Była milcząca
przez cały kolejny dzień. Nie podobało jej się to, jak bardzo Bill potrafił się
zmieniać w zależności od okoliczności, bo całkowicie się już w tym pogubiła i
nie miała pojęcia, który Bill jest tym prawdziwym. Norma.
W drodze
powrotnej, tak samo jak i wczoraj, gdy jechali do Hamburga, siedziała na
przednim fotelu obok Seppela, więc jej kontakt z bliźniakami zajmującymi tylne
miejsca w audi Billa był ograniczony. Mimo że była wściekła na czarnowłosego, o
mało co znów nie parsknęła śmiechem, gdy przypomniała sobie o kłótni Kaulitzów
przy wyborze samochodu.
- Moje jest większe!
- A moje jest ładniejsze!
- Ale ja potrzebuję zabrać dużo rzeczy!
- A ja w swoje urodziny chcę wysiąść ze
świetnego auta!
- No to jedź sobie sam!
- Sam sobie jedź sam! Gdybym mógł, to już
dawno byłbym w połowie drogi, a nie użerał się z tobą i twoją potrzebą zabrania
miliarda rzeczy ze sobą. Może jedź sam całym busem, co? Zmieścisz się, czy
potrzebujesz jakiejś ciężarówki? Odrzutowca?
- Odrzutowcem to ja cię zaraz wyślę do
Kambodży. Twój samochód jest po prostu niewygodny na podróże w kilka osób.
Możesz sobie nim jeździć sam, a teraz się zamknij i wsiadaj do mojego. Nie mamy
całego dnia.
- Wal się, Bill.
Naburmuszyli
się, po czym zasiedli obok siebie z tyłu i jak gdyby nigdy nic rozmawiali o
zyskach ze sprzedaży nowego albumu i o nadchodzących koncertach. Bliźniacy.
Dzisiaj
wracając do Magdeburga, spali, co było jej całkiem na rękę. Wcale nie miała
ochoty odzywać się do Billa po tym, jak potraktował ją w swoje urodziny. Miała
jedynie ochotę go rozszarpać i nie wiedziała, jak miała się teraz do niego
zwracać. Tak naprawdę nawet nie miała powodów, by się na niego złościć. Bo niby
jakie? Powinna być zła na samą siebie, że sobie coś przez ten cały czas
wmawiała. Traktował ją jak wszystkich. I tyle. A to, że gdy wczoraj w środku
nocy wrócili do hotelu z urodzinowej imprezy, Bill przyszedł do niej z pijacką
prośbą o rozczesanie rozczesanych włosów i na koniec przytulił ją, „żeby odgonić koszmary” to oczywiście
nic nadzwyczajnego.
Weszła do pokoju, zrzucając ze stóp czarne
szpilki, które przeleciały przez całe pomieszczenie i wylądowałyby na chodniku pod
kilkudziesięciopiętrowym hotelem, gdyby nie zatrzymała ich szyba. Nie to że
były niewygodne, nie. Siedziało jej się w nich całkiem dobrze. Była po prostu
tak zła, że musiała się na czymś wyżyć, nawet jeśli były to jedne z jej
ulubionych butów. Z takim samym impetem rzuciła też torebkę na łóżko i
wyrzucając z niewielkiej torby podróżnej prawie wszystkie rzeczy na ziemię,
odnalazła szczotkę i krążyła po pokoju rozczesując włosy z taką siłą, że co
chwilę na podłogę leciały ich strzępki.
No co za… No co za typ! Przez cały wieczór
omijać ją szerokim łukiem, by zaczepić ją na sam koniec i pogadać o jakichś
bzdetach i znowu zniknąć. Mógł już w ogóle się nie odzywać, bo tak tylko
wzburzył uśpione myśli w jej głowie.
Przed wyłysieniem uratowało ją znajome
pukanie do drzwi, którego się nie spodziewała i które spowodowało, że mocniej
zabiło jej serce. Zapominając o rozrzuconych po parkiecie rzeczach, z rozmachem
nacisnęła klamkę i ujrzała młodszego Kaulitza we własnej osobie. I mimo że go
uwielbiała, złość w tej chwili częściowo przysłaniała jej pozytywne uczucia,
dzięki czemu ta nagła wizyta nie spowodowała w niej paraliżu.
- Ashley! – wykrzyknął, jakby to nie jej się
spodziewał. Nie miała jednak wątpliwości co do tego, że przyszedł do niej
celowo, bo w ręku ściskał swoją czarną szczotkę. – Pomyślałem, że mogła… -
zaczął zdecydowanie zbyt głośnym, pijackim tonem.
- Bądź cicho! – Bez zastanowienia przytknęła
dłoń do jego ust i gdyby tylko choć na moment oderwał od niej wzrok, dotknęłaby
tą ręką swoich warg. I wciąż była na niego wściekła. Zwariowała! – Jest druga w
nocy! Ludzie śpią! – Złapała go za ramię i wciągnęła do pokoju, zamykając za
nim delikatnie drzwi.
Miała przed sobą zupełnie nietrzeźwego i
nieświadomego Billa i nie miała pojęcia, co miała z nim zrobić. Mogła wszystko.
Mogła ulepić go w tamtej chwili jak tylko by zapragnęła. Problem polegał na
tym, że nie wiedziała, co chciała stworzyć. Czy całowanie kogoś, kto był
nieświadomy otaczającego go świata, było w porządku? Czy taki pocałunek dałby
jej satysfakcję, czy tylko pogrążyłby ją jeszcze bardziej, bo miałaby
świadomość, że aby do tego doszło, on musiał mieć ogromną ilość alkoholu we
krwi? Zdecydowanie odpuściła. Bała się, że jakimś cudem mógłby to następnego
dnia pamiętać, a to byłoby zbyt upokarzające. Kolejna idiotyczna sytuacja w ich
relacji.
