ogarniający ją niepokój, słysząc ten ton, bo Bill wydawał się być wściekły. Ale z jakiego powodu na nią? Gdy wczoraj rozmawiali przez telefon, miała wrażenie, że jedyne, co chciał wtedy zrobić, to przytulić ją i pocałować.
Och, ona i te jej wrażenia.
Co robił, że nie wpuścił jej do środka od razu? Co ujrzałaby, gdyby nacisnęła klamkę bez pukania? Nie potrafiła zapanować nad swoją wyobraźnią, która podpowiadała jej, że w momencie pukania był w samych bokserkach, a teraz na szybko zakładał na siebie pierwsze-lepsze ubrania.
Och, ona i ta jej wyobraźnia.
Otworzył jej po kilku sekundach, ale jego twarz była łagodna.  Odetchnęła z ulgą.
Był też kompletnie ubrany i nie wyglądał, jakby dopiero co to wszystko na siebie włożył. Miał na sobie czerwoną koszulkę i jeansy, które spadłyby mu z bioder, gdyby nie pasek. Zakuło ją w podbrzuszu na ten widok i zacisnęła zęby, nabierając do płuc trochę powietrza na zapas.
- Cześć, wchodź, czekałem na ciebie. – Zaprosił ją do środka i zamknął za nią drzwi.
Próbowała zignorować jego słowa i jego gesty. Nie myśl o nim. Po prostu nie myśl. I nie patrz na niego. Tak, przecież świetnie ci idzie trzymanie swoich uczuć w sobie.
Czekał na nią, ale pytał, kto tam i kazał jej czekać pod drzwiami? Cały Bill. Cały sprzeczny.
- No to się dobraliśmy – rzekła najbardziej normalnym tonem, na jaki było ją stać i zaśmiała się może nieco zbyt niezręcznie. Ona również dzisiaj założyła czerwony, cienki sweterek. Musiała zdecydować się na ten kolor, bo znaczna część w miarę ciepłych ubrań w neutralnych barwach czekała na pranie, którego nie miała czasu zrobić. Przez ostatnie trzy tygodnie było zimno, więc wszystkie letnie bluzki, spodenki i sukienki leżały nieużywane w szafie. Sięgała teraz tylko po dżinsy, swetry i marynarki, ale nie miała ich też nieskończonej ilości.
Pogoda dzisiaj była stosunkowo ładna, ale już można było wyczuć zbliżającą się jesień w powietrzu. Temperatura od kilku dni nie przekraczała dwudziestu stopni, mimo że słońce co jakiś czas wyglądało zza chmur.
- Przynajmniej teraz wiadomo, komu jesteś najbardziej potrzebna – skomentował, odwzajemniając uśmiech, a jej zakręciło się w głowie, gdy usłyszała te słowa.
Po prostu nie myśl o nim i na niego nie patrz. Nie w ten sposób.
Stanął przed lustrem z lakierem w dłoni i próbował wystylizować sobie włosy. Przyglądała mu się przez chwilę, aż w końcu ocknęła się, odstawiła kuferek na niski parapet okna znajdującego się po prawej stronie pokoju i pozwoliła sobie na nim usiąść. Bill stał tuż obok niej, z jej lewej strony. W tej chwili był normalnym Billem, więc spokojnie go obserwowała, uśmiechając się delikatnie. Jego pokój był dużo większy niż hotelowa łazienka, ale mimo to uchyliła delikatnie okno, by wpuścić trochę świeżego powietrza i rozrzedzić niemal klejącą się chmurę lakieru do włosów.
- Może ci pomóc? – zaproponowała po dłuższej chwili obserwowania go.
- Nie, dzięki, dobrze mi dzisiaj idzie – odparł, nie odrywając wzroku od swojego odbicia w lustrze.
Że co, Kaulitz? Jak to: „Nie, dzięki.”? Myślała o jego włosach przez cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek, a on tak po prostu powiedział, że nie chce jej pomocy?
Przestała się uśmiechać i siedziała obrażona na niego jak mała dziewczynka, choć nawet nie myślała o tym, by mu to okazywać. Była po prostu rozczarowana, bo jeszcze niedawno mówił, że chciałby, żeby zajęła się jego włosami, a teraz jej odmówił. Rozczarowana i znowu zła. Co za irytujący człowiek!
- Jak z tyłu? – zapytał nagle, wyrywając ją z zamyślenia i odwrócił się do niej tyłem.
Niczego jego fryzurze nie brakowało.
- Beznadziejnie – powiedziała bez namysłu i wstała z parapetu. – Daj, naprawię to.
Bez słowa podał jej puszkę z lakierem i kucnął, bo inaczej nie dosięgnęłaby do czubka jego głowy.
