poniedziałek, 18 sierpnia 2014

32. „Ani słowa sprzeciwu.”

- Co ty tu robisz? – zapytała przerażona i zaskoczona jego wizytą.
- Przyniosłem ci trochę rzeczy – odparł i bez pytania, bez najmniejszego zawahania wszedł do jej pokoju, po czym rzucił wszystko na łóżko.
- Ale po co? Zaraz jedziemy coś kupić.
- Masz zamiar teraz kupować sobie wszystko? – Spojrzał na nią spod uniesionych brwi, a ona wzruszyła tylko ramionami. – Przyniosłem ci ręcznik, mówiłem ci, żebyś nie wycierała się hotelowym.
- Tak, pamiętam.
- Waciki do demakijażu, bo nie starczy ci tych, które są w kuferku. Nie krępuj się umalować kosmetykami któregoś z nas, jeśli odcień ci podpasuje. Moje tusze, cienie i kredki są też do twojej dyspozycji, o ile będziesz miała ochotę w ogóle się malować. Mam też dla ciebie dresy, żeby było ci wygodnie, jak będziesz chciała się przebrać wieczorami, bluzę i dwie koszulki.
- Po co mi twoje koszulki? – spytała, choć tak naprawdę nie mogła się doczekać, aż je na siebie założy. Nie wiedziała, w jakim celu, ale bardzo chciała to zrobić.
- Jedna na jutro, a druga na noc. W czym będziesz spała?
Przestała oddychać, gdy spojrzał na nią, zadając jej to pytanie.
- Przecież bym sobie kupiła… - powiedziała, odwracając wzrok w stronę wieży.
- Po co? Żeby mieć później po sto razy to samo? Niedawno mi mówiłaś, że byłaś na zakupach. Podejrzewam, że gdyby ci czegoś brakowało, to byś sobie wtedy kupiła, więc dokupowanie teraz kolejnych będzie tylko zbędnym wydatkiem.
Miał rację, bo dopiero co zaopatrzyła się w nowe rzeczy, między innymi w dwie wyjazdowe piżamy.
- Pamiętasz o takich rzeczach? – Zdziwiła się, że zanotował coś takiego.
- Oczywiście, przecież po to pytałem. Po prostu przyjmij te rzeczy. No chyba, że nie masz zamiaru nosić czegoś po mnie, to po prostu powiedz.
- Nie! – wyrwało jej się natychmiast, aż się uśmiechnął. – Dziękuję, że się tak mną przejmujesz.
- To naturalne, że się przejmuję. Czuję się za ciebie odpowiedzialny, przecież sam osobiście cię wybrałem i to mi jesteś najbardziej potrzebna. Tokio Hotel nie miałoby prywatnej makijażystki, gdyby nie ja. Dlatego jedźmy już do tego sklepu. Ani słowa sprzeciwu. – Wycelował w nią palcem, gdy chciała zaprotestować. – Jadę z tobą i nie próbuj nawet mówić, że nie.
Nie spróbowała. Wzięła ze sobą torebkę i wyszli z pokoju. Znowu bardzo chciała zejść tymi pięknymi schodami, ale nie wspomniała o tym. Co miała powiedzieć? Że chciałaby poczuć się jak królowa balu?
Zjechali windą piętro niżej, by zajść po ochroniarza, który przez całą drogę do samochodu przepraszał ją, że zapomniał o jej bagażu, a ona i Bill powtarzali mu, że nic się nie stało i dadzą sobie radę. Wsiedli do busa i usiedli na tylnych siedzeniach. Mieli teraz o wiele więcej miejsca, niż podczas każdego wyjazdu, co było dla niej nieco dziwne, bo już przyzwyczaiła się do tego kaulitzowego ciepła po obydwu stronach i lekkiego ścisku. Dirk wpisał w nawigację adres hipermarketu, który podała im pani w recepcji i powiedział, że to naprawdę niedaleko.