- Nie śpisz jeszcze? – zapytał niezbyt
inteligentnie i uśmiechnął się półgębkiem. Dziwiła się, że nie zwracał się do
niej w liczbie mnogiej, bo wyglądał, jakby od procentów dwoiło, a może nawet
troiło mu się w oczach.
- Jak widać. W czymś ci pomóc? – Uniosła
lewą brew do góry i obserwowała go, jak powoli i niezdarnie zdejmował
marynarkę. Ona stała boso kawałek od niego i chciała popukać się w głowę, gdy
zorientowała się, że myślała o tym, że gdyby nie zrzuciła szpilek ze stóp zaraz
po wejściu do pokoju, teraz wyglądałaby o wiele lepiej. Szczuplej. Seksowniej.
Boże, jaka była głupia.
- Moje włosy cię potrzebują – oznajmił
śmiertelnie poważnie i zrobił dwa duże kroki w jej stronę. To wystarczyło, by
znalazł się bardzo blisko.
- To… - Chciała powiedzieć „idź sobie do
Luizy”, lecz zabrzmiałoby to, jakby była zazdrosna. Bo była, ale on nie mógł o
tym wiedzieć. Potem chciała powiedzieć, że przecież jego włosy były dzisiaj
nawet nietknięte przez grzebień do tapirowania i z niewielką warstwą utrwalaczy
fryzury poradziłby sobie sam, lecz zrezygnowała. Nie miała ochoty na zbędną
wymianę zdań, a już wiedziała, że lepiej nie zaczynać się spierać ze zdaniem
Billa. Wzięła od niego szczotkę i machnęła ręką w stronę łóżka. – Siadaj.
Posłusznie wykonał jej polecenie i opadł
ciężko na pościel. Czesała go w ekspresowym tempie, bo bała się, że mógłby
zasnąć na siedząco. Żywiła do niego zbyt wiele sprzecznych uczuć, by zostać z
nim śpiącym na tak długo i się nie wykończyć. Jego pomrukiwanie przyprawiało ją
o gęsią skórkę i miała przez to ochotę rzucić się na niego i poprosić go o
wszystko, o co nie wolno jej było prosić, ale nie potrafiła powiedzieć mu, by
przestał. Dlatego skończyła to czesanie w niecałą minutę.
- Tak szybko? – jęknął z zawodem, gdy oddała
mu szczotkę i stanęła naprzeciwko niego.
- Wydawało ci się. – Zdecydowanie chciała go
zbyć. Chciała się go pozbyć nie tylko z pokoju, ale i ze swojej głowy. Idź,
precz, i nie wracaj, bo robisz za duży bałagan.
- Może. No to idę. – Wstał z łóżka i
zachwiał się, o mało co z powrotem na nie nie opadając. Odsunęła się pół kroku
do tyłu, bo nie mógł być zbyt blisko.
- Zmyjesz sam makijaż? – spytała, chociaż i
tak była pewna, że za pięć sekund nie będzie o tym pamiętał. – Na pewno? –
dopytała, gdy zamiast odpowiedzieć, znowu jedynie mruknął. Wydawało jej się, że
nawet nie zarejestrował jej słów.
- Chodź, odgonimy koszmary. – Otworzył
ramiona i nie zdążyła zareagować, zanim została w nich zamknięta. W pierwszym
odruchu chciała się wyrwać, bo przecież wciąż była wściekła, ale całkowicie ją
obezwładnił, więc stała nieruchomo z zamkniętymi oczami, wdychając jego zapach
wymieszany z zapachem papierosowego dymu i alkoholu. I musiała przyznać, że
była to zbyt dobra mieszanka. Zbyt dobra mieszanka, by pachniał tak jej szef. Czas
dla niej stanął w miejscu i nie miała pojęcia, ile tak ją obejmował. Oparł
policzek o czubek jej głowy i ciężko oddychał. Dodała kolejne pięć sekund,
dwadzieścia sekund, pół minuty, minutę, trzy lub pięć do najpiękniejszych chwil
jakie do tej pory przeżyła i podjęła próbę wyswobodzenia się z jego uścisku,
gdy poczuła, że jego ciało zaczęło robić się coraz cięższe. Zasypiał, ale nie
mógł zrobić tego w jej pokoju.
Chociaż…
Nie, Boże, nie mógł. Nie mógł.
- Dziękuję, na pewno będę miała piękne sny –
rzuciła nieco zbyt kąśliwie i biorąc go pod ramię, poprowadziła go w stronę
wyjścia. – Wracaj do siebie.
Nie była pewna, czy trafiłby sam do swojego
pokoju, więc odprowadziła go na miejsce i usadziła na jego łóżku, po czym
życzyła mu miłej nocy i szybko wróciła do siebie.
Zostawił u niej marynarkę i może była
nienormalna, ale gdy po szybkim prysznicu schowała się pod kołdrę, wzięła tę
marynarkę ze sobą.
W nocy prawie
w ogóle nie spała, bo nie dość że wróciła do pokoju około wpół do trzeciej, to
po wizycie Billa nie mogła zasnąć jeszcze przez resztę nocy. Jego niewidzialne
ramiona tuliły ją przez te kilka samotnych godzin w łóżku i gdy już była na
granicy odpłynięcia, ściskały ją mocniej, przypominając jej o sobie i nie pozwalając
zmrużyć oka. Przez to w samochodzie padła zaraz po bliźniakach.
Dziś od rana
znów zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Gdy podczas wsiadania do samochodu
oddawała mu jego własność, rzucił tylko krótkie „o, dzięki” i skrzywił się, jakby w ogóle nie pamiętał, skąd jego
ubrania wzięły się w jej pokoju.
Przebudziła
się na światłach na obrzeżach Magdeburga, prawie w tym samym momencie co Tom,
który od razu wyprosił zrobienie sałatki na jutrzejszą kilkugodzinną podróż.
Niedługo po nich obudził się też Bill, który poparł pomysł brata i nakazał
Seppelowi dostarczenie Ashley jeszcze dzisiaj ośmiu mniejszych plastikowych
pojemników, żeby każdy miał swoją porcję bez zabawy w nakładanie do miseczek.