Udawała, że coś poprawiała, podczas gdy tak naprawdę tylko dotykała jego włosów i uśmiechała się sama do siebie. Wiedziała, że działa przeciwko sobie, ale nie potrafiła się powstrzymać. Cieszyła się, że nie musi naprawdę ratować jego fryzury, bo rozpraszałoby ją jego nucenie pod nosem. Jak mogła się długo na niego złościć? No jak?
- Teraz jest w porządku. – Odsunęła się od niego i odstawiła puszkę na parapet. – Malujemy się?
- Tak, dziękuję. Tylko lekko.
Wstał i obejrzał swoje włosy w lustrze, po czym przysunął krzesło od biurka pod okno i usiadł na nim. Ona wypakowywała jego kosmetyki.
Wydawał jej się dzisiaj jakiś wycofany i zamyślony. Prawie się nie uśmiechał, tylko bez przerwy mrużył oczy, jakby był czymś zmartwiony i zastanawiał się nad rozwiązaniem jakiegoś problemu. Może była naiwna, ale chciała być jego problemem i chciała, by to ją rozwiązał.
- Coś się stało? – zapytała w końcu po długiej chwili milczenia i oczekiwania, aż sam się odezwie. Był taką gadułą, że cisza w jego towarzystwie była pojęciem niemal abstrakcyjnym, więc dziś na pewno coś go gryzło.
- Dlaczego pytasz?
- Widzę, że coś się dzieje. Jesteś jakiś nieobecny.
Ich spojrzenia na moment niespodziewanie się skrzyżowały, bo otworzył oczy, gdy wcale go o to nie prosiła.
- Tak, stresuję się tym wyjazdem. – Przyznał i ciężko westchnął, przymykając powieki. – Jestem perfekcjonistą. Lubię, jak wszystko jest zaplanowane i idzie po mojej myśli. Po prostu muszę mieć kontrolę nad sytuacją, a jak można mówić o kontroli, gdy nie rozumiesz ani słowa? Za każdym razem w tej cholernej Francji mam ten sam problem.
- Nie masz się o co martwić, naprawdę. Cokolwiek byście nie zrobili, fanki was po prostu uwielbiają. Nawet jeśli przewrócisz się pod hotelem, to one się nie zaśmieją, tylko uznają, że tak uroczo się wywaliłeś i z chęcią rozmasują ci bolący tyłek. – Był tak przygnębiony, że musiała go jakoś rozbawić, nie zastanawiając się nawet, czy to, co powiedziała, było na miejscu. Już nie musiała. Już nie miała takich problemów jak na samym początku ich znajomości.
Udało jej się, bo wybuchł śmiechem, a ona zamarła. Była przecież w odległości zaledwie kilku centymetrów od jego twarzy, a on tak pięknie się śmiał…
Musiała się otrząsnąć. Musiała jakoś wyrwać się z tego czegoś, czym ją zaczarował. Przecież zwariuje, jeśli tak dalej pójdzie.
- A jak zapytają cię o coś, czego nie zrozumiesz, odpowiesz to, czego cię uczyłam. Pamiętasz?
- Je ne parle pas français – odparł bez namysłu.
- No właśnie. Nie jesteś poliglotą, tylko wokalistą. Nie musisz znać wszystkich języków świata. W Hiszpanii chciałbyś udzielać wywiadów po hiszpańsku, we Włoszech po włosku, w Polsce po polsku, w Rosji po rosyjsku? Myślę, że wystarczy, jak nauczysz się kilku słów gdy będziecie dawali koncert w danym kraju i fani na pewno to docenią.
- No nie wiem… To po prostu źle wygląda, gdy ktoś zadaje mi pytanie, a ja czekam na interpretatora na słuchawkach, żeby móc odpowiedzieć po niemiecku, a potem wszyscy czekają, aż zostanie to przetłumaczone na francuski. Co za idiotyzm.
- Ale naprawdę nikt nie będzie miał wam za złe, że nie znacie dobrze francuskiego. Przywitasz się z fankami w ich języku, powiesz, że je kochacie i na pewno będą wniebowzięte.
- Niby wiem, ale tu nie chodzi o to, że ja nie znam francuskiego, tylko o to, że oni powinni znać niemiecki lub angielski, tak jak we wszystkich innych krajach, jakie odwiedzaliśmy. Wszystko przez Davida. Nie potrafi nawet załatwić nam porządnych wywiadów, tylko przyjmuje wszystko jak leci, oby tylko mówili o nas wszędzie.
- Dziwisz mu się? Jesteście jego kopalnią złota. Ale uwierz mi, to naprawdę nie wygląda tak źle od tej drugiej strony. Za bardzo bierzesz to wszystko do siebie. Rozluźnij się i nie myśl o tym teraz.
- Postaram się.
Makijaż nie zajmował jej już wiele czasu. Za każdym kolejnym razem malowała go z coraz większą wprawą i za każdym razem zastanawiała się, jak można mieć tak idealne rysy twarzy jak on.