- To co jutro robicie? – zapytała, chcąc przerwać milczenie w aucie. Gdyby tego nie zrobiła, najprawdopodobniej Dirk znów zacząłby ją przepraszać.
- Mamy dwa wywiady dla gazet. Pierwszy jest o jedenastej, reporter i fotograf przyjeżdżają na szczęście do hotelu. Ale na drugi musimy pojechać, ten jest o dwunastej. Później jesteśmy wolni.
- To ja w tym czasie wybiorę się na malutkie zakupy, dobrze? Potrzebuję jeszcze chociaż jednej pary spodni i swetra, bluzy, czegokolwiek… Nie będę przecież chodziła trzy dni w twoich dresach i koszulkach…
Dla niej osobiście nie stanowiłoby to żadnego problemu, ale na pewno dla reszty wyglądałoby to jakoś dziwnie.
- W porządku, ale pójdę z tobą, po południu. Też chciałbym sobie coś kupić.
W to akurat mu nie uwierzyła. Rozpoznała, że była to tylko wymówka, ale postanowiła się nie sprzeciwiać. Skoro chciał iść z nią, to czemu nie… W końcu tylko dzisiaj nie chciała, by z nią jechał, bo chciała kupić rzeczy osobiste. Uważała, że kupowanie normalnych ubrań w jego towarzystwie mogłoby być ciekawe.
- No dobrze, to zaczekam do popołudnia. Wybierzemy się po obiedzie.
Nie odpowiedział jej, uśmiechnął się do niej tylko tym uśmiechem, pod którego wpływem miękły jej kolana. Miała szczęście, że akurat siedziała.
Dirk miał rację, hipermarket był blisko, bo już po chwili byli na miejscu. Zaparkowali tuż pod samym wejściem.
- Zaczekasz tutaj? Załatwimy to szybko. – Zwrócił się Bill do ochroniarza.
- Jesteś pewien?
- Tak, przecież jest prawie dwudziesta trzecia, nie spodziewam się wielu ludzi, a już zwłaszcza nastolatek. Jakby co, Ashley mnie obroni. Zobacz, jakie ma mięśnie. – Bez uprzedzenia ścisnął ją lekko za ramię. Miała na sobie sweter, ale tak cienki, że i tak poczuła jego ciepłą dłoń.
Odezwał się ten umięśniony, pomyślała i chciała coś odpowiedzieć na jego zaczepkę, ale znów przed oczami stanął jej jego paraliżujący obraz bez koszulki.
- W porządku, idźcie. Pilnuj go. – Zaśmiał się mężczyzna.
Żałowała, że od razu ją puścił; chciała, żeby trzymał ją przez cały czas. Może wtedy nie bałaby się, że upadnie, gdy wysiedli z samochodu i szli do wejścia.
- Zimno się zrobiło... – powiedziała, gdy weszli do budynku.
Wszystkie małe sklepiki były zamknięte. Podążali za strzałkami na główną halę.
- Mogłaś wziąć moją bluzę. Dam ci tą – odrzekł i rozsunął zamek.
- Nie! – Sprzeciwiła się od razu i wyciągnęła dłoń w jego stronę, by się już przy niej nie rozbierał. – Tak tylko powiedziałam. Tu już jest ciepło, naprawdę.
- Dlaczego znowu protestujesz? - Zdjął z siebie bluzę i mimo jej zapewnień, że wcale jej nie potrzebuje, założył jej ją na ramiona. – I nie waż mi się jej ściągać.
Od razu obezwładnił ją jego zapach. Wsunęła ręce do rękawów i powoli uspakajała swój oddech.
- To co kupujemy?  - zapytał, biorąc czerwony koszyk do ręki.
Zapomniała. Odezwała się dopiero, gdy przeszli kilkanaście metrów.
- Znajdźmy dział z ubraniami.
Przeszli kolejne kilka metrów i skręcili w alejkę z damską bielizną. Czuła się strasznie zażenowana wrzucając trzypak bawełnianych majtek do koszyka, który trzymał w ręku.