Odwieźli ją
pod samą bramę na dziedziniec, więc żaden atak fanek jej nie groził. Chwilami
czuła się, jakby to ona miała ochronę, a nie zespół, chociaż tak naprawdę gdyby
mogła wybierać, to zamiast ochrony przed fankami, wolałaby kogoś, kto broniłby
ją przed niewłaściwie ulokowanymi uczuciami.
Rozpakowała
swoją małą torbę podróżną, ale nie chowała wszystkiego. Jedynie wrzuciła brudne
ubrania do kosza na pranie, bo resztę niezbędnych rzeczy musiała za chwilę znów
spakować. Minęły dopiero trzy tygodnie jej pracy, a ona już odczuwała, jak
ciężkie jest życie na walizkach. Widziała, że Bill ma po kilka sztuk różnych
rzeczy. Na pewno miał podwójne swoje kosmetyki do makijażu, bo jedne były w jej
kuferku, a drugie widziała w jego hotelowej łazience w kosmetyczce.
Podejrzewała, że ma jeszcze trzeci zestaw w domu. Była przekonana, że ma też
podział na wyjazdowe i domowe prostownice, szczotki, szczoteczki do zębów i
podstawowe kosmetyki pielęgnacyjne. Nie dałby rady bez przerwy tego
przepakowywać i ona też już wiedziała, że będzie jej ciężko. Była
przyzwyczajona do tego, że wszystko ma swoje miejsce, a nie do tego, że musi
szukać swojego kremu po torbach. Na razie jednak nie było jej jeszcze stać na
zakupienie sobie kilku egzemplarzy różnych rzeczy. Swoją pierwszą wypłatę od
Tokio Hotel miała dostać za tydzień, ale przecież tylko za przepracowaną drugą
połowę sierpnia. Na razie musiała poradzić sobie jakoś z tym, co miała.
W pierwszej
kolejności po wstępnym rozpakowaniu się postanowiła przygotować sałatkę.
Rodzice będąc u niej kilka dni temu, znów przywieźli jej pół lodówki świeżych
warzyw, więc zabrała się za krojenie ich i wrzucanie do pojemników, które przed
chwilą dostarczył jej Seppel. Mężczyzna nadal był zdystansowany, ale zauważyła,
że przyjmował taką postawę w stosunku do wszystkich. Powinna zapisać się do
niego na kurs profesjonalizmu, bo ona przylgnęła do Billa już pierwszego dnia
ich współpracy. Przepadła w nim w momencie, gdy oblizywał usta po zjedzeniu
tostów u niej w salonie.
Zaczynała mniej
więcej rozumieć, co to znaczy żyć u boku Tokio Hotel. Musiała się spakować na
kilkudniowy wyjazd, przygotować sałatkę i wykąpać się i zrobić to do takiej
godziny, by jutro być wyspaną. Nie dostała jednak wiadomości od Dirka, na którą
miała być gotowa, więc wysłała do niego smsa z zapytaniem o jutro.
Pakowała się w
największą torbę, jaką udało jej się znaleźć. Część rzeczy jednak musiała
zaczekać, bo miała zamiar ich użyć jeszcze jutro rano, na przykład kosmetyki
lub suszarka. Układanie w torbie przerwał jej dźwięk dzwoniącego telefonu.
Klęczała na podłodze w garderobie i sięgnęła ręką po małe urządzenie leżące na
toaletce, jednocześnie naciskając zieloną słuchawkę.
- Halo? -
Włożyła telefon pomiędzy ucho a ramię…
- Cześć, nie
przeszkadzam? – …i przycisnęła go chyba zbyt blisko, bo miała wrażenie, jakby
Bill stał tuż nad nią we własnej osobie.
Nie była na
niego przygotowana. Spodziewała się tylko Dirka. Telefon upadł jej na podłogę.
Usłyszała wydobywające się z niego „Hej,
co się dzieje?”. Podniosła go szybko i przyłożyła do ucha.
- Przepraszam,
właśnie się pakuję – odparła, wypuszczając ciężko powietrze, które
przetrzymywała w sobie przez kilka sekund. Momentalnie zapomniała, że jeszcze
kilka godzin temu była na niego wściekła.
- Dirk będzie u
ciebie wpół do jedenastej. Weź wszystko ze sobą, jedziemy prosto od nas. Mam
nadzieję, że jesteś gotowa na dłuższy wyjazd. Nie zapomnij o dokumentach.
Musisz mieć… - Wsłuchiwała się w jego głos. Nawet jej się podobało to, że mogła
w tej chwili to robić, jednocześnie się rozpływając, a on jej w tym czasie nie
widział. - Wszystko w porządku? Jesteś?
- Tak, tak,
jestem – odparła automatycznie i zorientowała się, że nie zwróciła nawet uwagi
na to, co powiedział. – Mam małe problemy z telefonem. Co mówiłeś?
Wcale nie miała
problemów z telefonem, tylko ze sobą. Nie podobała jej się jej własna reakcja
na wszystko, co robił.
- Żebyś była
gotowa na dziesiątą trzydzieści i wzięła wszystko ze sobą oraz byś pamiętała o
dokumentach. Będziemy daleko od domu, więc musisz mieć koniecznie dowód, w
razie gdyby coś się stało.
Bardzo chciała
wypowiedzieć jego imię; bardzo chciała powiedzieć: „Dobrze, Bill, nie zapomnę o niczym”, ale udało jej się tylko
wydobyć z siebie martwe „okej”.
- Szkoda, że
cię tu teraz nie ma.
Miała wrażenie,
że powiedziała to jej wyobraźnia, a nie on. Siedziała na podłodze w bezruchu, a
mimo to zachwiała się i o mało co nie przewróciłaby się do tyłu.
- Nie ma kto
rozczesać mi włosów.
Powiedział to
tak naturalnie i beztrosko, ale jednocześnie tak bezpośrednio, że nie mogła
wyczuć jego intencji. Co miała mu na to odpowiedzieć? Przyjedź?
