Pół godziny
dłużyło mu się przez całą wieczność. Nie mógł nawet wyjrzeć przez okno,
ponieważ na parking żadne nie wychodziły. Nie słyszał też nic z zewnątrz, bo budynek
był wyciszony. Siedział więc w swoim
fotelu, nerwowo bawił się swoimi dłońmi i milczał, podczas gdy pozostali tkwiąc
w szoku po cichu komentowali całe zajście i zastanawiali się po pierwsze - jak
do tego doszło, a po drugie - dlaczego temu nie zapobiegli.
- Ile to będzie
trwało? - Georg podenerwowanym głosem przerwał milczenie, które zapadło wśród
nich na ostatnią minutę.
- Powinni już
tu być. – Tom spojrzał na swój telefon, który obracał w dłoniach.
- Będą. –
Zapewnił ich, chociaż sam nie do końca w to wierzył. Ona nie powiedziała mu nic
więcej. Nawet gdyby chciała jeszcze coś mu wytłumaczyć, nie mogła tego zrobić,
bo się rozłączył, a Saki też już więcej nie dzwonił, ale wydawało mu się, że
gdyby miał jakieś problemy, dałby znać.
Nie wiedział,
ile minęło czasu, odkąd się odezwał. Minuta? Dwie? Trzy? Może nawet pięć? W
ogóle nie sprawdzał godziny, więc nawet nie wiedział, ile trwało to wszystko -
odkąd zadzwonił do niej, do momentu, w którym w końcu ją zobaczył w asyście dwóch
ochroniarzy i jej przyjaciółki. Ile trwał jego strach o nią i niepojęta jeszcze
dla niego potrzeba zaopiekowania się nią. Chciał zerwać się i biec ją objąć,
ale wiedział, że nie może tego robić, a już zwłaszcza przy wszystkich. Rozglądała
się po korytarzu z nadzwyczajnym spokojem. Obserwował i nasłuchiwał, jak Silke
proponuje im coś do picia i jak Ashley prosi o herbatę, a Annalise tylko o
cokolwiek zimnego. Po wczoraj nie przepadał za jej czerwonowłosą koleżanką, ale
ją akceptował, zwłaszcza w takiej chwili. Było mu wszystko jedno, z kim tutaj
przyjedzie, oby tylko była bezpieczna i spokojna, oby nie zagrażało jej nic ze
strony psychofanek, których gdzie jak gdzie, ale w Magdeburgu nie brakowało.
On miał
ochroniarzy, miał ogrodzony dom pod monitoringiem i strzeżoną bramę. Nikt nie
atakował go bezpośrednio w miejscu, w którym powinien czuć się bezpiecznie i
swobodnie, ale i tak bardzo często przytłaczał go fakt fanek stojących pod jego
bramą. On - przyzwyczajony do ich pisku i świadomy tego, do czego są zdolne.
Silniejszy psychicznie, wytrzymujący to wszystko już dwa lata. Co musiała czuć
ona, delikatna i bezbronna, nowa w jego świecie, gdy zaczęły dobijać się bezpośrednio
do jej drzwi?
Poczuł
spadający mu z serca kamień, gdy weszła do ich pokoju posiedzeń, w którym
spędzili dzisiaj cały dzień, próbując zaplanować kolejność granych utworów. Była
już blisko i nic już jej nie groziło. Dostrzegł przerażenie w jej oczach,
chociaż spojrzała na niego tylko na sekundę, rzucając krótkie przywitanie. Jak
dobrze było ją widzieć i mieć świadomość, że jest pod jego opieką…
- Annalise –
jej przyjaciółka wydawała się dzisiaj nawet milsza, zapoznając się z Gustavem i
Georgiem.
Zajęły miejsce
na drugiej sofie, a w pomieszczeniu, w którym przed chwilą panowała zupełna
cisza, nagle zrobiło się głośno. On jedynie siedział i obserwował. Nie musiał
się odzywać, bo jego brat i koledzy zaczęli z pełnym przejęciem wypytywać ją i
jej przyjaciółkę o wszystko, co go interesowało. Bał się też, że jeśli
odezwałby się w takim momencie, powiedziałby za dużo, co zarówno jej, jak i
wszystkim pozostałym przebywającym w pomieszczeniu mogłoby ujawnić jego
uczucia, których sam jeszcze nie rozumiał. Wolał najpierw się z nimi uporać, a
dopiero później je uzewnętrzniać, a nie odwrotnie.
Cieszył się,
słysząc jej głos i jednocześnie bolało go to, co mówiła. Z sercem przepełnionym
ogromem współczucia słuchał jej opowiadania o tym, jak Annalise przypadkowo
otworzyła fankom drzwi, jak próbowała zataić jej obecność, ale rozpoznały jej ubrania
i jak stały na klatce, nic nie mówiąc, a jedynie pilnując jej drzwi. Był
pewien, że na tym psychopatycznym milczeniu się nie skończyło, ale ona była zbyt
delikatna, by powtarzać, co powiedziały nachodzące ją dziewczyny. Dusiło go w
środku, gdy słyszał, jak Annalise dokończyła mówić za nią. Jak wychodząc z
domu, dwóch ochroniarzy musiało pilnować wyszarpujących się nastolatek, które
krzyczały, że pożałuje, jeśli nie odsunie się od jego zespołu, a dopiero dwaj
pozostali mogli bezpiecznie odeskortować Ashley i Ann do zaparkowanego przed
samym wejściem do klatki busa.