I Tom. Byli przecież bliźniakami, choć często o tym zapominała.
Bill zmienił temat i zaczął opowiadać jej szczegółowy, choć krótki plan dzisiejszego dnia. Za godzinę jechali do studia, by tam przeprowadzono z nimi szybki wywiad o tym, jak i gdzie powstają piosenki, a następnie wyruszali w kilkugodzinną podróż do Francji. Na szczęście rozgadał się już na dobre. A może na nieszczęście, bo oznaczało to, że rzeczywiście gryzł go ten wyjazd, a nie ona. Głupia, naiwna, wyobrażająca sobie za dużo Ashley.
Po skończeniu makijażu zgłodniał, więc zszedł na dół do kuchni, a ją zostawił w jego pokoju. Samą. Miała uporządkować swój kuferek i iść umyć pędzle.
Była podekscytowana do granic możliwości. Była w jego pokoju zupełnie sama; była w pokoju, w którym spędzał większość nocy i spał w tej czarnej pościeli. Musiała się bardzo kontrolować, by nie powąchać jego poduszki. Jego zapach był uzależniający i bez niego czuła się jakby cały czas czegoś jej brakowało. 
Zamiast zająć się pracą, obeszła dookoła cały pokój, oglądając wszystko z bliska. Nie zauważyła żadnych interesujących ją zdjęć, jedynie na parapecie za łóżkiem stały dwie ramki z fotografiami psów. Na początku uznała to za nieco dziwne, ale po chwili pomyślała, że oznacza to, że Bill bardzo kocha swoje zwierzęta i musi być mu tutaj bez nich ciężko. To chyba był dobry znak i świadczył o jego wrażliwości?
Obejrzała wszystko, co stało na wierzchu. Każdą nagrodę, każdy ołówek, lampkę i świeczki, jakby w przedmiotach, które go otaczały, szukała odpowiedzi na swoje pytania, których nawet nie potrafiła zadać.
Zorientowała się, że jej myśli wybiegły za daleko, gdy zaczęła wyobrażać sobie swoje jasne włosy mocno kontrastujące z kolorem poduszek. Stanowczym krokiem wyszła z pomieszczenia i skierowała się do łazienki.
Dokładnie umyła pędzle i nieco ochłonęła, choć jej myśli nadal błądziły w pobliżu jego łóżka. Ile oddałaby, żeby móc zobaczyć go tam śpiącego… Nie zmrużyłaby oka przez całą noc, gdyby dostała taką szansę. Widziała go już kilka razy w busie, gdy zasnął, ale nie mogła go wtedy tak przy wszystkich obserwować. Miała już też okazję spać na jego piersi, lecz zupełnie nieświadomie, co nie pozwoliło jej przedłużyć tej chwili i zapamiętać ją jak najlepiej.
Z zamyślenia wyrwało ją wtargnięcie Toma do łazienki bez żadnego uprzedzenia. Spojrzała na niego zaskoczona, choć on był chyba jeszcze bardziej zdziwiony i jednocześnie zmieszany jej obecnością. Nie spodziewał jej się tu, bo nawet gdy mieszkała u nich przez te kilka dni, prawie w ogóle nie wchodziła na górę. Tylko raz, gdy Bill wysłał ją do tej łazienki pierwszego poranka. Później zniósł jej ręcznik i jedną butelkę swojego prywatnego, ulubionego żelu pod prysznic na dół i więcej już na piętrze nie przebywała. Wciąż nawet nie wiedziała, jak wyglądał pokój dredowłosego.
- Przepraszam, nie jestem przyzwyczajony, zazwyczaj tylko Bill tu w tej… - Nie wiedział, co ma powiedzieć, wyraźnie się zaczerwienił i zaczął cofać.
Rozbawił ją widok zawstydzonego Toma. Do tej pory nie zdarzyło się, by zaplątał mu się język i na każdą sytuację miał jakąś odpowiedź, a w tej chwili motał się, nie mogąc złożyć sensownego zdania.
- Spokojnie, ja tu tylko myję pędzle – odparła, jednocześnie wytrząchając nadmiar wody z akcesoriów i szybko minęła gitarzystę w drzwiach.
Przeszła tak blisko niego, że poczuła i jego zapach, na który teraz zwróciła szczególną uwagę. Z przerażeniem stwierdziła jednak, że nie zrobił na niej takiego wrażenia, jak zapach jego młodszego brata. Był jedynie przyjemny. Nie był uzależniający. Nie drażnił jej płuc. Nie pozbawiał jej umiejętności mówienia i nie przyspieszał bicia jej serca. Tak działał na nią tylko zapach Billa. Uświadomiła sobie, że odczuwała coraz silniejsze zafascynowanie nim i coraz mocniejszą chęć przebywania w jego towarzystwie.
Że po prostu się w nim zakochała.