- Myślę, że
jutro będzie to możliwe… - odrzekła cicho, a w myślach już dotykała jego
włosów, które były chyba jej ulubioną jego częścią.
Zaraz po
głosie.
I zapachu.
I oczach.
I…
- Mam nadzieję,
bo tobie szło to o wiele lepiej niż mi. – Zrobił krótką pauzę, ale chyba
zorientował się, że ona nie może ułożyć żadnego sensownego zdania. – Dobranoc,
Ashley. Dziesiąta trzydzieści.
- Dobranoc –
odpowiedziała głosem pełnym nadziei, że jeszcze coś od niego usłyszy.
Niestety,
rozłączył się.
Przypomniała
sobie, jak mówił, że Tom często pomaga mu się czesać, ale że bardzo tego nie
lubi i być może ona przejmie jego fryzurę w swoje ręce. Wydawało jej się, że to
był już ten moment, w którym oddał swoje włosy całkowicie pod jej opiekę. Ani
trochę nie przeszkadzało jej to, że będzie miała dodatkową pracę, o której nie
było wspomniane w umowie. Mogłaby czesać ich wszystkich po kolei.
Jego słowa
znacznie opóźniły ją w pakowaniu. Nie mogła się na niczym skupić, słysząc bez przerwy
„Szkoda, że cię tu teraz nie ma”.
Położyła się dopiero około pierwszej, a na dodatek nie mogła zasnąć.
Przekręcała się z boku na bok przez dwie godziny, próbując znaleźć pozycję, w
której by o nim nie myślała. Niestety bez względu na to, czy leżała na plecach
czy na brzuchu, jego obraz i zapach, który pojawił się obok niej nie wiadomo
skąd, nie chciał zniknąć.
Ledwo była w
stanie otworzyć oczy, gdy zadzwonił budzik. Chciała poleżeć jeszcze chwilę,
jeszcze pięć minut, ale wiedziała, że jak tylko z powrotem położy głowę na
poduszkę, momentalnie zaśnie, a nie chciała przecież się spóźnić.
Podsmażyła i
dodała do swojej sałatki mięso, ale stwierdziła, że tak jak poprzednio, fetę i
sos doda dopiero przed samym odjazdem. Pomyślała, że następnym razem będzie
musiała zrobić im coś innego, w przeciwnym razie szybko im się jej sałatka
znudzi.
Ubrania nie
mieściły jej się w koszu na pranie. Musiała wstawić chociaż jeden cykl pralki.
W tym czasie wciąż ospała wzięła szybki prysznic i umyła włosy, następnie
wysuszyła je i umalowała się, a później rozwiesiła mokre pranie w łazience.
Gdyby miała czas, wyprałaby kolejną partię ubrań, lecz musiała dokończyć się
pakować. Ledwo zasunęła dużą torbę. Stwierdziła, że będzie musiała zrobić sobie
listę niezbędnych rzeczy na wyjazd, by nie myśleć za każdym razem, co jeszcze
zapakować. Na pierwszej pozycji byłyby kosmetyki do demakijażu. Na drugim
piżama, choć była pewna, że tych rzeczy nie zapomni zabrać ze sobą już nigdy.
Nie wiedziała
tylko, co miała wziąć na drogę. Nie miała pojęcia, czym miałaby się zająć w
ciągu tych kilku godzin. W końcu wrzuciła do torebki krzyżówki i pierwszą
lepszą jeszcze nieprzeczytaną książkę z półki. Nawet nie wiedziała, czy będzie
ją otwierała, bo może przez całą drogę będą rozmawiać? Trasa do Hamburga to
było nic. Teraz jechali do Francji i choć nie wiedziała, gdzie dokładnie, na
pewno nie zajęłoby to mniej niż pięć, sześć godzin. Tyle mniej-więcej jechało
się do niemiecko-francuskiej granicy. Stresowała ją wizja tak długiej drogi w
tym małym busie.
Dirk był po nią
punktualnie. Nie poradziłaby sobie sama, więc poprosiła go, by wszedł na górę i
pomógł jej z bagażem. W drodze do samochodu zapytała go, czy ktoś przyjechał z
nim. Wolała wiedzieć o tym wcześniej i psychicznie się nastawić na spotkanie.
Odpowiedział, że jest sam i jadą do bliźniaków. Odetchnęła z ulgą. Będzie mogła
w drodze oswoić się z tą myślą. Przyjechał po nią audi należącym do Billa.
Samochód zdecydowanie nim pachniał. Nie wiedziała, czy jeździł nim aż tak
często, ale ona czuła się w środku tak, jakby siedział obok niej. Podobało jej
się to, że mogła czuć jego obecność i jednocześnie nie bać się jego wzroku.
Nie chciała wzbudzać
poruszenia wśród fanek stojących przed domem Kaulitzów, więc w miarę możliwości
schowała się za siedzeniem i zanim dziewczyny zorientowały się, że ochroniarz
nie wiezie ich ukochanego, lecz tę, która im go – według nich – zabrała, znaleźli
się w zamkniętym garażu. Dirk otworzył jej drzwi od samochodu i wziął kuferek
oraz torbę z sałatką, a ona trzymała już tylko swoją torebkę.
Gdy weszli do
domu bliźniaków, Tom kręcił się w kuchni i przygotowywał śniadanie. Odstawiła
swoją torebkę na szafkę i zdjęła buty.
- Cześć, co
dobrego robisz? – zapytała i podeszła do stołu, ale nie usiadła.
- Cześć! To
tylko kanapki, też masz ochotę? – Wydawał się być zadowolony z tego, że ją
widział. Zresztą, czy Tom kiedykolwiek był z czegokolwiek niezadowolony? Pomijając
oczywiście jego przygody z bratem, na którego zawsze narzekał i z którym stale
się spierał, wydawał się być tak beztroską osobą, że nie dało się nie
uśmiechnąć na jego widok. No i Annalise. Jego rodzony brat i jej najlepsza
przyjaciółka byli chyba jedynymi osobami, które burzyły tę niesamowitą Tomową
harmonię.
