Pierwszą
rzeczą, jaką zrobiła po wejściu do mieszkania, było wygrzebanie z torebki
swojej nowej plakietki. Przyglądała jej się przez chwilę i wciąż czytała na
zmianę: Ashley Meiers oraz
TOKIO HOTEL: MAKE UP i nadal nie mogła uwierzyć, że to jej zdjęcie widnieje
w lewym górnym rogu. Zawiesiła ją sobie na szyi i postanowiła, że nie zdejmie
jej, dopóki nie będzie szła się wykąpać. Zaśmiała się sama do siebie ze swojego
dziecinnego zachowania, ale nic nie mogła poradzić na to, że inaczej miała
wrażenie, iż sobie to wszystko ubzdurała. Zdjęła buty i wsunęła na stopy
kapcie, a marynarkę powiesiła na wieszaku i schowała do rozsuwanej szafy.
Starała się nie rozkładać rzeczy byle gdzie, bo odkąd zamieszkała sama,
zauważyła, że wszystko cudownie samo nie wraca na swoje miejsce, tak jak było
to, gdy mieszkała z rodzicami. Skorzystała z toalety po tym, jak Bill napoił ją
połową litra coli, po czym usiadła na kanapie w pokoju. Całą drogę do domu
zastanawiała się, co i czy w ogóle coś mu odpisać. Myślała o tym jeszcze przez
kolejne dziesięć minut i miała już nawet gotowego smsa do wysłania, w którym
przyznała się, że to Tom powiedział jej o drugiej rocznicy pierwszego singla
zespołu przypadającej na dzień dzisiejszy, jednak usunęła go i odłożyła telefon
na stolik. Stwierdziła, że pewnie nawet go to nie obchodziło, poza tym nie
miała zamiaru mu przeszkadzać, bo na pewno przygotowywał się już do imprezy z
okazji wydania płyty. Płyta! Podłączyła do zasilania, otworzyła i uruchomiła
laptopa, po czym od razu włączyła utwory, przy których wczoraj zasnęła.
Zwiększyła głośność muzyki i weszła do kuchni, bo nakarmiona przez Billa
chipsami, czuła się okropnie głodna.
„On u mnie przynajmniej dostał tosty” –
Pomyślała i uśmiechnęła się na wspomnienie czarnowłosego pałaszującego tosty u
niej na kanapie.
Otworzyła
lodówkę w poszukiwaniu czegoś na szybko, ale jej oczom ukazały się tylko pełne
półki warzyw, które w sobotę przywieźli jej rodzice. Mówiła mamie, że tyle nie
potrzebuje i nie zdąży zjeść wszystkiego zanim się popsuje, ale mama i tak
zapakowała jej pełną lodówkę, mówiąc, że ona też nie ma co z tym zrobić.
Brakowało jej jedynie pieczywa, bo Bill wyjadł wczoraj cały chleb tostowy,
ostatnią bułkę zjadła na śniadanie, a do sklepu przecież dziś nie zaszła. Nie
miała sił, by wychodzić już z domu, zresztą przypomniała sobie słowa Billa, że
ma nawet nikomu nie otwierać drzwi, a co dopiero wychodzić sama. Wiedziała, że
przesadzał, bo nikt jej nie znał ani nie widział - przynajmniej na razie - ale
i tak nie miała ochoty z powrotem się ubierać, gdy dopiero co przyszła.
Może
siedemnasta to nie była dobra pora na jajecznicę, ale nie miała nic innego na
szybko. Podczas smażenia wpadła na, jej zdaniem, genialny pomysł – zrobi
sałatkę. Postanowiła, że wykorzysta warzywa i przygotuje ją w dużej ilości na
jutrzejszą trzygodzinną podróż do Hamburga.
Zjadła
jajecznicę i przy wciąż grającej muzyce zabrała się za sałatkę. Zorientowała
się, że w zamrażalniku ma też pierś z kurczaka, a jakże, od mamy. Wyjęła ją i
zostawiła na zlewie do rozmrożenia, by pokroić, usmażyć i dodać ją dopiero
jutro rano. Wsłuchując się w teksty piosenek, ostrożnie kroiła warzywa i
wrzucała wszystko do dwóch największych zamykanych pojemników, jakie znalazła w
domu. Nie miała tylko sosu sałatkowego, który i tak planowała dodać dopiero
jutro, żeby nie zrobiła jej się papka. Zdecydowała, że skoczy rano na szybkie
zakupy. A może Saki zgodziłby się zajechać do sklepu? Przydałyby się też
przecież prowizoryczne naczynia dla wszystkich na drogę…
Zadowolona z
siebie wróciła do pokoju i usiadła na kanapie. Przepisała numery z pliku w
komputerze do telefonu. Czuła się jeszcze nieswojo mając w kontaktach gdzieś
pomiędzy mamą, tatą, ciocią i przyjaciółką numery do Toma, Billa, Gustava i
Georga. Obiecała mamie, że będzie się z nią kontaktować, gdy tylko coś będzie
się działo. Stwierdziła, że podpisanie umowy jest „czymś”, więc zadzwoniła i wszystko jej opowiedziała. Żałowała
tylko, że jeszcze nie mogła podzielić się ze swoją przyjaciółką tym, co jej się
przydarzyło, ale im mniej osób o tym wiedziało, tym dla niej i dla zespołu
lepiej. Annalise nie była raczej osobą, która umiałaby trzymać język za zębami.