- Co ty tam włożyłeś? – spytała, zauważając, że w koszyku znajduje się także kilka par kolorowych skarpetek.
- No skarpetki. – Odparł oczywistym tonem, zdziwiony jej pytaniem.
- Dla siebie? – Zaśmiała się i wyjęła je z koszyka. – Skąd ty to wziąłeś?
- Stamtąd. – Wskazał palcem wcześniejsze regały. – Ej, dlaczego je odkładasz? Czarnych nie było. – Wydawał się być zawiedziony, że odrzuciła jego wybór.
- Dlatego – odpowiedziała, unosząc stopę. – Mam założyć różowe skarpetki do kostki do balerin?
- Rzeczywiście. – Zaśmiał się z samego siebie. – To w takim razie jakie skarpetki nosi się do takich butów?
- Takie. – Wrzuciła do koszyka paczkę pięciu par czarnych malutkich stópek zasłaniających jedynie podeszwę stopy, piętę i palce.
- To są skarpetki? – Skrzywił się i uniósł prawą brew.
- A myślałeś, że niby co?
- Wygląda jak prześcieradło dla krasnoludków.
Wybuchła śmiechem, którego nie mogła powstrzymać, chociaż bardzo się starała. Tak bezpośrednio śmiała się w jego towarzystwie bardzo rzadko, bo choć cały czas ją bawił, to nieustannie też ją onieśmielał i zazwyczaj tylko lekko się uśmiechała. A ostatnio już w ogóle prawie cały czas ją denerwował.
- Dlaczego tak rzadko tak swobodnie się śmiejesz? – zapytał, patrząc na nią swoim świdrującym wzrokiem spod przymrużonych powiek, delikatnie się uśmiechając.
A gdyby tak zostawić za sobą wszystkie zasady? Gdyby przestać myśleć o formalności ich relacji oraz o miejscu, w jakim byli i dać się ponieść chwili? Co by się stało? Co zrobiłby, gdyby zlikwidowała tę dzielącą ich odległość i tak po prostu wtuliła się w jego ciało? Dlaczego miała wrażenie, że przez jego głowę przebiegały teraz myśli tak podobne do jej własnych?
Na szczęście oprócz jego rozszerzających się źrenic dostrzegła także, że ktoś skręca w alejkę, w której do tej pory byli sami. Boże, byli w hipermarkecie, a on był sławny! Nie mogła pozwolić sobie na publiczne okazywanie swoich uczuć i narażanie go na zamieszanie wokół jego osoby, jakby miał jeszcze za mało na głowie! W porę odsunęła się od niego o pół kroku.
- O mój Boże, to Bill? – Usłyszała podekscytowany damski głos mówiący po francusku.
W ich stronę zmierzały dwie dziewczyny mniej więcej w ich wieku. Rozpoznały go, mimo że wciąż miał na głowie czapkę i wyglądał niecodziennie. A raczej – codziennie, ale nie wyjściowo. Nie publicznie.
- No, poradzisz sobie. Pamiętaj: bonsoir, je m’apelle Bill, s’il vous plait, merci, bonne nuit – szepnęła do niego. – Idę na dział kosmetyczny, znajdziesz mnie – powiedziała szybko, zabierając mu koszyk i oddaliła się, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Było jej to na rękę, bo nie chciała wybierać antyperspirantu przy nim. Była już wystarczająco zażenowana tym, że oglądał majtki, które miała jutro założyć.
Okazało się, że potrzebowała trochę więcej, niż jej się wydawało. Oprócz szczoteczki do zębów i antyperspirantu musiała kupić także waciki, ponieważ nie chciała ryzykować, że im zabraknie, zmywacz do paznokci i ulubioną odżywkę na wszelki wypadek. Chodząc między regałami, uświadamiała sobie, że brakuje jej jeszcze szczotki, szamponu i odżywki do włosów, żelu do mycia twarzy, toniku, kremu i zapewne jeszcze wielu rzeczy, o których przypomniałaby sobie, gdyby dopiero były jej potrzebne, ale nie kupowała tego, co mogłaby pożyczyć od Billa. Chciała mieć pretekst, by do niego przychodzić.