Wyobrażał sobie
to wszystko i zaczęły ogarniać go potężne wyrzuty sumienia, że nakrzyczał na
nią w rozmowie przez telefon. Dręczyły go i zjadały od środka z każdym kolejnym
jej słowem przepełnionym strachem. Jak mógł?! Powinien łagodnie wytłumaczyć
jej, dlaczego nie może zostać w domu, zamiast używać takiego tonu. Próbował
usprawiedliwiać się swoją dezorientacją i niewiedzą o jej stanie, ale i tak miał
świadomość, że mógł załatwić to tak, by jeszcze bardziej jej nie dręczyć.
Jedyne, czego teraz pragnął, to objąć ją i poczuć, jak uspakaja się, wtulając
głowę w jego pierś. Jednak zamiast niego po plecach głaskała ją teraz Annalise,
uświadamiająca mu tym, że to nie do niego należy rola pocieszyciela.
- Musimy coś z
tym zrobić – odezwał się mało konkretnie, gdy czerwonowłosa skończyła
opowiadać. Od razu spojrzała na niego i niemalże słyszał jej ironiczny głos,
pytający „No co ty nie powiesz?”. Nie zapytała, bo od razu wtrącił się Tom.
- Co chcesz
zrobić? Przecież nie zmienimy jej mieszkania od ręki.
Mogliby
zmienić. Mogłaby zamieszkać u nich, dopóki nie znaleźliby czegoś innego. Mogłaby,
ale wiedział, że z tej sytuacji jest inne wyjście. Nie wzbudzające w nikim
podejrzeń, że chciałby mieć ją przy sobie tak blisko - musieli dać jej
ochroniarza. Jednak od razu, gdy o tym pomyślał, wydało mu się to idiotyczne.
Nie mogli tego zrobić. Tak, racja, on przecież też miał ochronę pod swoim
domem, ale jego dom to zupełnie co innego. On żył w zamkniętej przestrzeni,
oddalonej i od fanek, i od samych ochroniarzy. Jak miałaby funkcjonować ona,
wiedząc, że za jej drzwiami, przez które słychać większość dźwięków, oddalonymi
od jej łóżka nie dalej niż o pięć metrów ochroniarz właśnie przegania fankę,
chcącą jej naubliżać?
- Ochrona.
Musimy podstawić pod drzwi ochroniarza. – Georg pomyślał dokładnie o tym samym,
o czym on w pierwszej chwili. Ale Georg nie wiedział, że mieszkanie Ashley to
nie są warunki, w których mogłaby spokojnie żyć z ochroniarzem za drzwiami.
- Serio? –
Rzucił basiście niedowierzające spojrzenie. – Chciałbyś, żeby pięć metrów od
twojego łóżka Tobias próbował opanować jakąś fankę?
- Nie…
- Masz lepszy
pomysł? – odezwał się Gustav. – Hotel?
- Bez sensu. –
Bill odrzucił kolejną propozycję. – Chciałbyś zamieszkać sam w hotelu?
Perkusista już
nie odpowiedział, a czarnowłosy zaczynał odczuwać narastające w nim
zdenerwowanie. Musiał jakoś doprowadzić do sytuacji, by…
- Może
przenocować u nas.
Tom,
wybawicielu! Bill chciał zaproponować to już na początku, ale wydawało mu się,
że z jego ust zabrzmiałoby to nietaktownie. Może nie jeśli chodzi o jego
kolegów z zespołu, bo oni najprawdopodobniej by się nie zdziwili, ale o nią. On
chciał się do niej zbliżyć, a ona za każdym razem uciekała. To było tak
oczywiste, że nie chciała jego zaczepek! Jak odebrałaby wtedy propozycję
przenocowania u niego? W wypowiedzi Toma zabrzmiało to bezpieczniej. Tom
przecież… nie zbliża się do niej? Boże. Skąd on mógł wiedzieć, co się dzieje,
gdy są sami? Gdy ona maluje jego brata? To oczywiste, że Tom niczego by mu nie
powiedział, bo jeszcze tydzień temu rozmawiali dobitnie o tym, że nie wiążą się
ze swoimi współpracownikami. Poczuł się całkowicie zdezorientowany. Co, jeśli
unikała go, bo podobał jej się Tom?
- Ja po prostu
pojadę do rodziców… - odezwała się cicho, najprawdopodobniej czując się
niepewnie, gdy oni we czterech planowali jej nocleg.
- Chcesz mi
powiedzieć, że fanki nie znają jeszcze adresu twojego rodzinnego domu? – zapytał
kpiąco. Znów podniósł na nią głos i spojrzał na nią chłodno, po czym od razu
spuścił wzrok i zacisnął wargi w cienką linię. Miał tego nigdy więcej nie
robić. Ale przecież nie był głupi. Wiedział, że pod jej domem w Groningen
działo się dokładnie to samo, co tutaj, a ona po prostu wypierała każdą pomoc,
jaką chcieli jej zaoferować.
- Znają, mama
już do mnie dzwoniła… Ale mój tata jest policjantem – odparła znacznie
silniejszym głosem i zmusiła go nim do spojrzenia na nią. – Dom to zawsze co
innego niż moje małe mieszkanie, a i ja przy rodzinie będę czuła się lepiej.
Tak, miała
trochę racji, ale nie mógł odpuścić, gdy propozycja noclegu u niego już padła. Mieć
ją tak blisko przez chociażby tych kilka dni? Niczego więcej by nie potrzebował
i postanowił zrobić wszystko, by się udało.
Był mistrzem w
wymyślaniu dosyć logicznych argumentów na poczekaniu.
- A co, jeśli
będziesz nam potrzebna? Wiesz, że mamy czasem niezapowiedziane wcześniej
spotkania.
- Tata mnie
przywiezie.