Położyła się i
słuchała uważnie dźwięków gitar, perkusji i głosu Billa, myśląc jednocześnie o
swojej nowej, wymarzonej pracy i ściskając w dłoni plakietkę. Tego dnia już nie
zasnęła tak szybko. Obiecała, że przesłucha płytę uważnie i obietnicy
dotrzymała.
Obudziła się
dopiero dzięki budzikowi, o ósmej. Nie spodziewała się tego. Myślała, że raczej
stres nie pozwoli jej zbyt długo pospać, tak jak poprzedniej nocy, ale jej
organizm był chyba już wykończony nadmiarem wydarzeń, jakie spotkały ją w
przeciągu zaledwie dwóch dni. Dla kogoś zwykły wtorek i zwykła środa. Dla niej
przełomowy wtorek i przełomowa środa jej życia.
Niestety przez
noc chleb cudownie nie pojawił się w jej kuchni, więc znów zjadła nieco mdłą,
bo bez pieczywa, jajecznicę. Popiła ją herbatą i zabrała się za krojenie,
przyprawianie i smażenie piersi do sałatki. Najlepszą kucharką nie była, ale
szybko jej poszło, bo już przed dziewiątą brała prysznic.
Lubiła swoje
włosy, które nie wymagały specjalnego układania, wystarczyło je tylko wysuszyć
ze szczotką. Były naturalnie proste i nienaturalnie jasne, ale mimo agresywnego
rozjaśniacza nakładanego co miesiąc, zdrowe, czego nie mogła powiedzieć o
włosach Billa. Jego czupryna z bliska nie wyglądała najlepiej, bo po pierwsze,
nie były to jego naturalne włosy, a po drugie, katował je codziennie
prostowaniem, tapirowaniem, lakierowaniem i on sam jeden wiedział, czym
jeszcze. Dlaczego właściwie rozmyślała o stanie jego włosów?
Najwięcej czasu
poświęciła swojej twarzy. Uwielbiała się malować, choć z makijażem nie
przesadzała. Po prostu robiła wszystko dokładniej i precyzyjniej niż zazwyczaj.
Miała przecież zostać dzisiaj sfotografowana przy największych gwiazdach
Europy. Praca z Tokio Hotel zobowiązywała do perfekcyjnego wyglądu.
Pogodzie nawet
się nie śniło, żeby się poprawić. Wciąż było szaro, pochmurnie i jeszcze zimniej
niż wczoraj. Wątpiła, że w tym roku jeszcze doświadczy fali upałów, raczej
przygotowywała się już na brzydką i zimną jesień.
Chciała dobrze
wyglądać, ale miała na uwadze również to, że musi czuć się przez cały dzień
wygodnie. Założyła czarne rurki i lekką, białą bluzkę, na którą nie zdecydowała
się wczoraj. Postanowiła, że gdy będzie wychodziła, założy na siebie jeszcze
ciemnoszarą, ciepłą narzutkę na długi rękaw i trochę jaśniejszy, lekki szalik,
choć może bliżej mu było do dużej chustki. Chciała założyć coś kolorowego, żeby
znów nie wyjść na nudną i sztywną, ale nie lubiła kolorów. Wczoraj zmusiła się
do beżowej marynarki, ale dzisiaj już nie potrafiła. Nie lubiła nawet jasnych
dżinsów, miała jedynie same czarne, ciemnogranatowe i jedne bordowe, kupione
chyba gdy miała jakąś gorączkę. Stwierdziła, że gdyby ktoś zapytał ją, dlaczego
ubrała się tak ponuro, zrzuci wszystko na pogodę.
Zapakowała
sobie także czystą bieliznę i czarny t-shirt oraz szczoteczkę i kilka
podstawowych artykułów higienicznych, w razie gdyby zostali w Hamburgu na noc.
Nie wiedziała, czy to zrobią, bo bliźniacy w końcu się nie określili i sprawa
stanęła na „może”, ale jeśli miała
dużo miejsca w torebce, to wolała zabrać to ze sobą na wszelki wypadek.
Cały wczorajszy
wieczór i dzisiejszy poranek spędziła w towarzystwie Billa, Toma, Gustava i
Georga. Oczywiście tych z jej głośnika. Z prawdziwymi miała dopiero się spotkać
i znów się stresowała, mimo że wczoraj przez moment już poczuła się przy
bliźniakach swobodnie. Dziś popołudniu jednak miał być również Gustav, Georg,
producent i dodatkowy ochroniarz. Ku swojemu zdziwieniu, malowaniem Billa w
ogóle się teraz nie przejmowała, tak jakby była to naturalna czynność, którą
wykonywała od lat.
Saki zadzwonił
domofonem nawet pięć minut wcześniej niż się tego spodziewała. Otworzyła mu
drzwi od klatki i zaprosiła do siebie na górę, by nie czekał na nią na zimnie.
- Już
wychodzimy, wezmę tylko jeszcze coś z kuchni… - Włożyła dwa duże pojemniki do
materiałowej, pojemnej torby i podała ją ochroniarzowi. Nawet nie pytał, co
jest w środku. W ogóle mało się odzywał. Chwyciła swoją dużą, czarną torebkę i
wyszli z mieszkania.
- Moglibyśmy
zajechać do sklepu? – zapytała, zamykając drzwi na klucz.