- Nie, nie,
dziękuję. Pomóc ci w czymś?
- Lepiej idź
pomóc Billowi zrobić włosy. Słyszysz, jak klnie?
Wcale nie
słyszała, żeby z góry dochodziły ich jakieś niecenzuralne słowa.
- O, akurat
przestał, może zorientował się, że przyjechałaś. Jest u siebie. Naprawdę, idź
do niego i go wyszykuj, bo jak on się odstawi to… Szkoda gadać, sama chyba
widziałaś, co odwalił na urodzinach.
Zaśmiała się z tego
narzekania Toma. Wcale nie uważała, że Bill wyglądał źle, gdy mu nie pomagała.
Znów miała być
z nim sam na sam i miała dzisiaj jakieś złe przeczucia. Niby już się do niego
przyzwyczaiła, ale wciąż nie mogła go rozgryźć i zupełnie nie wiedziała o co mu
w niektórych momentach chodziło. Raz zachowywał się bardzo jednoznacznie, a za
chwilę traktował ją jak kolegę, nawet nie jak koleżankę. Nie miała pojęcia, z
którym Billem będzie jej dane dzisiaj współpracować i chociaż rozsądek mówił
jej, że bezpiecznie byłoby z tym przyjacielskim, to w głębi siebie pragnęła
jednak zastać tego, przy którym uginały jej się kolana. Do reszty zgłupiała,
jeśli po tym, co zaserwował jej w swoje urodziny, wciąż była nim zainteresowana
bardziej niż powinna.
Wzięła od Dirka
kuferek, a jemu kazała wstawić sałatkę do lodówki. Wspięła się na górę po
ciemnobrązowych, drewnianych schodach i skierowała się na prawo. Zapukała lekko
do drzwi, oczekując odzewu. Bała się, by znów nie doszło do niezręcznej
sytuacji między nimi, jednocześnie czując, że właśnie na to liczyła.
- Kto tam? –
Usłyszała poddenerwowany głos.
Zdziwiła się,
słysząc to pytanie. Przecież mieszkał tylko z Tomem i podejrzewała, że on
akurat nie puka, gdy coś od niego chce. Oczywistym było, że teraz to ona stała
pod jego drzwiami i spodziewała się raczej zwykłego „proszę”.
- Ashley… - odpowiedziała
i nie miała pewności, czy usłyszał, bo będąc w lekkim szoku, zapomniała podnieść
głosu.
- Chwila.
Poczuła
ogarniający ją niepokój, słysząc ten ton, bo Bill wydawał się być wściekły. Ale
z jakiego powodu na nią? Gdy wczoraj rozmawiali przez telefon, miała wrażenie,
że jedyne, co chciał wtedy zrobić, to przytulić ją i pocałować.
Och, ona i te
jej wrażenia.
Co robił, że
nie wpuścił jej do środka od razu? Co ujrzałaby, gdyby nacisnęła klamkę bez
pukania? Nie potrafiła zapanować nad swoją wyobraźnią, która podpowiadała jej,
że w momencie pukania był w samych bokserkach, a teraz na szybko zakładał na
siebie pierwsze-lepsze ubrania.
Och, ona i ta
jej wyobraźnia.
Otworzył jej po
kilku sekundach, ale jego twarz była łagodna.
Odetchnęła z ulgą.
Był też
kompletnie ubrany i nie wyglądał, jakby dopiero co to wszystko na siebie
włożył. Miał na sobie czerwoną koszulkę i jeansy, które spadłyby mu z bioder,
gdyby nie pasek. Zakuło ją w podbrzuszu na ten widok i zacisnęła zęby,
nabierając do płuc trochę powietrza na zapas.
- Cześć,
wchodź, czekałem na ciebie. – Zaprosił ją do środka i zamknął za nią drzwi.
Próbowała
zignorować jego słowa i jego gesty. Nie myśl o nim. Po prostu nie myśl. I nie
patrz na niego. Tak, przecież świetnie ci idzie trzymanie swoich uczuć w sobie.
Czekał na nią,
ale pytał, kto tam i kazał jej czekać pod drzwiami? Cały Bill. Cały sprzeczny.
- No to się
dobraliśmy – rzekła najbardziej normalnym tonem, na jaki było ją stać i
zaśmiała się może nieco zbyt niezręcznie. Ona również dzisiaj założyła
czerwony, cienki sweterek. Musiała zdecydować się na ten kolor, bo znaczna
część w miarę ciepłych ubrań w neutralnych barwach czekała na pranie, którego
nie miała czasu zrobić. Przez ostatnie trzy tygodnie było zimno, więc wszystkie
letnie bluzki, spodenki i sukienki leżały nieużywane w szafie. Sięgała teraz
tylko po dżinsy, swetry i marynarki, ale nie miała ich też nieskończonej
ilości.
Pogoda dzisiaj
była stosunkowo ładna, ale już można było wyczuć zbliżającą się jesień w
powietrzu. Temperatura od kilku dni nie przekraczała dwudziestu stopni, mimo że
słońce co jakiś czas wyglądało zza chmur.
- Przynajmniej
teraz wiadomo, komu jesteś najbardziej potrzebna – skomentował, odwzajemniając
uśmiech, a jej zakręciło się w głowie, gdy usłyszała te słowa.
Po prostu nie
myśl o nim i na niego nie patrz. Nie w ten sposób.
Stanął przed
lustrem z lakierem w dłoni i próbował wystylizować sobie włosy. Przyglądała mu
się przez chwilę, aż w końcu ocknęła się, odstawiła kuferek na niski parapet
okna znajdującego się po prawej stronie pokoju i pozwoliła sobie na nim usiąść.