14 komentarzy:

  1. W końcu się do tego przyznała!
    Tak poza tym, to dziękuję za uprzedzenie, przydało się. Nie mam już do niego siły, więc nie będę komentować już jego szczeniackiego zachowania :D I tak go uwielbiam, kiedy jest nawiany, jest taki uroczy ^^
    No i kurczę, nie wiem co napisać...muszę czekać na dalszy rozwój akcji. Kto wie, może Francja będzie strzałem w dziesiątkę? W końcu to taki romantyczny kraj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież nie da się go nie uwielbiać, nawet jeśli ma się ochotę mu przyłożyć od ostatnich dziesięciu rozdziałów <3
      Tak, powiedzmy, że tak xd Chociaż raczej nie to samo mamy na myśli ^.^

      Usuń
  2. Wrrr, jak można nie zareagować na zapach Toma ^^ Toż, sam jego pot zwala już z nóg! xDD
    Biedna Ashley... Zaczynam się o nią martwić, ona przecież zdąży postradać zmysły niż ten jełop raczy zrobić coś więcej niż tylko przyjść do niej w środku nocy, jak do swojej mamusi z tekstem "uces mi włoskiii" :c To prawie, jak poczytaj mi bajeczkę :D Na jej miejscu powyrywałabym mu te kłaki, za karę, jak ją traktuje xD Chociaż i tak widzę, że próbowała się trochę na niego fochać... Ale nie oszukujmy się, na dłuższą metę się nie da xD Ehh... No, ja już nie mam słów. I w sumie Bill naprawdę jest jakiś spaczony xD Może właśnie dobrze przeczytałam ten tytuł? :D Nic nie dzieje się bez powodu! xd
    A Ashley też ma opóźniony zapłon, co i tak nie może równać się z zapłonem Billa... Ja się już martwię, co będzie, jak oni w łóżku wylądują xDD Nie wcale nie sugeruję, że Bill będzie miał jakieś problemy ^^ Niee, skąd. Brak jaj i opóźniony zapłon na pewno nie będą miały żadnego wpływu na ich życie intymne XD Dobra, ej, bo Bill przestanie mnie lubić, ostatnio jestem dla niego troszeczkę niemiła :D
    Idę lepiej już stąd xD Pozdrawiam i czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zareagowała! Już kiedyś pisałam, że Tom też pachnie pięknie, ale wiesz, to nie to ^^ hahah jego pot na pewno zwala z nóg XD
      Czego Ty od niego wymagasz, jak on dopiero co pełnoletni się stał, toż to gówniarz i niedawno w majty jeszcze robił xd A tak serio - on po prostu jest takim typem, który wszystkich wkurwia, bo robi co mu się spodoba (a może raczej ubzdura) i nic mu się nie da przetłumaczyć.
      A kto powiedział, że ja dotrę do momentu, w którym będę opisywać ich życie intymne, o ile w ogóle jakieś będzie? xd Ja na pewno o niczym takim nie wspominałam, chyba Cię poniosło xd
      No właśnie, Ty już po nim tak nie ciśnij, bo się chłopak całkowicie zamknie w sobie :<
      E tam, mogłaś tu zostać :D <3