- Nie było tego
w planach, musiałbym zadzwonić do Billa i zapytać. Kazał mi cię pilnować jak
oka w głowie. A czego potrzebujesz? - Schodzili już po schodach.
- Chciałabym
kupić sos sałatkowy.
- Po co ci
teraz sos sałatkowy?
- W torbie,
którą niesiesz, jest sałatka. Przygotowałam ją, żebyśmy mieli co jeść w drodze
do Hamburga. Brakuje jej tylko sosu i będzie idealna. - Znaleźli się już na
dworze. Było naprawdę zimno, ale Saki zaparkował tuż pod samym wejściem do
budynku. Wsiadła do tyłu razem ze swoimi torbami. - Później nie będzie kiedy
jej kupić i dodać, a wątpię, że Bill i Tom mają coś takiego w domu. Przydałyby
się też jednorazowe miseczki i sztućce, przecież nie będziemy jedli wszyscy z
dwóch pojemników. Potrzebuję też kilku rzeczy do domu, bo nawet nie mam kiedy i
iść na zakupy…
- Przecież
wyjeżdżamy dopiero o drugiej. Spokojnie, kupię wszystko, gdy będziesz u
bliźniaków. Teraz nie zmieniajmy planów, jedziemy prosto do nich.
- Super, zrobię
ci listę zakupów.
Wyjęła z
torebki kołonotatnik i wypisała na kartce sosy sałatkowe, jednorazowe widelce i
miseczki, na wszelki wypadek chusteczki suche i mokre, bo wątpiła, że zgraja
facetów o nich myśli oraz pieczywo, herbatę, mleko, szynkę, ser i jogurty dla
siebie.
- Sporo mi tego
wyszło, poradzisz sobie sam?
- Nie pierwszy
raz robię zakupy i mimo że nie widziałem jeszcze twojej listy, zapewniam cię,
że kupowałem już dziesięć razy więcej. Przecież kupuje im wszystko na co dzień,
a mniej więcej raz na dwa tygodnie robię wielkie zapasy, głównie mrożonek,
napojów, przeróżnych chipsów, paluszków, orzeszków i innych paczkowanych przekąsek.
Beze mnie by nie przeżyli, bo praktycznie nie mogą wyjść z domu. Mnie na
ulicach rozpoznają, ale nikt mnie nie zaczepia. – Zdziwiła się, że dotychczas
małomówny Saki tak się otworzył. - Schowaj się znów za siedzenie.
Wjechali na
otoczoną przez fanki posesję Kaulitzów, a następnie do garażu. Ochroniarz
zaparkował na pustym miejscu i zamknął drzwi garażowe, a ona wzięła swoje torby
i wysiadła. Wiedziała już, gdzie iść, więc nie czekała na niego. Weszła do
przedpokoju i zdjęła buty. Żałowała, że zapomniała kapci i znów miała siedzieć
jedynie w stópkach. Po chwili Saki pojawił się już obok niej.
- Pewnie są na
górze, za chwilę zejdą. Bill, Tom?! Macie gościa!
- Właściwie to
umawiałam się z Billem…
- Jesteśmy
dziesięć minut za wcześnie, pewnie się szykuje. Daj mi te swoje notatki, pojadę
do supermarketu.
Dom był pusty i
cichy. Po odjechaniu Sakiego stała przez chwilę w przedpokoju, ale nie słysząc
żadnych odgłosów, postanowiła się trochę rozgościć. Zdjęła narzutkę i szalik,
powiesiła je na wieszaku, a torebkę postawiła na komodzie. Zaniosła torbę z
sałatką do kuchni i wystawiła pojemniki na blat. Usiadła przy stole w takim
miejscu, by mieć widok na schody. Przesiedziała tak około piętnastu minut, ale
kompletnie nic się nie działo. Żadnych odgłosów. Postanowiła zadzwonić do
Sakiego i zapytać, co ma w takiej sytuacji zrobić.
- Tak, Ashley?
– Wiedział, że to ona, bo ostatecznie odeszli od pomysłu zastrzeżenia jej
numeru. Numery pozostałych na stałe również nie były zastrzeżone, robili to
tylko w przypadku, gdy dzwonili do kogoś obcego. Jak na przykład wtedy, gdy
Bill próbował się z nią skontaktować cztery razy.
- Przepraszam,
że przeszkadzam w zakupach, ale nikt się nie pojawił od prawie dwudziestu minut
i nie wiem, co mam robić…
- Wejdź
schodami na górę i zapukaj do drugich brązowych drzwi po prawej, to pokój
Billa, musi tam być, przecież nigdzie się nie wybrał. Tom też nie, jego drzwi
są po lewej.
- Okej,
dziękuję.
Rozłączyła się
i wstała z krzesła. Bezszelestnie, na samych paluszkach, udała się na górę.
Zastała tam troje drzwi. Pierwsze po lewej, białe, jak się domyślała,
łazienkowe. Kolejne jasnobrązowe niemalże na wprost schodów, lecz nieco
przesunięte w lewo, do pokoju Toma i takie same na tej samej ścianie, lecz
bardziej na prawo. Podeszła do tych ostatnich i przez chwilę wahała się, czy
powinna w ogóle wchodzić na piętro, ale w końcu, nie widząc innego wyjścia,
lekko zapukała. W odpowiedzi nie usłyszała nawet najmniejszego dźwięku.
Zapukała trochę mocniej.
- Bill?
Lecz znów
odpowiedziała jej cisza. Zapukała również do Toma, ale i to na nic się zdało.
Zeszła na dół i ponownie wybrała numer do Sakiego.
- Słucham?
- Pukałam do
obydwu, ale nikt mi nie otworzył ani nie odpowiedział…
- Pewnie za
słabo pukałaś. – Roześmiał się mężczyzna. – Żartuję, muszą spać, zadzwoń do
nich i ich obudź.
- Ja? –
Zdziwiła się i rozpaczliwym tonem dodała: - Trochę mi, że tak powiem,
niezręcznie…
- W porządku,
daj mi chwilę. – Saki znów się zaśmiał i rozłączył się, a ona ponownie zajęła
miejsce przy stole z widokiem na schody. Już po chwili usłyszała na górze
stłumioną melodyjkę telefonu i niewyraźny głos. Zaraz głos przestał się
odzywać, ale wciąż docierały do niej pojedyncze hałasy. Otworzyły się drzwi, a
na szczycie schodów pojawiła się sylwetka Billa. Zbiegł na dół i dopiero teraz dojrzała,
że jest zaspany, nieco spuchnięty i czerwony na twarzy, a włosy ma w kompletnym
nieładzie i przynajmniej z fryzury, bo przecież nie z postury, przypominał Son
Goku. Stanął naprzeciwko niej i spojrzał na nią nieprzytomnie. Miał na sobie
tylko ledwo trzymające mu się na tyłku dżinsy i wygniecioną, czarną koszulkę.
- Cześć –
bąknął i wszedł do kuchni. Przeszedł za jej plecami i otworzył lodówkę. Po
omacku wyszukał w niej colę, usiadł w szczycie stołu po jej lewej stronie i
upił dokładnie osiem ogromnych łyków prosto z butelki. Patrzyła na niego
swobodnie, bo tym razem to on nie patrzył na nią, lecz w zasłonięte roletą
okno. Zresztą, ledwo miał otwarte oczy.
- Przepraszam,
nie wiem co się stało, bo budzik miał zadzwonić o dziewiątej, a mamy już… -
Obejrzał się za lewe ramię w celu ustalenia godziny. - A mamy już prawie wpół
do dwunastej. Wczoraj byliśmy na tej imprezie, wróciliśmy chyba strasznie późno
i tak jakoś… Chyba strasznie się spiłem…
Starała się nie
uśmiechać.
- To może damy
sobie na spokój z tym próbnym malowaniem? Idź jeszcze pospać.
- Nie, damy
sobie na spokój z próbnym malowaniem, bo się nie wyrobimy. Miałem być prawie
gotowy na jedenastą, a jestem w totalnej rozsypce. Tom śpi?
- Raczej tak.
- A Saki? Skąd
do mnie dzwonił?
- Poprosiłam
go, żeby pojechał do sklepu.
- W porządku.
Ale się okropnie czuję… I zapewne tak samo wyglądam.
Jej twarz na
pewno nawet mimo makijażu zrobiła się czerwona, bo pomyślała dokładnie o tym
samym i mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Wyglądał gorzej niż okropnie.
Wyglądał tragicznie i gdyby wyszedł w takim wydaniu z domu, miałby pewność, że
nikt go nie rozpozna i nie zaczepi. Sama by go nie poznała, gdyby nie to, że
była u niego w domu i tylko jego się spodziewała. Wiedziała, że będzie miała
dziś trudne zadanie, bo niełatwo było ukryć pod makijażem całonocną imprezę i
deficyt snu, a już szczególnie na czterech buziach.
- Macie
aspirynę? – Zapytała, widząc cierpienie wymalowane na jego twarzy. Wydawało jej
się, że wkładał wszystkie swoje siły, by utrzymać się w pozycji siedzącej.
- A co to jest?
Brzmi strasznie.
Po raz trzeci w
przeciągu kilku minut zadzwoniła do Sakiego.
- Dalej śpi? –
Odebrał, znów się śmiejąc.
- Nie, już nie.
Jeśli jeszcze jesteś w sklepie, kup także aspirynę i jeśli dasz radę, to wodę,
dużo wody dla wszystkich. Colą się nie napiją.
- W porządku.
Odłożyła
telefon na blat i wstała od stołu. Bill nadal siedział z łokciami opartymi na
blacie, a głową na dłoniach.
- To lekarstwo.
Zaraz postawimy cię na nogi.
Czajnik
elektryczny stał na wierzchu, więc pozwoliła sobie nalać do niego wody.
Nacisnęła pstryczek, by zaczęła się grzać, a Bill obserwował ją nieprzytomnie
przez cały czas.
- Gdzie
trzymacie kubki? – zapytała, a on wskazał tylko szafkę nad jej głową, nic nie
mówiąc. - Łyżeczki? Herbatę? Cukier? - Ruszał jedynie przedramieniem i
pokazywał jej palcem to, o co prosiła. - Niech zgadnę, jesteś głodny jak wilk?
– spytała po znalezieniu wszystkiego, co było jej potrzebne do zrobienia
herbaty. Woda była mniej więcej w połowie gotowania.
- Ooo tak,
zamawiam pizzę. – Nieco się ożywił. - Co to jest? - Dopiero teraz zauważył dwa
pojemniki z kolorową zawartością i patrzył na nie marszcząc oczy i nos.
- Żadnej pizzy.