Bill stał tuż obok niej, z jej lewej strony. W tej chwili był normalnym Billem,
więc spokojnie go obserwowała, uśmiechając się delikatnie. Jego pokój był dużo
większy niż hotelowa łazienka, ale mimo to uchyliła delikatnie okno, by wpuścić
trochę świeżego powietrza i rozrzedzić niemal klejącą się chmurę lakieru do
włosów.
- Może ci
pomóc? – zaproponowała po dłuższej chwili obserwowania go.
- Nie, dzięki,
dobrze mi dzisiaj idzie – odparł, nie odrywając wzroku od swojego odbicia w
lustrze.
Że co, Kaulitz?
Jak to: „Nie, dzięki.”? Myślała o
jego włosach przez cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek, a on tak po
prostu powiedział, że nie chce jej pomocy?
Przestała się
uśmiechać i siedziała obrażona na niego jak mała dziewczynka, choć nawet nie
myślała o tym, by mu to okazywać. Była po prostu rozczarowana, bo jeszcze
niedawno mówił, że chciałby, żeby zajęła się jego włosami, a teraz jej odmówił.
Rozczarowana i znowu zła. Co za irytujący człowiek!
- Jak z tyłu? –
zapytał nagle, wyrywając ją z zamyślenia i odwrócił się do niej tyłem.
Niczego jego
fryzurze nie brakowało.
- Beznadziejnie
– powiedziała bez namysłu i wstała z parapetu. – Daj, naprawię to.
Bez słowa podał
jej puszkę z lakierem i kucnął, bo inaczej nie dosięgnęłaby do czubka jego
głowy.
Udawała, że coś
poprawiała, podczas gdy tak naprawdę tylko dotykała jego włosów i uśmiechała
się sama do siebie. Wiedziała, że działa przeciwko sobie, ale nie potrafiła się
powstrzymać. Cieszyła się, że nie musi naprawdę ratować jego fryzury, bo
rozpraszałoby ją jego nucenie pod nosem. Jak mogła się długo na niego złościć?
No jak?
- Teraz jest w
porządku. – Odsunęła się od niego i odstawiła puszkę na parapet. – Malujemy się?
- Tak,
dziękuję. Tylko lekko.
Wstał i
obejrzał swoje włosy w lustrze, po czym przysunął krzesło od biurka pod okno i
usiadł na nim. Ona wypakowywała jego kosmetyki.
Wydawał jej się
dzisiaj jakiś wycofany i zamyślony. Prawie się nie uśmiechał, tylko bez przerwy
mrużył oczy, jakby był czymś zmartwiony i zastanawiał się nad rozwiązaniem
jakiegoś problemu. Może była naiwna, ale chciała być jego problemem i chciała,
by to ją rozwiązał.
- Coś się
stało? – zapytała w końcu po długiej chwili milczenia i oczekiwania, aż sam się
odezwie. Był taką gadułą, że cisza w jego towarzystwie była pojęciem niemal
abstrakcyjnym, więc dziś na pewno coś go gryzło.
- Dlaczego
pytasz?
- Widzę, że coś
się dzieje. Jesteś jakiś nieobecny.
Ich spojrzenia
na moment niespodziewanie się skrzyżowały, bo otworzył oczy, gdy wcale go o to
nie prosiła.
- Tak, stresuję
się tym wyjazdem. – Przyznał i ciężko westchnął, przymykając powieki. – Jestem
perfekcjonistą. Lubię, jak wszystko jest zaplanowane i idzie po mojej myśli. Po
prostu muszę mieć kontrolę nad sytuacją, a jak można mówić o kontroli, gdy nie
rozumiesz ani słowa? Za każdym razem w tej cholernej Francji mam ten sam
problem.
- Nie masz się
o co martwić, naprawdę. Cokolwiek byście nie zrobili, fanki was po prostu
uwielbiają. Nawet jeśli przewrócisz się pod hotelem, to one się nie zaśmieją,
tylko uznają, że tak uroczo się wywaliłeś i z chęcią rozmasują ci bolący tyłek.
– Był tak przygnębiony, że musiała go jakoś rozbawić, nie zastanawiając się
nawet, czy to, co powiedziała, było na miejscu. Już nie musiała. Już nie miała
takich problemów jak na samym początku ich znajomości.
Udało jej się,
bo wybuchł śmiechem, a ona zamarła. Była przecież w odległości zaledwie kilku
centymetrów od jego twarzy, a on tak pięknie się śmiał…
Musiała się
otrząsnąć. Musiała jakoś wyrwać się z tego czegoś, czym ją zaczarował. Przecież
zwariuje, jeśli tak dalej pójdzie.
- A jak
zapytają cię o coś, czego nie zrozumiesz, odpowiesz to, czego cię uczyłam. Pamiętasz?
- Je ne parle pas français – odparł bez namysłu.
- No właśnie.
Nie jesteś poliglotą, tylko wokalistą. Nie musisz znać wszystkich języków
świata. W Hiszpanii chciałbyś udzielać wywiadów po hiszpańsku, we Włoszech po
włosku, w Polsce po polsku, w Rosji po rosyjsku? Myślę, że wystarczy, jak
nauczysz się kilku słów gdy będziecie dawali koncert w danym kraju i fani na pewno
to docenią.
- No nie wiem…
To po prostu źle wygląda, gdy ktoś zadaje mi pytanie, a ja czekam na
interpretatora na słuchawkach, żeby móc odpowiedzieć po niemiecku, a potem
wszyscy czekają, aż zostanie to przetłumaczone na francuski. Co za idiotyzm.
- Ale naprawdę
nikt nie będzie miał wam za złe, że nie znacie dobrze francuskiego. Przywitasz
się z fankami w ich języku, powiesz, że je kochacie i na pewno będą
wniebowzięte.
- Niby wiem,
ale tu nie chodzi o to, że ja nie znam francuskiego, tylko o to, że oni powinni
znać niemiecki lub angielski, tak jak we wszystkich innych krajach, jakie
odwiedzaliśmy. Wszystko przez Davida. Nie potrafi nawet załatwić nam porządnych
wywiadów, tylko przyjmuje wszystko jak leci, oby tylko mówili o nas wszędzie.
