niedziela, 31 sierpnia 2014

37. „Tym razem jego ramię.”

Nie miała wiele czasu na myślenie o swoim życiu, bo dochodziła dwudziesta pierwsza. Na scenie pojawiła się dziewczyna prowadząca galę, którą Ashley kojarzyła ze stacji muzycznej. Dopiero gdy usiadła, zdała sobie sprawę, że zajęła chyba najgorsze miejsce z możliwych. Wylądowała między Tomem, a Georgiem, którzy bez przerwy sobie dogryzali albo głośno komentowali wszystko i wszystkich, niczym dwie szkolne plotkary. Nie mogła skupić się na gali, bo co chwilę wybuchała śmiechem słysząc powalające teksty gitarzysty i basisty. Pozwalało jej to nie myśleć o milczącym Billu, od którego oddzielała ją tylko sylwetka Toma.
- Czy ja dobrze widzę? – Georg wyciągnął szyję i teatralnie potarł oczy.
- Ręce z dala od buzi! – Upomniała go, gdy tylko to zobaczyła. – Nie po to to wszystko ci nakładałam, żebyś teraz się wycierał!
- Przepraszam! – Schował ręce za plecy. – Ale widzicie to? Też to widzicie?
- Co znowu? – Tom zmarszczył brwi.
- Klein! – wykrzyknął basista i wskazał palcem na scenę. - Widzicie jej kurtkę?!
Ashley powiodła wzrokiem w stronę dziewczyny z burzą blond loków, która odbierała właśnie nagrodę w kategorii najlepsza wokalistka i parsknęła śmiechem, gdy zauważyła, to, co dostrzegł basista.
- Bill? – zagadnął rozbawiony Tom do brata, szturchając go łokciem.
- Ta? – mruknął i spojrzał na dredowłosego spod ostentacyjnie rozluźnionych powiek.
- Chodzisz na zakupy razem z LaFee?
- Bo co?
- Bo ma identyczną kurtkę jak ty dwa dni temu! – Tom wybuchł głośnym śmiechem, podczas gdy Georg dodał jeszcze:
- Wydaje mi się, czy to ten sam rozmiar?
- To ten sam egzemplarz! – stwierdził gitarzysta i we dwóch zwijali się ze śmiechu, podczas gdy Gustav i David kręcili głowami, a Bill siedział sztywno z wymownie zaciśniętymi ustami.
Ashley nie patrzyła na niego długo, jedynie zerknęła.
Tom i Georg nie zwrócili na niego uwagi i kontynuowali obgadywanie Christiny.
- Ona jest cała czerwona.
- Biedna, zaraz się rozpłacze ze wzruszenia.
- Ha ha, pomyliła się.
- Totalnie nie wie, co ma powiedzieć.
- Wypomnę jej to przy najbliższej okazji.
- Ona mnie rozwala za każdym razem, gdy z nią rozmawiam.
- Co nie? Podobno spotyka się z Halbigiem.
- No co ty gadasz? Z którym?
- Jak to z którym?! No przecież nie z tym, który ma piętnaście lat!
I tak bez przerwy. Basista i gitarzysta komentowali wszystko. Zaczynali od przeanalizowania stroju każdego, kto pojawiał się na scenie, potem nabijali się z pomyłek w wypowiedziach, a kończyli na opowiadaniu sobie zasłyszanych gdzieś ciekawostek na temat tej czy tamtej osoby, rozbawiając Ashley do łez.
Jej towarzysze wyciszyli się dopiero, gdy usłyszeli zapowiedź kategorii najlepszy zespół. Byli nominowani w czterech kategoriach i to była pierwsza z nich. Poza tym mieli możliwość zdobyć nagrody także za najlepszy singiel, najlepszy teledysk i nagrodę od fanów.
Razem z nimi o statuetkę walczyły zespoły: US5, Killerpilze, Silbermond i Nevada Tan. Nieważne, że w zestawieniu tym gatunki muzyczne tak się od siebie różniły – dla organizatorów zespół to zespół, więc można wrzucić wszystkich do jednego worka.
Była niemalże pewna, że Tokio Hotel zgarną wszystko, ale mimo tego stresowała się przed ogłoszeniem wyników, bo pozostali artyści także mieli wierne i liczne grupy fanów.
Wszyscy siedzieli skupieni ze wzrokiem wbitym w brunetkę na scenie. Bill opierał łokcie na kolanach i przybrawszy grobową minę, wpatrywał się w bezruchu w kopertę trzymaną w damskich dłoniach. Tom najprawdopodobniej zupełnie nieświadomie, z na wpół otwartymi ustami, za pomocą koniuszka języka poruszał srebrnym kolczykiem w dolnej wardze i choć był Ashley raczej obojętny, teraz wyglądał naprawdę… rozpraszająco. Georg obgryzał paznokcie lewej dłoni. Gustav spuścił głowę i zamknął oczy. David kurczowo trzymał się skórzanej kanapy. A Ashley zaciskała kciuki i nerwowo zagryzała wargę, gdy prowadząca przez całą wieczność wyjmowała z koperty kartkę z wynikami, a przez kolejną wieczność przedłużała ich przeczytanie. Już otwierała usta, by zaraz ponownie je zamknąć i irytująco wyszczerzyć się do kamery. Już się odezwała…
- Zwycięzcą jest… - …i znów urwała, by doprowadzić wszystkich do szału przeciągającym się milczeniem, a cała sala wydawała się wstrzymać oddech. Na widowni rozbiegły się głosy fanek wszystkich zespołów, które przekrzykiwały się przez kilka sekund, lecz gdy to również wydawało się niczego nie przyspieszać, przestały. – Zwycięzcą jest… - powtórzyła brunetka, przedłużając ten moment jak najdłużej mogła.
- Tokio Hotel! – Krzyknęła Ashley, nie wytrzymując napięcia i nawet nie zastanowiła się nad tym, że teraz usłyszy ją cała sala, a jedna z kamer skierowana jest w ich stronę, więc jutro ten fragment obiegnie cały Internet. Na dodatek nawet nie pomyślała o tym, jakiego narobi sobie wstydu, jeśli nie wygrają. Całą piątką spojrzeli na nią zaskoczeni, a prezenterka dosłownie sekundę po niej powtórzyła zwycięzców. Na całej sali rozległy się brawa i krzyki i wszyscy wstali ze swoich miejsc. Ashley poderwała się do góry tak szybko, że aż zachwiała się na wysokich szpilkach i pewnie zaliczyłaby żenujący upadek, gdyby nie podtrzymujące ją w ostatniej chwili ramię Georga.
- Dziękuję, gratulacje! – Krzyknęła mu wprost do ucha i objęła go. Bliźniaków i Gustava nie zdążyła, bo po wymienieniu szybkich uścisków już kierowali się na scenę po odbiór nagrody. Czuła się jak ich matka, dumna ze swoich zdolnych pociech, chociaż w żaden sposób nie przyczyniła się do ich sukcesu. Chłopcy ustawili się na środku, a ona została w loży z Davidem, któremu również pogratulowała i uściskała go.
Dopiero w otoczeniu tych wszystkich sławnych ludzi i po ogłoszeniu wyników dobitnie dotarło do niej, z kim od miesiąca pracowała i w kim się zakochała. Czuła się w jakiś dziwny sposób wyjątkowa, bo poza zespołem i menagerem była tu, w ich loży, tylko ona. W momencie, gdy wygrywali nagrodę za całą swoją ciężką, kilkuletnią pracę, była im najbliższa i najbardziej potrzebna.
Bill podszedł do mikrofonu i czekał, aż ucichną brawa i piski. Nikt nie krył się ze swoją radością – ani zespół, ani fani, ani ona. Patrzyła na tego niezwykłego chłopaka, gdy skierowane były w jego stronę mocne reflektory i gdy obserwowały go tysiące fanek przed telewizorami. I patrząc tak na niego, stwierdziła, że sama jest w tej chwili jedną z tych tysięcy nastoletnich dusz, które w głowie układają sobie nierealne scenariusze. Jej był równie nierealny, lecz jej rzeczywiste położenie było nieco bardziej dobijające niż położenie fanek. Wolałaby widzieć go tylko przez ekran telewizora lub komputera niż znać go osobiście, znać jego zapach, jego wzrok i bicie jego serca, nie mogąc mieć tego wszystkiego na zawsze na wyłączność.
Ciężko westchnęła i powróciła do rzeczywistości.
- A podobno miał mówić Tom. – Zaśmiała się cicho pod nosem, gdy przypomniała sobie ich sprzeczkę w drodze.
- Oni tak prawie przed każdą galą, a jak przychodzi co do czego, to i tak zawsze mówi Bill. On jednak zawsze wie, co ma powiedzieć.
Pierwszy raz widziała go w takiej sytuacji, ale sprawiał wrażenie urodzonego na scenie. Uśmiechał się do widowni szczerze, choć wkładał w to może nieco mniej serca niż wtedy, gdy uśmiechał się tylko do niej.
Nie udało jej się powstrzymać myśli o jego osobie.
Pierwszy raz usłyszała jego głos na takiej scenie i choć nie śpiewał, to i tak przeszedł ją dreszcz, gdy cała sala wypełniła się jego słowami.
- Bardzo, bardzo dziękujemy! – Zaczął i przełknąwszy ślinę, zamilkł na kilka długich sekund, wprawiając wszystkich w zdezorientowanie. Publika ucichła, a David patrzył na Kaulitza, jakby ten był duchem. Przerażenie na twarzy tego pierwszego i zakłopotanie na twarzy drugiego malowało się aż nazbyt wyraźnie. – Dziękujemy! – Odezwał się ponownie trzęsącym się głosem. - Nasi fani znów to zrobili… Dziękujemy wam za tę nagrodę i em… - Jąkał się. - Dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierają i… Dziękujemy naszemu, em, producentowi i managementowi i… Naszym rodzinom i przyjaciołom… Ale, em, przede wszystkim jeszcze raz dziękujemy naszym wspaniałym fanom i… No i… Bawcie się dobrze dzisiejszego wieczoru! Dziękujemy pięknie!
Po usłyszeniu tej wypowiedzi Jost aż się cofnął, jakby nie chciał przyznawać się, że ma z tym coś wspólnego. Stał w kompletnym osłupieniu, z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami.
- Co on robi? – David wyglądał na przerażonego. - Przez dwa lata nie wygłosił gorszego przemówienia! – Zespół wrócił na miejsce, a ona została świadkiem pierwszej poważnej kłótni. – Bill, do cholery, co to miało być?! – Mężczyzna znacznie podniósł głos, ale Kaulitz nawet nie zareagował, tylko ciężko opadł na siedzenie, trzymając w jednej ręce nagrodę, a w drugiej pluszowego misia, którego zabrał ze sceny. – Kurwa, Bill! Nie umiesz sklecić poprawnie i składnie kilku zdań?!
- Nie dzisiaj! – warknął Kaulitz, aż się go wystraszyła. Pierwszy raz widziała, by był aż tak wściekły.
- Nie dzisiaj?! Nie dzisiaj?! – David stał nad nim i wciąż krzyczał. – Ja staję na głowie, ustalam wam dziesiątki wywiadów, robię wszystko, żeby zaprowadzić was na szczyt, a ty wychodzisz na scenę, wychodzisz do ogromnej ilości ludzi, jesteś na żywo w telewizji i zaczynasz mi się nieprofesjonalnie jąkać?! Jakbyś pierwszy raz kamerę widział?! Czego ja cię, kurwa, przez te wszystkie lata nauczyłem?!
- Odpieprz się! Możesz wyjść sam na scenę jak masz problem z moimi wypowiedziami, a najlepiej w ogóle znajdź innego wokalistę! Zarabiasz na nas kupę kasy od dwóch lat, my od dwóch lat nie mamy normalnego życia, więc mam, kurwa, pierdolone prawo, żeby raz wypaść trochę gorzej! Nie jestem, kurwa, idealny! Pieprz się z tą nagrodą! – Zagrzmiał i rzucił statuetkę na siedzenie, jednocześnie wstając z miejsca. David aż odchylił się do tyłu, bo Bill znacznie nad nim górował. Zazwyczaj wyglądał na takiego, któremu ciężko podnieść pięć kilogramów, a teraz miała wrażenie, że mógłby roznieść całe studio. Sytuacja mogłaby rozwinąć się nieciekawie, gdyby nie Gustav odciągający Davida oraz Tom starający się uspokoić brata. Georg w tym czasie był już przy kamerzyście, któremu zabraniał ich nagrywać, a ona stała obok nich i przyglądała się wszystkiemu w osłupieniu.


Powiedzieć, że był wściekły, to za mało. Aż kipiał ze złości, która narastała w nim przez kilkadziesiąt ostatnich minut, a teraz wybuchła.
Zaczęło się jeszcze w hotelu, gdy zobaczył ją po raz pierwszy w tej obcisłej sukience odsłaniającej zbyt wiele, by mógł zachować trzeźwe myślenie. Jednocześnie nie wyglądała wyzywająco; potrafiła zachować klasę i być po prostu cholernie seksowna. Jego zdenerwowanie pojawiło się w momencie, gdy wszyscy prawili jej komplementy, a jedynie on milczał. Przecież gdyby odezwał się choć słowem, uznałaby go za odrzucającego, zakochanego desperata, który ślini się na jej widok. Nie powiedział nic, chociaż jego wewnętrzny głos wciąż krzyczał, że jest piękna. Nie mógł oderwać wzroku od jej nóg, gdy siedziała obok niego w drodze na galę. Próbował wtedy powtórzyć jakiekolwiek podziękowania za nagrodę, ale nie mógł się skupić, ponieważ jej sukienka odsłaniała jeszcze większą część ud niż wtedy, gdy Ashley szła przed nim, a dodatkowo czuł jej obłędny, słodki zapach. Nie mógł się powstrzymać, by się do niej nie odezwać i nie sprowokować jej, by coś powiedziała. Chciał usłyszeć jej głos, nawet jeśli było to kilka słów. Później czuł ogromny niepokój, gdy musiał zostawić ją na kilka minut, bo rozstawali się przed wejściem na galę. Po pierwsze dlatego, że nie chciał tracić tego widoku, a po drugie, bo doskonale wiedział, jak fanki na nią reagują. Wiedział, że są zdolne do okropnych rzeczy i wiedział, że przed wejściem do budynku stoi ich cały niebezpieczny tłum. Chciał być przy niej i w razie potrzeby podnieść ją na duchu, ale musiał wejść z zespołem. Pocieszało go jednak to, że miał być z nią Saki, więc nic nie mogło się jej stać. Gdy wysiadł z samochodu, kolejne dziesięć minut bez niej było dla  niego koszmarem. Siedział w loży i obsesyjnie wypatrywał najjaśniejszych włosów w szarym tłumie. Ulżyło mu dopiero, gdy zobaczył ją na drugim końcu sali w towarzystwie ochroniarza, całą, zdrową i nadal tak samo piękną. W ogromnym pomieszczeniu pełnym setek ludzi widział tylko ją, nikt inny w tym momencie nie był ważny. Wyróżniała się w tłumie, bo nie była zepsuta jak wszystkie pozostałe osoby z show biznesu. Szła jak zwykle nieco przestraszona i zdziwiona, że znalazła się w miejscu, o jakim nie śniła. Widział to. Widział, jak ogromne wrażenie robiły na niej wszystkie miejsca, jakie do tej pory odwiedzili.
Pamiętał, jak zadzierała ze zdumieniem głowę w Hamburgu, gdy podjechali pod ponad trzydziestopiętrowy hotel, pamiętał jej radość, gdy jechali windą w środku akwarium w berlińskim Radisson Blu i pamiętał jej słodko rozchylone usta, gdy zobaczyła po raz pierwszy wieżę Eiffla.
Pamiętał każdy moment, jaki spędził w jej towarzystwie, każdy jej ruch i każde słowo. Bał się, że któregoś dnia może mu jej zabraknąć i zostaną mu tylko wspomnienia ich wspólnych chwil. Od dwóch dni posiadał w telefonie zdjęcie, które zrobili sobie w Paryżu podczas zwiedzania miasta i patrzył na nie w każdej wolnej chwili, gdy nikt nie mógł go na tym przyłapać. Pomagało mu to, gdy nie było jej przy nim. Tom kazał mu je od razu usunąć, a on obiecał, że to zrobi, by się nie zamęczać. Nie zrobił, bo wtedy męczyłby się jeszcze bardziej. Było mu lżej, gdy patrzył na jej czarujący uśmiech, radosne, szaro-zielone oczy i zgrabny nosek, zamknięte w idealnych rysach twarzy, otoczone rozwianymi na delikatnym wietrze jasnymi włosami.
Była piękna już w naturalnym wydaniu, dlatego gdy pośrodku tłumu i kamer podeszła do niego w wydaniu wieczorowym, na moment całkowicie odebrało mu mowę. Próbował opanować swoje szalejące myśli i nawiązać rozmowę, ale odpowiadała mu tylko krótkimi zdaniami pozbawionymi emocji, a on nie był w stanie wymyślić nic więcej, by ją zainteresować.
Zawrzało w nim, gdy usiadła pomiędzy Georgiem a Tomem, którzy bez przerwy powodowali wybuch jej wdzięcznego śmiechu. Siedział zaraz obok brata, więc doskonale słyszał jej głos, który sprawiał, że szybciej biło mu serce. Był wściekły, że przy nim stawała się cicha i wycofana, a przy nich znów się cieszyła. Wymieniał od czasu do czasu porozumiewawcze spojrzenia z Tomem, który bezgłośnie mówił mu, że nic nie może poradzić na to, że wybuchała śmiechem, gdy tylko on lub Georg się odezwali. Nie był zły na brata. Irytował go tylko basista, który bez przerwy rzucał w jej stronę zaczepne teksty i według niego siedział zdecydowanie zbyt blisko i za bardzo się nachylał. I nieważne, że Listing miał dziewczynę. To nie miało dla niego w tej chwili najmniejszego znaczenia.
Szczyt wzburzenia osiągnął w momencie ogłoszenia pierwszych interesujących go wyników. Miał ochotę roznieść całą lożę, gdy zobaczył, jak Georg podtrzymuje ją, by nie upadła, lecz dokładnie w tej samej chwili oczy wszystkich były skierowane w jego stronę, więc musiał zacisnąć zęby i przywołać na twarz wyuczony uśmiech, a na dodatek wyjść na środek i wygłosić przemówienie. Stał na scenie i zamiast skupić się na podziękowaniach za nagrodę, miał przed oczami jej drobne ciało w objęciach swojego przyjaciela. Dobrze wiedział, że nie może mieć mu tego za złe, bo tylko Tomowi wyjawił to, co do niej poczuł - że niecałe pięć miesięcy temu zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.
Brakowało mu tylko na głowie menagera z pretensjami o to, że źle wypadł. Wtedy już nie wytrzymał. Wybuchł i wyładował na Davidzie kłębiące się w nim emocje. Gdyby w porę nie usłyszał opanowanego głosu brata, prawdopodobnie wyprowadziłaby go z sali ochrona. Na szczęście Tom był tą osobą, która potrafiła go uspokoić i to dzięki niemu skończyło się tylko na wrzaskach.