Zrobiłam sałatkę, ale to na drogę, teraz zjedz normalne śniadanie. Masz na coś
ochotę? - Pozwoliła sobie bez pytania zajrzeć do lodówki, by sprawdzić, co uda
jej się zrobić na ciepło.
- Płatki?
- Bill, mleko
po alkoholu? Idź obudzić Toma i trochę się ogarnąć, za piętnaście minut widzę
was obydwu na dole. Wyjmij mi tylko patelnię i talerze.
- Znajdziesz… -
mruknął i powłóczystym krokiem skierował się na górę.
- Tylko błagam,
nie zaśnij! – krzyknęła za nim. - Piętnaście minut! – dodała, gdy był już
prawie na samej górze, ale nie zareagował.
Zabrała się za
przeszukiwanie dolnych szafek. W trzeciej z kolei znalazła patelnię. W którejś
górnej szafce znalazła olej, a w dolnej najbliżej lodówki talerze i miski.
Zabrała się za przygotowywanie potrawy, którą po wczoraj i dzisiaj umiała już
zrobić prawie z zamkniętymi oczami. Usmażyła im jajecznicę, na którą sama już
nie mogła patrzeć.
Kończyła
wykładać gotowe jajka do szklanej, dużej miski, gdy bliźniacy zeszli na dół.
- Nie
zasnęliście? – zapytała z uśmiechem, stawiając naczynie mniej-więcej na środku
stołu, tuż obok bukietu pomarańczowo-żółtych kwiatów w wazonie. Nie wiedziała
jakich, nie znała się na roślinach. Dostawiła również koszyczek z pieczywem.
- Przy takich
zapachach się nie dało, nawet gdybyśmy bardzo chcieli – odpowiedział Tom. Miał
na sobie wczorajszy strój i również nie wyglądał najlepiej, chociaż i tak
lepiej niż jego brat. Bill rozczesał już przynajmniej włosy i chyba tylko tyle
zdążył zrobić przez całe piętnaście minut.
- Siadajcie, bo
nie wiem, gdzie ustawiać wam talerze.
Bill zajął to
samo miejsce w szczycie stołu, z którego przed chwilą wstał, a Tom dwa miejsca
dalej po jego lewej stronie. Ustawiła im talerze przed nosami i podała sztućce,
po czym dostawiła kubki z herbatą. Swój ustawiła naprzeciwko Toma i usiadła
razem z nimi.
Nie trzeba było
ich namawiać do jedzenia, bo rzucili się na jajecznicę momentalnie. Najpierw
nakładał sobie Bill, a po nim Tom. Niemal jednocześnie chwycili bułki i zaczęli
łapczywie jeść. Chociaż obydwaj byli gadułami, teraz żaden z nich nawet się nie
odezwał, by nie przerywać jedzenia. Znów poczuła się przy nich jak matka dwóch
uroczych łobuziaków. Piła herbatę, obserwowała ich i dopiero teraz, gdy
siedzieli obok siebie w takim stanie, dostrzegła, że są niemalże identyczni. Na
co dzień trudno było to dostrzec.
- Ale pyszne… -
Zaczął Tom po przełknięciu ostatniej porcji i wypiciu na raz całego kubka
herbaty. – Billowi wychodzi ohydna, mdła papka, której spróbowałem tylko raz i
więcej nie mam zamiaru. Jak ty to zrobiłaś?
- Nie myśl, że
ci powie – odparł Bill, odkładając sztućce na pusty talerz. – To podstęp.
Liczy, że się uzależnimy od jej jedzenia i jak okaże się beznadziejną
makijażystką, to zostawimy ją jako kucharkę.
Zaśmiała się
słysząc wypowiedzianą przez Billa teorię, którą sama przedwczoraj wymyśliła.
- Sprytnie. Mi
to nie przeszkadza.
Z podwórka
dobiegł ich głośny pisk oznaczający powrót Sakiego z zakupów. Już po chwili
ochroniarz pojawił się w kuchni i postawił torby na blacie kuchennym oraz
zgrzewki wody na podłodze.
- Dziękuję,
udało ci się wszystko kupić? Ile ci oddać? – zapytała i wstała od stołu, by rozpakować siatki.
- Tak, wszystko
znalazłem. Paragon jest w środku, ale rozliczaj się z nimi. – Mężczyzna wskazał
na bliźniaków. – Idę do siebie, przed czternastą zbiórka. – Zarządził ,
przeszedł przez salon i zniknął za drewnianymi drzwiami w jego kącie.
- Po co go
wysłałaś? – spytał Bill, dopijając do końca herbatę. Nie trzymał kubka za ucho,
tylko obejmował go całymi dłońmi. Tom skubał płatki kwiatów, którym przed
chwilą się przyglądała.
- Tom, zostaw
tego biednego kwiatka! – Przywołała dredowłosego do porządku, na co on
natychmiast oderwał się od rośliny z uśmiechem dziecka, które właśnie coś
spsociło. - Już ci pokazuję – odrzekła i zaczęła rozpakowywać reklamówki.
Wyjęła paczkę
jednorazowych miseczek i widelców oraz chusteczki i położyła je obok pojemników
z sałatką. Swoje zakupy odkładała na bok, a dla nich szukała aspiryny.
- To wasze
lekarstwo na dzisiaj. – Powiedziała i przygotowała bliźniakom po jednej
tabletce w szklankach i postawiła przed nimi. – Pijcie, tylko szybko.
- To jest
niedobre, prawda? – Tom nie wyglądał na przekonanego. Bill zresztą też.
Patrzyli ze skwaszonymi minami to na zawartość szklanek, to na siebie, to na
nią, jakby nie wiedzieli, co mają zrobić. Gitarzysta nachylił się i powąchał
jeszcze delikatnie musujący napój, po czym wytarł nos, bo bąbelki strzelały mu
w twarz.
- Jak to
lekarstwo, musi być niedobre, ale jest skuteczne. Obiecuję, że poczujecie się
lepiej. - Zbierała naczynia ze stołu i wstawiała je do zmywarki. Starała się
mówić przekonującym głosem i chyba dobrze jej to wychodziło, bo Bill wziął
swoją szklankę do ręki.
- Dobra,
wypiję. – Odezwał się i przybliżył krawędź do ust. - Ale jak nie poczuję się po
tym lepiej, to zrobię ci to samo i też będę kazał ci to wypić. – Powiedział
bojowo i wyprostował się, jakby podejmował wyzwanie.
- W porządku. –
Roześmiała się słysząc tę groźbę, która nie robiła na niej żadnego wrażenia.
Przechylił
szklankę i opróżnił ją trzema łykami. Wykrzywił kilka razy twarz na różne
sposoby i na koniec wysunął język na znak, że było wyjątkowo ohydne. Tom patrzył
na niego z przerażeniem, a ona nie mogła przestać się uśmiechać.
- Obrzydliwe!
Fuj! Gorzkie okrutnie! – krzyknął i wzdrygnął się, mlaskając jeszcze kilka
razy.
- Prawdę
mówiąc, to czuję się już całkiem dobrze…
- Tom, bądź
mężczyzną i pij. - Jej słowa chyba na niego zadziałały, bo chwycił szklankę i
wypił do dna.
- Ohydztwo,
przyłączam się do Billa, jak nie pomoże, to wypijesz jeszcze drugą porcję ode
mnie. – Zagroził, celując w nią palcem. Stała, cały czas opierając się o blat.
Kucnęła, by rozerwać folię dużej zgrzewki, wyjęła dwie butelki i postawiła
przed nimi.
- W nagrodę
możecie troszkę popić.
Do tego też nie
trzeba było ich namawiać, od razu dopadli do wody.
- Mamy
dwunastą, więc proponowałabym wam zacząć się zbierać, zwłaszcza tobie. –
Spojrzała na Billa już się tak nie krępując. Bez makijażu i fryzury nie
wzbudzał w niej tych nieznanych jej uczuć, wydawał jej się już normalny i nie
bała się go. Aż tak.
- Nie wiem, czy
zdążę. Jestem w totalnej rozsypce, muszę się wykąpać, umyć włosy, wysuszyć,
postawić, umalować się… - Wydawało jej się, że nigdy nie przestanie wymieniać.
- Nie mam nawet wybranych i wyprasowanych ubrań, zobacz, w czym ja siedzę. –
Pociągnął palcami lewej dłoni za czarną, wygniecioną koszulkę.
- W takim razie
wybierz coś, daj mi deskę i żelazko, a ja ci wyprasuję.
- Mi też? – Tom
wyczuł okazję do obijania się.
- Tak, tobie
też, jeśli potrzebujesz. Jestem do waszej dyspozycji, przecież i tak nie mam co
robić. Idźcie do siebie, wybierzcie ubrania, przynieście mi i zaczniecie się
zbierać, a ja w tym czasie wam wszystko wyprasuję.
- Okej! – Zgodzili się zadowoleni i bez
dyskusji ruszyli na górę.
Nie spodziewała
się, że wybiorą ubrania w minutę i miała rację. Zdążyła posprzątać po sobie w
kuchni, zanim wrócili. Słyszała, że nawet się między sobą konsultowali w
doborze stroju. Bill niósł stos ubrań i kilkanaście wieszaków włożonych na
rękę, a Tom deskę i żelazko.
- Gdzie ci to
postawić?
- Obojętnie,
oby było blisko jakiegoś gniazdka.
Tom rozstawiał
stanowisko, a Bill stał i czekał z ubraniami. Ledwo było go zza nich widać.
- Pozwoliłam
sobie schować sałatkę i swoje zakupy do waszej lodówki, żeby nic mi się nie
zepsuło, w porządku?
- Tak, rób co
chcesz.
- Dlaczego
trzymasz aż tyle ubrań? – Właściwie miała wrażenie, że rozmawia z nimi, a nie z
Billem.
- Jak to
dlaczego? Jeden komplet na drogę, drugi na wywiad, trzeci ewentualnie na jutro.
Razy dwa, bo to moje i Toma.
- Ah tak,
jasne. - Ona wzięła tylko koszulkę i bieliznę na zmianę.
- Gotowe –
oznajmił dredowłosy. Ustawił deskę przy lewej ścianie salonu, tuż za rogiem
kuchni. Podłączył nawet żelazko. Bill odsunął nogą dwa krzesła od stołu i
rozłożył na nich ubrania, a puste wieszaki powiesił na oparciu.
- Super, w
takim razie idźcie się zbierać, a ja się tym zajmę – powiedziała, uśmiechając
się do nich. - No już, zanim się rozmyślę – dodała, nie widząc żadnej reakcji z
ich strony. Chyba jeszcze się nie obudzili.
Obydwoje poszli
na górę, a ona zaczęła prasować. Bill przygotował sobie trzy podobne pary
dżinsów i trzy koszulki z różnymi nadrukami: czarną, ciemnoszarą i jasnoszarą.