- Dziwisz mu
się? Jesteście jego kopalnią złota. Ale uwierz mi, to naprawdę nie wygląda tak
źle od tej drugiej strony. Za bardzo bierzesz to wszystko do siebie. Rozluźnij
się i nie myśl o tym teraz.
- Postaram się.
Makijaż nie
zajmował jej już wiele czasu. Za każdym kolejnym razem malowała go z coraz
większą wprawą i za każdym razem zastanawiała się, jak można mieć tak idealne
rysy twarzy jak on.
I Tom. Byli
przecież bliźniakami, choć często o tym zapominała.
Bill zmienił
temat i zaczął opowiadać jej szczegółowy, choć krótki plan dzisiejszego dnia. Za
godzinę jechali do studia, by tam przeprowadzono z nimi szybki wywiad o tym,
jak i gdzie powstają piosenki, a następnie wyruszali w kilkugodzinną podróż do
Francji. Na szczęście rozgadał się już na dobre. A może na nieszczęście, bo
oznaczało to, że rzeczywiście gryzł go ten wyjazd, a nie ona. Głupia, naiwna,
wyobrażająca sobie za dużo Ashley.
Po skończeniu
makijażu zgłodniał, więc zszedł na dół do kuchni, a ją zostawił w jego pokoju. Samą.
Miała uporządkować swój kuferek i iść umyć pędzle.
Była
podekscytowana do granic możliwości. Była w jego pokoju zupełnie sama; była w
pokoju, w którym spędzał większość nocy i spał w tej czarnej pościeli. Musiała
się bardzo kontrolować, by nie powąchać jego poduszki. Jego zapach był
uzależniający i bez niego czuła się jakby cały czas czegoś jej brakowało.
Zamiast zająć
się pracą, obeszła dookoła cały pokój, oglądając wszystko z bliska. Nie
zauważyła żadnych interesujących ją zdjęć, jedynie na parapecie za łóżkiem
stały dwie ramki z fotografiami psów. Na początku uznała to za nieco dziwne,
ale po chwili pomyślała, że oznacza to, że Bill bardzo kocha swoje zwierzęta i
musi być mu tutaj bez nich ciężko. To chyba był dobry znak i świadczył o jego wrażliwości?
Obejrzała
wszystko, co stało na wierzchu. Każdą nagrodę, każdy ołówek, lampkę i świeczki,
jakby w przedmiotach, które go otaczały, szukała odpowiedzi na swoje pytania,
których nawet nie potrafiła zadać.
Zorientowała
się, że jej myśli wybiegły za daleko, gdy zaczęła wyobrażać sobie swoje jasne
włosy mocno kontrastujące z kolorem poduszek. Stanowczym krokiem wyszła z pomieszczenia
i skierowała się do łazienki.
Dokładnie umyła
pędzle i nieco ochłonęła, choć jej myśli nadal błądziły w pobliżu jego łóżka.
Ile oddałaby, żeby móc zobaczyć go tam śpiącego… Nie zmrużyłaby oka przez całą
noc, gdyby dostała taką szansę. Widziała go już kilka razy w busie, gdy zasnął,
ale nie mogła go wtedy tak przy wszystkich obserwować. Miała już też okazję
spać na jego piersi, lecz zupełnie nieświadomie, co nie pozwoliło jej
przedłużyć tej chwili i zapamiętać ją jak najlepiej.
Z zamyślenia
wyrwało ją wtargnięcie Toma do łazienki bez żadnego uprzedzenia. Spojrzała na
niego zaskoczona, choć on był chyba jeszcze bardziej zdziwiony i jednocześnie
zmieszany jej obecnością. Nie spodziewał jej się tu, bo nawet gdy mieszkała u
nich przez te kilka dni, prawie w ogóle nie wchodziła na górę. Tylko raz, gdy
Bill wysłał ją do tej łazienki pierwszego poranka. Później zniósł jej ręcznik i
jedną butelkę swojego prywatnego, ulubionego żelu pod prysznic na dół i więcej
już na piętrze nie przebywała. Wciąż nawet nie wiedziała, jak wyglądał pokój
dredowłosego.
- Przepraszam,
nie jestem przyzwyczajony, zazwyczaj tylko Bill tu w tej… - Nie wiedział, co ma
powiedzieć, wyraźnie się zaczerwienił i zaczął cofać.
Rozbawił ją
widok zawstydzonego Toma. Do tej pory nie zdarzyło się, by zaplątał mu się
język i na każdą sytuację miał jakąś odpowiedź, a w tej chwili motał się, nie
mogąc złożyć sensownego zdania.
- Spokojnie, ja
tu tylko myję pędzle – odparła, jednocześnie wytrząchając nadmiar wody z
akcesoriów i szybko minęła gitarzystę w drzwiach.
Przeszła tak
blisko niego, że poczuła i jego zapach, na który teraz zwróciła szczególną
uwagę. Z przerażeniem stwierdziła jednak, że nie zrobił na niej takiego
wrażenia, jak zapach jego młodszego brata. Był jedynie przyjemny. Nie był
uzależniający. Nie drażnił jej płuc. Nie pozbawiał jej umiejętności mówienia i
nie przyspieszał bicia jej serca. Tak działał na nią tylko zapach Billa. Uświadomiła
sobie, że odczuwała coraz silniejsze zafascynowanie nim i coraz mocniejszą chęć
przebywania w jego towarzystwie.
Że po prostu
się w nim zakochała.
W końcu się do tego przyznała!