Potrzebował jej. Potrzebował jej, a ona jak anioł stróż zjawiła się tuż nad nim, mówiąc, że poprawi mu makijaż podczas krótkiej przerwy w transmisji. Musiała być aniołem, bo on poczuł się jak w niebie, gdy tylko się odezwała. Nachylała się nad nim i przykładała mu do twarzy bibułki matujące, a on nie mógł oderwać oczu od jej nagich ud, które były w odległości trzydziestu centymetrów od jego oczu.
Cała złość, jaka wzbierała w nim od momentu, gdy ją ujrzał, ustąpiła miejsca szalejącemu pożądaniu. Jeszcze nigdy nie czuł tego aż tak realnie. W jednej chwili obudziły się w nim wszystkie męskie instynkty. Czuł jej zniewalający, oddziałujący na niego zapach i obserwował jej delikatnie kołyszące się przed nim biodra. Zaciskał pięści oraz napinał wszystkie mięśnie, by powstrzymać się przed chwyceniem jej i pchnięciem na stojący za nią stolik. Oczami wyobraźni już ją całował, już ją dotykał, zdzierał z niej sukienkę i kochał się z nią, nawet tu i teraz, nawet na oczach tych wszystkich ludzi, w świetle reflektorów i w obiektywach kamer. Pierwszy raz w życiu pragnął kogoś tak bardzo i był w tej chwili zupełnie bezradny. Nie wiedział, co go napadło. Zazwyczaj nigdy nie myślał o niej w ten sposób, a gdy Tom do tego nawiązywał, on od razu się wściekał. Zawsze uważał, że to nie jest dziewczyna na jeden raz i wiedział, że czuje do niej coś naprawdę szczerego. Że dopadła go prawdziwa miłość opierająca się na więzi duchowej, aż nagle pojawiła się w jego głowie myśl, której wcześniej do siebie nie dopuszczał. Pragnął jej tak samo mocno, jak mocno ją kochał. Potrzebował nie tylko jej obecności, uśmiechu i głosu. W tej chwili chciał oglądać, dotykać i całować każdy najmniejszy kawałeczek jej idealnego ciała i poczuć ją całym sobą. Gdyby mógł rozbierać wzrokiem, z pewnością nie miałaby już nic na sobie.
Poczuł, że jest na granicy, gdy odwróciła się do niego tyłem. Nie zarejestrował nawet, dlaczego to zrobiła. Przed oczami miał tylko jej krągłe pośladki, na których opinał się czarny materiał. Nie potrafił myśleć o niczym innym niż o swoich dłoniach wędrujących pod jej sukienkę, podciągających ją do góry… Nie mógł dłużej znieść dławiącego go podniecenia i mimowolnie, szybkim ruchem podniósł się z miejsca, stając tuż za nią i wdychając ze świstem otaczające ją powietrze.


Wyprostowała się i odwróciła, słysząc swoje imię, ale nie ujrzała nikogo, kto wydawał się być nią zainteresowany. Była pewna, że ktoś ją wołał, lecz nie zdążyła nawet bardziej się rozejrzeć, bo poczuła obecność Billa za swoimi plecami. Cała zesztywniała, gdy wyczuła jego zapach spotęgowany tym ruchem. Zignorowała wrażenie, że słyszała swoje imię i znów stanęła przodem do niego. Byli od siebie w takiej odległości, że ponownie nie mogła oddychać i musiała zrobić pół kroku do tyłu, żeby powrócić do zmysłów.
- Coś się stało? – zapytała, spoglądając na niego niepewnie. Wyglądał, jakby właśnie obudził się z najgorszego koszmaru. Jego oczy błądziły szaleńczo w okolicach jej twarzy, nie mógł skupić się na żadnym punkcie. Czuła i słyszała jego ciepły, przyspieszony oddech. Wiedziała, że targały nim jakieś emocje i miała jedynie nadzieję, że nie wyładuje ich na niej. Przecież nic mu nie zrobiła, nawet prawie się do niego nie odzywała, więc nie miałby do tego żadnych podstaw. Przeraziła się jego agresywnego oblicza. Nigdy nie widziała go w takim stanie i nawet nie wiedziała, że mógł wyglądać naprawdę groźnie. Teraz natomiast miała wrażenie, że dopiero co zobaczył ducha.
- Masz coś tutaj – wydukał, ledwo wydając z siebie dźwięki, jakby ktoś ściskał go za gardło i wyciągnął rękę w jej stronę, przełykając z ledwością ślinę. Poczuła jego dłoń w swoich włosach i tak zaskoczył ją tym ruchem, że po raz drugi dzisiejszego wieczoru zachwiała się na swoich wysokich szpilkach. Nogi momentalnie jej się ugięły i odmówiły posłuszeństwa i znowu upadłaby, gdyby nie podtrzymujące ją ramię.
Tym razem jego ramię.
Objął ją w pasie lewą ręką, podczas gdy jego prawa dłoń wciąż spoczywała na jej włosach, tuż przy jej twarzy. Była tak blisko niego, że dusiła się nie mogąc oddychać powietrzem, które nim pachniało. Sparaliżował ją i obezwładnił dwoma ruchami. Zakręciło jej się w głowie od jego oplatających jej ciało rąk i od jego świdrującego spojrzenia. Słyszała jego urywany oddech i jedynie kilka centymetrów dzieliło ją od tego, by poczuć jak bije jego serce. Nie mogła wykonać żadnego ruchu i wydać z siebie żadnego dźwięku. Bezwładnie oddała się jego ramionom i czekała. Czekała, chociaż nie wiedziała na co. Wiedziała tylko, że osunie się na ziemię, gdy ją puści i błagała go w myślach, by tego nie robił, by się nie oddalał, tylko został z nią tak w nieskończoność. Na moment przestał dla niej istnieć cały świat. Nie zauważała nikogo ani niczego, jedynie wpatrzone w nią, piękne, brązowe tęczówki, które doprowadzały ją do obłędu. Całkowicie straciła poczucie czasu i nie wiedziała, czy wszystko trwało kilka sekund, pół minuty czy minutę. Czekała na niemożliwe, mając wrażenie, że za chwilę obudzi się z tego pięknego snu i wpadnie znów w szarą rzeczywistość, w której musiała go unikać.
- Ashley… - zaczął prawie niesłyszalnie i prawie nieprzytomnie. Miał tak rozszerzone źrenice, że jego oczy były teraz niemalże czarne i nienaturalnie błyszczały. 
Bała się, że jeszcze chwila, a nie wytrzyma jego szalonego wzroku. Gdzieś z tyłu głowy przemykało jej przez myśl, że powinna to przerwać, że przecież dopiero co rozmawiali na temat jego oczekiwań, których ona nie była w stanie spełnić… Widziała, że walczył ze sobą i gdyby tylko mu na to pozwoliła, wziąłby ją nawet tu i teraz. Poznała po jego oczach, że wcale się nie wycofał z zamiaru przespania się z nią. Ona nie była taką dziewczyną i chociaż bardzo pragnęła jego bliskości, to nie straciła resztek rozumu i nie dałaby się w ten sposób wykorzystać. Czuła do niego wstręt i jednocześnie nie potrafiła się od niego odizolować. Walczyła ze sobą, bo jedna jej część chciała znów dać mu w twarz, a druga kochała go i na to nie pozwalała. Teraz nie mogła zrobić najmniejszego ruchu w obawie, przed utraceniem tej najbardziej intymnej z ich chwil.
Najpierw wydawało jej się, że  taką chwilą była sytuacja w pokoju 483, następnie, że ta, gdy zasnęła na jego klatce piersiowej, potem ta w jego garderobie, a później pierwsza noc w Paryżu. Wszystkie tamte momenty stały się teraz niczym, bo tylko teraz byli aż tak blisko siebie. Tylko teraz tak świadomie czuła jego gorący dotyk nawet przez materiał sukienki. Tylko teraz czuła się tak pożądana.
Najintymniejszą z dotychczasowych chwil przeżywali w świetle reflektorów, w obiektywach kamer i na oczach setek ludzi.
Miała wrażenie, że słabnie, kiedy uświadamiała sobie rozbieżność ich uczuć.
- Nie… - szepnęła rozpaczliwie, gdy poczuła, że jego uścisk staje się coraz słabszy, że powoli cofał oplatające jej ciało ręce. Nie chciała, żeby je zabierał; było jej z jego dotykiem tak dobrze i tak niedobrze zarazem, że kręciło jej się w głowie i już nie wiedziała, czego potrzebowała bardziej. Działała zupełnie instynktownie i po omacku. – Upadnę… - przyznała się, czując, że jeszcze chwila i desperacko przylgnie do niego, wyjawiając mu wszystkie swoje uczucia. Nie mogła sobie poradzić z ich ukrywaniem w takim momencie.
Objął ją także drugim ramieniem, po czym powoli odeskortował ją i posadził na miejsce obok siebie. Dopiero wtedy zabrał ręce, a ona od razu poczuła przeraźliwą pustkę na swojej skórze w miejscach, w których ją dotykał. Dlaczego przestał, gdy potrzebowała więcej?
- Zdejmij je. – Powiedział cicho, po czym zacisnął usta w cienką linię i spojrzał na jej czarne szpilki. – Zrobisz sobie na nich krzywdę. Po prostu zdejmij i tutaj siedź, nie musisz nigdzie wstawać.
Wcale nie chodziło o buty. Wszystkie dzisiejsze zachwiania równowagi spowodowane były jej rozchwianymi emocjami. Czuła się, jakby urodziła się w butach na obcasach i cieszyła się przed dzisiejszym wieczorem, że nareszcie będzie mogła je założyć, bo do tej pory praca jej na to nie pozwalała. Makijażystka nie musiała być aż tak elegancka jak sekretarka. Jej miało być w pracy po prostu wygodnie. Poza tym, szpilki w lato były dla niej zbyt męczące, nawet jeśli nie było zbyt ciepło. Buty na obcasie były natomiast nieodłącznym elementem jej stroju jesienią i wiosną, i zastanawiała się, czy w przeciągu tych najbliższych nie będzie musiała z nich zrezygnować, by nadążyć za chłopakami.
Myślenie o butach pozwoliło jej ochłonąć  i odwiodło ją od pomysłu opowiedzenia mu o swoich uczuciach, ale nadal cała trzęsła się w środku, gdy próbowała uświadomić sobie, co się wydarzyło. Czuła, że gdyby tylko dała mu jakikolwiek sygnał, przestałaby istnieć dla niego jakaś gala i natychmiast zabrałby ją do hotelu, by spełnić swoją zachciankę i może nie do końca świadomie złamać jej serce na dobre. Nie mogła na to pozwolić. Nie mogła sama sobie tego zrobić, chociaż niewyobrażalnie mocno tego pragnęła.
Nie chciała, by wiedział o tym, co czuła. Wysunęła stopy ze szpilek, chcąc sprawić, by Bill nadal myślał, że upadłaby z powodu niestabilnego obuwia, a nie gdyby zabrakło jej jego ramion.


środa, 27 sierpnia 2014

36. „Tylko tyle jej po nim pozostało.”

Do restauracji przyszła pierwsza. To znaczy, byli już inni ludzie, ale ona była pierwsza z ekipy Tokio Hotel. Zajęła miejsce przy dwuosobowym stoliku, sama nie wiedząc, czy liczy tym sposobem na uniknięcie Billa, czy na to, że to właśnie on się do niej dosiądzie. Zaczynała się przyzwyczajać do wybierania dań z menu, nawet jeśli robiła to po francusku. Wiedziała, że mogłaby swobodnie mówić w swoim ojczystym języku, bo personel był w tym kierunku dobrze wykształcony, ale rozmowa po francusku była dla niej czymś przyjemnym, nawet jeśli nie rozumiała dokładnie wszystkiego. Zamówiła jeden z zestawów śniadaniowych dla dwóch osób i czekała na tę drugą osobę. Okazał się być nią David, który pojawił się w restauracji już po chwili.
- Czekasz na kogoś konkretnego? – zapytał i usiadł dopiero, gdy pokręciła przecząco głową. – To dlaczego usiadłaś przy tak małym stoliku?
- Wczoraj jadłam śniadanie tylko z Gustavem i Georgiem, bo nikt więcej się nie pojawił, dlatego nie zajmowałam teraz największego.
Dzisiaj jednak było zupełnie inaczej, niż wczoraj, bo po chwili pojawił się cały zespół, a nawet ochroniarze. Byli w komplecie, chociaż siedzieli rozrzuceni po całym tarasie.
Ona spędziła poranek z Jostem, którego naprawdę próbowała słuchać i próbowała mu sensownie odpowiadać, ale nie mogła skupić się na jego słowach. Usłyszała tylko, że album w pierwszych tygodniach sprzedaży bił już rekordy, a ceny biletów odkupowanych z drugiej ręki osiągały niewyobrażalne kwoty i najprawdopodobniej jedna trasa nie wystarczy, więc będą musieli zorganizować kolejną. Ona nie mogła myśleć o drugiej, podczas gdy nie była pewna, czy przeżyje tę pierwszą.
Starała się nie patrzeć w jego stronę, nie chciała. Tak było jej łatwiej. I o ile unikanie widoku jego twarzy jej się udawało, to za nic nie mogła uwolnić się od jego rozbrzmiewającego obok głosu i donośnego śmiechu. Przez moment nawet ubzdurała sobie, że to wszystko przez nią, bo gdy była przy nim, siedział raczej naburmuszony, a gdy tylko przebywała w jakieś odległości od niego, stawał się wesoły i znów mógł swobodnie się śmiać. Od razu jednak wyrzuciła tę myśl z głowy. Miała przecież tego nie analizować. Im mniej o nim myślała, tym było lepiej dla niej.

Przetrwała cały dzień. Walczyła o oddech w każdej chwili, gdy znajdował się przy niej, ale udało jej się. Dała sobie radę podczas malowania go i czesania, podczas krótkich przejażdżek busem z jednego miejsca do drugiego i nawet podczas kolacji, tym razem z nim i ze wszystkimi przy jednym stoliku. Zaciskała zęby i z bólem serca udawała, że jest dla niej neutralną osobą, nikim ważnym, nikim, kto sprawiał, że odchodziła od zmysłów. Tłumiąc wszystkie uczucia: smutek, żal, rozczarowanie i rozgoryczenie, śmiała się i żartowała tak, jak z pozostałymi. Zrobili sobie nawet wspólne zdjęcia, zwiedzając Paryż między kolejnymi wywiadami, ale nie chciała na nie patrzeć. Wystarczyło jej, że od czasu do czasu Georg naśmiewał się z fotografii, które wykonał im, gdy zasnęli oparci o siebie w samochodzie.
Nikt z zewnątrz nie poznałby się, że w środku przeżywała ogromną mękę nie mogąc traktować go tak, jak podpowiadało jej serce. Wydawało jej się, że i on przestał prowokować niezręczne sytuacje, przestał patrzeć na nią świdrującym wzrokiem i wtrącać niejednoznaczne teksty. Choć może nareszcie to ona przestała wyolbrzymiać jego zachowanie?
Nawet prawie nie przejmowała się tym, że cała damska część Europy jej nienawidzi, a groźby tak naprawdę zamiast osłabnąć, przybrały na sile. Fala krytyki ze strony fanek była dla niej teraz niczym. Prawdziwe cierpienie przeżywała w tej chwili z powodu niewłaściwie ulokowanych uczuć.
Przetrwała też wieczór. Tak jak wczoraj, przyszedł do niej o późnej godzinie ze szczotką w ręku i zapytał, czy mogłaby rozczesać jego włosy. I ona, dokładnie tak samo jak poprzedniego wieczoru, zgodziła się bez wahania i wpuściła go do środka. Tak samo jak wczoraj usiadł na brzegu jej łóżka, a ona tuż za nim i nie odzywali się do siebie przez kilka minut. Znów przez kilka minut pochłaniała go całą sobą, by nacieszyć się nim na zapas. I znów cała magiczna atmosfera znikła, gdy tylko odsunęła się od niego. Znów wróciła do swojego obojętnego wyrazu twarzy. Znów serce rozpadało jej się na kawałki, gdy ukrywała przed nim swoje uczucia i widziała jego obojętne zachowanie.
Przeżyła także kolejną samotną noc i kolejny spędzony z nim dzień. Ostatni z ich pobytu we Francji. Przeżyła dziesięciogodzinną podróż u jego boku i przeżyła też rozstanie, gdy przesiadała się w garażu bliźniaków do jego białego audi, ale wydawało jej się, że dała sobie radę tylko dlatego, że jutro popołudniu miała już znów go widzieć.

Gdy weszła do swojego mieszkania, poczuła się, jakby miała rozdwojenie jaźni. Przez cały wyjazd go unikała, a teraz, gdy w końcu nie bała się, że w każdej chwili mógł przed nią stanąć, brakowało jej jego obecności.
Miała jednak na głowie teraz poważniejsze zmartwienia niż swoją pokręconą psychikę – musiała wybrać strój, w którym nie wyglądałaby przy chłopakach jak szara myszka podczas jutrzejszej gali. Dobrze wiedziała, że tak naprawdę jej wygląd jutro nie będzie miał najmniejszego znaczenia, ale musiała zająć się czymś tak błahym, by tylko uciec od swoich skomplikowanych miłosnych problemów krążących po jej głowie.
Przez cały wieczór czuła się, jakby o czymś zapomniała. Pranie – wstawione, zakupy – zrobione, torba na jutro – zapakowana i to według listy, którą sama po tych kilku wyjazdach sporządziła. Dzisiaj dodatkowo znajdowała się na niej także sukienka na jutrzejszą galę. Siłą rzeczy była czarna, bo nawet gdyby Ashley miała ochotę na inny kolor, nie miała takiej w swojej ponurej szafie. Wybrała więc czarną, krótką, gładką i dopasowaną sukienkę bez zbędnych zdobień, jedynie z wycięciem na plecach. Nie chciała znów zakładać czarnych dżinsów i bluzki – tak wyglądała na co dzień, a teraz przecież miała być to ważna gala. Nie chciała też wyglądać, jakby to ona była gwiazdą, więc ograniczyła dodatki do minimum. Śmiała się, gdy chłopcy przez połowę drogi powrotnej z Francji przechwalali się, że zgarną wszystkie nagrody, ale tak naprawdę wiedziała, że dokładnie tak będzie, a co więcej, że oni naprawdę na to zasługują. Byli wspaniałymi ludźmi, którzy spełnili swoje największe marzenia dzięki swojej ciężkiej pracy i wytrwałości. Zdecydowanie należały im się te nagrody i gdyby mogła i była kimś ważnym, przyznałaby im jeszcze jedną od siebie.
Tak jak obiecała, po kilku dniach milczenia spowodowanych rozładowanym telefonem, zadzwoniła do mamy, by wszystko jej opowiedzieć. Prawie wszystko. Znów pominęła to, co czuła do wokalisty. Rozmowa z mamą była już nieodłącznym elementem końca każdego dnia, ale Ashley nie była jeszcze gotowa, by się zwierzać i po części nie chciała zamartwiać mamy swoimi problemami. I choć miała też nieodebrane połączenie od Annie, nie mogła też przemóc się, by do niej oddzwonić. Czuła, że od razu by się wygadała, a znając Ann, lepiej, żeby nie znała zamiarów chłopaka, w którym zakochała się jej przyjaciółka. Interwencja Annalise byłaby nieunikniona i natychmiastowa. Ashley była więcej niż pewna, że jutro z samego rana czerwonowłosa stałaby u jej progu i nie odpuściłaby, gdyby nie dorwała młodszego Kaulitza w swoje ręce.
Krzątała się po domu, cały czas myśląc o tym, co miała dzisiejszego wieczoru zrobić, ale czego nie zrobiła. Dotarło to do niej dopiero, gdy zasypiała, leżąc w jednej z jego koszulek, które kazał jej zatrzymać. Ona nie dość, że je zatrzymała, to jeszcze uczyniła z jednej swoją piżamę. Tylko tyle jej po nim pozostało. Koszulki i jedna intymna chwila podczas czesania jego włosów. To właśnie tego dzisiaj nie zrobiła. To właśnie tego jej cały czas brakowało – ich małego, cowieczornego rytuału.


Nie wiedziała, czy jej serce się cieszy, czy pęka, gdy zobaczyła go następnego popołudnia. Wysiadał z busa pod jej domem, by wpuścić ją pomiędzy siebie i Toma. Miał nieułożone włosy schowane pod czapką, na nos założył ciemne okulary zasłaniające mu połowę twarzy, a na dodatek miał na sobie bluzę z naciągniętym na głowę kapturem. Nawet taki, bez swojego scenicznego wizerunku, był dla niej idealny. Był strasznie wysoki i chudy, ale nie zakłócało to proporcji jego sylwetki. Był perfekcyjny w każdym calu i pachniał tak samo obłędnie jak zawsze. Miała szczęście, że już siedziała, gdy dotarło do niej, że ten chodzący ideał jest tak blisko, że niemal trąca jej nogę kolanem, a jednocześnie tak daleko, że nie mogła mieć go w taki sposób, w jaki chciała. Zastanawiała się, jak długo będzie w stanie tak wytrzymać. Ile będzie potrafiła ukrywać swoją miłość do niego, zanim zupełnie nie zwariuje. Miała go na wyciągnięcie ręki, ale nie mogła go dotknąć. On miał ją w zasięgu słuchu, ale nie mogła nic mu wyznać, chociaż chciała wykrzyczeć wszystko, co czuła. Nie wiedziała, jak długo uda jej się to znosić, ale póki co musiała wytrzymać cztery godziny drogi do Köln. Przynajmniej tyle. Nie chciała umrzeć z żalu i bezradności, siedząc tuż obok niego. Udało jej się chyba tylko dlatego, że wszyscy byli w świetnych nastrojach i rozbawiali ją do łez, co nie pozwalało jej o nim myśleć, mimo że był tak blisko.
Czuła się przy nich już całkiem swobodnie, dystans na linii wielkie gwiazdy – zwykła dziewczyna zupełnie znikł. Spędziła z nimi tak dużo czasu w przeciągu ostatniego miesiąca, że zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że jest tak blisko tak sławnych ludzi. Nie byłoby jednak między nimi tak przyjacielskiej relacji, gdyby nie te cztery wspaniałe charaktery. Żaden z chłopaków się nie wywyższał i nie odnosiła przy nich wrażenia, że pływają w basenach wypełnionych pieniędzmi. Sława absolutnie nie uderzyła im do głowy, byli całkowicie normalnymi czterema młodymi mężczyznami. Jedyne napięcie, jakie pozostało, to te między nią a Billem, ale nie miało nic wspólnego z jego pozycją. Udawanie, że nic dla niej nie znaczył, musiało jej nieźle wychodzić, bo nikt nie zauważył niczego podejrzanego w jej zachowaniu, chociaż podobno płeć męska nie była dobra w odczytywaniu kobiecych nastrojów.
Poczuła wewnętrzną ulgę, gdy zaparkowali pod wejściem do Radisson Blu. W Paryżu ledwo zapamiętała azjatycko brzmiącą nazwę hotelu, a w Radisson Blu czuła się już prawie swobodnie. Powoli przyzwyczajała się już do tej sieci nowoczesnych hoteli. Tym razem budynek nie był ani spektakularnie wysoki jak w Hamburgu, ani nie zachwycał niczym pokroju gigantycznego akwarium w Berlinie, ale i tak jej się podobał. Tym razem cała ósemka miała pokoje na przedostatnim piętrze. Zauważyła, że lubili przebywać na wysokości i zawsze było to prawie ostatnie piętro.
Nie mieli zbyt wiele czasu do gali, a zwłaszcza nie miała go Ashley, bo oprócz siebie musiała też wyszykować czterech chłopaków. Po zjedzeniu szybkiego obiadu miała jedynie pół godziny dla siebie, bo o osiemnastej była już umówiona z Billem na czesanie i malowanie. Gala rozpoczynała się o dwudziestej pierwszej.


Widział ją niecałą godzinę temu, gdy wychodziła od niego z pokoju po wystylizowaniu jego włosów i wykonaniu mu makijażu, a już jej mu brakowało. Miała jeszcze umalować chłopaków, a potem przygotować samą siebie. Teraz czekał na nią i na resztę ekipy na hotelowym korytarzu z Tomem i Gustavem. Odwracał się i rozglądał, gdy tylko usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, mając nadzieję, że to ona. Doczekał się jej dopiero za czwartym razem, ale gdy tylko ją zobaczył, stwierdził, że mógłby na taki widok czekać całą wieczność. Zmierzała w jego stronę, ubrana w obcisłą, czarną sukienkę odsłaniającą jej nogi aż do połowy jej ud i eksponującą jej kształty. Odebrało mu mowę. Jej długie, jasne włosy były delikatnie pofalowane, a wszystkiego dopełniał wieczorowy makijaż. Wyglądała przepięknie, olśniewająco, zachwycająco i nieziemsko seksownie i tak naprawdę nie istniały przymiotniki, którymi mógłby ją opisać. Bardzo chciał odwrócić wzrok, by nie katować się jej widokiem, ale stukot jej wysokich obcasów nie pozwalał mu skupić się na niczym innym niż na niej.
Była idealna. Była pierwszą dziewczyną, której mieszanka charakteru i wyglądu odpowiadała mu w stu procentach. Nie zmieniłby w niej niczego. Jedynie jej położenie – w jego ramionach zamiast w odległości prawie dwóch metrów od niego.
Jego myśli przerwał głos Davida, który odezwał się jako pierwszy, gdy do nich podeszła.
- Pięknie wyglądasz! Patrząc teraz na moich chłopaków, to nie jestem pewien, kto tu jest gwiazdą!
Jost wywołał tym oczywiście poruszenie i zaczęło się komplementowanie Ashley przez wszystkich pozostałych.
Poczuł dziwne ukłucie zazdrości, gdy usłyszał słowa swojego menagera. Nie miał ku temu powodów, bo David był od niej dwa razy starszy, więc o co chodziło? O to, że on nie mógł powiedzieć jej tego samego. Nie mógł powiedzieć niby zwyczajnego „pięknie wyglądasz”, bo w jego pozycji było to nie na miejscu. Odrzuciła jego uczucia, więc na pewno nie chciała słuchać teraz komplementów z jego ust.
- I co, nadal nie masz ochoty jej rozebrać? – Usłyszał ściszony głos Toma, gdy kierowali się do samochodu. Spojrzał na brata, który przybrał cwaniacką minę. Bill zmierzył go zabójczym wzrokiem, co od razu przywołało powagę na twarz gitarzysty. Miał przecież pomagać mu się odciąć, a nie nakręcać go jeszcze bardziej!
- Lepiej nie pytaj, na co mam teraz ochotę – odparł trzęsącym się głosem, na co Tom wybuchł głośnym śmiechem, aż wszyscy się na nich obejrzeli.
- W końcu, Bill. Nareszcie myślisz jak mężczyzna.


Usłyszała komplementy, a przynajmniej okrzyki zachwytu od wszystkich. Nawet Saki i Dirk przytaknęli; nawet Gustav powiedział jej, że świetnie wygląda. Jedynie Bill milczał niczym zaklęty i wymieniał szepty z Tomem, gdy szli do busa. A przecież miała go nie analizować… Miała wyrzucić go ze swojej głowy i rozmawiać z nim tak, jak ze wszystkimi pozostałymi. Żadnych uczuć.
Rozgadał się typowo dla siebie dopiero, gdy ruszyli.
- Dziękujemy wszystkim fanom, bez których nie byłoby nas tutaj dzisiaj. Dziękujemy za wsparcie, które nam dajecie, dziękujemy za wasze głosy. Ta nagroda jest tak naprawdę dla was, dziękujemy jeszcze raz i…
- Bill, zamknij się! – wypalił rozdrażniony Tom, przerywając monolog swojego brata. – Powtarzasz to od piętnastu minut, a i tak brzmi gównianie. Pięcioletnie dziecko skleciłoby coś lepszego!
Aż drgnęła słysząc podniesiony głos gitarzysty nad swoim uchem i zaśmiała się ze swojej reakcji i z docinku Toma. Rzeczywiście przemówienie Billa nie brzmiało najlepiej, chociaż ona głównie skupiała się na słuchaniu jego kojącego głosu niż na samej treści.
- No to może TY coś wymyślisz i TY wygłosisz przemówienie, jak będziemy odbierać nagrody? – Zirytował się czarnowłosy, a jego głos od razu stał się piskliwy. Wiedziała, że nie powinna, ale uwielbiała, gdy bliźniacy sprzeczali się ze sobą. Był to dla niej obrazek tak samo rozczulający jak gromadka małych przewracających się kociaków.
- A żebyś wiedział, że wygłoszę i na pewno wyjdzie mi to lepiej bez żadnego przygotowania niż tobie po całym dniu wymyślania dennej regułki!
- Dlaczego zakładacie, że w ogóle cokolwiek wygracie? – Wtrąciła, chcąc im celowo dogryźć, co wywołało wybuch śmiechu na środkowym i przednim siedzeniu.
- Tak jest, Ashley, przytemperuj te dwie małe bestie! – Zawtórował jej David, ale złagodniał, widząc pełne wyrzutów spojrzenia Kaulitzów. – Oj, przecież wiecie, że mi też zależy na tych nagrodach, ale ktoś powinien utrzeć wam nosa!
- Popieram! – Dodał Gustav, podczas gdy Georg wciąż zanosił się śmiechem, powtarzając słowo „bestie”, które rozbawiło go najbardziej.
- I myślicie, że ta wątła istotka sobie z nami poradzi? – Tom spojrzał na menagera oraz perkusistę z niedowierzaniem i jednocześnie szturchnął ją łokciem. – Prędzej Billowi broda urośnie!
- Tak, jakby tobie rosła! Bujna niczym u Rumcajsa! – Czarny natychmiast się odgryzł. – Pff, odezwał się!
Właściwie, obydwoje mieli zarost, choć bardzo delikatny. Oglądała ich twarze z tak bliska, że widziała tę minimalnie zarysowaną linię włosów, niewidoczną z normalnej odległości. Brodą jednak nie można było tego nazwać. Byli wciąż bardzo chłopięcy, mimo że dopiero co świętowali swoją pełnoletność. O nie, wcale nie chciała myśleć o tym wieczorze.
Ich sprzeczkę przerwał Saki, mówiąc, że dojeżdżają pod halę. Musiał wykonać telefon i potrzebował do tego ciszy, a nie rozkrzyczanych bliźniaków i szaleńczego śmiechu Georga. Wszyscy natychmiast zamilkli, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Saki umawia się z pozostałymi ochroniarzami, dzisiaj jeszcze kilku poznasz. – Zesztywniała słysząc łagodny szept po swojej lewej stronie. Było lepiej, gdy się do niej nie odzywał, bo wtedy mogła chociaż próbować wyrzucić go z głowy. Z jego głosem na jej uchu nie była w stanie zareagować inaczej, niż tylko wstrzymać pracę swoich płuc. Chciała stąd zniknąć i się rozpłakać, obojętnie w jakiej kolejności. Nie, nadal nie mogła myśleć o nim neutralnie. Zbyt wiele do niego poczuła. – Mówiłem ci, że jest ich sporo, gdy pojawiamy się gdzieś publicznie. My z Davidem i Sakim wysiadamy na czerwonym dywanie, a ty pojedziesz z Dirkiem zaparkować samochód i dojdziecie do nas. Pamiętaj o kuferku i plakietce, dobrze? Masz ją, prawda?
No dlaczego musiał zadać jej pytanie? Wolałaby nie musieć się odzywać do końca ich współpracy.
- Zawsze mam ją przy sobie – odparła, ale dla pewności otworzyła swoją małą, wieczorową torebkę. – Widzisz? – Pokazała mu jej zawartość. Miała w środku tylko wspomnianą plakietkę i telefon. Pomyślała, że gdyby tylko było to fizycznie możliwe, sama schowałaby się do tej torebki i wcisnęłaby ją komuś w dłoń, by poniósł ją dalej przez wieczór, bo ona chyba nie miała siły, by sama się utrzymać.
- Pokazuj ją jak tylko będzie trzeba, chociaż z Dirkiem raczej nikt nie będzie robił problemów.
Już po chwili ujrzała duży budynek hali. Podjechali prawie pod samo wejście, ale czerwony dywan widziała tylko przez ułamek sekundy, a następnie ogłuszył ją znajomy już pisk i oślepił blask fleszy wdzierających się do samochodu. Zamknęła oczy i czekała tylko, aż wszyscy zamkną za sobą drzwi. Kilka długich, głośnych sekund. Tego jeszcze nie doświadczyła. Owszem, fanki już ją sfotografowały, ale lampy błyskowe w aparatach reporterów były znacznie gorsze niż te w cyfrówkach i telefonach nastolatek. Zastanawiała się, jak oni mogli iść do przodu, gdy miało się w tym momencie ochotę jedynie zasłonić oczy.
Rozejrzała się dopiero, gdy samochód ruszył. Parking znajdował się właściwie przed wejściem do budynku, ale najpierw trzeba było wysadzić gwiazdy, a potem zaparkować.
Ona i Dirk oraz dwóch dodatkowych ochroniarzy przechodząc po czerwonym dywanie, nie wywołali już takiego szału jak zespół, ale niektóre fanki i tak rozpoznały w nich ochroniarza i nową makijażystkę Tokio Hotel, jednak zanim informacja zdążyła się rozprzestrzenić, oni byli już w środku budynku, gdzie fanek nie było. Usłyszała zaledwie kilka wyzwisk skierowanych w jej stronę. Zapewne po zobaczeniu swoich ulubieńców szukały wśród gości jej twarzy, by powiedzieć, co o niej myślą. Bezpodstawne obelgi dziewczyn, na dodatek w większości dużo młodszych od niej, nie robiły na niej jednak wrażenia. Ona wiedziała swoje i szła z dumnie podniesioną głową nie zwracając uwagi na rzucane w jej stronę wyzwiska. Gdy fanki naszły ją w domu, była przerażona, lecz na tym terenie, mając u boku ochroniarzy, niczego się nie bała.
Nie za bardzo wiedziała, co działo się, gdy już znaleźli się wewnątrz hali. Podążała tylko za Dirkiem i od czasu do czasu pokazywała plakietkę. Nie miała pojęcia, w jaki sposób po kilku minutach znów znalazła się przy chłopakach. Dostali lożę dla specjalnych gości, tuż przed samą sceną i siedzieli w niej w szóstkę, bez prywatnej ochrony, która miała czekać na zewnątrz głównej sali.
- Wszystko w porządku? – zapytał Bill, krzycząc do niej. W tle leciała muzyka i choć nie była bardzo głośna, to razem z rozmowami setek ludzi zagłuszało to normalną rozmowę nawet z bliskiej odległości. I Ashley żałowała, że nie było tu głośniej, bo może wtedy by go nie usłyszała i nie musiałaby znów wkładać takiego wysiłku, by się odezwać.
- Tak, jakoś przetrwałam – odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła. Stała na ponad dziesięciocentymetrowych szpilkach, więc różnica pomiędzy ich wzrostem zmniejszyła się prawie o połowę, a na pewno jedną trzecią. Podobało jej się to, że pomimo wysokich butów on nadal znacznie ją przewyższał. Lubiła wysokie buty i jednocześnie lubiła czuć się malutka, a przy nim mogła mieć i jedno, i drugie. Znowu skarciła się w myślach za to, że myślała o nim w ten sposób. Musiała się od tego odzwyczaić, zdecydowanie.
- Nie przejmuj się fankami. Po prostu odcinaj się od wszystkiego, co mówią osoby, które nawet cię nie znają. – Wydawało jej się, że nadal był dla niej podejrzanie miły. Ciągle o coś pytał i przejmował się nią, jakby... O nie, przecież miała już go nie analizować! Od tego też musiała się odzwyczaić, bo tylko działała przeciwko sobie.
Mruknęła, choć on pewnie tego nie dosłyszał, ale oddalił się do Toma, a ona mogła spokojnie usiąść.
Dopiero po minięciu pierwszego szoku rozejrzała się po ogromnej sali, którą kojarzyła z telewizyjnych programów rozrywkowych. Była pewna, że ten budynek zużywał w tamtej chwili więcej energii elektrycznej, niż jej udałoby się zużyć przez całe życie. Światła, kamery, mikrofony, telebimy, wszystko naokoło świecące i kolorowe… 
Sala jednak szybko przestała ją ciekawić, bo Ashley dostrzegła, że wokół niej znajduje się mnóstwo ważnych i sławnych osób. LaFee, Bushido, Silbermond, Christina Stürmer i wielu innych, których znała jedynie z mediów. Dopiero gdy ich zauważyła, zaczynało do niej docierać, że naprawdę weszła do środowiska gwiazd. Że  będąc makijażystką Tokio Hotel, będzie spotykać tych wszystkich sławnych i wpływowych ludzi, a przynajmniej tych zajmujących się w mniejszym lub większym stopniu tworzeniem muzyki. Miesiąc temu, po tych dwóch przypadkowych spotkaniach z Billem na wiosnę i po późniejszym milczeniu z jego strony, już nawet o tym nie śniła. Teraz była z Tokio Hotel, najsławniejszym zespołem Niemiec i Europy wśród innych sławnych ludzi. Zaczęła pojmować, że jej życie uległo zmianie o sto osiemdziesiąt stopni i że prawdopodobnie już na zawsze w tym pozostanie. Przypomniała sobie teraz słowa Billa, które powiedział jej, gdy zaskoczył ją wizytą w jej pierwszej pracy – „Możesz później robić co zechcesz z tym doświadczeniem”. Wtedy jeszcze to do niej nie przemawiało. Od zawsze o tym marzyła, ale dopiero w tej chwili zrozumiała, że jej marzenie się spełniało. Tylko czy była na ten medialny świat gotowa, pracując dla chłopaka, w którym się zakochała?

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

35. „Głupia, naiwna blondynka.”

Wszedł do pokoju o niemal identycznym rozkładzie jak ten, w którym on sam miał nocować jeszcze przez dwie noce. Nie musiał pukać, nie musiał pytać o pozwolenie. Nie w tym przypadku. Przeszedł przez pomieszczenie i położył się na łóżku, ciężko wzdychając.
- Znalazła się? – zapytał Tom, zamykając laptopa.
Dredowłosy wiedział, że jego brat potrzebuje teraz wsparcia i podbudowania. Zdawał sobie sprawę z tego, że rano mógł być dla niego zbyt ostry i dlatego teraz chciał poświęcić mu jak najwięcej uwagi. Wiedział, że Ashley jest dla Billa kimś więcej niż tylko makijażystką i koleżanką, a jego zadaniem było wsparcie brata przy jednoczesnym delikatnym – delikatnie mówiąc – wybiciu mu tej dziewczyny z głowy. Nie dlatego, że jemu też się podobała. To nie miało nic do rzeczy. Dla niego była jedną z wielu ładnych dziewczyn, które zauważał codziennie i niejednokrotnie już miał o niej nieprzyzwoite myśli, ale odchodziły tak szybko, jak się pojawiały. Powodem, dla którego nie mógł pozwolić zbliżyć się do niej swojemu młodszemu bratu, było to, że Bill był zbyt uczuciowy. Z jego opisów wynikało, że Ashley nie jest nim w ogóle zainteresowana, dlatego odradził mu jakiekolwiek staranie się. Nie teraz, nie u szczytu kariery. Bill nie mógł przeżywać zawodu miłosnego w chwili, gdy ich zespół miał wyruszyć na ostateczny podbój Europy, a później całego świata. Teraz, gdy dziewczyna sama prosto w twarz powiedziała Billowi, że nic z tego nie będzie, musiał wmówić mu, że Bill wcale nie czuje do niej niczego wielkiego, choć dobrze wiedział, że jest inaczej. Znał go, zanim jeszcze przyszli na świat, więc doskonale rozpoznawał wszelkie anomalie w jego zachowaniu. Obserwował wszystko od jakiegoś czasu i był pewien, że coś jest nie tak. Bill wydawał się być zamyślony częściej niż zwykle i mówił dużo mniej niż zazwyczaj. Wyciszył się, a jak już okazywał jakieś emocje, to była to głównie złość, która nigdy wcześniej tak często go nie nachodziła. Domyślał się, że może chodzić o Ashley, a dzisiejszego ranka dostał na to potwierdzenie.
- Tak, jest u siebie – odparł czarnowłosy i spojrzał na brata, szukając w nim zrozumienia.
- No to gdzie była? – Tom w sekundzie rozpoznał ten zawiedziony wzrok. Wiedział, że musi działać łagodnie, więc utrzymywał spokojny ton głosu, tak samo jak Bill.
- Zwiedzała okolicę i była na zakupach, na które mieliśmy iść razem po drugim wywiadzie. Rozładował jej się telefon.
- Widzisz? Wolała iść sama, niż z tobą i dlatego nic nikomu nie powiedziała. Chce się od ciebie odciąć, żebyś tylko za nią nie chodził i nie robił sobie nadziei.
Czarnowłosy ciężko westchnął. Potrzebował się w końcu wygadać, bo zbyt długo tłumił w sobie uczucia. Teraz żałował, że nie podzielił się z bratem tym wszystkim już na samym początku. Może wtedy potoczyłoby się to inaczej? Może Tom podsunąłby mu któryś ze swoich sposobów i…
Ale on wcale nie chciał zdobywać jej sposobem.
- Ustaliliśmy, że zaczniemy od nowa, tak jakby w przeciągu ostatniego miesiąca nic nie zauważyła i tak, jakbym ja niczego nie okazał. Będzie mi ciężko, Tom. W wywiadach zawsze mówię te wszystkie bzdury o miłości od pierwszego wejrzenia, w którą wcale nie wierzyłem, a okazało się, że mnie dopadła. Nigdy przecież nie odezwałbym się pierwszy do obcej osoby, zwłaszcza do młodej dziewczyny. Wiesz, że ciężko mi komukolwiek zaufać i otworzyć się, a do niej podszedłem tak po prostu i zagadałem o podkładzie, nawet się nad tym nie zastanawiając. Nie myśląc o tym, że może być fanką i rzucić mi się na szyję. Od razu wyczułem, że coś jest ze mną nie tak, że coś w głębi mnie drgnęło, że wyzwoliły się uczucia, których nie znałem. Dlatego uciekłem z tej drogerii, dlatego nie wziąłem wtedy do niej namiaru. Starałem się wyrzucić ją z myśli. Pamiętasz przecież, jak spotkaliśmy ją w barze. Nawet nie chciałem z nią rozmawiać, nie chciałem mieć z nią jakiegokolwiek kontaktu, bo pojawiło się we mnie to obce uczucie, którego się bałem i wolałem go unikać. Później namówiłeś mnie, żeby zadzwonić do niej, gdy znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. I widzisz, mimo próby wyrzucenia jej z głowy, zatrzymałem jej CV. Broniłem się przed nią cały czas, broniłem się do wczoraj. Wczoraj otworzyłem się całkowicie. A dziś powiedziała mi, że ona o wszystkim wie, ale nic z tego nie będzie. – Mówił łamiącym się głosem; głosem wyrażającym tyle zawodu, że Tomowi krajało się serce. Nie było dla niego ważniejszej osoby niż Bill i odczuwał jego cierpienie razem z nim. Koniecznie musiał mu w jakiś sposób pomóc.
- Bill, posłuchaj. Tak naprawdę nigdy nie miałeś dziewczyny na poważnie, nigdy nie byłeś zakochany. Jesteś młody i wchodzisz teraz w taką fazę, że zaczyna ci czegoś brakować, że chciałbyś do kogoś się przytulić, miło by było mieć kogoś obok. Spójrz chociażby na teksty, które piszesz. One odzwierciedlają wszystkie twoje uczucia. Ale przez ostatnie dwa lata nie miałeś praktycznie żadnego kontaktu z dziewczyną nie będącą twoją fanką. Jesteś przepracowany i przeładowany dziewczynami krzyczącymi twoje imię. Dlatego tak zareagowałeś na Ashley, która tego nie robiła, która podeszła do ciebie normalnie. Myślę, że trochę ją sobie wyidealizowałeś i przypisałeś jej cechy, których nie posiada, a które tylko ty chciałbyś, żeby posiadała. Bo po prostu się pojawiła i była inna. Dlatego odradzam ci jakiekolwiek kroki w jej stronę. Jest za wcześnie, żebyś stwierdził, że to na pewno ta jedyna, bo prawie jej nie znasz. Może za miesiąc okaże się, że wcale nie jest twoim ideałem, a teraz nie jest dobry czas na takie problemy.
Milczeli przez chwilę, Bill analizując słowa Toma, a Tom zachowanie Billa.
- To chyba jedyna sytuacja w moim życiu, gdy to mówię, więc słuchaj uważnie: masz tyle racji, Tom. Nie mogę zajmować się tym u szczytu kariery i chociaż będzie mi cholernie trudno się odizolować, to zrobię, co w mojej mocy, by udało mi się opanować sytuacje, w których kierowałem się tym, co czuję. I naprawdę naciesz się tym, co teraz powiem, bo możesz już tego więcej ode mnie nie usłyszeć. Dziękuję, że otworzyłeś mi oczy. Inaczej pewnie ciągnąłbym to dalej, a w najistotniejszym dla was momencie doszedłbym do tych wniosków sam i kto wie, co działoby się z zespołem. Nie chcę myśleć, co stałoby się, gdyby nie było cię przy mnie.
Tom uśmiechnął się ciepło do brata. Cieszył się, że Bill jeszcze całkowicie nie stracił głowy i poczuł nieopisaną ulgę, gdy czarnowłosy przyznał mu rację i podziękował. W każdym innym przypadku Bill zawsze wykłócał się i stał twardo przy swoim zdaniu, nie dając sobie nic wytłumaczyć, a dziś pochłonął rady Toma jak gąbka wodę.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. – Poklepał go pokrzepiająco po ramieniu. – Twoje dobro jest dla mnie ważniejsze niż moje własne. Jestem twoim starszym bratem, muszę się o ciebie troszczyć. Moją rolą jest uświadamianie ci właśnie takich rzeczy i sprowadzanie cię z powrotem na dobry tor, gdy trochę z niego zboczysz. Nie mógłbym pozwolić ci na zrujnowanie twoich marzeń przez tak przypadkową i nieznajomą dziewczynę. Działasz za szybko, zbyt impulsywnie i wkładasz w to zbyt dużo emocji, za bardzo się poświęcasz. Ja myślę trzeźwo i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pomóc ci się odizolować.


Znów została sama w tym dręczącym ją pokoju. Nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy płakać z powodu tego, co przed chwilą zaszło. Z jednej strony nadal miała go obok siebie, z drugiej on oczekiwał czegoś tak zupełnie innego niż ona. Teraz wszystko było jasne i potwierdzone przez niego samego.
Tak bardzo potrzebowała się kogoś poradzić, usłyszeć kilka słów pocieszenia, ale nawet gdyby miała odpowiednią osobę, to jej telefon był rozładowany, a ona była tysiąc kilometrów od domu. Jedynym, czym mogła zająć sobie czas, był stojący w kącie telewizor, jednak film nie potrafił oderwać jej od jej myśli. Łapała się na tym, że przez moment skupiała się całkowicie na zrozumieniu francuskiego lektora, a już za chwilę gubiła wątek, bo w jej głowie siedziała jedna niewłaściwa osoba – Bill Kaulitz. Chłopak, który w momencie, gdy ona myślała, że jest wyjątkowy i uświadomiła sobie swoje uczucia do niego, okazał się być taki jak wszyscy młodzi mężczyźni. Chłopak, którego kochały miliony. I chociaż z tych milionów to ona była najbliżej niego, czuła się, jakby stała ostatnia w kolejce. Starała się zaprzeczyć swojemu sercu i wmówić sobie, że to tylko jego chwilowa reakcja, że to przejściowa fascynacja kimś tak odmiennym. Bardzo chciała w to wierzyć, bo inaczej nieciekawie mogłaby wyglądać ich współpraca. Nie wyobrażała sobie, że miałaby codziennie dotykać tylko jego twarzy i włosów, podczas gdy tak bardzo pragnęła dotknąć jego serca.
Jak mogła dać się nabrać na tę niewinną buźkę? Jak mogła nie rozpoznać, że przez cały ten czas grał uroczego chłopaka czekającego na pierwszą miłość, podczas gdy na swoim koncie najprawdopodobniej miał więcej zaliczonych lasek niż ona miała włosów na głowie? No, może nie aż tyle, ale teraz już wiedziała, że niejednokrotnie wykorzystywał swoją pozycję, by zabawić się z którąś z fanek, które nie odstępowały go na krok i tylko czekały na jego sygnał, a potem były jednocześnie najszczęśliwszymi i najbardziej zranionymi istotami na świecie.
Był podły. Był zepsuty. Był kimś, kogo nigdy nie chciałaby poznać, a życie spłatało jej figla i przypadkowo się w nim zakochała, nie znając o nim całej prawdy.
Przez ten miesiąc była tak naiwna, że teraz chciało jej się jedynie żałośnie śmiać. Ludzie po kilkudziesięciu latach małżeństwa dowiadują się o swoich partnerach szokujących rzeczy, a ona myślała, że po tygodniu wie o nim wszystko i może sobie pozwolić na uczucie. Jaka była głupia! Głupia, naiwna blondynka.

Odskoczyła jak oparzona od drzwi, które właśnie otworzyła. Dlaczego nie rozpoznała go po tym, jak pukał? Chyba po prostu był ostatnią osobą, jakiej by się teraz spodziewała.
- Co tu robisz? – zapytała zaskoczona, zanim zdążył się odezwać. Nie pomyślała, że mogło to zabrzmieć niemiło, a nawet niegrzecznie.
Boże, czego on znowu chciał? Czemu nie mógł zostawić jej samej ze swoimi myślami? Był ostatnią osobą, jaką chciała widzieć i z jaką chciała teraz rozmawiać.
- Miałem nadzieję, że nadal możesz czesać mi włosy. To najprzyjemniejsza część dnia – odparł, patrząc na nią z lekkim uśmiechem. W ręku trzymał szczotkę, którą już dobrze znała.
Wiedziała, że ten moment kiedyś nadejdzie, ale nie spodziewała się, że tak szybko. Wydawało jej się, że będą potrzebowali trochę czasu, by wejść z powrotem na przyjacielską ścieżkę, by zacząć od nowa. Była zaskoczona, że potrafił całkowicie zmienić swoje nastawienie w ciągu kilku godzin. Jej się jeszcze nie udało, chociaż bardzo się starała.
Wahała się, co odpowiedzieć. Miała ochotę go wyśmiać, dać mu w twarz i przepędzić go, no bo jak on w ogóle miał czelność przychodzić do niej po tym wszystkim, gdy było to jeszcze tak świeże? Z drugiej strony jednak jej serce nadal nieprawdopodobnie do niego lgnęło i nie potrafiła mu odmówić.
- Oczywiście, że mogę. To również moja ulubiona część dnia. – Przyznała, wpuszczając go do środka.
Nie brzmiał, jakby chciał ją uwieść. Wręcz przeciwnie, ton jego głosu był spokojny i całkowicie przyjazny.
- Dlaczego nie było cię na kolacji? – spytał i usiadł na brzegu łóżka.
- Kolacji? – Powtórzyła po nim, jakby pierwszy raz słyszała o czymś takim. Spojrzała na zegarek, który wyświetlał godzinę 22:36. Zupełnie straciła poczucie czasu, „oglądając” filmy. – Zasiedziałam się, zapomniałam…
- Nie krępuj się, jeśli będziesz chciała sobie coś zamówić.
- Może później, zajmijmy się tymi włosami.
Nie chciała powtórki z wczoraj, a póki co wszystko wyglądało niemalże identycznie. Nadal toczyła ze sobą walkę, ponieważ jedna jej strona pragnęła przeżyć to wszystko jeszcze raz, a druga przysięgła, że do tego nie dopuści. Wiązała z nim nadzieje zupełnie inne od tych, które on wiązał z nią, dlatego czesząc go, wkładała wszystkie swoje siły w to, by nie myśleć o nim tak, jak do tej pory. Niestety nie udało jej się.
Znowu chłonęła go i odczuwała prawie każdym zmysłem. Wszystkie te doznania były tak intensywne, że kręciło jej się w głowie. Widziała profil jego pięknej twarzy, czuła jego paraliżujący zapach, dotykała jego szorstkich włosów i słyszała jego spokojny oddech. Nie znała jedynie jego smaku.


Siedział dzisiaj na jej łóżku tak, jak wczoraj siedział na swoim i ona czesała go dokładnie tak samo. Wiedział, że nie powinien do niej przychodzić, że teraz powinien trzymać się od niej z daleka. Obiecał przecież i sobie, i jej, i nawet Tomowi, że nie będzie prowokował takich sytuacji, ale nogi same zaprowadziły go do jej pokoju. Tak naprawdę nie oczekiwał niczego więcej, niczego sobie nie wyobrażał, przekraczając jej próg. Chciał tylko znów poczuć jej bliskość, chciał znów poczuć na skórze dotyk jej paznokci i opuszków palców, gdy przypadkowo, delikatnie drapała jego szyję, wybierając pasma jego włosów. Starał się zapamiętać każdy jej ruch, by móc wracać do tej chwili, gdy tylko zechce. Robił to też w obawie przed tym, że któregoś dnia ona powie, że przecież mógłby czesać się sam i wcale nie musi do niej codziennie przychodzić. Nie skłamał, mówiąc, że to jego ulubiona część dnia. Nie czuł tego samego, gdy go malowała czy nawet dopiero układała mu fryzurę. Mógłby oddać wszystkie inne spędzone z nią chwile, tylko nie te, w których siedziała za nim, a on czuł jej oddech na swoich plecach. Wczoraj był tak wykończony, a przy niej było mu tak dobrze, że zasnął pod wpływem jej delikatnych ruchów, lecz dzisiaj był świadomy wszystkiego jak nigdy wcześniej. Był całkowicie przytomny i rozkoszował się każdą jedną sekundą, jaką mógł spędzić z nią w całkowitej ciszy, słysząc tylko jej pojedyncze, urywane wdechy i bardzo powolne, ciężkie wydechy. Nie wiedział, co działo się z nią, ale dobrze wiedział, co działo się z nim. Oddawał się jej całkowicie, był wobec niej zupełnie bezbronny. Najgorsza była dla niego jednak świadomość, że ona nie czuła nic podobnego. Nieustannie słyszał jej głos, mówiący: „Nie będzie między nami tego, na co po upłynięciu tego tygodnia liczyłeś” i zadający rany niemal na każdej części jego ciała i duszy. Nie mógł wyrzucić z głowy tego, co powiedziała, dręczyło go to bez przerwy, w każdej minucie, od momentu, gdy to usłyszał.
Tak bardzo przez te cztery tygodnie starał się, by nie zepsuć ich relacji, a i tak mu się nie udało. Zdawał sobie sprawę, że miesiąc to za krótko, by czegokolwiek od niej oczekiwać, dlatego próbował nie okazywać przesadnie tego, co uderzyło w niego kilka miesięcy temu. Niestety romantyczna kolacja przy rockowych balladach i z widokiem na wieżę Eiffla za bardzo odsłoniła przed nią jego uczucia. Jak w ogóle mógł myśleć, że będzie inaczej? Pracodawcy nie robią takich rzeczy. Przyjaciele też nie. I stało się to, czego obawiał się najbardziej. Gdy tylko zorientowała się, że traktuje ją inaczej, niż powinien traktować makijażystkę czy koleżankę, natychmiast wprost powiedziała mu, że nic z tego nie będzie.
Mimo rozmowy z Tomem, nadal czuł, że może sobie z tym nie poradzić. Czuł już teraz, że będzie cierpiał tak długo, jak długo ona będzie obok niego. Nie potrafiłby jednak jej zwolnić i urwać kontaktu. Nie, nigdy. Jego potrzeba bycia przy niej była tak mocna, że był w stanie znieść każde cierpienie związane z nieodwzajemnianiem jego uczuć. Obsesyjnie pragnął czuć jej obecność, choćby miało boleć go to niemalże ponad jego siły i doprowadzać go na skraj szaleństwa. Posmakował nieba i nie chciał już żyć na ziemi.
Odezwał się dopiero, gdy przestał czuć przyjemne, lekkie ciągnięcie włosów i jej muskające jego szyję paznokcie.

Siedziała za nim obserwując jego unoszące się i opadające pod wpływem wdechów i wydechów ciało. Patrzyła na jego zaokrąglone ramiona i powstrzymywała się, by go nie dotknąć. Gdy zamykała na chwilę oczy, od razu wyobrażała sobie, jak kładzie dłonie i opiera głowę na ciepłej, nagiej skórze jego barków i pleców. Pragnęła i potrzebowała jego bliskości, ale powoli przestawała jej wystarczać sama jego obecność. Chciała móc chwycić jego dłoń, pogładzić jego policzek, objąć go i sama zostać zamkniętą w jego ramionach. Jak miała to wytrzymać? On zadał jej rany, a ona z pełną świadomością posypywała je solą, nie dając im się zagoić, tylko sprawiając sobie jeszcze większy ból. Biorąc ostatni głęboki oddech, nabierając do płuc otaczające go powietrze, odsunęła się od niego i odłożyła szczotkę.
Magiczny nastrój nagle jakby prysł. Wizja jego nagich pleców i ramion stopniowo zanikała w jej wyobraźni. Powróciła do rzeczywistości.
- Już? – zapytał po chwili. – Dziękuję – dodał, gdy mruknęła twierdząco.
Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na środku wielkiego łóżka, a on na jego brzegu. Odwrócił się bokiem i skierował brązowy, łagodny wzrok w jej stronę. Dziwiła się sama sobie, że się go nie wystraszyła. Mogła swobodnie na niego patrzeć, bo nie wyczuwała w jego zachowaniu żadnych złych zamiarów. Uśmiechnęła się i z powrotem wzięła szczotkę do ręki. Zeszła drugą stroną łóżka i obeszła je, zbierając ze szczotki włosy, które mu wypadły, gdy go czesała. Cały czas podążał za nią wzrokiem, gdy kierowała się do łazienki w celu wyrzucenia czarnego kłębka do kosza. Stwierdziła, że zatrzymanie go dla siebie byłoby już wariactwem i mogłaby spokojnie zapisywać się do psychiatry, gdyby tak zrobiła. Zaskoczyło ją to, że czuła się przy nim całkiem swobodnie.
- Jakie są plany na jutro? – spytała, stając przed nim, wciąż siedzącym na łóżku i oddała mu szczotkę, po czym cofnęła się nieco do tyłu. Lepiej było nie podchodzić zbyt blisko.
- David nas nie oszczędza. – Chłopak ciężko westchnął i spojrzał na nią z niezadowoloną miną. Zaśmiała się widząc wyraz jego twarzy. – Rano wywiad dla radia, później do gazety, w telewizji, a na koniec jeszcze raz jakieś radio. Nie wiem, skąd on wytrzasnął te radia, bo nie było ich wcześniej w planach.
- Dba po prostu o was, o zespół. Nie masz co narzekać na takiego menagera.
- Wiem, tak tylko czasem zrzędzę. Po prostu nie lubię, gdy coś wypada tak nagle, ja musze mieć wszystko wcześniej ustalone. Ale wiem, że wyjdzie nam to na dobre. – Podniósł się, aż musiała zadrzeć głowę do góry, by móc nadal na niego patrzeć.
- To o której jutro zaczynacie pracę?
- Mamy być gotowi na jedenastą trzydzieści.
Czy ich rozmowa właśnie ograniczyła się do suchych, zawodowych stwierdzeń? Przecież tego nie chcieli.
- W porządku. Mam tylko jedną małą sugestię. – Powiedziała i spojrzała na niego uważnie, jakby pytała go, czy może w ogóle coś zaproponować. Kiwnął głową na znak, że jej słucha i powinna kontynuować. – Jeśli to ja mam układać twoje włosy, powinniśmy zmienić kolejność. Wydaje mi się to bez sensu, że maluję najpierw chłopaków, a potem oni czekają godzinę na ciebie. Odwróćmy to, ty będziesz pierwszy, a potem oni, bo każdy z nich zajmuje mi dosłownie chwilkę, a nad tobą muszę trochę posiedzieć.
Tak bardzo chciałaby posiedzieć nad nim jeszcze dłużej. Najlepiej na zawsze. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę w tej chwili przeszło jej to przez myśl.
- No jasne, jak chcesz. Włosów nie oddam już nikomu innemu, ty sobie z nimi świetnie radzisz.
Nie skomentowała tego, co właśnie powiedział. Niedawno mówił jej, że mieli dziewczynę od układania fryzur, ale nie była im potrzebna , bo wszyscy radzą sobie sami, a on sam codziennie ma inny pomysł na swoje włosy i woli to robić po swojemu. Bardzo spójne i logiczne zachowanie, Kaulitz. Sama nie czuła, żeby robiła z jego fryzurą coś nadzwyczajnego, wykonywała jedynie jego polecenia. Może uważał, że ona tak doskonale rozumiała jego wizje?
- To zaczniemy od razu po śniadaniu, żeby na spokojnie zdążyć. – Zdecydowała. Nawet jej się spodobało ustalanie planu dnia Billa. No, może dnia to za dużo powiedziane. Poranka. Podobało jej się to, że jej tak ufał i pozwalał podejmować decyzje. Co z tego, że były to prawie nic nie znaczące decyzje? Dla niej to było coś. W końcu był perfekcjonistą i lubił mieć wszystko ustalone pod siebie, a jej pozwolił wyznaczyć godzinę malowania. Nagle skarciła samą siebie w myślach. Dlaczego znowu zaczęła analizować jego zachowanie? Miała już tego nie robić i nic sobie nie wmawiać. Pozwolił, to pozwolił, nie ma co tego roztrząsać. Koniec z rozważaniami na jego temat, skoro jego zachowanie było tak chaotyczne, a oczekiwania tak jasne. Chyba nadal nie mogła w to uwierzyć. – To widzimy się o dziewiątej na śniadaniu. Trafię bez problemu. – Nie mogła sobie jednak odmówić jeszcze chwili władzy.
- Tak, o ile wstanę. – Mruknął niezadowolony. Pamiętała, jak mówił, że potrafi spać do późnego popołudnia, a od dłuższego czasu codziennie wstawał z samego rana, więc domyśliła się, że właśnie to było przyczyną pojawienia się niechęci w jego głosie. Patrzyła na niego wyczekująco, nie wiedząc, co jeszcze miałaby dodać. – Idę do siebie, a ty zamów sobie jakąś kolację. – Powiedział, przechodząc obok niej i kierując się do wyjścia, a ona podążyła za nim. – Potrzebujesz czegoś ode mnie? – Zapytał, gdy był już przy drzwiach.
Chwilę zajęło jej, zanim domyśliła się, że chodzi mu o rzeczy niezbędne do wykonania wieczornej toalety.
- Nie wszystko sobie już kupiłam. – Odparła zgodnie z prawdą. I tak planowała kupić po drugim egzemplarzu szamponu czy szczotki. Nie stać jej było jedynie na przykładowo dwie suszarki czy dwa zestawy kosmetyków do makijażu, ale po tygodniu odkryła, że suszarki są w hotelach, a umalować mogła się kosmetykami z kuferka.
Jeszcze wczoraj poprosiłaby go o cokolwiek. Dzisiaj już niczego nie chciała. Poczuła tylko dziwną słabość, gdy go czesała, ale poza tym jednym wyjątkiem starała się zachować neutralne podejście.
- To idę, dobranoc – powiedział w pośpiechu, opuszczając jej pokój.
- Do jutra – odparła nieco zaskoczona jego ucieczką i zamknęła za nim drzwi.
- Fajna koszulka! – Usłyszała w ostatniej sekundzie, ale było już za późno na jakąkolwiek odpowiedź.
Przecież nie kupiłbyś beznadziejnej, pomyślała od razu. Uważała jego styl za bezbłędny. Nie wiedziała, o co chodzi z tą koszulką, że wszyscy zwrócili na nią uwagę. A już zwłaszcza on. Przecież sam jej ją wczoraj dał, więc co go teraz dziwiło?
Zauważyła, że od początku ich znajomości przez cały czas od siebie uciekali. Najpierw on od niej, później ona od niego, a teraz już na zmianę. Jakby nie mogli spokojnie się pożegnać, tylko jedno dosłownie wybiegało od drugiego i znikało, rzucając w pośpiechu jakieś puste słowa. Zdecydowanie ich rozstania nie należały do tych długich i przeciągających się przez kilkanaście minut. Raz, dwa i już któregoś z nich nie było.
Zaśmiała się do siebie, gdy zorientowała się, że właściwie wygoniła go ze swojego pokoju. Nie zrobiła tego specjalnie, powtarzała sobie jedynie w kółko, żeby nie prowokować niezręcznych momentów i nie nadinterpretować niczego. I takim sposobem go po prostu spławiła, chociaż wcale tego nie chciała. Chciała tylko uniknąć niewłaściwych dla ich relacji sytuacji. Może tak rzeczywiście było lepiej? Po zachowaniu takiego dystansu nie zajmował jej myśli przez resztę wieczoru. To znaczy zajmował, ale już nie tak obsesyjnie. Mogła swobodnie wycierać się jego ręcznikiem czy spać w jego koszulce bez obawy, że zwariuje. A może dopiero teraz docierały do niej jego zamiary wobec niej? Może dopiero teraz zaczynała to sobie uświadamiać i jej podświadomość automatycznie go odrzucała? Tak, to było całkiem logiczne. Dlaczego miałaby nadal popadać w zachwyt nad kimś, kto chciał się z nią wyłącznie przespać? Powinna od razu dać mu w twarz i odejść z pracy, zerwać z nim wszystkie kontakty. Tylko co wtedy z jej karierą? Kto traktowałby ją poważnie, gdyby w życiorysie miała miesiąc pracy w lokalnej telewizji i miesiąc pracy dla Tokio Hotel? Jedna decyzja mogła pociągnąć za sobą wiele konsekwencji, które negatywnie wpłynęłyby na jej życie. Musiała zacisnąć zęby i robić dobrą minę do złej gry.

Zastanawiała się, dlaczego trafiło akurat na nią. Dlaczego zakochała się w chłopaku, który był nią zainteresowany wyłącznie fizycznie i który jednocześnie był jej pracodawcą i najsławniejszym nastolatkiem w Europie?

piątek, 22 sierpnia 2014

34. „To on. To wszystko on…”

Dredowłosy wparował do pokoju swojego brata bez najmniejszego ostrzeżenia. Nie wszedł niepewnie, nie wstąpił przypadkiem, nie odwiedził go przy okazji. Po prostu wtargnął, nawet nie myśląc o tym, żeby zapukać. Tak jak się tego spodziewał, drzwi nie były zamknięte na klucz. Starał się nie myśleć o tym, kogo i w jakiej sytuacji może u niego zastać. To, że był na niego zły, to za mało powiedziane. Był wściekły i mimo że nie zobaczył tego, czego się spodziewał, to i tak to, co ujrzał w jego pokoju, doprowadziło go na skraj wzburzenia.
- Co to ma, kurwa, znaczyć?!  - krzyknął, potrząsając nieprzytomnym bratem leżącym na łóżku.
- Co ty chcesz? – Bill z wielkim wysiłkiem otworzył oczy, bo nie dość, że był niewyspany, to dodatkowo raziły go promienie słońca wpadające do pokoju przez ogromną szybę. Przejechał zaledwie przez granicę, a pogoda zmieniła się, jakby był na innym kontynencie. Na jego twarz wstąpił grymas wywołany tak nagłą pobudką.
- Co ja chcę? To może wytłumaczysz mi, co robiłeś przez całą noc, że najpierw nie było cię w pokoju, a później nie raczyłeś odebrać ode mnie telefonu? – Słuchając krzyków Toma, Bill podniósł się do pozycji siedzącej, zauważając, że zasnął w ubraniach. Na dodatek w makijażu, a przecież mówiła mu, żeby go zmył. Chyba. Tak, mówiła. O ile tu była i o ile wszystko mu się nie przyśniło. - Nie pamiętasz? Może dwa talerze, dwa kieliszki i butelka wina rozjaśnią ci nieco sytuację? Pozwól, że zacytuję twoje mądre słowa: „wydaje mi się, że się zapędziłeś”. Tak, to leciało jakoś tak. Wyjaśnisz mi, co ty wyprawiasz? Powiesz na głos, do kogo należy drugi kieliszek, czy mam sobie odpowiedzieć na to oczywiste pytanie sam? – Czarnowłosy milczał, zupełnie nie rozumiejąc zachowania swojego brata. Przecież nic się nie działo. Chyba. – No, nie patrz tak na mnie, tylko powiedz mi, co ty wyprawiasz z tą dziewczyną?
- Nic nie wyprawiam – odparł, nie mając ochoty na rozmowę z Tomem, który z jednej strony oczekiwał wyjaśnień, a z drugiej prawie nie dawał mu dojść do głosu.
- Rzeczywiście nic, tylko pijesz z nią wino o pierwszej w nocy! No totalnie nic! Nie pamiętasz, co mi mówiłeś? Nie sypiamy ze współpracownikami!
- A widzisz ją tu gdzieś?! Nie sypiam z nią! – Momentalnie rozbudziły go oskarżenia, które zazwyczaj nawet nie przemykały mu przez myśl. Może dwa czy trzy razy… Cztery… Och, no może jednak częściej, ale…
- Chyba chciałeś dodać „jeszcze”? – Zironizował Tom, patrząc pobłażliwie na swojego młodszego brata.
- Nie, nie myślę o niej w ten sposób. – Myślał, bo niby jak mógłby nie reagować na jej kształty, które szalenie mu się podobały, ale było to jedynie tłem dla wszystkich innych uczuć, jakie w nim wzbudzała.
- No to w jaki? W jaki sposób można myśleć o dziewczynie, którą w nocy zaprasza się na lampkę wina? No oświeć mnie, geniuszu!
- Nie wiem, Tom! Ona wyzwala we mnie coś, czego sam nie umiem pojąć, a co dopiero wyjaśnić to tobie.
- Po prostu chcesz ją przelecieć!
- Nie…! Tak! Nie, kurwa, Tom, zejdź z tego tematu! Nie o to chodzi! Ja chcę z nią po prostu spędzać czas, mam potrzebę opiekowania się nią. Chcę, żeby uczestniczyła w moim życiu, chcę rozmawiać z nią i chcę z nią milczeć, chcę, żeby po prostu była.
- Jesteś jakiś porąbany. I przy tym wszystkim nie chcesz jej rozebrać?
- Nie. Wręcz przeciwnie, chcę ją ubrać, chcę zasłonić ją przed całym złem tego świata, chcę, żeby niczego jej nie zabrakło. Ona jest tak ciepłą osobą, taką uroczą, taką niewinną… A ja wpakowałem ją w życie pod kamerą, w którym teraz pragnę ją wspierać, by taka pozostała. - Spojrzał na brata, szukając zrozumienia, jednak widząc w oczach identycznych jak swoje takie zdenerwowanie, wiedział, że nie ma co liczyć na choć odrobinę empatii.
- Skończ już z tymi patetycznymi bzdurami i ocknij się. Nie masz teraz głowy ani czasu na miłostki. Ty to nie ja. Ja widzę dziewczynę, podoba mi się, a za dwa dni podoba mi się kolejna. Ty jak już zaczniesz, to nie będziesz znał granicy, poświęcisz się całym sobą. Jesteśmy w szczytowej fazie kariery. Jesteś nam potrzebny, szanowny frontmanie. Jak coś zawalisz, bo odbije ci na punkcie tej dziewczyny, to osobiście cię uduszę, a później zabiję i siebie, bo przecież bez ciebie nie dam sobie rady. To z kolei wywoła falę nastoletnich samobójstw w całej Europie, więc naprawdę lepiej to przemyśl. – Nawet do tak poważnej rozmowy dredowłosy potrafił wtrącić jakiś żart.
Bill nie zwrócił uwagi na słowa Toma i kontynuował zaczęty przez siebie wątek. Skoro już się przyznał, to potrzebował wygadać się do końca i nie zraziły go groźby brata.
- A wiesz, co w tym wszystkim jest najdziwniejsze? Że na początku czytałem z niej jak z otwartej księgi, a teraz nie mogę zrozumieć nic z jej zachowania. Widzę, że wstrzymuje oddech, gdy jestem obok, widzę, jak trzęsą jej się ręce, a jednocześnie wydaje mi się, że kompletnie się mną nie interesuje i spędza ze mną czas z uprzejmości. Jest zbyt miła, by powiedzieć: „nie, nie chcę z tobą siedzieć, idź sobie”, kiedy przychodzę. Daję jej tak oczywiste sygnały, mówię tak oczywiste rzeczy, a ona albo się nie odzywa, albo ucieka. Wybrałem ją, bo szukałem kogoś, kto nie będzie chciał mnie w sobie rozkochać, a teraz chciałbym, żeby było wręcz przeciwnie. A wczoraj… - Przełknął ślinę i złapał oddech, nabierając nieco siły, by mówić dalej. - Wczoraj poczułem się jak kompletny głupek. Zaaranżowałem taki wieczór, a ona nawet się nie odezwała na ten temat. Nawet na mnie nie patrzyła, dopóki nie usiadłem niemalże naprzeciwko niej i nie zmusiłem ją do patrzenia na mnie. Rozumiesz? Nic, zero, żadnej reakcji. Nie widziałem w niej nic oprócz strachu, tylko powiedz mi, czego miałaby się bać, jeśli nie tego, że zaraz ją pocałuję? Naprawdę miałem to zrobić, chciałem to zrobić już tyle razy, ale za każdym razem po prostu boję się, że wszystko spieprzę, bo ja nie widzę żadnego najmniejszego sygnału potwierdzającego, że ona też tego chce. Gdybyś wtedy widział to przerażenie w jej oczach… Żeby nie wyjść na totalnego kretyna zacząłem mówić o jakichś bzdetach i o tym, jak bardzo cenię jej profesjonalizm, żeby dłużej nie myślała, że to wszystko z mojej strony coś znaczy. Dopiero wtedy się rozluźniła i zaczęła ze mną rozmawiać… Wiesz jak się w tamtym momencie czułem? Jakbym dostał od niej w twarz za to, że za bardzo się zbliżam. Przez większość nocy nie zmrużyłem oka, bo myślałem o tym, jak mnie potraktowała. Zrobiła swoje i uciekła. Poprosiłem ją o rozczesanie włosów, więc wykonała to zadanie bez najmniejszych oporów, a potem prawie że wybiegła z pokoju, niemal się nie odzywając, rzucając tylko jakieś „jestem zmęczona, dobranoc”.
Gitarzysta z uwagą słuchał brata, powoli opanowując emocje.
- No to odpuść, skoro nie jest tobą zainteresowana. Może w innych okolicznościach doradziłbym ci coś innego, ale ty teraz nie masz czasu na jakieś podchody miłosne. – Głos Toma zdecydowanie się uspokoił pod wpływem tego wyznania, chociaż nadal był stanowczy. – Teraz musisz dać z siebie dwieście procent w pracy, musisz poświęcić się zespołowi, a nie romansom, które w twoim wydaniu nigdy nie będą przelotnymi. Daj sobie spokój, rozumiesz? Dopóki jeszcze nie jest za późno, dopóki nie wpadłeś w to po uszy. Wiesz, jak się nazywasz? Wiesz, kim jesteś? Jesteś obłędnie pięknym, idealnym, obrzydliwie bogatym i sławnym facetem, Bill. Jeśli jeszcze jej to nie zaimponowało, jeżeli jeszcze nie chce się do ciebie zbliżyć, to już tego nie zrobi. Musisz nie być w jej typie, ot, cała filozofia.
Przeanalizował słowa brata, dwa razy powtarzając sobie najważniejsze zdania w myślach. Odpuść. Nie jest tobą zainteresowana. Daj sobie spokój. Dopóki nie jest za późno. Musisz nie być w jej typie.
Prawda płynąca z ust jego drugiej połówki była bolesna, ale przecież on był silny i potrafił sobie z tym poradzić. Wyprostował się i spojrzał na swojego bliźniaka, jakby właśnie podejmował rzucone przez niego wyzwanie.
- Masz rację, Tom. Muszę przystopować, nim nie jest za późno.
Wydawało mu się, że jeszcze nie było i postanowił już więcej nie próbować nawiązać z nią bliższego kontaktu. Nie znał uczucia, jakie towarzyszyło mu, gdy o niej myślał lub z nią przebywał, ale Tom uświadomił mu, że ona nie czuła nic podobnego, nawet w najmniejszym stopniu. Jego brat miał rację, musiał poświęcić się w tej chwili przygotowaniom do zbliżającej się wielkimi krokami trasy. Jeśli zainteresowanie nie wyszło samo z jej strony, to on nie mógł pozwolić sobie teraz na rozpraszające go podboje miłosne i próby zyskania jej uwagi.
- Idź się ogarnąć, bo wyglądasz jak wrak człowieka. Ja zamówię nam jedzenie.


Zdziwiła się, gdy o dziewiątej nie usłyszała pukania do drzwi. Mieli o tej godzinie iść na śniadanie, ale nikt się po nią nie zjawił. Czekała jeszcze pięć minut, po czym wyszła z pokoju i dowiedziawszy się od obsługi, gdzie ma się kierować, spełniła tę swoją małą zachciankę i weszła pięknymi schodami piętro wyżej, gdzie znajdowała się restauracja bardzo podobna do tej w berlińskim Radisson Blu. Jedna ściana była całkowicie oszklona, a na dodatek można było zjeść posiłek na świeżym powietrzu na tarasie z widokiem na wieżę Eiffla. Tam też dostrzegła Gustava i Georga, do których bez wahania się dosiadła. Znów ominęło ją zamawianie dań, bo chłopacy mieli już wszystko na stole.
- Cześć, gdzie są wszyscy? – zapytała, nalewając herbatę z dzbanka do swojej filiżanki. Tak, herbata to było to, czego potrzebowała po ciężkiej nocy pełnej myśli, których i tak nie udało jej się uporządkować. Nadal wczorajsze zachowanie Billa było dla niej po prostu chore.
- Myśleliśmy, że ty nam to powiesz – odrzekł basista i spojrzał na nią badawczo. Zauważyła, że obydwaj przyglądają się jej czarnej koszulce z dużą, czerwoną czaszką z przodu. – Skoro nosisz t-shirt Billa, wygląda na to, że coś wiesz.
- Nie, dostałam go wczoraj, żebym miała w co się dzisiaj ubrać. Odkąd wstałam, z nikim się nie widziałam. – Wyjaśniła szybko i nałożyła na stojący przed nią talerz dwa nieduże naleśniki. – Smacznego – dodała i włożyła do ust pierwszy kęs, by tylko nie musieć rozmawiać o młodszym Kaulitzie.
- Wzajemnie. Czy to nie ta sama koszulka, którą Bill miał w klipie do „Rette mich”? – Zauważył Gustav i zmrużył oczy, lekko się uśmiechając.
- Dokładnie ta! – odpowiedział mu Georg, również przywołując uśmiech na swoją twarz. – Coś tu się dzieje? – Wyszczerzył się i znacząco poruszył brwiami.
- Georg, proszę cię, nic się nie dzieje… - mruknęła, starając się zabrzmieć przekonująco. – Po prostu… Wiesz, chyba się poczuł w obowiązku, skoro to jego ochroniarz zapomniał moich rzeczy. To znaczy, wasz ochroniarz, ale… - Zaczynała się plątać i jak najszybciej musiała z tego wybrnąć. – Ale przecież gdyby nie Bill, to ja nie byłabym wam potrzebna. Więc… no. Stwierdził, że jest za mnie odpowiedzialny czy coś takiego.
- Ale muszę przyznać, że wyglądasz w niej dużo lepiej niż on! – dodał basista jeszcze bardziej rozbawiony. Uff, nie wzbudziła żadnych podejrzeń.
- Może też lepiej śpiewasz?
Georg i Gustav niewątpliwie byli idealnymi towarzyszami do śniadania dającego energię na cały dzień. Nie doprowadzali jej do ataku serca, tak jak Bill i nie irytowali niesmacznymi żartami, jak Tom, a tym bardziej nie kłócili się między sobą i nie naburmuszali tak, jak czasem zdarzało się to bliźniakom. Byli po prostu pozytywni i zabawni, ale ona ani na chwilę nie mogła przestać myśleć o tym, co spowodowało, że Kaulitzowie nie przyszli na śniadanie oraz czy podarowanie jej przez Billa koszulki, którą miał na sobie podczas kręcenia teledysku do takiej piosenki jak „Rette mich”, miało jakieś głębsze znaczenie. Gdyby tylko mogła go o to zapytać…

Wróciła do pokoju w pozornie dobrym nastroju. Cieszyła się, że w tej całej zawiłej sytuacji chociaż Gustav i Georg byli całkowicie neutralni. Z pewnością cała czwórka chłopaków była najlepszymi przyjaciółmi, jednak wiedziała, że jeśli bliźniacy są w tej chwili razem, to bez wątpienia to ona jest głównym tematem ich rozmowy. Pamiętała, jak Tom wczoraj powiedział jej, że Bill prędzej czy później się wygada i była przekonana, że właśnie dzisiejszego ranka opowiedział starszemu bratu wszystko, co go dręczyło i na pewno było to związane z jej osobą. Nie wiedziała tylko, czy mówił o niej pozytywnie, czy negatywnie. Tego jeszcze nie rozgryzła.
Do przyjazdu ekipy z gazety zostało tylko półtorej godziny, a nikt nie odzywał się do niej w sprawie malowania. Sprawdziła telefon, o którym wczoraj zupełnie zapomniała. Rodzice musieli się o nią martwić, bo oprócz krótkiego smsa z pytaniem, czy dojechała, próbowali jeszcze dwa razy się do niej dodzwonić. Odpisała szybko, że jest na miejscu, ale niefortunnie jej bagaż został w Magdeburgu, więc nie jest pewna, czy starczy jej baterii na cały wyjazd i obiecała, że odezwie się, gdy tylko wróci do domu.
Na początku przeszło jej przez myśl, że może ładowarka któregoś z chłopaków będzie pasować, ale szybko odrzuciła tę możliwość, gdy przypomniała sobie najnowsze modele telefonów w ich dłoniach.
Nie miała w zwyczaju wysyłać smsów, wolała dzwonić, ale skoro napisała już do mamy, postanowiła wyjątkowo napisać także do Billa. Co z tego, że był dwa pokoje dalej. Wydawało jej się to być lepszą opcją niż pójście do niego osobiście, czy nawet zadzwonienie. Gdy pisała wiadomość na telefonie nie mógł zobaczyć jej przepełnionego czułością wzroku ani usłyszeć jej trzęsącego się głosu. Nie rozpisywała się zbędnie, zapytała tylko, o której przyjść. Odpisał jej błyskawicznie, chociaż trochę inaczej, niż się tego spodziewała. Zamiast konkretnej godziny odczytała tylko mało rzeczowe: „Tak, aby zdążyć ze wszystkim”. Nie wiedziała jednak, co kryje się pod tym wszystkim, więc szybko napisała kolejnego smsa z pytaniem, czy w tym wszystkim uwzględnić ma także układanie jego fryzury. Gdy zobaczyła na ekranie krótkie „Tak”, o nic więcej już nie pytała. Musiała się pospieszyć, by zdążyć na czas z czterema twarzami i jednymi włosami. Wzięła swój kuferek i wyszła z pokoju, kierując się do Toma. Zawsze zaczynała od niego i tak też było tym razem.

Wpuścił ją do środka, patrząc na nią podejrzliwie, a przynajmniej tak jej się wydawało. Wiedziała, że była tematem numer jeden dzisiejszego poranka.
- Cześć, przyszłam cię umalować, mamy mało czasu. – Wytłumaczyła zwięźle, wchodząc do jego pokoju. Właściwie pierwszy raz była w pomieszczeniu, w którym nocował Tom i zdziwiło ją, że nie zdążył jeszcze przez całą noc nabałaganić. Być może on, w przeciwieństwie do swojego młodszego brata, nie miał w nocy gości.
- Skąd masz koszulkę z „Rette mich”? – zapytał, starając się patrzeć jej w oczy, lecz jego wzrok mimowolnie uciekał w kierunku naprężonego materiału w okolicach jej biustu. Na metce t-shirtu wyczytała, że jest to S-ka, ale jej S-ki były zdecydowanie większe, choć może chodziło jedynie o krój niedostosowany do jej kobiecej sylwetki.
- Przecież jej nie ukradłam – odpowiedziała, śmiejąc się i zaczęła rozstawiać się z kosmetykami obok okna, takiego samego jak w jej pokoju i w pokoju czarnowłosego. – Dostałam ją wczoraj od Billa. To coś dziwnego? – dodała po chwili milczenia ze strony chłopaka.
- Nie, tak tylko pytam  - odparł, jakby wyrywając się z zamyślenia i wzruszył ramionami.
Dziwiła się, że we wszystkich ta jedna koszulka wzbudza takie zainteresowanie, jakby była czymś nadzwyczajnym. Może rzeczywiście była? Może było tak, jak jej się wydawało; może miała jakieś szczególne znaczenie?
- Dlaczego nie było was na śniadaniu? – spytała, wykorzystując okazję, by nie musieć pytać już o to Billa.
- Kogo nie było? – Zdziwił się chłopak, a tym bardziej zdziwiła się ona, słysząc jego zaskoczenie.
- Ciebie i Billa. – Odrzekła, jakby było to oczywiste; jakby gitarzysta o tym zapomniał, a ona miała mu to teraz przypomnieć.
- Ja jadłem u siebie w pokoju, a on… Nie miałem pojęcia, że też nie wyszedł.
- Tak, jego też nie było. Widać, że bliźniacy. – Westchnęła, kręcąc głową i poczuła ulgę, że Bill jednak nie zwierzał się Tomowi z problemów. Że jednak nie była na ich językach przez cały poranek. Tak naprawdę chciała, żeby jej relacja z Billem nie wyszła na światło dzienne i nie miała żadnych innych uczestników czy świadków. Nie chciała, by opowiadał komukolwiek o jej przerywanym oddechu, obłąkanym wzroku i drżeniu całego jej ciała, gdy tylko się zbliżał. Nawet Tomowi.
W znacznie lepszym nastroju, niż jeszcze była minutę temu, zaczęła nakładać dredowłosemu kosmetyki. Wydawało jej się, że to jeszcze trochę za wcześnie i jeśli to ona miała układać także włosy Billa za każdym razem, to musieli jakoś zmienić kolejność malowania.
Tom nie zaskoczył ją niczym nowym. Rozmawiali o wszystkim bardzo swobodnie, choć chłopakowi co chwilę zdarzyło się wtrącić jakiś żart, będący bardziej lub mniej na miejscu. Zdążyła się już chyba do tych jego dopowiedzeń przyzwyczaić. Mimo tego, że Tom był bardzo przystojnym, inteligentnym i utalentowanym młodym mężczyzną, wiedziała, że nie zdobyłby jej serca w żaden sposób. Bardziej ją bawił swoim zachowaniem niż jej ono imponowało i traktowała go trochę pobłażliwie. Pod wpływem żadnego z jego tekstów nie uginały jej się nogi. Spojrzeń - tak, jeszcze czasami czuła lekki dyskomfort, gdy na nią patrzył, choć może spowodowany był tym, jak bardzo jego oczy były podobne do oczu Billa.
Zebrała swój zestaw malarski u Toma i odwiedziła kolejno Gustava oraz Georga, stopniowo oswajając się z myślą, że zaraz znów znajdzie się w pokoju, w którym mogło stać się wszystko. A już na pewno, gdy przekraczała próg do pomieszczenia, w którym znajdował się Bill, nie istniały żadne granice dla jej wyobraźni.
Czuła się jak obsługa hotelowa, chodząc od drzwi do drzwi z kuferkiem w ręku i oferując usługę makijażu członkom Tokio Hotel. Rozbawiło ją to skojarzenie, gdy stała przed jego pokojem, więc gdy jej otworzył, zastał ją szeroko uśmiechniętą. Spodziewała się, że nie pytając o nic, beztrosko odwzajemni jej uśmiech, tak jak zawsze. On natomiast uniósł brwi, widząc jej rozbawioną twarz i bez słowa wpuścił ją do środka. Mina natychmiast jej zrzedła, a wesołość ustąpiła miejsca podenerwowaniu. Zlustrował ją od pasa w górę i jako jedyny nie skomentował koszulki, jaką dziś założyła. Przeszyło ją jego puste spojrzenie. Było zimne i obojętne, pozbawione jakiejkolwiek czułości czy opiekuńczości, jakie wczoraj czuła, że płynęły z jego strony. A co najgorsze, właśnie to spojrzenie wydało jej się prawdziwe.
Jak mogła znów narobić sobie nadziei?
Była tak sama w sobie zagubiona, że miała ochotę z siebie wyjść i być kimś innym. Oby tylko nie nim, bo w nim także była zagubiona.
Miała wrażenie, jakby była dzisiaj w zupełnie innym miejscu i z zupełnie innym człowiekiem niż wczoraj. Z szafki zniknęły już puste naczynia po wczorajszym wieczorze. Nie zauważyła też butelki wina i nie mogła wyczytać żadnych emocji z jego kamiennej twarzy. Zmienił się także ton jego głosu i grająca w tle muzyka. To właśnie ona zdradzała jego nastrój – był zły, lecz nie wiedziała, o co mogło mu chodzić. Przecież wczoraj wszystko wskazywało na to, że ich relacja nieśmiało zmierza w dobrą stronę. Naprawdę przez moment odniosła wrażenie, że był nią zainteresowany, bo przecież… A może lepiej o tym nie myśleć…
Zniknęła i wieża Eiffla. Zasłonił okno ciężkimi, złotymi zasłonami do samej podłogi, co pozbawiło pokoju dostępu do światła dziennego, a przecież był taki piękny dzień. Taki, których brakowało jej przez ostatnie dwa tygodnie. Jak na ironię, gdy poprawiła się pogoda, pogorszył się nastrój Billa, jakby działał do niej odwrotnie proporcjonalnie.
Bała się nawet odezwać, gdy rzeczowo tłumaczył jej krok po kroku, co ma robić. Pierwszy raz układała jego fryzurę od początku do końca i pierwszy raz towarzyszyła temu tak napięta atmosfera. Spoglądała od czasu do czasu na odbicie jego twarzy w łazienkowym lustrze, jednak ani razu ich spojrzenia się nie spotkały. Gdy już odrywał się od gry w telefonie, rzucał jedynie okiem na całość, traktując ją jak powietrze, którego jej w tej chwili tak brakowało.
- W porządku? – zapytała, gdy wydawało jej się, że jego włosy są skończone. Nie wytrzymała, kiedy zamiast powiedzieć coś konkretnego, jedynie mruknął twierdząco. – Coś się stało?
- A co miało się stać? – odpowiedział szorstko, aż się cofnęła, jakby to miało w jakikolwiek sposób uchronić ją przed jego słowami.
- Przecież widzę, że coś nie gra. Zrobiłam coś nie tak? – Przecież to on wszystko zorganizował! Przecież to on zaproponował, by do niego przyszła. To on chciał zjeść kolację. To on zgasił światło. To on włączył rockowe ballady. To on nalał jej wina. To on usiadł tuż przy niej. To on przepełnionym czułością głosem mówił, że może spokojnie zamknąć oczy, a on wciąż przy niej będzie. To on. To wszystko on…
- Dlaczego przyszło ci do głowy, że chodzi o ciebie? – Posłał jej krótkie, gniewne spojrzenie i znów zajął się komórką.
- Bo widzę, jak na mnie patrzysz i słyszę, jak do mnie mówisz – odparła stanowczo, czując, jak wzbiera w niej złość. Nie wydawało jej się, by coś w jej zachowaniu od wczoraj mogło mu nie pasować. Jeszcze w nocy, tuż przed tym, gdy od niego wyszła, był łagodny i uśmiechnięty, a dziś od pierwszej chwili, gdy ją zobaczył, był wściekły. Jego milczenie przekonało ją, że chodzi mu właśnie o nią. – Jak chcesz współpracować, skoro nie chcesz rozmawiać? Może powiedz, co leży ci na sercu i wszystko sobie wyjaśnimy?
Była już naprawdę na skraju. Od miesiąca wysłał jej tyle mylnych sygnałów, że miała do tego prawo.
- Nie potrzebujemy rozmawiać, by współpracować. – Skwitował i zamknął oczy, unosząc twarz, co oznaczało, ze temat jest skończony, a on czeka na makijaż.
Miałą ochotę powiedzieć mu, żeby sam się malował i wyjść z pokoju lub umalować go niekorzystnie, ale w porę przypomniała sobie, że nie łączy ich przyjaźń, tylko umowa. Z zaciśniętymi ze wściekłości, a później ze smutku zębami wykonała mu jak zawsze perfekcyjny makijaż. Na początku była zła na jego chłodne zachowanie, ale stopniowo uczucie to słabło, bo zrobiło jej się po prostu przykro, że traktował ją tak bez żadnego konkretnego powodu.
Bez konkretnego powodu?! Przeraziła ją myśl, jaka pojawiła się w jej głowie.
Najpierw uważała, że nie zachowywała się wczoraj nachalnie, nie powiedziała niczego niestosownego i nie przekroczyła dzielącej ich granicy, bo przecież tego od niej od początku oczekiwał – profesjonalizmu, a nie romansu.
Omal nie stanęło jej serce, gdy pomyślała, że może zachowała się wręcz przeciwnie do jego wyobrażeń; że kolacja i jego opiekuńczość jednak coś znaczyła, a on za to wszystko oczekiwał od niej czegoś w zamian. Momentalnie przeszedł jej ten chwilowy smutek, by na dobre zagościła w niej jedynie złość. Złość na siebie, że dała się w to wplątać. Przecież to było logiczne, że nie robiłby tego bezinteresownie. Że spodziewał się wczoraj rewanżu z jej strony, którego się nie doczekał. To naturalne, że teraz był wściekły i nie miał więcej zamiaru być dla niej miły. Był przecież młodym mężczyzną mającym swoje potrzeby, a ona była atrakcyjną dziewczyną, z którą spędzał ostatnio większość czasu. Nagle stało się też jasne, co miała oznaczać wczorajsza prośba o pomoc przy zmianie koszulki.
To wszystko było stopniowymi podchodami, by zaciągnąć ją do łóżka. Oczywiście, że wiedział, jak działał na dziewczyny. Na jego widok piszczały tysiące, więc rozkochanie w sobie jeszcze jednej, tej nieco wycofanej, było dla niego świetnym wyzwaniem i przednią zabawą. Starał się o nią aż miesiąc i musiał uznać, że to jednak za długo. Chciał podstępnie zbudować między nimi relację opartą na tym, czego potrzebował on, a nie ona.
Jak mogła nabrać się na tę jego niewinną buzię? Na te jego czułe gesty? Na tę jego łagodność i opiekuńczość?
Chciała wyjść z tej łazienki, z tego pokoju i nigdy nie wrócić. Czuła, że może tego nie wytrzymać i rozpłakać się na jego oczach, a nie mogła tego zrobić. Nie mogła pokazać mu teraz, że w jakikolwiek sposób ruszyły ją jego zamiary. Nie mogła dać mu tej satysfakcji. Musiała udać, że był jej obojętny.
- Bill, przykro mi, ale nie mogę dać ci tego, czego oczekujesz – powiedziała najbardziej lodowatym tonem, na jaki było ją stać, gdy odłożyła ostatni kosmetyk, którego użyła na jego twarzy. – Chcę tylko, żeby wszystko było jasne. Jestem tutaj wyłącznie w pracy i… - Szukała słów. Jak powiedzieć to najprościej i ukazać jak najmniej emocji? - Nie będzie między nami tego, na co po upłynięciu tego miesiąca liczyłeś.
Wyglądał na zaskoczonego i zdenerwowanego jej wyznaniem. Dokładnie tego się spodziewała, ale musiała to z siebie wyrzucić. Nie chciała, by były między nimi jakiekolwiek niedopowiedzenia.
Nie odpowiedział jej ani słowem. Milczał milczeniem tak wymownym, że nie odważyła się powiedzieć już nic więcej. Spakowała kosmetyki i wyszła z łazienki.
- Daj znać, jak będę potrzebna – rzuciła, opuszczając jego pokój, choć nie wiedziała, czy jeszcze kiedykolwiek chciała być mu potrzebna i wróciła z powrotem do siebie.

Po zatrzaśnięciu drzwi z całych sił starała powstrzymać się przed wybuchem płaczu. Miotała się po pokoju, nie mogąc znaleźć miejsca, które nie przywoływałoby wspomnień. Wyszła na balkon, lecz nie mogła patrzeć na wieżę, która towarzyszyła im wczorajszego wieczoru. Usiadła na łóżku, ale od razu odskoczyła jak poparzona, gdy pomyślała, jak wczoraj jadła kolację. Chciała schować się w łazience, ale tam od razu widziała siebie wąchającą jego perfumy. Ich hotelowe pokoje były przecież prawie identyczne… Koszulka, podczas zakładania której dwie godziny temu nie mogła przestać się uśmiechać, teraz wypalała rany na jej skórze i wżerała się w nie aż po kości.
Nie potrafiła rozerwać folii, którą wczoraj tak szczelnie się owinęła i dusiła się, nie mogąc się od niego uwolnić. Żal rozrywał ją od środka gdy uświadomiła sobie, jak bardzo pomyliła się co do chłopaka, w którym kilka miesięcy temu zakochała się od pierwszego wejrzenia.
Chciała się go pozbyć ze swojego serca, ale nie mogła tego zrobić, nie pozbywając się go ze swojego życia.
Od popadnięcia w obłęd uchroniło ją pukanie do drzwi. Wiedziała, że to nie on; on pukał inaczej. Nie potrafiła opisać jak. Po prostu inaczej. Otworzyła i po raz pierwszy ujrzała w swoim progu Gustava. Nie zaskoczył ją widok jego samego w sobie, bo przecież niedawno jadła z nim śniadanie, ale prędzej spodziewałaby się któregoś z ochroniarzy, niż perkusisty. Właściwie nawet jej ulżyło, że to on. Zawsze sprawiał, że zapominała o wszystkich problemach zaprzątających jej głowę i miała nadzieję, że tym razem będzie tak samo.
- Coś ci się stało? Źle się czujesz? – Wyraz jego twarzy zmienił się z wesołego na przejęty, gdy tylko ją ujrzał. Nie spodziewała się, że faceci zauważają takie rzeczy, chyba że to ona nie zdawała sobie sprawy z tego, jak tragicznie wyglądała udręczona swoimi myślami.
- Coś musiało zaszkodzić mi na śniadaniu. – Wymyśliła na poczekaniu. – Już biorę rzeczy i idę z tobą.
Zniknęła w środku, zostawiając chłopaka w otwartych drzwiach. Pozwolił sobie wejść, co ani trochę jej nie przeszkadzało. Tak naprawdę chciałaby wpaść w jego pokaźne ramiona, wyżalić się i wypłakać jak starszemu bratu, ale nie zdradziłaby mu przecież, że czuje coś do jego najlepszego przyjaciela, więc trzymała swoje emocje na wodzy. Krzątała się po pomieszczeniu, nie mogąc sobie przypomnieć, gdzie zostawiła kuferek.
- Musimy to wyjaśnić w restauracji. I tak właśnie tam idziemy. Nie po to płacimy za ekskluzywny hotel, żebyś się tu zatruwała.– Zaprotestował i skrzyżował ręce na piersi, jakby nie miał zamiaru wypuścić jej z pokoju, dopóki nie zaakceptuje jego pomysłu.
- Ale to moja wina, nie powinnam była pić mleka, jestem uczulona. – Zmyśliła, znowu czując się podle, gdy okłamywała Gustava, ale przecież nie powiedziałaby mu prawdy. Nie powiedziałaby mu, że o mało co przed chwilą sama siebie nie rozszarpała na strzępy, bo przez miesiąc nieświadomie była marionetką w rękach Billa. Już na samym początku wybrał dla niej rolę, której wcale nie miała zamiaru odegrać. – Już jest lepiej, chodźmy. - Kuferek stał oczywiście w najbardziej widocznym miejscu, lecz ona zauważyła go dopiero, gdy naprawdę się na nim skupiła.
- Na pewno? – Chłopak wydawał się powątpiewać w prawdziwość jej zapewnień. – Jeśli chcesz zostać, to powiedz. Przekażę wszystkim, że źle się poczułaś, a ty spokojnie odpoczniesz.
Zrobiło jej się nieco lżej na myśl, że Gustav tak się o nią troszczy. Potrzebowała w tej chwili wsparcia, które on dawał jej swoim uspakajającym, ciepłym głosem i współczującym spojrzeniem.
- Nie, naprawdę jest w porządku. Chodźmy. – Powtórzyła, na co on ustąpił i pozwolił jej wyjść z pokoju. Wcale nie chciała tam iść, ale musiała wykonać swoją pracę. Nie chciała myśleć o tym, jak zniesie po tym wszystkim przebywanie przy nim w tak bliskiej odległości, jakiej wymagało tego naniesienie poprawek na jego twarz.
Została postawiona przez niego w sytuacji, w której na szali ważyło się jej życie. Zawodowe i uczuciowe. Mogła albo zostać i zdobyć co najmniej kilkumiesięczne doświadczenie, które zostałoby docenione w całej Europie, ale przez cały ten czas niewyobrażalnie cierpiąc na jego widok i wypierając się uczuć, albo odejść i zrujnować sobie karierę makijażystki, ale w zamian za to zaprowadzić równowagę w swoim sercu.
Albo iść z nim na taki układ, jakiego oczekiwał. Mieć doświadczenie, mieć jego i doszczętnie wyniszczyć swoje uczucia.
Gdy tylko znaleźli się z Gustavem na korytarzu, on dosłownie wyrwał jej z dłoni kuferek, mówiąc, że to dla niej za ciężkie. Wjechali windą na górę, mimo że było to tylko piętro wyżej, ale przejęty perkusista nie pozwolił jej wchodzić schodami. Oczywiście uważała, że przesadzał, ale nie odebrała mu przyjemności dbania o nią. W końcu na co dzień żaden z chłopaków poza Georgiem nie miał bliższego kontaktu z żadną dziewczyną nie będącą fanką, więc wiedziała, że Gustav wcielił się w rolę opiekuna, czerpiąc z tego radość i podbudowując swoją męskość, której tak naprawdę wcale mu nie brakowało.
Gdy dotarli na górę, reporter przeprowadzał wywiad z bliźniakami. Siedzieli na tarasie wraz z dziennikarzem, który na zmianę odczytywał pytania i notował odpowiedzi i z tłumaczem, mówiącym temu pierwszemu, co ma pisać. Zamknęła swój umysł i swoje serce na cztery spusty i zaciskając zęby, próbowała nie myśleć i nie czuć. Usiadła przy stoliku w środku restauracji i poprosiła o herbatę. Nie przeszkadzało jej to, że było gorąco. Herbata stanowiła nieodłączny element jej życia i Ashley piła ją w jeszcze większych ilościach, gdy miała jakiś problem. Teraz miała nawet większy niż „jakiś”.
Kątem oka widziała, że ją zauważył. Zauważył to za mało powiedziane. Wpatrywał się w nią, odkąd tylko pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Udawała, że w ogóle tego nie spostrzegła i starała się wtrącać cokolwiek do rozmowy z Gustavem i Georgiem, by tylko nie zagłębiać się w swoje myśli. Udało jej się dowiedzieć, że zawołali ją, bo za chwilę fotograf będzie robił zdjęcia do publikacji w gazecie, a ona miała dokonać im poprawek.
Nie zajęło jej to dużo czasu, użyła jedynie bibułek matujących oraz pudru, by twarze chłopaków nie świeciły. Nie wiedziała, jak ma się zachować, gdy nadeszła kolej Billa. Obserwował ją od dziesięciu minut, a gdy na nogach jak z waty udało jej się do niego podejść, od razu zamknął oczy i czekał, aż się nim zajmie, czym znacznie ułatwił jej zadanie.
Nie patrz.
Nie myśl.
Nie czuj.
Pracuj.

Od razu po sesji rozeszli się do pokoi, lecz chłopacy pojechali na drugi wywiad, a ona została zupełnie sama. Nie chciała znów przeżywać tego samego, co jeszcze pół godziny temu, ale za nic nie mogła dodzwonić się do mamy, która najprawdopodobniej była zajęta w pracy. Do Annalise nie chciała dzwonić, nie miała nastroju na rozmowę ze swoją szaloną przyjaciółką.
W hotelowym pokoju czuła się jak pacjent szpitala psychiatrycznego; jakby wszystkie ściany, kąty i przedmioty coś do niej mówiły. Opuściła to dręczące ją pomieszczenie, dopóki jeszcze w nim nie zwariowała. Potrzebowała świeżego miejsca, które nie kojarzyłoby się jej z nim i świeżego powietrza, w którym nie wyczuwałaby jego zapachu.


Gdy tylko przekroczyła próg hotelowego wejścia, przeszyło ją spojrzenie skierowane w jej stronę. Nie spodziewała się go już w holu. Właściwie, w ogóle się go nie spodziewała. Zatrzymała się, a on wstał z fotela i ruszył w jej stronę z wściekłą miną.
Gdyby mogła, uciekłaby. Nie chciała mieć go nawet w zasięgu wzroku, a on niezaprzeczalnie, niebezpiecznie ku niej zmierzał. Momentalnie ugięły jej się kolana i nie miała pojęcia, jakim cudem jeszcze stała. Z trudem przełknęła ślinę i owinęła się szczelniej jego bluzą, gdy poczuła dreszcz przechodzący przez jej ciało.
- Mogę wiedzieć, gdzie się do cholery podziewałaś przez tyle godzin?! – zapytał, podchodząc tak blisko, że znów obezwładnił ją samą odległością. Mimo tego wszystkiego, co już o nim wiedziała, mimo że poznała jego oczekiwania. Nic już nie mogła na to poradzić. Bała się tylko na niego spojrzeć, słysząc ten zimny ton głosu. Zerknęła w lewo na przyglądającą się im recepcjonistkę oraz lokaja, a czarnowłosy podążył za jej wzrokiem.  - Idziemy. – Rzucił i skierował się do windy. Ruszyła za nim bez sprzeciwu, dziwiąc się, że umiała stawiać kroki.
Zaskoczeniem było też dla niej to, że swoje myśli potrafiła wypowiedzieć na głos. Z trudem, ale potrafiła.
- Zwiedziłam okolicę i byłam na zakupach. – Wyjaśniła bardziej jego plecom niż jemu. – Potrzebowałam ubrań.
Nie odezwał się, dopóki nie wsiedli do windy.
- I chcesz mi powiedzieć, że nie raczyłaś nikogo o tym poinformować, ani nie odebrać telefonu, tak?
Sięgnęła do torebki, bo przecież miała telefon przy sobie.
- Rozładował się – powiedziała spokojnie, gdy zauważyła, że urządzenie nie chce się włączyć.
- Rozładował się… - Powtórzył za nią z ironią w głosie. – Nie jesteś tu na wakacjach, tylko w pracy – warknął.
Sama sobie wbijała nóż w serce, wyobrażając sobie, jak z wściekłością dociska ją do ściany i mówi jej, że od teraz nigdzie nie wyjdzie bez jego pozwolenia, a potem chwyta ją w pasie, mocno do siebie przyciągając i zachłannie całuje.
- Wydawało mi się, że mówiłeś, że po pierwszym wywiadzie jestem wolna; że jedziecie sami na drugi, a popołudniu pójdziemy na zakupy. Ale poszłam sama.
- Poszłaś sama, nikomu nic nie mówiąc i nie odbierając telefonu. No świetnie, bardzo odpowiedzialnie. A gdybyś była nagle potrzebna?
Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że jest taki zły, bo może się o nią martwił, ale szybko rozwiał jej przypuszczenia. Chodziło o to, że mogli jej do czegoś potrzebować. W takim razie po co siedział pod drzwiami hotelu i na nią czekał?!
Miała dosyć jego zachowania, miała dosyć jego i dosyć wszystkiego.
Winda zatrzymała się na ich piętrze. Ashley spojrzała na niego podejrzliwie i znów serce podskoczyło jej do gardła, gdy zamiast skierować się w swoją stronę, ruszył z nią do jej pokoju. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Zrobił to samo bez pytania, czy może, a ona zupełnie nie wiedziała, po co za nią przyszedł. Odstawiła zakupy na szafkę i odwróciła się w jego stronę, czekając nie wiadomo na co. Może po prostu ją wyrzuci i będzie po problemie?
- Przepraszam… - powiedział po chwili, wprawiając ją tym w kompletne osłupienie. Spodziewała się awantury. Spodziewała się, że podziękuje jej za współpracę. Spodziewała się nawet, że może rzeczywiście z wściekłością wpije się w jej usta. Spodziewała się wszystkiego, tylko nie przeprosin. – Przepraszam za swoje poranne zachowanie. Nie powinienem być na to wściekły, bo przecież sam sobie ciebie wybrałem. Kierowałem się tym, że nie popadasz w zachwyt nad moją osobą, a teraz nagle oczekiwałem czegoś odwrotnego. Nie wiem, co sobie wyobrażałem i czego się spodziewałem. Jeśli nie chcesz, rozumiem, odpuszczam. Obiecuję, że nie będę więcej prowokował takich sytuacji, ale chciałbym, żebyś z nami została.
Jego wyznanie było jak policzek. Gdzieś jeszcze w głębi miała nadzieję, że jemu wcale nie chodziło o to, by się z nią przespać. Może był rano zły, bo nareszcie dostrzegł jej reakcję na jego osobę, która wcale mu się nie podobała, bo przecież chciał mieć makijażystkę, która nie będzie się w nim podkochiwała? Może był zły, bo po prostu miał taki kaprys?
Nie. Potwierdził wszystkie jej czarne domysły. Był zły, bo po staraniach, które nie wymagały od niego zbyt wiele, ona jeszcze nie wskoczyła mu do łóżka. Był zły, bo jego plan bycia wilkiem w owczej skórze nie wypalił. Boże, jak ona mogła się w to wpakować.
Zamrugała powoli kilka razy i odetchnęła głęboko, by sprawdzić, czy może nie zniknie. Niestety nadal przed nią stał, a ona musiała podjąć decyzję. Czy powstrzyma swoje lgnące do niego uczucia i schowa swoje emocje na dno kieszeni? Czy będzie umiała wypracować z nim czystą, pozbawioną złudzeń relację?
Przepadła w jego osobie całkowicie.
Jeśli tylko on też tego chciał, to była gotowa wyrzec się wszystkich oczekiwań i wyobrażeń, tak samo jak on miał zamiar pozbyć się oczekiwań wobec niej.
- Nigdzie się nie wybieram – oznajmiła, nie poznając swojego żałosnego głosu. – Udajmy, że niczego przez ten miesiąc nie zauważyłam.

Tak.
Dobrze.
Tak będzie najlepiej.
Zrobię to dla Ciebie.
Wytrzymam wszytko. 
Nie wyrzucę już z serca swojej miłości, ale chociaż Ty o niej nie pamiętaj.