Nie pojawiał się w jej alejkach, więc postanowiła, że wróci na dział z bielizną. Tam jednak go już nie było. Szukała go, chodząc po sklepie dobre piętnaście minut, ale nigdzie go nie widziała. Już miała do niego dzwonić, gdy z głośników wydobył się dźwięk zapowiadający komunikat.
„Moja Ashley proszona do kasy numer sześć. Moja Ashley proszona do kasy numer sześć.”
Prawie rozpłynęła się, słysząc kolejny raz, że jest jego. Od razu rozpoznała jego głos i zaczerwieniła się, choć na pewno żadna z tych nielicznych osób nie wiedziała, że to ona jest wzywana, zwłaszcza że najprawdopodobniej nie znali niemieckiego. Zastanawiała się, jak się w ogóle dogadał, by dali mu coś powiedzieć.
Nie mogła przestać się uśmiechać, gdy tylko zobaczyła go stojącego przy kasie, do której miała się skierować. Pierwszy raz zdarzyła jej się sytuacja, by wszystkie mięśnie jej twarzy mimowolnie układały się w uśmiech. Nie mogła tego opanować, po prostu szła w jego stronę szczerząc się jak wariatka. On zareagował tak samo, gdy ją dostrzegł.
- Gdzie ty byłaś? – zapytał, nie przestając się śmiać. – Szukałem cię po całym sklepie.
- Tak samo, jak i ja ciebie. Dlaczego nie zadzwoniłeś? – Ona również się śmiała.
- Nie brałem telefonu, bo jestem pewien, że Tom do mnie dzwonił, jak tylko zorientował się, że nie ma mnie w pokoju.
Wykładała artykuły na taśmę, wciąż nie przestając się śmiać.
- Czyli mu uciekłeś? Jak udało ci się dogadać z tymi Francuzami?
- Jak to jak? Bonsoir, hello, je m’apelle Bill Kaulitz, je suis a rockstar, je suis really famous, je voudrais… hmm… microphone? Oui, oui, merci – mówił kulawym francuskim wymieszanym z angielskim, a ona trzymała się za bolący ze śmiechu brzuch. – Jestem dobrym uczniem. – Wyszczerzył się i wypiął dumnie pierś.
- Bravo, mon élève!
Cała sytuacja była dla nich komiczna, a zabawa z obcym językiem dodatkowo ich rozśmieszała.
Po odejściu od kasy skierowali się do wyjścia, wciąż wybuchając co chwilę głośnym śmiechem i zwracając na siebie uwagę nielicznych osób. Kaulitz nie zorientował się, że jako mężczyźnie wypadałoby mu wziąć od niej siatkę z zakupami, ale nie miała mu tego absolutnie za złe. Po prostu wyobraziła sobie Billa – dżentelmena, którym nie był.
- A jak poradziłeś sobie z fankami? – spytała, gdy wychodzili z budynku.
- Całe szczęście, że jedyne co znały po niemiecku, to teksty naszych piosenek, więc nie mogliśmy rozmawiać, a ja udałem, że nie znam też angielskiego. Przeprosiłem je tylko i powiedziałem, że nie chcę dzisiaj zdjęć, bo strasznie już wyglądam, podpisałem ich koszulki i niby poszły, ale jestem pewien, że jeszcze przez jakiś czas mnie śledziły.
Wcale nie uważała, by wyglądał strasznie, lecz widać było po nim już zmęczenie. Nie chciałaby nawet patrzeć w lustro, bo ona musiała wyglądać trzy razy gorzej.