OdpowiedzUsuńTak poza tym, to dziękuję za uprzedzenie, przydało się. Nie mam już do niego siły, więc nie będę komentować już jego szczeniackiego zachowania :D I tak go uwielbiam, kiedy jest nawiany, jest taki uroczy ^^
No i kurczę, nie wiem co napisać...muszę czekać na dalszy rozwój akcji. Kto wie, może Francja będzie strzałem w dziesiątkę? W końcu to taki romantyczny kraj :)
No przecież nie da się go nie uwielbiać, nawet jeśli ma się ochotę mu przyłożyć od ostatnich dziesięciu rozdziałów <3
UsuńTak, powiedzmy, że tak xd Chociaż raczej nie to samo mamy na myśli ^.^
Wrrr, jak można nie zareagować na zapach Toma ^^ Toż, sam jego pot zwala już z nóg! xDD
OdpowiedzUsuńBiedna Ashley... Zaczynam się o nią martwić, ona przecież zdąży postradać zmysły niż ten jełop raczy zrobić coś więcej niż tylko przyjść do niej w środku nocy, jak do swojej mamusi z tekstem "uces mi włoskiii" :c To prawie, jak poczytaj mi bajeczkę :D Na jej miejscu powyrywałabym mu te kłaki, za karę, jak ją traktuje xD Chociaż i tak widzę, że próbowała się trochę na niego fochać... Ale nie oszukujmy się, na dłuższą metę się nie da xD Ehh... No, ja już nie mam słów. I w sumie Bill naprawdę jest jakiś spaczony xD Może właśnie dobrze przeczytałam ten tytuł? :D Nic nie dzieje się bez powodu! xd
A Ashley też ma opóźniony zapłon, co i tak nie może równać się z zapłonem Billa... Ja się już martwię, co będzie, jak oni w łóżku wylądują xDD Nie wcale nie sugeruję, że Bill będzie miał jakieś problemy ^^ Niee, skąd. Brak jaj i opóźniony zapłon na pewno nie będą miały żadnego wpływu na ich życie intymne XD Dobra, ej, bo Bill przestanie mnie lubić, ostatnio jestem dla niego troszeczkę niemiła :D
Idę lepiej już stąd xD Pozdrawiam i czekam na kolejny <3
Zareagowała! Już kiedyś pisałam, że Tom też pachnie pięknie, ale wiesz, to nie to ^^ hahah jego pot na pewno zwala z nóg XD
UsuńCzego Ty od niego wymagasz, jak on dopiero co pełnoletni się stał, toż to gówniarz i niedawno w majty jeszcze robił xd A tak serio - on po prostu jest takim typem, który wszystkich wkurwia, bo robi co mu się spodoba (a może raczej ubzdura) i nic mu się nie da przetłumaczyć.
A kto powiedział, że ja dotrę do momentu, w którym będę opisywać ich życie intymne, o ile w ogóle jakieś będzie? xd Ja na pewno o niczym takim nie wspominałam, chyba Cię poniosło xd
No właśnie, Ty już po nim tak nie ciśnij, bo się chłopak całkowicie zamknie w sobie :<
E tam, mogłaś tu zostać :D <3
Rozwydrzony dzieciak xD I jak to nie dotrzesz? Bill nigdy nie straci dziewictwa? xd ;(
UsuńMyślę, że straci, ale czy ja do tego dotrę to już inna sprawa XD
UsuńJakoś tam chyba dotrzesz za pośrednictwem Ashley xD
UsuńChyba tego nie chcę xd na razie nie zapowiada się to zbyt dobrze xd
UsuńJakoś dziwnie mi się czyta i komentuje skoro wiem co się wydarzy...Tylko mnie już nie zaskakuj na koniec:P Coraz odważniejsza i śmielsza Ash. Nawet przed samą sobą przyznała, że jest zakochana w wokaliście! Uhh jakbym mogła to bym ich obok siebie postawiała i kazała wyznać uczucia xD Wszystkie czytelniczki by szalały ;D
OdpowiedzUsuńTy już się pewnie w tym wszystkim zgubiłaś xd
UsuńJaki koniec? :P
ahahaha no co:P haha
UsuńNo właśnie! Co ja w ogóle piszę xD
Ach no w końcu mam czas na skomentowanie ^^ A więc zahaczę jeszcze o poprzedni rozdział, którego skomentować nie zdążyłam(miałam napisane pół komentarza po czym padł mi telefon) :P Jezu co z tym Billem, jak on tak mógł ignorować Ash na urodzinach! No jak?! Co ten Bill :< No ale cieszę się, że dziewczyna Georga doradziła naszej Ashley co nieco. Może piśnie Georgowi słówko czy coś :D
OdpowiedzUsuńCo się z tym naszym czarnulkiem dzieje... Tutaj ją tuli, a za chwilę zachowuje się jakby nic do niej nie czuł. Co on robił w tym pokoju, że Ashley wejść nie mogła :o Kurcze, brakuje mi perspektywy Billa :D Rozdział cudowny, czekam z niecierpliwością na ich miłosne wyznania i życzę ci duuuużo czasu na pisanie <33
No mógł, no... Ubzdurał sobie coś i mógł. Nie odgadniesz jego motywów działania.
UsuńZamykał RedTube i chował chusteczki XD Ewentualnie chował wiersze miłosne :>
Brak perspektywy Billa jest celowy. Tak żeby nas trochę podenerwował swoim głupim zachowaniem, w którym nie wiadomo o co chodzi ^^ Niedługo się pojawi i jego perspektywa, chociaż nie wiem, czy wiele wniesie. On po prostu sobie wmówił coś, czego nie powinien i nic nie jest w stanie tego zmienić. Nikt nie powiedział, że Bill będzie wpisywał się tu w normy idealnego mężczyzny xd Powiedziałabym raczej, że jest nawet przeciwnie, to po prostu rozwydrzony dzieciak xd
Dziękuję! Ja życzę przyjemnego czekania! :D <3
Zawstydzony Tom, jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić O.o. Bill czy on w ogóle sam siebie rozumie? Bo mam wrażenie, że zaraz sam się w tym wszystkim pogubi i będzie musiał od początku zaczynać. Ja bym osobiście bardzo chciała polecieć odrzutowcem do Kambodży. Zabierzcie mnie tam ze sobą chłopaki! Dobra, dobra a teraz lecę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń