sobota, 31 maja 2014

5. "A może już przyzwyczaiła się do niego?"

- To ja! – Usłyszała radosny i beztroski głos Kaulitza.
A więc to jednak on. Właściwie, kto inny miałby to być, jeśli nie on? Otworzyła mu drzwi od klatki i czekała pod swoimi, nasłuchując kroków. Mieszkała na drugim piętrze pięciopiętrowego bloku. Znów serce biło jej jak oszalałe. Gdy kroki były już całkiem wyraźnie słyszalne, otworzyła drzwi i ujrzała ciężko oddychającego i całego czerwonego Billa z czarną, skórzaną aktówką w dłoni. Nadal miał makijaż, który mu wykonała, ale nawet on nie ukrył wysiłku, jaki chłopak włożył we wspięcie się na górę.
- Wszystko w porządku? – zapytała, wpuszczając go do środka. Miała bardzo wąski przedpokój, więc niemal otarli się o siebie, gdy Bill przechodził przez próg. I w tym momencie po raz pierwszy uderzył ją jego zapach, którego nie potrafiła nawet  do niczego porównać, ale już teraz wiedziała, że obezwładniał zmysły i uzależniał. Nie przypominał jej niczego, z niczym jej się nie kojarzył. Był jedyny w swoim rodzaju. Nie był duszący ani zbyt intensywny. Raczej delikatny i niewyczuwalny z normalnej odległości, dlatego czuła go tylko przez kilka sekund. A może już przyzwyczaiła się do niego?
- Strasznie wysoko! – wydusił z siebie, gdy złapał kilka głębokich oddechów.
- Mogłeś przyjechać windą… - Uśmiechnęła się, bo rozbawiła ją jego nieporadność. Zapach zdążył już zupełnie zniknąć.
- Nie wiedziałem, które piętro… Poza tym, wcale jej nie zauważyłem.
- Wchodź, rozgość się, siadaj – powiedziała, wskazując na beżową kanapę w pokoju. - Chciałbyś coś do picia? Zrobić ci kawę, herbatę? Wody, soku?
Czuła się nieswojo goszcząc w domu taką gwiazdę. Była przyzwyczajona, że widuje go w telewizji i w gazetach, gdzie udziela wywiadów i pozuje do zdjęć w przeróżnych studiach. Nie pasował do jej zwykłego mieszkania i do jej zwykłego życia. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jaki jest „po godzinach”, leżąc na kanapie, oglądając film i zajadając kanapki. Patrząc na niego, miała wrażenie, jakby mieszkał w telewizorze i właśnie z niego wyszedł. A najdziwniejszym doświadczeniem było dla niej zobaczenie go w ciemnoszarych skarpetkach.
- Jeszcze o to pytasz? A masz colę?
- Nie, przykro mi, staram się nie pić coli – odparła, przypominając sobie, że to właśnie puszkę coli kupiła ponad dwa miesiące temu w nadrzecznym barze, ale wtedy powtórzyła tylko zamówienie po Tomie chcąc zwrócić tym jego uwagę.
- To gdzie ty się wychowałaś?! A cokolwiek gazowanego?
- Niestety… Przecież to jest niezdrowe…
- A co w tych czasach jest zdrowe? Niech będzie woda.
Skierowała się do kuchni, by nalać mu wody, a on podążył tuż za nią.
- To może masz coś niezdrowego do jedzenia? – zapytał stojąc za jej plecami, a ona modliła się, żeby nie wylać całej zawartości butelki na podłogę. Krępowała ją jego śmiałość i bezstresowość. Zachowywał się zupełnie inaczej, niż do tej pory. Był dla niej jedną, wielką zagadką.
- Jesteś głodny?
- Okropnie. Mamy urwanie głowy. Nie zdążyłem nic zjeść, jedziemy prosto z kolejnego wywiadu.
- My? – zapytała, słysząc kolejny raz liczbę mnogą, gdy Bill był sam.
- Tak, ja i Saki, ochroniarz. Przywiózł mnie i pojechał załatwić parę spraw, cały dzień jest dzisiaj w biegu. Wróci za godzinę, na pewno minimum tyle nam się zejdzie, mamy do obgadania parę spraw i trochę papierów do podpisania. Musisz wszystko dokładnie przeczytać. To co z tym jedzeniem? Zamawiamy pizzę?