- Pamiętasz, co wczoraj obiecałaś? – zapytał, gdy jechali hotelową windą na szóste piętro.
- Nie, nie mam pojęcia. – Mogła obiecać mu wczoraj tyle rzeczy, że nie wiedziała, o którą mu teraz chodziło.
- Że rozczeszesz mi włosy – powiedział w momencie, gdy wysiadali na swoim korytarzu.
- Naprawdę tak obiecywałam?
- Tak.
Zaśmiała się, bo była pewna, że tego nie zrobiła. Doskonale pamiętała, że na temat rozczesywania jego włosów powiedziała tylko: „Myślę, że jutro będzie to możliwe.”.
- Skoro obiecałam, to teraz muszę dotrzymać tej obietnicy – rzekła i podążyła za nim.

Jego pokój był oddalony od jej pokoju tylko o dwa inne. Weszła do środka z obawą, że jej serce za chwilę przestanie pracować, choć starała się nie dać po sobie tego poznać. Bała się tego, co może się między nimi wydarzyć, ale przysięgła sobie, że nie będzie wyolbrzymiać jego reakcji ani nie będzie zachowywała się w sposób, który zdradzałby rodzące się w niej uczucia. Nie zrobi też nic, dopóki on jej o coś nie poprosi lub czegoś nie zainicjuje.
Tylko czy ona kiedykolwiek cokolwiek sprowokowała?
Postawiła torebkę oraz swoje zakupy na szafce i z żalem zdjęła z siebie jego pachnącą bluzę. Nie miała pojęcia, jak to możliwe, że czuła go tak intensywnie w tak wielu przypadkach. Tak jakby był samym Midasem, lecz on pod wpływem dotyku zamiast zamieniać wszystko w złoto, nadawał temu swój zapach. Rozsiewał go wszędzie, gdzie tylko się pojawił. Doskonale pamiętała, jak poczuła go pierwszy raz.
- Jesteś głodna? – zagadnął, zdejmując buty i czapkę, ukazując swoje poplątane włosy.
Rano je tapirował i lakierował, a później na cały dzień i wieczór założył na nie czapkę, więc wyglądały teraz tragicznie. Przypomniała sobie, jak się o nie „martwił” przy przebieraniu i spojrzała na niego z przekąsem.
- Nie wiem sama. Tak, chyba tak. Jest już co prawda późno, ale ostatni posiłek jaki jadłam to Big Mac o osiemnastej… Dziękuję – odparła, oddając mu jego bluzę.
Wziął ją od niej i rzucił na fotel, po czym kucnął przy swojej otwartej i już nieco przegrzebanej walizce.
- To zamów coś lekkiego, bo ja strasznie zgłodniałem, ale też nie powinienem się objadać na noc. Idę do łazienki – powiedział, zabierając coś ze sobą i zamknął się w środku.
Zniknął za białymi drzwiami, a jej zostawił to, czego najbardziej nie lubiła – wybór dań. Wybaczyła mu to, ponieważ nie znał języka, chociaż była pewna, że w takim hotelu wszyscy pracownicy znają angielski i niemiecki, a może nawet i rosyjski. Wiedziała już, w jaki sposób ma złożyć zamówienie, bo przyglądała mu się, gdy zamawiał niezdrowe przekąski na ich seans filmowy w Berlinie. Zamówiła im rybę na parze z warzywami, a przynajmniej tak zrozumiała opis pomocnego pana, z którym rozmawiała. Tak, nadal nie chciała sobie ułatwiać życia i rozmawiała po francusku.
Spodziewała się, że umrze z nudów, zanim Bill wyjdzie z łazienki, jednak on pojawił się gdy tylko skończyła rozmowę. Przebrał się tylko w dresy i zdjął większość biżuterii, którą właściwie nie wiadomo po co na podróż zakładał.
- Udało się? – Znów tak nieziemsko się uśmiechnął. Jak niby miała zachowywać się przy nim normalnie?
- Tak, zamówiłam nam rybę, mam nadzieję, że lubisz. Pozwolisz, że zmyję makijaż? Dasz mi jakąś gumkę do włosów?
Miała w torebce swoją gumkę, ale on wcale nie musiał o tym wiedzieć.
- No pewnie.