A więc nie tylko ona miała upodobania do takich kolorów. Tom też nie był zbyt
kolorowy, miał trzy białe koszulki. Prasowała powoli i dokładnie, a każdą
gotową rzecz wieszała na wieszaku, a wieszak na którymś z krzeseł w kuchni.
Było ich aż osiem, więc miała nadzieję, że wystarczy jej miejsca.
Po chwili na
dole pojawił się Tom, lecz tylko na chwilę, bo bez słowa, za to z uśmiechem,
zamknął się w łazience.
Czuła się
niezręcznie. Po pierwsze dlatego, że dotykała ich ubrań i powstrzymywała się,
by ich nie powąchać, a po drugie dlatego, że za drzwiami znajdował się nagi
Tom, a na górze nagi Bill. Starała się sobie tego nie wyobrażać, bo mogłaby
popalić im koszulki. Poza dźwiękiem lejącej się wody niczego więcej nie
słyszała. Po kilkunastu minutach odgłos
wody w obydwu łazienkach zamienił się w szum suszarek.
Skończyła
wieszać ostatnią koszulkę Toma w momencie, gdy ten wyszedł z łazienki. Był
nadal w tych samych dresach i koszulce, ale już czysty, a przynajmniej od razu
zapachniało od niego męskim żelem pod prysznic.
- Już, tak
szybko? – Zdziwił się, widząc kuchnię obwieszoną ich ubraniami.
- Szybko?
Siedziałeś tam pół godziny – odpowiedziała i odłączyła żelazko.
- Zostaw,
później to zabiorę. Na razie idę do Billa, bo na pewno potrzebuje pomocy przy
włosach. Zajmij się czymś, na stoliku leży pilot. - Wziął czarną koszulkę dla
brata, pobiegł na górę i wszedł mu do łazienki.
Nie skorzystała
z propozycji i nie włączyła telewizora. Chodziła po salonie i oglądała wszystko
z bliska. Na komodzie w prawym rogu salonu miała nawet okazję przyjrzeć się
zdjęciu bliźniaków sprzed mniej więcej dwóch lat, gdy Bill miał jeszcze krótkie
włosy z długą grzywką. Uważała, że zdecydowanie lepiej wyglądał teraz - w
długich, nastroszonych włosach.
- Hej, co tam
robisz? – Usłyszała za sobą jego głos.
Poczuła się
niezręcznie, bo może rzeczywiście nie powinna oglądać ich prywatnych rzeczy bez
pytania. Odwróciła się zmieszana w jego stronę. Stał na dole schodów i opierał
się o poręcz, a na sobie miał czarne dresy i czarną koszulkę, którą mu
wyprasowała. Fryzurę miał już gotową. Ilekroć go widziała, jego włosy robiły na
niej ogromne wrażenie. Zastanawiała się, jak później zmieni koszulkę na wywiad.
- Przepraszam,
patrzyłam tylko na wasze zdjęcie… - wytłumaczyła i odsunęła się od szafki.
- W porządku,
przecież nie wystawilibyśmy do salonu zdjęcia, którego nie można by było
oglądać. – Uśmiechnął się i podszedł kawałek w jej stronę. – Dzięki za
wyprasowanie. Możemy zaczynać malowanie.
- Po co tak
szybko robiłeś włosy? Teraz nie będziesz mógł nawet oprzeć głowy w samochodzie,
uczesaliby cię na miejscu, tak jak u mnie.
- Mówiłem ci, że wolę sam. Czasami tylko mi
się nie chce. Poza tym, nie zdążylibyśmy, ustaliliśmy wyjazd o czternastej, a o
siedemnastej trzydzieści jest już wywiad. Zdążysz tylko umalować chłopaków i
wchodzimy.
- Lepiej się
czujesz? – zapytała, bo była ciekawa, czy będzie musiała wypić dzisiaj podwójną
dawkę aspiryny.
- Tak, już jest
dobrze. Dzięki za to ohydztwo, miałaś rację.
- Wiem,
przecież mówiłam, że pomoże. To gdzie się malujemy?
- U mnie, tam
przy oknie jest najlepsze światło.
Zamarła. U
niego? Przełknęła głośno ślinę i miała nadzieję, że tego nie usłyszał. Dopiero
co zdążyła wczoraj pomyśleć o tym, że bardzo chciałaby zobaczyć jego sypialnię,
a dziś miała się już w niej znaleźć. I to już za chwilę, bez żadnego
psychicznego przygotowania.
- No nie bój się, przecież posprzątałem… -
rzucił żartobliwie i skierował się w stronę schodów. – Chodź, nie mamy całego
dnia.
Osłupiała
podążyła za nim. Droga na górę trwała zdecydowanie zbyt krótko, by mogła oswoić
się z tą myślą. Otworzył jej drzwi i wpuścił ją pierwszą.