      Usuń
    2. Rozwydrzony dzieciak xD I jak to nie dotrzesz? Bill nigdy nie straci dziewictwa? xd ;(

      Usuń
    3. Myślę, że straci, ale czy ja do tego dotrę to już inna sprawa XD

      Usuń
    4. Jakoś tam chyba dotrzesz za pośrednictwem Ashley xD

      Usuń
    5. Chyba tego nie chcę xd na razie nie zapowiada się to zbyt dobrze xd

      Usuń
  3. Jakoś dziwnie mi się czyta i komentuje skoro wiem co się wydarzy...Tylko mnie już nie zaskakuj na koniec:P Coraz odważniejsza i śmielsza Ash. Nawet przed samą sobą przyznała, że jest zakochana w wokaliście! Uhh jakbym mogła to bym ich obok siebie postawiała i kazała wyznać uczucia xD Wszystkie czytelniczki by szalały ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty już się pewnie w tym wszystkim zgubiłaś xd
      Jaki koniec? :P

      Usuń
    2. ahahaha no co:P haha

      No właśnie! Co ja w ogóle piszę xD

      Usuń
  4. Ach no w końcu mam czas na skomentowanie ^^ A więc zahaczę jeszcze o poprzedni rozdział, którego skomentować nie zdążyłam(miałam napisane pół komentarza po czym padł mi telefon) :P Jezu co z tym Billem, jak on tak mógł ignorować Ash na urodzinach! No jak?! Co ten Bill :< No ale cieszę się, że dziewczyna Georga doradziła naszej Ashley co nieco. Może piśnie Georgowi słówko czy coś :D
    Co się z tym naszym czarnulkiem dzieje... Tutaj ją tuli, a za chwilę zachowuje się jakby nic do niej nie czuł. Co on robił w tym pokoju, że Ashley wejść nie mogła :o Kurcze, brakuje mi perspektywy Billa :D Rozdział cudowny, czekam z niecierpliwością na ich miłosne wyznania i życzę ci duuuużo czasu na pisanie <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mógł, no... Ubzdurał sobie coś i mógł. Nie odgadniesz jego motywów działania.
      Zamykał RedTube i chował chusteczki XD Ewentualnie chował wiersze miłosne :>
      Brak perspektywy Billa jest celowy. Tak żeby nas trochę podenerwował swoim głupim zachowaniem, w którym nie wiadomo o co chodzi ^^ Niedługo się pojawi i jego perspektywa, chociaż nie wiem, czy wiele wniesie. On po prostu sobie wmówił coś, czego nie powinien i nic nie jest w stanie tego zmienić. Nikt nie powiedział, że Bill będzie wpisywał się tu w normy idealnego mężczyzny xd Powiedziałabym raczej, że jest nawet przeciwnie, to po prostu rozwydrzony dzieciak xd
      Dziękuję! Ja życzę przyjemnego czekania! :D <3

      Usuń
  5. Zawstydzony Tom, jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić O.o. Bill czy on w ogóle sam siebie rozumie? Bo mam wrażenie, że zaraz sam się w tym wszystkim pogubi i będzie musiał od początku zaczynać. Ja bym osobiście bardzo chciała polecieć odrzutowcem do Kambodży. Zabierzcie mnie tam ze sobą chłopaki! Dobra, dobra a teraz lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze i opinie czytelników są ogromną motywacją!
Jeśli czytasz, napisz, co Ci się spodobało, co zaskoczyło, a co rozczarowało :)