Znów kucnął przy walizce i odnalazł w niej czerwoną oraz niebieską kosmetyczkę. Miał jeszcze czarną, ale tej jej na razie nie dał, odstawił ją tylko obok siebie. Wszystkie miały kształt podobny do jej kuferka, ale były bardziej miękkie. Dwie, które jej wręczył były od niego tylko trochę mniejsze, natomiast czarna była mniejsza mniej więcej o połowę pojemności.
- W czerwonej są rzeczy do włosów, powinnaś tam znaleźć szczotkę i jakieś gumki, a w niebieskiej znajdziesz żele, kremy, peelingi, ogólnie kosmetyki pielęgnacyjne. Korzystaj z czego chcesz.
- Dziękuję, zaraz wracam.
Podejrzewała, że w czarnej mogły być jego kosmetyki do makijażu, ale nie pytała oto. Poszła do łazienki z dwiema dużymi kolorowymi kosmetyczkami. Czuła się niespełna zmysłów, gdy uświadomiła sobie, że grzebanie w jego rzeczach ekscytowało ją zamiast krępować. Zupełnie odeszło jej zmęczenie, które odczuwała jeszcze przed chwilą.
Miała surrealistyczne wrażenie, jakby byli parą; jakby dzielili razem pokój, kosmetyki, łóżko i resztę życia. Jakby miała wyjść z łazienki i przytuliwszy się do niego, powiedzieć: „Miśku, jestem strasznie padnięta, chodźmy już spać”, a on miałby objąć ją delikatnie, pocałować w czoło i schować ją pod kołdrę.
CO – JĄ – NAPADŁO?
Musiała się otrząsnąć.
Otworzyła najpierw czerwoną kosmetyczkę, w której znajdowały się cztery puszki lakieru do włosów, różne szczotki i grzebienie oraz akcesoria w postaci gumek i wsuwek. Rozczesała włosy czarną szczotką, którą zawsze czesała i jego, a następnie związała je czarną gumką w niedbały kok na czubku głowy. Odstawiła czerwoną kosmetyczkę i otworzyła niebieską. Wyjęła leżące na wierzchu waciki oraz butelkę toniku i mleczka, po czym zamarła i otworzyła tylko szerzej oczy, gdy zobaczyła, co znajdowało się pod spodem. Dobre pół minuty stała wpatrując się z bezwiednie rozchylonymi ustami w prosty, błękitny flakonik. Spojrzała na drzwi, ale tak jak jej się wydawało – nie miały zamka, więc Bill mógł wejść do środka w każdej chwili. W końcu powiedział jej, by korzystała, z czego tylko będzie chciała, ale na pewno nie miał w tym momencie na myśli swoich perfum. Co miałaby mu powiedzieć, gdyby przyłapał ją z nimi w jej dłoniach? „Twój zapach doprowadza mnie do szaleństwa, więc stoję tu i wącham twoje perfumy, odchodząc od zmysłów?”. Nigdy w życiu. Mimo to nie mogła się powstrzymać, by nie wziąć małej buteleczki do ręki i nie sprawdzić, czy to na pewno ten zapach Kaulitz rozsiewa cały czas wokół siebie. Wystarczyło, że tylko zdjęła okrągły korek, a już poczuła, że to są dokładnie te perfumy, które tak na nią działają. Wyczuwała je już z daleka. Mimo to zbliżyła buteleczkę do nosa i upajała się jego zapachem, jednak nie mogła zamknąć oczu na dłużej niż sekundę, bo od razu miała wrażenie, jakby stał tuż przy niej i ją obserwował. Chciała zatrzymać ten zapach przy sobie jak najdłużej, chciała rozpylić go gdziekolwiek, by móc wrócić do niego, gdy będzie sama w pokoju, ale nie miała gdzie. Przecież zorientowałby się, że pachnie jego perfumami, bo mieli zjeść razem późną kolację. Im dłużej wąchała buteleczkę, tym większe miała wrażenie, że czegoś jednak w tym zapachu brakowało. A mianowicie brakowało zapachu jego samego.
Nie mogła stać tak w nieskończoność . Z trudem nałożyła korek i odłożyła perfumy na miejsce. Skorzystała po raz drugi z jego kosmetyków do demakijażu i kremu, po czym rozpuściła włosy i jeszcze raz je rozczesała. Zupełnie nie przeszkadzało jej, że po szczotkowaniu pomiędzy jej blond kosmykami można było gdzieniegdzie dostrzec jego kontrastujące czarne pojedyncze włosy.

25 komentarzy:

  1. taki... normalny ten odcinek jeśli chodzi o akcje. Ashley wpadła i to po uszy. dojdzie między nimi do czegoś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, dojdzie :D W ciągu najbliższych 7 rozdziałów wszystko stanie się jasne :>

      Usuń
  2. No mówię, no, jak baba. Teraz happy, a jutro gbur :D Nie...napiszę coś jutro, bo dzisiaj mam kisiel w mózgu po pracy xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro będzie jeszcze milutki, ale za to nieco wkurwiający xd
      Ta, ja mam kisiel od dzisiaj do połowy września -.-

      Usuń
  3. URWAŁO CI ROZDZIAŁ. ^^ xD
    Ej, normalnie, jak ona się rozczulała nad tymi perfumami pomyślałam sobie: dziewczyno jeszcze nie poczułaś zapachu jego ciała, a się perfumami podniecasz xd I potem zaraz pomyślała o tym samym xD Jednak nie jest taka dziwna xD
    Eh ten Bill.... Faktycznie był miły, aż sama się rozczuliłam xD Ale i tak był wredny. Bo zostawił telefon... Czemu nie chce, żeby Tom dzwonił!?
    Pff... Tak bardzo wredny Bill.
    xDD
    Nie chcę 3 tygodnie czekać na rozdział ;((

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic mi nie urwało XDD
    Tak, Ash jeszcze kompletnie nie zgłupiała!
    No a po co mu Tom na głowie, gdy on PRÓBUJE dobrać się do laski? :D Przecież Tom to taki mały przeszkadzacz!

    To wytłumacz dzieciom, że wcale nie potrzebują książek do szkoły i mogą spędzić ostatnie dwa tygodnie wakacji przed kompem, a nie u mnie w kolejkach <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za głupie dzieci... xD I weź, ja nie komentuje już DOBIERANIA SIĘ BILLA DO ASH. Xd
      Oh! I jaki genialny tekst xD "je suis really famous," Ah ten Bill, taki uroczy i zabawny.. xDD <33

      Usuń
    2. Co nie?
      Nie komentuj, nie komentuj, daj mu już spokój ^^
      Hahahahahah <3333 Taki głupi XD

      Usuń
    3. Dobrze ;c Już nawet nie mam siły się czepiać ;c

      Usuń
  5. Boże jak ja się ciesze że dodałaś tak szubko odcinek , bo szczerze mówiąc czekanie na nowe odcinki doprowadza mnie do szaleństwa , bo ja bym mogła czytać to opowiadanie i czytać i nigdy nie miałabym dość , już nie mogę się doczekać co będzie dalej , jak rozwiną się wydarzenia. I mam cichą nadzieje że kolejną część również dodasz w tak ekspresowym tempie .

    Pozdrawiam
    Kasia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje rozdziały są już gotowe i czekają tylko na korektę, więc teoretycznie powinno pójść szybko, a praktycznie to zależy od stopnia mojego zmęczenia danego wieczoru :) Dzisiaj jakoś mi szybko poszło, ale może dlatego, że rozdział nie był wymagający.

      Pozdrawiam również! :))

      Usuń
  6. Ach no i dał Ash piżamkę! <33 Ale mnie ucieszyłaś nowym rozdziałem! Już planowałam iść spać, padnięta po całym dniu, ale na ITB zawsze znajdzie się siła. Nie mogę z tego Billa. Wciąż nie mogę ogarnąć co odwaliło mu na urodzinach i po akcji w garderobie, a tutaj nagle zachowuje się całkiem inaczej :D Ma huśtawki nastrojów jak kobieta w ciąży... Mam nadzieję, że dasz radę dodać następny rozdział w miarę szybciutko, bo nie wiem ile wytrzymam, wiedząc, że jest noc, a oni są sami razem w pokoju. Matko, Millie jak ty to robisz?! Po prostu kocham to opowiadanie. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i gorąco Cię pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewka, że dał <3 Na zawsze!
      Ma huśtawki nastrojów jak pierwszy raz zakochany nastolatek! I to taki, który ma problemy społeczne.
      Koooończę, ostatnia strona do poprawki i 33 będzie gotowy do wstawienia :) Mówiłam, że w końcu popędzimy z rozdziałami, bo nie ma na co czekać!
      Oj tam, po prostu przyzwyczaiłaś się już do moich robaczków ^.^
      <33

      Usuń
  7. Ooo kurcze dziewczyno! Siedzę i czytam i oderwać się nie mogę. To jest ekstra!
    Masz naprawdę wielki talent, mi mówią że świetnie piszę, ale w tym momencie czuje się jak analfabeta. Czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń. <3

    Lena. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dwa rozdziały jednego dnia! Bijesz rekordy!:) Bill zawsze musi robić wszystko po swojemu. Pan sytuacji... heh Co za facet xD Trochę żal mi Dirka, biedak skrępowany, że fuchę odwalił. Zakupy! Fakt to krępujące kupować bieliznę przy Billu. "Prześcieradło dla krasnoludków" mnie rozwaliło! haha to było genialne ;D OO i to słodkie wezwanie przez megafon *:* I wreszcie kosmetyczka Billa i nasze plany co do jego perfum, pamiętasz? xD Kiedy to było...

    :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak to nie ma więcej?! Nie nie nie nie nie i jeszcze raz nie (cytując Billa)
    Boże tak mnie wciągnęło to opowiadanie, że chciałam je jak najszybciej przeczytać, a jednocześnie przedłużać tę chwilę najdłużej jak się dało. Jestem normalna?
    Po pierwsze jestem zawiedziona. No bo jak to on jej jeszcze nawet nie pocałował??! Oferma :( Pewnie umrę z nadmiaru emocji kiedy w końcu do tego dojdzie ale i tak nie mogę się doczekać!
    Po drugie nie wiem jak to robisz, że tak to swietnie wszystko opisujesz?Mam na myśli zachowanie Billa, Ash, Toma, no wszystkich! W niektórych momentach po prostu miałam przed oczami te sytuacje, ich miny, uśmiechy, tak jakbym to obserwowała na ekranie jak jakiś film. Po prostu szacun!! To niesamowite według mnie.
    Uwielbiam czytać opowiadania o "starym" TH, brakuje mi tych czasów tak strasznie...eh i się rozczuliłam.
    Czekam na 33! :) powodzenia w dalszym pisaniu, bo naprawdę zajebiste opowiadanie! I daj wypłoszowi kopa w ten zgrabny tyłeczek żeby się ogarnął i ją pocałował :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest więcej, będzie więcej, ale trzeba poczekać ^^
      Tak, to chyba normalne :P
      O, kolejne określenie na Billa, tak, tak, ciśnijcie mu dalej, proszę bardzo, pewnie, wyżywajcie się na biednym chłopaku :<
      Dziękuję <33 i bardzo się cieszę, że tak ogromna ilość rozdziałów wciąż nie zraża nowych czytelników :D
      Odpowiem standardowo: już niedługo! XD

      Usuń
  10. Co? Nie ma więcej? NEIN NEIN NEIN NEIN NEIN NEIN!! (cytując Billa)
    Po pierwsze: jak to on jej jeszcze nie pocałował?! Co za morda nieogarnięta :D Ale od zawsze wiadomo, że z mózgiem u niego ciężko więc....no :D
    Po drugie: dziewczyno, nie wiem jak można pisać tak zajebiście? Mam na myśli to jak wszystko opisujesz, ich zachowania, gesty, miny,uśmiechy, boże w niektórych momentach miałam wrażenie, ze patrzę na nich jak w filmie a nie czytam FFTH. Szacun!!
    Z jednej strony chciałam to przeczytać jak najszybciej, a z drugiej chciałam zeby nigdy się nie skończyło. Ja i moja logika.
    No ale....czekam na 33!! I pocałunek :D SOON <3 oby tylko szybsze soon niż soon Tokio haha :D Bo nie mam zamiaru czekać na ten moment 5 lat :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłam zdecydować się który komentarz wybrać więc opublikowałam dwa XD
      Jezu i tu też pociski na Billa, no proszę... :<
      Na pewno moje soon będzie szybsze :P

      Usuń
  11. Hahaha przepraszam, ale myslałam, ze ten pierwszy się nie dodał :D spokojnie jeden możesz skasować :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Prześcieradła dla krasnoludków? Mi to bardziej przypomina dla nich spadochron, ale okay. Ja bym się zażenowała, gdyby mnie przez mikrofon zawołał do kasy numer 6. No Bill jak coś chcesz to potrafisz to zrobić! Dla mnie żaden Twój odcinek nie jest zwyczajny, każdy wciąga, każdy na w sobie to "coś". Perfumy, o jezu ja bym na jej miejscu he ukradła. Taka psychoza ze mnie. A go by było gdyby on to wszystko widział? Ash, Ash ostrożności nigdy dość.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze i opinie czytelników są ogromną motywacją!
Jeśli czytasz, napisz, co Ci się spodobało, co zaskoczyło, a co rozczarowało :)