Ale mnie zaskoczyłaś tym, że tak szybko pojawił się kolejny odcinek! I super. :D
OdpowiedzUsuńNo no... Przerwane w takim momencie, a już mnie ciekawiło, jak opiszesz pokój Kaulitza i reakcję Ashley na jego widok! Uwielbiam te szczegóły. Mimo że odcinek długi to tak szybko przeczytałam, że aż mi smutno :( No i Ashley dobra rada, chętnie pomoże. Żeby tylko te dwa łobuziaki tego nie wykorzystały! *w samotności dopowiada sobie ciąg dalszy historii...* XD
No cudownie, co ja Ci mogę więcej powiedzieć. Tak realnie wszystko opisujesz, że mam wrażenie, że zaraz Ashley wejdzie mi do pokoju i mnie ochrzani, że nie jestem umalowana XD
I nagłówek też lubię, bo zdradza, co będzie dalej, ale z drugiej strony nadal nic nie wiemy :(
Dowiesz się, jak wygląda pokój Billa w następnym odcinku :D Reakcja Ash na widok pokoju będzie ciekawsza w którymś z późniejszych odcinków :P
UsuńAshley umaluje, ugotuje, wyprasuje XD Chyba jakąś premię dostanie na koniec miesiąca, haha xd No ale trzeba trochę tych matołków ogarnąć, bez damskiej ręki by się pogubili w świecie ;D Widziałaś, nie powstawali nawet...
Ja się już tak zżyłam z Ashley, że mam wrażenie, że to moja znajoma XD I jak piszę to przeżywam razem z nią, czasem tak mi się gorąco robi, że muszę się rozbierać i okno otwierać, czasem chcę ją przytulić, a czasem jej zazdroszczę...
Cieszę się, że nagłówek Cie zaciekawił! O to chodziło, żeby ciekawił, ale nie zdradzał zbyt wiele ;p
;*
Ashley mamuśkuje :D Dobrze jej idzie, bracia się słuchają haha przyda się im jakaś względna ogłada, no chyba, że na głowę jej później wejdą :D Bo do głowy jeden z nich na pewno :D
OdpowiedzUsuńJest! Teraz będzie pokój Billa! *.* Cudownie:*
Mam rozumieć, że panowie dadzą ekstra premię za taką obsługę! Chociaż ta premia...chyba jeden z nich będzie musiał się mocno...pogimnastykować...Od czytania komentarzy the beast mam niecenzuralne myśli :P I jeszcze na myśl o jego sypialni...ahhh.
OdpowiedzUsuńI przeczytałam sobie też komentarze pod ostatnim odcinkiem - tak, marudzę, że odcinki są za rzadko, ale widzisz jak my się cieszymy z tego?! :D
4:47?! Czy ty o tej godzinie wróciłaś z imprezy i z pijackiego szczęścia postanowiłaś wstawić odcinek?! :D
Premia w naturze XD
UsuńWidzę! :* Co to będzie jak w opowiadaniu zaczną się dziać właściwe rzeczy?
Nie, ja po prostu jestem nocnym markiem ;D
Lubisz mnie tak nakręcać! Wtedy nie dam Ci żyć! :D
UsuńAshley to typowa kobieta nie do zastąpienia. Normalnie... przydałaby mi się taka! Chociaż pewnie moja rodzinka chciałaby, żebym i ja taka była. No, ale... Boli mnie niezmiernie urywanie akcji w TAKICH momentach, jednakże zachowam spokój i cierpliwie poczekam na 10, choć pewnie nie ma co liczyć na jakieś więksiejsze iskrzenie między nimi. Uch. Normalnie nie mam dzisiaj weny na komentarz, myśleć mi się nie chce, a w środę i piątek mam egzaminy, więc wybacz moją bezproduktywność...
OdpowiedzUsuńOdcinek dłuższy niż zwykle? Naprawdę?! W ogóle tego nie odczułam :) Powiem więcej: mało mi! I w tym odcinku zakochałam się jeszcze bardziej w Twoich szczegółowych opisach. Ciekawa jestem, w jakiej jeszcze roli sprawdzi się nasza Ashley. Znamy już ją jako doskonałą makijażystkę, kucharkę, pielęgniarkę... Przy chłopcach potrzebna jest cała gama umiejętności :D Ale jak na nią "patrzę", poradzi sobie za pewne ze wszystkim! Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek i opis sypialni Kaulitza. Jestem pewna, że dzięki Twoim opisom wszystkie poczujemy się, jakbyśmy tam były
OdpowiedzUsuńMam jeszcze dla niej kilka zadań :D Na szczęście Ash to zdolna dziewczyna!
UsuńProszę tylko czytać pojedynczo, bo jak się wszystkie do niego do pokoju zwalimy, to nas wyrzuci! xD <3
Świetny blog, świetna, bardzo wciągająca historia :D
OdpowiedzUsuńJak moja poprzedniczka w ogóle nie odczułam że ten odcinek jest dłuższy , ale to w sumie lepiej że jest dłuższy , bo po prostu jak zaczynam czytać nowy odcinek , to tyko sobie myślę abym nie doszła szybko do końca, bo po prostu nie umiem odciągnąć się od tego opowiadania.
Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój sytuacji.
Powodzenia w pisaniu i życzę dużo weny :D
O, a myślałam, że znam już wszystkich moich czytelników :D Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej ♥
UsuńDziękuję za miłe słowa i zapraszam jutro na nowy odcinek! :)
Widzę, że nie tylko ja nie tykam Aspiryny. Ale się Billowi zrymowało, co w sumie nie jest takim zaskoczeniem, no artyści zazwyczaj tak mają. Obawiam się Toma, mam wrażenie, że niedługo wywinie jakiś numer, jestem ciekawa, co dalej także jestem przy Tobie i mam nadzieje, że do 00.00 uda mi się skończyć Twe opowiadanie.
OdpowiedzUsuń