Była zafascynowana jego gadulstwem. Mówił bardzo szybko, ale swobodnie, a ona dziwiła się, jakim cudem on może myśleć o tylu rzeczach jednocześnie i tak szybko zmieniać temat.
- Mogę coś ci zrobić… Tosty?
- No pewnie! Dzięki, poproszę trzy!
- W porządku. – Znów zaśmiała się z zachowania chłopaka i podała mu wodę. – Proszę. Poczekasz w pokoju? Tutaj będzie nam ciężko we dwoje. Ciasno.
- No jasne, dzięki – odparł, biorąc od niej szklankę. – Ładnie tu masz, tak przytulnie. Pasuje do ciebie to małe mieszkanko – dodał, gdy opuścił kuchnię i rozejrzał się po pokoju.
Podziękowała mu za miłe słowa i wzięła się za przygotowywanie jedzenia. Kątem oka widziała, że Bill w tym czasie wychodził na balkon, przeglądał książki na jej półkach, oglądał zdjęcia w ramkach, przeglądał się w lustrze i przez cały ten czas nie przestawał nucić czegoś pod nosem. Stwierdziła, że miał bardzo przyjemny i uspakajający głos. Gdy skończyła, siedział na kanapie i czytał gazetę. Postawiła na stojącym przed nim stoliku talerze i usiadła na miękkiej, niskiej pufie z jego prawej strony.
- Smacznego – powiedziała do chłopaka, który wydawał się być pochłonięty jakimś artykułem.
- Przepraszam, nie czytałem niczego w przeciągu ostatniego tygodnia, w ogóle nie miałem na to czasu... Widziałaś, jak Tom głupio wyszedł? – Pokazał jej z oddali gazetę, ale nawet nie zdążyła przyjrzeć się gitarzyście, bo Bill już z powrotem zagłębił się w czytanie informacji. - Piszą o naszej nowej płycie. Ach, zapomniałbym! – wykrzyknął nagle i poderwał się z miejsca. Skierował się do przedpokoju i po chwili wrócił ze swoją aktówką. Znów usiadł na kanapie. – To dla ciebie. – Wręczył jej świeżą, zafoliowaną płytę z dużym napisem „Zimmer 483” i zdjęciem zespołu w tle. – Prezent firmowy.
- Dziękuję… – wydukała, czerwieniąc się. Znała zaledwie kilka utworów Tokio Hotel, choć może „znała” to za dużo powiedziane, po prostu wiedziała, że to ich piosenki. Nigdy się im szczególnie nie przysłuchiwała.
- Nie ma sprawy, mam nadzieję, że posłuchasz. Pamiętaj, że ona będzie w sklepach dopiero od jutra, więc to niewątpliwie zaszczyt. – Cały czas ton jego głosu był żartobliwy.
- Obiecuję, że przesłucham, naprawdę dziękuję.
- Opowiedz coś o sobie. Mieszkasz tu z kimś? – Zmienił szybko temat.
- Nie, sama.
- Dlaczego? Długo? Gdzie twoi rodzice? No wiesz, zazwyczaj młode dziewczyny, takie jak ty, mieszkają z rodzicami. Już się nie uczysz? Nie idziesz na studia? – Bill ponownie zasypał ją taką lawiną pytań, że znów się roześmiała.
- Wyprowadziłam się od rodziców na początku marca, jak tylko skończyłam osiemnaście lat. Mieszkają zupełnie gdzie indziej, to znaczy… w miasteczku niedaleko Magdeburga. Pomogli mi trochę po przeprowadzce, ale miałam też sporo oszczędności, bo od piętnastego roku życia malowałam całe miasteczko. A mieszkam sama, bo niby z kim? W tym wieku, tak jak powiedziałeś, koleżanki mieszkają jeszcze z rodzicami lub wyjeżdżają na studia do dużo większych miast. Kto chciałby przyjechać do Magdeburga? Mnie na życie w jeszcze większym mieście nie byłoby po prostu od razu stać, a u siebie nie czekała mnie żadna przyszłość. Nie poszłam na studia, bo czułam, że musiałam ruszyć z miejsca. Zająć się czymś na poważnie, a nie wiecznie się uczyć. Dlatego wybrałam Magdeburg. I to był strzał w dziesiątkę, nagle miesiąc po mojej przeprowadzce stajesz w sklepie na mojej drodze. I spełniasz marzenia… - Szybko się poprawiła, gdy uświadomiła sobie, jak to zdanie zabrzmiało. – I spełniasz zawodowe marzenia.