- Twój tata
może w tym czasie akurat pracować. – Odpowiadał już błyskawicznie. Spojrzał na
nią bacznie i wiedział, że trafił w sedno, bo spuściła głowę w poszukiwaniu
kolejnego pomysłu. Miał wrażenie, że zaczęli się sprzeczać. – Jeśli tata cię
nie przywiezie, to może nie być czasu, by ktoś od nas po ciebie przyjechał.
Może też być czas, ale może akurat brakować ludzi albo samochodu, by zniknąć na
dwie godziny. Musisz być blisko, a gdzie będziesz w tej sytuacji bliżej niż u
nas?
Wiedział, że
przesadza. Wiedział też, że bardzo mało prawdopodobne jest, by jutro czy
pojutrze mieli nagle jakieś spotkanie. David zamknął ich w studiu i kazał nie
wychodzić, dopóki nie ustalą czegoś konkretnego, a sam wyjechał służbowo do Köln.
Ale ona o tym nie wiedziała. Wiedzieli pozostali członkowie zespołu i miał
nadzieję, że go nie wydadzą.
- Naprawdę nie
ma innego wyjścia? Nie chcę wchodzić wam na głowę…
- Nie ma innych
możliwości. U Gustava nie ma warunków, wciąż mieszka z rodzicami, a dziewczyna,
z którą spotyka się Georg, nie byłaby zadowolona z tego, że nocuje u niego jego
młoda makijażystka. – Chciał dodać też „ładna”, ale powstrzymał się w samą porę.
– Davida nie ma. Chcesz zamieszkać u Sakiego lub Dirka? Tobiasa? Finna? - Zorientował
się, że naprawdę zaczynają się sprzeczać. Pozostali przysłuchiwali się ich
wymianie zdań, sami nie wtrącając ani słowa. – Nie? To jeśli chcesz ochroniarza
i fanki nad głową, proszę bardzo, zaraz kogoś załatwimy i będziesz mogła wrócić
do domu. – Powiedział stanowczo i ostentacyjnie chwycił telefon, który przez
cały czas spoczywał na bocznym oparciu fotela. Zastygł z uniesioną ręką,
oczekując jej reakcji. Milczała, miała spuszczoną głowę i nawet na niego nie
patrzyła.
- Odłóż ten
telefon i daj jej pomyśleć – warknęła na niego Annalise, a on wykonał jej
polecenie, ciężko wzdychając. Był w stu procentach świadomy tego, że przesadza
i zbyt się emocjonuje, a Ann ostudziła go nieco swoim karcącym głosem.
- Ashley, po
prostu przyjmij naszą pomoc, dobrze? – Znów złagodniał, widząc, jaka była
rozbita. Był na nią zły, że odmawiała jakiegokolwiek logicznego wsparcia, ale i
jednocześnie nie potrafił być dla niej cały czas taki oschły i stanowczy. Ponownie
przez tę złość przebijały się wyrzuty sumienia. Nie powinien był na nią
krzyczeć! Przecież cierpiała, a on tylko potęgował wszystko swoim podniesionym
głosem. Musiał się opanować, chociaż miał z tym problem, bo wiedział, że miał
rację i denerwował się zawsze, gdy ktoś się mu sprzeciwiał lub coś szło nie po
jego myśli.
- Nie martw
się, damy ci pokój na dole i praktycznie nie będziesz Billa widziała – odezwał
się Tom, przez co nieco rozluźnił atmosferę. Był w tym niezastąpiony. Nawet ona
delikatnie się uśmiechnęła, powodując tym uśmiechem przyjemne uczucie ciepła w
sercu czarnowłosego.
- Przygarnąłbym
cię do siebie, też nie chciałbym z nimi mieszkać, ale u Kaulitzów będziesz
miała lepsze warunki. - Gustav też był po jego stronie. - To tylko parę dni,
powinnaś się zgodzić dla swojego dobra.
Bill wiedział,
że nie powinna, lecz musiała się zgodzić. Właściwie nie miała innego wyjścia.
Jego argumenty były silne i logiczne, a na żaden jej pomysł po prostu nie mógł przystać.
- W
międzyczasie znajdziemy ci coś innego i załatwimy wszystkie papiery. Oddamy
sprawę w ręce Silke i o nic nie będziesz musiała się martwić. – Georg także był
po jego stronie. Mógł odetchnąć. Tak się wczuł w swoją argumentację, że nawet
jego koledzy uznali ją za słuszną. Zdecydowanie był najlepszy w przekonywaniu
innych do swoich racji. Uśmiechnął się satysfakcjonująco pod nosem, bo
wiedział, że nie będzie miała wyjścia i zgodzi się na tę propozycję.
- Ashley może w
tym czasie nocować u mnie – wtrąciła się Annalise swoim zadziornym głosem i od
razu kontynuowała, niszcząc może nawet nieświadomie cały jego plan. - Mnie wasze wspaniałe fanki raczej nie najdą.
Mój brat siedzi teraz w domu, może ją w każdej chwili do was przywieźć. Możemy
też pojechać do mnie, do Berlina, bo Ash wspominała, że jedziecie tam w sobotę.
Musiał szybko
coś wymyślić, bo wiedział, że Ashley zgodzi się na to bez wahania. Na szczęście
zazwyczaj słów mu nie brakowało i tak też było tym razem.
- A ty jaką
masz pewność, że fanki do ciebie nie trafią? – Znalazł odpowiedni punkt
zaczepienia. – Wystarczyło, że widziały cię te trzy. Informacja się rozejdzie.
W sieci pojawiają się teraz różne zdjęcia Ashley i na pewno ktoś rozpozna na
nich i ciebie. Dobrze wiem, że w takim miasteczku jak Groningen wszyscy
wszystkich znają. A Berlin jest trzy razy dalej od Magdeburga niż Groningen,
więc jak sobie wyobrażasz przyjazd po Ashley w nagłym wypadku? – Swoimi słowami
spowodował zamilknięcie Ann, co z początku wydawało mu się niemożliwe. Spodziewał
się odpowiedzi, że przecież ten jeden raz mógłby umalować się sam lub zrobiłby
to ktoś inny. Teoretycznie tak, ale podchodząc do sprawy czysto zawodowo, a nie
z powodu osobistej chęci posiadania jej przez kilka dni tak blisko siebie, nie
płacili jej za nic. Z zewnątrz zgrywał chłodnego szefa, który chce mieć swojego
pracownika przy sobie, gdy ten jest mu potrzebny i nie obchodzą go żadne
sytuacje prywatne, a w środku po prostu pragnął mieć ją przy sobie i toczył wewnętrzną
walkę między swoim obojętnym zachowaniem, a przejętym sercem. Annalise jednak
już się nie odezwała, więc nie musiał wymieniać żadnych kolejnych uzasadnień
konieczności zamieszkania Ashley u niego w domu.
- Naprawdę nie
ma w tym momencie lepszego wyjścia, niż dom Kaulitzów. – Do rozmowy włączył się
nawet Saki, przysłuchujący się do tej pory wszystkiemu z boku. – Będziesz na
miejscu, pod dobrą opieką no i nie będziesz sama.
- Możecie
przyjechać we dwie. – Tom bez wątpienia szukał sobie okazji, by zbliżyć się do
czerwonowłosej, która przyciągnęła jego uwagę. Było widać, że mimo wczorajszej
złości w stosunku do niej, był nią zaintrygowany, bo jako jedna z niewielu nie
mdlała na jego widok. W przenośni i dosłownie.
- No chyba nie
– odparowała automatycznie Ann. – Ja jadę do Groningen. A Ashley już jak uważa,
przecież nie jesteśmy nierozłączne.
- W porządku,
zostanę. – Zgodziła się. W końcu się zgodziła i nie było już odwrotu. Bardzo
starał się nie uzewnętrzniać swojej ulgi i radości, ale nie potrafiłby trzymać
tego w sobie.
- Saki, pozwól
na chwilę – rzucił, podnosząc się z fotela i kierując się na górę, a ochroniarz
bez zastrzeżeń podążył za nim. Zostawił ją z kolegami, cieszącymi się z jej
decyzji i pytającymi, czy wszystko w porządku, czy nie jest głodna oraz z
Silke, która na pewno zajęła się nią odpowiednio. Chyba nie chcieli nakarmić
jej tą zimną pizzą?
Na piętrze byli
tylko we dwóch. Bill oparł się o drewnianą balustradę, a Saki stanął przy
ścianie w bliskiej odległości od niego.
- Dziękuję, że
ją tu przywieźliście – zaczął czarnowłosy. - Wyrwałem was dwóch z domu,
przepraszam. – Czuł, że zachował się trochę jak rozpieszczony dzieciak. Obiecał
Sakiemu, że będzie miał wolne do czasu wyjazdu do Berlina, a tymczasem już
pierwszego dnia zerwał go na nogi i kazał pracować, chociaż to przecież ona pierwsza
zadzwoniła. Ale mógł oddać sprawę w ręce Tobiasa i Finna oraz jeszcze dwóch
ochroniarzy przydzielonych już z VSD Hamburg, zamiast znów ganiać Sakiego i
Dirka jako dowódców całej akcji. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że miał do
nich największe zaufanie, a w sprawie Ashley potrzebni byli najlepsi ludzie. Ona
aż do dzisiaj nie poznała nawet żadnego innego ochroniarza poza tą dwójką. Mogłaby
czuć się nieswojo przy nowych osobach, a on chciał, by w takiej chwili nie
stresowała się już niczym więcej. Dopiero w wyniku tej sytuacji wzbogaciła się
o dwie nowe twarze, których wcześniej znała jedynie imiona, bo podawał jej ich
numery, ale do poznania wszystkich osób z ich otoczenia nadal jeszcze sporo
brakowało – nie znała menagera Ebela, producentów i ludzi od sprzętu, którzy
mieli jechać z nimi w trasę, nie wspominając już o rodzinach i przyjaciołach
wszystkich członków zespołu. Czekała ją jeszcze długa droga do zadomowienia się
w ekipie Tokio Hotel, choć już teraz wszyscy traktowali ją jak członka ich
rodziny.
- Nie ma
sprawy, Bill. Chociaż nie ukrywam, że ani trochę nie było mi to na rękę.
- Wiem,
przepraszam jeszcze raz. Następnym razem wezmę jako pierwszych Tobiasa i Finna.
– Miał jednak ogromną nadzieję, że taka sytuacja już się nie powtórzy. Kolejny
jej adres nie będzie znany nikomu z zewnątrz. – Co tam dokładnie się działo?
Saki głośno
westchnął. Był widocznie przejęty tą sytuacją tak samo jak wszyscy pozostali.
- Właściwie to,
co powiedziała Ashley - Jej imię wypowiedziane na głos spowodowało, że poczuł
ukłucie, gdzieś w środku. Przełknął ślinę i przymknął oczy, czekając na coś
więcej. – Nie wspomniała tylko, że kilka minut po nas na miejsce przyjechała
policja, którą wezwali zaniepokojeni sąsiedzi, bo fanki zaczynały zachowywać
się agresywnie. Trochę się wystraszyły, widząc sześciu wielkich facetów, nas
czterech i jeszcze ich dwóch. Tobias i Finn zostali jeszcze na miejscu, a
chwilę później zadzwonili, mówiąc, że policjanci wyciągnęli od dziewczyn
informacje o tym, skąd miały adres. – Zawiesił głos, czekając na reakcję Billa.
- No?
- Wyobraź
sobie, że matka jednej z nich jest właścicielką salonu, do którego Ashley
zanosiła CV. Dziewczyna znalazła je przypadkiem w papierach matki, z którymi
robiła wczoraj porządek.
Pamiętał, jak
Ashley mówiła mu, że zaczęła szukać pracy dopiero w maju. A on spotkał ją
pierwszy raz na początku kwietnia. Gdyby wtedy się nią zainteresował, zamiast z
jakiegoś niewiadomego powodu bronić się przed nią, problem wycieknięcia jej
adresu nigdy by nie powstał, bo nikt by go nie znał. Ale w tamtej chwili, te
ponad cztery miesiące temu, rozsądek podpowiadał mu, że tak młoda dziewczyna
nie sprostałaby jego oczekiwaniom i nie zważał na już wtedy podpowiadające mu
serce, że w tej nieśmiałej, uroczej blondynce jest coś wyjątkowego. Ponad
cztery miesiące temu nie wiedział, co za uczucie do niego przylgnęło. Skąd się
pojawiło. Nie znał go. I nie chciał, bo bał się tego, co było mu nieznane.
Dlatego przez długi czas uważał, że świetnie wybrnął z sytuacji i w porę
opanował swoje pragnienie zbliżenia się do niej. W tamtym momencie wiedział, że
nie będzie mógł długo powstrzymywać tej dziwnej chęci poznania jej, która
objawiła się w rozpoczęciu przez niego rozmowy. Z jednej strony pragnął, a z
drugiej nie chciał się do niej odzywać. I bał się tego, co działo się z nim w
tamtym momencie. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś podobnego przy zupełnie obcej
mu osobie. Ani przy jakiejkolwiek osobie. W jego perfekcyjnie ułożony świat
wkradło się nieplanowane zdanie „Ten będzie lepszy.”, które zachwiało całą jego
równowagę emocjonalną. Gdyby wtedy się nie odezwał… ba! Gdyby w ogóle nie
pojawił się w tej drogerii osobiście… Gdyby Saki dzień wcześniej nie pomylił
podkładu do cery normalnej z wersją dla cery tłustej i gdyby przez to nie
musiał załatwiać tych zakupów sam… Wtedy nawet by się nie znali i Ashley nie
miałaby przez niego problemów ani traumatycznych przeżyć. Pracowałaby spokojnie
w telewizji i wiodłaby normalne życie. Ale czy gdyby miał teraz możliwość
cofnięcia się w czasie, cokolwiek by zmienił? Nie. Egoistycznie nie. Gdy już
teraz ją znał, nie wyobrażał sobie, że miałby wtedy, w kwietniu do niej nie
podejść i się nie odezwać. Nigdy nie rozpocząć z nią współpracy. Ale nie
wyobrażał sobie też, że miałby dać jej wtedy od razu szansę. Gdyby to zrobił i
zatrudniłby ją zanim zaczęła roznosić CV, uniknąłby poprzez to wycieknięcia jej
adresu. Nie naszłyby ją fanki i kolejne noce miałaby przespać u siebie. Nie
zmieniłby niczego. Sytuacja wbrew wszystkim ludzkim odruchom współczucia i
chęci uchronienia niewinnej osoby przed takimi przeżyciami, była idealna.
Wszystkie pojedyncze elementy złożyły się w całość i doprowadziły do tego, że
miała u niego zamieszkać. Nawet jeśli miało być to tylko tymczasowo, tylko na
kilka nocy.
Powrócił od
swoich myśli do rozmowy z przyglądającym mu się od dłuższej chwili mężczyzną.
- Co dalej?
- Nic, to były
tylko trzy nastolatki. Żadna z nich nie była nawet pełnoletnia. Wylegitymowali
je, nieco nastraszyli i puścili. Nie chcieliśmy przecież, aby wszczynali
postępowanie. – Ostatnie zdanie Saki wypowiedział z nutą niepewności w głosie.
- Nie, nie
chcieliśmy. - Pomyślał, że to irracjonalne. Policja nie raz i nie dwa
wypisywała fankom mandaty za naruszanie porządku pod ich domem, bo były po
prostu za głośno, a gdy zaczęły nękać ich makijażystkę, on sam osobiście
zadecydował, żeby nie wnosić żadnych oskarżeń. Nie mieli na to czasu. Przed
nimi była trasa koncertowa, a nie przesłuchania i rozprawy sądowe. – W porządku,
dziękuję za sprawną akcję, jesteś niezastąpiony. – Uśmiechnął się blado do
ochroniarza, który zamiast tego uśmiechu i podziękowań wolałby raczej dostać
premię za pracę w obiecane dni wolne. Musiał pamiętać, by powiedzieć Silke,
żeby naliczyła Sakiemu i Dirkowi jakiś dodatek.
Gdy się
uspokoiła i wypiła herbatę, oprowadzili ją i jej przyjaciółkę po całym studiu. Nieco
ochłonęła, chociaż właściwie nie była szczególnie roztrzęsiona. Po prostu była
jeszcze zszokowana oraz otępiała i chyba nie docierało do niej, co się działo.
Zachowanie trzech dziewczyn sprzed jej mieszkania było dla niej niepojęte. W
życiu nie przyszłoby jej do głowy, by zrobić coś podobnego. A już tym bardziej
niepojęta była dla niej wizja mieszkania u nich, nawet jeśli miało to być tylko
kilka dni, najprawdopodobniej tylko do soboty. Dwa dni i trzy noce. Nie miała
pojęcia, jak oni sobie to w ogóle wyobrażali. Nie miała pojęcia, czy dobrze
robi, zgadzając się na te kilka noclegów u bliźniaków, ale nie miała innego
wyjścia. Nie potrafiła kłócić się z argumentami Billa, które wydawały jej się
logiczne. Lecz nie była chyba gotowa na to, by widzieć go tak często. By spać w
jego domu. By jeść z nim śniadania i kolacje w jego własnej kuchni. Czuła, że
to kompletnie nierealne. Mieszkać z Kaulitzami? To było chyba na nią za dużo,
bo miała wrażenie, że ogląda jakiś film na pograniczu gatunków romans, komedia
i fantastyka.
Studio było
duże i nie potrafiła się w nim w pierwszej chwili odnaleźć, ale wiedziała, że
to tylko kwestia przyzwyczajenia, a niedługo zacznie poruszać się po nim
swobodnie. O ile będzie gościła w nim częściej. Mieli tam wszystko: biuro,
kuchnię, łazienki, sypialnie, pokoje do nagrywania instrumentów oraz wokalu,
pokój, w którym po prostu przesiadywali i naradzali się, kabinę dla sprzętowców...
Każde pomieszczenie było przestronne, a cały budynek miał dwa piętra, był
wyciszony, ogrodzony i miał prywatny parking, a w większości pokojów nie było
okien. Przez moment przeszło jej przez myśl, że mogłaby pomieszkać tutaj, ale
nie chciała już się odzywać i wystawiać się na odrzucenie kolejnej propozycji
przez Billa.
Nie chciały
siedzieć tam zbyt długo, a już zwłaszcza Ann, która wciąż miała problemy w
kontaktach z zespołem. Zdecydowanie bardziej polubiła Gustava i Georga niż
bliźniaków, do których nieprzerwanie kąśliwie się odzywała.
Po opowiedzeniu
tego, co jej się dzisiaj przytrafiło i obejrzeniu studia ustalili, a właściwie
one same zarządziły, że odwiozą z ochroniarzami Ann na autobus do domu, a następnie
już sama Ashley pojedzie z nimi do siebie po najpotrzebniejsze rzeczy. A potem
wprost do domu bliźniaków, w którym miała spędzić kilka najbliższych dni.
Chłopacy o dziwo nie protestowali, bo mieli sporo pracy.
Ani pod jej
blokiem, ani pod samym mieszkaniem na szczęście nikogo nie było, ale woleli z Sakim
uwijać się szybko, by nie natrafić na kolejne niebezpieczne i nieobliczalne
fanki. Zapakowała na szybko najpotrzebniejsze rzeczy i czym prędzej opuścili
jej mieszkanie. Miała coraz większą wprawę w przygotowywaniu sobie bagażu. A
już na pewno pamiętała o wszystkich kosmetykach i piżamie.
Pod domem
bliźniaków jak zwykle przywitała ją grupa krzyczących fanek, ale na tylnym
siedzeniu busa z Sakim za kierownicą czuła się całkowicie bezpiecznie. Miała do
tego człowieka największe zaufanie. Może to dlatego, że był najstarszy i
wydawał się być najrozsądniejszy z nich wszystkich.
Tak jak za
pierwszym razem, ich dom znów był tak samo duży, cichy i pusty. Z wyjątkiem
krzątającej się po salonie około trzydziestopięcioletniej kobiety, która
wystraszyła się, gdy pojawili się w przedpokoju. Ona spodziewała się, że ktoś
jest w środku, bo na podjeździe stał nieznany jej samochód. Jedyne, co
przychodziło jej do głowy, to rodzice bliźniaków.
- Och, Saki, to
ty i… - zaczęła brunetka, przykładając dłoń do klatki piersiowej. Po jej wieku
można było domyślić się, że to nie pani Kaulitz, a po ubiorze oraz
porozstawianych gdzieniegdzie środkach czystości, że kobieta była ich pomocą
domową. – Wystraszyłeś mnie. Spodziewałam się braci. – Spojrzała na Ash spod
przymrużonych powiek.
- Spokojnie, Lindo,
oni mają jeszcze dzisiaj dużo pracy – wyjaśnił jej z delikatnym uśmiechem. – To
nawet lepiej, że jeszcze tutaj jesteś. Pokoje na dole są przygotowane, by można
było tam przenocować?
- Tak,
zmieniałam pościel w zeszłym tygodniu i od tej pory nikogo tam nie było. Tam w
ogóle rzadko ktoś bywa. – Patrzyła na Ashley ciekawskim, badawczym wzrokiem,
ale o nic nie pytała, dopóki Saki sam jej wszystkiego nie powiedział.
- To jest
Ashley, makijażystka chłopaków. Musi spędzić tu kilka nocy, bo fanki obległy
jej mieszkanie.
Kobieta
zaśmiała się słysząc wytłumaczenie Sakiego.
- No tak! A już
myślałam, że któryś z nich znalazł sobie w końcu dziewczynę.
- Niestety wciąż
są zbyt zajęci na miłość. – Ochroniarz również się roześmiał, chociaż Ashley
osobiście nie widziała w tym nic zabawnego, a wręcz przeciwnie, uważała, że
nieco krzywdząco odebrano im najlepsze lata. Choć może to oni sami je sobie odebrali?
W końcu marzyli o takiej karierze od dawna, więc do kogo mieliby teraz mieć
pretensje?
Mężczyzna
zaprowadził ją w głąb korytarza po prawej stronie domu. Było tam troje drzwi.
Pierwsze była to łazienka, w której szykował się Tom tydzień temu. Za drugimi i
trzecimi nie wiedziała jeszcze, co się znajdowało. Saki otworzył drugie, a jej
oczom ukazał się kolejny niedługi korytarz, z którego prowadziły dokądś następne
trzy pary drzwi. Domyśliła się, że były to pokoje awaryjne, chociaż zdziwiła
się, że aż trzy. Przyjmowali aż tylu gości?
Ona dostała
pierwszy pokój, zamykany na klucz. Niewielki, jedynie z dwuosobowym, średniej
wielkości łóżkiem po prawej stronie, naprzeciwko którego wisiał nie za duży
telewizor. Znajdowała się tam jeszcze szafa oraz komoda. Wystrój pokoju
utrzymany był w ciepłych, pomarańczowych i żółtych kolorach, co bardzo jej
odpowiadało. Saki przyniósł jej ciężką torbę z rzeczami i postawił na podłodze.
- Dom nie jest
mój, ale w imieniu chłopaków: czuj się jak u siebie. Silke przegląda już oferty
wynajmu mieszkań i jak tylko znajdzie coś odpowiedniego, damy ci znać.
Wiedziała o
tym, bo sama podawała Silke – kobiecie zajmującej się wszystkimi dokumentami
Tokio Hotel - numer telefonu do starszej pani, od której wynajmowała
mieszkanie, by rozwiązać umowę. Silke zapewniała, że wszystkim się zajmie, a
ona będzie musiała tylko podpisać niezbędne papiery.
- W porządku. O
której będą bliźniacy? – Właściwie interesowało ją tylko to. Czy zobaczy ich
jeszcze dzisiaj, czy będzie już dawno spała? Była śpiąca już teraz, zarówno z
powodu ciężkiej nocy, jak i po wydarzeniach dzisiejszego popołudnia. Była też
głodna, ale wiedziała, że nie przełknęłaby w tej chwili niczego. Jej żołądek
wciąż był ściśnięty ze stresu, który właściwie dopiero teraz zaczynał ją
dopadać. Albo przechodził jej szok, albo już brakowało jej wsparcia
przyjaciółki.
- Nikt tego nie
wie, pewnie nawet oni sami.
Saki wyszedł, a
ona rozpakowała się powoli. Powiesiła w szafie swoje ubrania i zajęła dwie
pierwsze szuflady komody. Nie miała z okna zbyt dużego pola widzenia.
Wychodziło na ogród, który raczej nie był jakoś szczególnie zagospodarowany.
Przed sobą miała widok na niewysokie drzewka i bujne krzewy. Cieszyło ją jednak
to, że miała taki sam szeroki parapet jak Bill. Mogła usiąść na nim z kubkiem
herbaty i obserwować nocą gwiazdy. Do nocy co prawda było jeszcze daleko, ale
na herbatę miała znów ochotę.
Wzięła ze sobą
telefon i wyszła z pokoju, kierując się do kuchni. Zastała tam uśmiechniętą Lindę,
która zaglądała do lodówki.
- Zrobić ci coś
do jedzenia? – zaproponowała kobieta, gdy tylko ją zobaczyła. – Chociaż nie
wiem, czy cokolwiek tu zostanie, jak wyrzucę wszystkie napoczęte, niedojedzone i
przeterminowane produkty. – Zaśmiała się, wrzucając dwa jogurty do worka na
śmieci i zamknęła lodówkę. – A mówiłam im ostatnio, żeby je zjedli… Co za… -
Celowo nie dokończyła, biorąc się pod boki i teatralnie kręcąc głową. Gdyby
gdzieś przez ten tydzień nie przemknęło jej w rozmowach z chłopakami, że mama
bliźniaków ma na imię Simone, i gdyby Linda była nieco starsza, pomyślałaby, że
to ona jest ich matką.
- Nie,
dziękuję, zrobię sobie tylko herbatę – odparła, uśmiechając się do szczupłej
brunetki i chwyciła czajnik elektryczny, który Linda od razu jej wyrwała.
- Siedź,
dzieciaku. Saki mi powiedział, przez co dzisiaj przeszłaś. A ja myślałam, że te
tutaj są stuknięte.
Posłusznie
usiadła przy stole, odwracając się w stronę swojej rozmówczyni.
- Niestety… -
mruknęła niezadowolona. – Mam nadzieję, że długo nie będę tutaj gościła. Chyba
pani rozumie, że to dla mnie mało komfortowe rozwiązanie…
- Żadna ze mnie
pani, ale rozumiem, rozumiem. Też bym nie chciała z nimi mieszkać. - Ponownie
zachichotała. Ashley także delikatnie się uśmiechnęła, chociaż nie o to jej
chodziło. – Są okropni i zostawiają po sobie zawsze straszny bałagan. Ale można
im to wybaczyć, w końcu są tak zabiegani, że nie mają czasu spokojnie zjeść, a
co dopiero mówić o odnoszeniu rzeczy na miejsce.
Jej bynajmniej
nie martwiło bałaganiarstwo chłopaków, którego swoją drogą do tej pory nie
zauważyła. Ona po pierwsze nie chciała robić bliźniakom kłopotu swoją
obecnością, a po drugie bała się tego, że będąc tak blisko Billa, może zdarzyć
się tutaj coś niewłaściwego. Na jego terenie, na tak małej, zamkniętej
przestrzeni. On najwyraźniej grał w jakąś dziwną grę, której ona zasad nie
znała. Obawiała się tylko, że ona w którymś momencie może nie wytrzymać i zrobić
coś nieodpowiedniego. Coś, co będzie podpowiadał jej wewnętrzny głos jej serca,
którego z całych sił starała się nie słuchać. Przez cały czas próbowała myśleć
rozsądnie i uważać, by nie zbliżyć się za bardzo, bo miała świadomość, że
mogłaby stracić pracę, gdyby tylko on zauważył jej rosnące zaangażowanie w bliższą
relację. Ale nie mogła się od niego uwolnić, przyciągał ją do siebie czymś,
czego nie potrafiła określić, ani nie mogła nad tym zapanować. Był zagadką,
której rozwiązanie chciała poznać, ale nie potrafiła jeszcze do niego dojść.
Ożywiła się
nieco przy Lindzie, z którą rozmawiała, podczas gdy ta kończyła sprzątanie
kuchni. Ashley zaproponowała nawet pomoc, ale kobieta nie chciała jej przyjąć,
choć jej wydawało się, że gdyby się czymś zajęła, nie myślałaby tyle o nim i o
jego zachowaniu, zarówno dzisiejszym, jak i wczorajszym, gdy w hotelowej łazience stanął
tak blisko niej, że tylko centymetry dzieliły jej plecy od jego klatki
piersiowej…
Co tam psychofanki!
Co tam, że nie miała gdzie mieszkać! Jej głowę zaprzątał on i tylko on. Nie
mogła myśleć o niczym innym, siedząc w jego kuchni, popijając herbatę z kubka,
z którego najprawdopodobniej czasami pijał i on.
Znalazła sobie
nowe zajęcie na wszystkie dni jej pracy u jego boku. Doszukiwanie się znaczenia
każdego jego gestu, słowa i spojrzenia. Zagłębianie się we wszystko, co było z
nim związane. Analizowanie go.
Ich rozmowę
przy herbacie i ciastkach przerwały piszczące dziewczyny, co oznaczało, że ktoś
przyjechał. Właściwie były niezłym powiadomieniem, chociaż przy zamkniętych
oknach byłoby słychać je znacznie słabiej.
- O matko, ale
się z tobą zasiedziałam! – Kobieta poderwała się z miejsca i w biegu dopijając już
prawie zimną herbatę, wstawiła kubek do zmywarki. Wykonała całą swoją pracę już
ponad godzinę temu, ale została jeszcze chwilę na babskie pogaduszki. Skarżyła
się, że jej córka przechodzi teraz nastoletni bunt i nie da się zamienić z nią
słowa bez podnoszenia głosu. One na szczęście złapały dobry kontakt i polubiły
się od początku. Linda mimo zbliżania się do czterdziestki była bardzo wesołą, nadal
młodą duchem kobietą, z którą porozmawiać można było na wiele różnych tematów.
Przychodziła do bliźniaków dwa-trzy razy w tygodniu, w różne dni i sprzątała
cały dom, robiła pranie, a czasami nawet jeździła po zakupy z Sakim. Z jej
opowiadań wynikało, że bliźniacy nie robili sami prawie niczego. Ostatnio tylko
ciężko pracowali i brakowało im czasu nawet na prywatne spotkania.
- Kiedy teraz
przychodzisz? – zapytała, mając nadzieję, że zdąży jeszcze raz porozmawiać z Lindą,
zanim się stąd wyprowadzi.
- Będę w
sobotę, a wy w sobotę wyjeżdżacie do Berlina. Ale nie bój się, na pewno jeszcze
nie raz się tutaj spotkamy.
Nie zdążyły się
jeszcze pożegnać, a przez garaż weszli już bliźniacy, których głosy było
słychać z daleka. Zawzięcie o czymś dyskutowali, ale nie dało się nic wyłapać
spośród ich podniesionych głosów, dopóki nieco się nie uspokoili na widok
Ashley i Lindy. Ashley siedzącej przy stole z kubkiem oraz talerzykiem z
ciasteczkami przed sobą i Lindy stojącej obok.
Chyba jednak
wolałaby już spać, niż znowu spotykać się z nim twarzą w twarz. Była w jego
domu. Nawet nie miała tutaj dokąd uciec, a z chęcią zniknęłaby gdzieś chociażby
już w tej chwili. Spoglądał na nią z uśmiechem, wciąż tłumacząc bratu, że jego
wybór piosenek jest lepszy. Linda słysząc to, przewróciła jedynie oczami i
posłała Ashley porozumiewawczy uśmiech, po czym skierowała się do przedpokoju.
- Jak dawno się
nie widzieliśmy! – Tom przerwał argumentować słuszność swojej listy i przywitał
się tym radosnym stwierdzeniem ze swoją gosposią, choć bardziej trafne mogłoby
tu być określenie „drugą matką”.
- Cześć, Lindo
– Jego brat zrobił to już normalnie. – Widzę, że się za nami stęskniłaś!
Specjalnie na nas czekałaś?
- Wcale za wami
nie tęskniłam, to wasza nowa makijażystka jest taka cudowna, że się z nią
zagadałam. Wszystko macie zrobione, pranie też, nawet jest wywieszone. Będę w
sobotę, ale popołudniu, więc na szczęście się miniemy – mówiła uszczypliwie i
jednocześnie uśmiechała się podczas zakładania butów i lekkiej kurtki. – Więc
do nie-zobaczenia! Oczywiście oprócz uroczej Ashley, z którą mam nadzieję, że
niedługo znów się tutaj spotkam. Przetrzymajcie ją tu trochę. – Puściła im
oczko. – Na razie, trzymajcie się i zachowujcie się przy niej!
Linda pomachała
jej na pożegnanie i wyszła, o dziwo normalnymi drzwiami. Widocznie nie
wzbudzała takiego zainteresowania jak oni, czy ich makijażystka. Samochód,
który stał na podjeździe, musiał należeć do niej.
Ochroniarz,
który przywiózł bliźniaków, nawet nie wchodził do środka.
Została więc z
nimi całkowicie sama i bała się tego, co może się tutaj wydarzyć.