Bill przez cały czas jadł, ale jednocześnie słuchał, obserwował ją i kiwał głową. Podejrzewała, że gdyby nie był głodny, to przerwałby jej co najmniej dziesięć razy, ale w tym wypadku nie mógł oderwać się od jedzenia.
- Szczęściara z ciebie. – Zaśmiał się jedynie i wgryzł w drugiego tosta. Ona powoli zaczęła jeść swojego, choć szło jej bardzo ciężko. Z nadmiaru wrażeń w ogóle nie miała ochoty na jedzenie, ale w brzuchu burczało jej tak bardzo, że wiedziała, że jak czegoś nie zje, to zaraz Bill będzie mógł zaśpiewać do melodii granej przez jej żołądek.
Miała chwilę, by spokojnie przyjrzeć się chłopakowi. Skupił się na swoim talerzu, więc mogła na niego popatrzeć. Niesamowite wrażenie robiły jego długie, czarne, nastroszone włosy. Niemcy nie byli ludźmi, którzy baliby się wyrażać siebie, lecz Bill był najbardziej inną od wszystkich osobą, jaką dane jej było spotkać przez osiemnaście lat swojego życia. Jego fryzura wyglądała niezwykle. Zastanawiała się, czy jadąc samochodem w ogóle opiera się o zagłówek, czy siedzi jakby połknął kij w obawie przed zepsuciem włosów. Tuż po włosach uwagę przykuwały jego piękne, brązowe oczy, w które bała się patrzeć i które były podkreślone mocnym makijażem. Bill był jedynym chłopakiem, jakiego znała, który się malował. Dotychczas w szkole spotykała tylko zwykłych chłopców w dżinsach i bluzach lub swetrze. A Bill owszem, nosił również dżinsy i T-shirt, ale do tego skórzaną kurtkę, kilka naszyjników, pierścionków i opasek na rękach. Z jednej strony było to bardzo kobiece, a z drugiej jemu to pasowało i wyglądał, jakby się w tym urodził.
Po chwili przyglądania się stwierdziła, że może tak nie wypada oceniać swojego przyszłego szefa i odwróciła wzrok. Skończyli jeść prawie równocześnie, lecz w czasie, gdy ona wcisnęła w siebie jednego tosta, on wsunął aż trzy. Wyglądał raczej na niejadka, ale w tej chwili jakoś się nie ograniczał z jedzeniem.
- Pyszne, już wiadomo, kto będzie robił tosty w trasie! Naprawdę pyszne, jadłem tyle tostów robionych przez przeróżne osoby, ale twoje są najlepsze, takie… No nie wiem? Powiedz, co z nimi zrobiłaś? – powiedział, oblizując delikatnie usta i wycierając je dłonią. Zrobił to tak zmysłowo, że nie wierzyła, że zrobił to odruchowo i nieświadomie. Udawała, że w ogóle jej to nie ruszyło, choć tak naprawdę na moment zabrakło jej powietrza i pilnowała się, by nie spaść z pufy. Musiała jednak szybko powrócić do rzeczywistości i odpowiedzieć na zadane przez niego pytanie.
- To sekretny składnik sprawia, że są takie dobre, ale nie mogę powiedzieć ci, jaki – odparła z powagą w głosie i zachowaniu, starając się wyrzucić z głowy obraz tego, co przed chwilą zrobił.
- Dlaczego?!  - Chłopak wyglądał na poruszonego. Na szczęście szybko wycofał się ze swojej kokieteryjnej postawy.
- Jak nie sprawdzę się w makijażu, to może chociaż zostanę jako kucharka, a jak zdradzę ci wszystkie sekrety, to po co ci wtedy kucharka?
- Rzeczywiście, jaka sprytna!
Zaśmiali się oboje i na moment spotkały się ich spojrzenia, lecz ona natychmiast odwróciła wzrok. Nie wiedziała, co się dzieje, że nie może patrzeć mu w oczy dłużej niż przez sekundę. Wtedy momentalnie zapominała o oddechu.
Wstała i zebrała talerzyki, dolała wody do szklanek, po czym z powrotem usiadła na pufie.
- Przejdźmy do rzeczy – zaproponował i wyjął, a następnie podał jej coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak ankieta. – To jest dla ciebie do wypełnienia, kwestionariusz osobowy, zgody i oświadczenia do podpisania. Za chwilę będziemy to robić i na tej podstawie biuro stworzy dla ciebie umowę. Ale zanim do tego przejdziemy, muszę ci kilka spraw wyjaśnić. Słuchasz mnie? - Jego głos zmienił się znowu w bardzo poważny i rzeczowy.
- Oczywiście, słucham cię.
- Przede wszystkim, jeśli będziesz z nami współpracować, musimy zająć się ochroną twoich danych. Musisz zmienić numer telefonu. Musi być tylko dla najbliższych, najlepiej sama rodzina, ewentualnie przyjaciółka czy chłopak, ale żeby nie wyglądało to tak, że wszyscy znajomi, z którymi nie rozmawiałaś od lat, mają twój numer i gdzieś go rozpowszechniają. Podasz go tylko najbliższym i zastrzeżesz. Musisz założyć też nowe konto w banku. Takie, które będzie służyło ci tylko i wyłącznie do operacji z nami, a konkretnie do otrzymywania wynagrodzenia. Poprzednie zachowasz do wszystkich pozostałych płatności czy przelewów. Chodzi tu głównie o bezpieczeństwo naszego konta. Myślę, że możesz zostawić swój e-mail, ale też założymy ci takiego do kontaktu z nami. Jeżeli nie będziemy mogli do ciebie zadzwonić, napiszemy maila i chodzi o to, żebyś nie musiała szukać go w gąszczu spamu i innych wiadomości, tylko szybko nam odpisała. Nie martw się, nie musisz zmieniać mieszkania, możesz tu sobie spokojnie żyć, bo zapewnimy ci dowóz pod sam dom. Masz ochronę pod same drzwi wejściowe. I to by było chyba na tyle w kwestii prywatności. Dalej, jutro lub pojutrze dostaniesz imienną plakietkę z informacją, że należysz do TH-staffu. Będzie ci potrzebna, gdy przykładowo nie będziemy wchodzić gdzieś razem, tylko my wcześniej lub później. Inaczej nikt cię do nas nie zaprowadzi. Dlatego będziesz musiała dać mi jakiekolwiek twoje zdjęcie z dobrze widoczną twarzą, na plakietkę. Jeżeli idziemy już w stronę prezentów, to dostaniesz też spory kuferek na kosmetyki i będziesz musiała go ze sobą zabierać, ale nie martw się, ktoś go za ciebie będzie nosił. Kosmetyki będziesz musiała na bieżąco kupować i dbać, żeby niczego nie zabrakło, ale dostaniesz na to jakąś sumę lub po prostu zabieraj ze sobą paragony, żebyśmy wiedzieli, ile ci oddać – do ciebie należy decyzja, to już jak będzie ci wygodniej. Do ciebie należy też czyszczenie akcesoriów. Kuferek jest u mnie w domu, jutro go dostaniesz. Na razie wszystko w porządku?
- Tak, wszystko jest jak najbardziej zrozumiałe i logiczne. - Starała się zapamiętać wszystko. Na szczęście Bill mówił powoli i dawał jej czas na przyjęcie każdej informacji.
- Mam nadzieję, że masz paszport?
- Tak, mam.
- To świetnie, będzie potrzebny w kilku krajach. Co jeszcze mogę ci powiedzieć… Przede wszystkim musisz być dyspozycyjna. Większość spotkań jest umówiona wcześniej, ale zdarzają się nagłe wyjścia, na przykład dzisiejszy nieplanowany wywiad u ciebie. Wtedy dzwonię do ciebie i w krótkim czasie musisz być gotowa. Mam głupią nadzieję, że nie masz rozbudowanego życia towarzyskiego…
- W takim razie cię zaskoczę, bo nie mam. Przeprowadziłam się prawie pół roku temu, ale do szkoły chodziłam tylko dwa miesiące. Nie zebrałam żadnych bliższych przyjaciół. W pracy wszyscy byli z innego przedziału wiekowego. Nie mam chłopaka, a najbliższa przyjaciółka wyjechała do Berlina i rzadko się widujemy. Jestem sama. Czasem odwiedzają mnie rodzice lub ja odwiedzam ich, ale to jest niecałe pięćdziesiąt kilometrów stąd, więc niedaleko. Gdybym była u nich, to w godzinę jestem gotowa być z powrotem tutaj. Ale nie ukrywam, że święta chciałabym spędzić z rodzicami…
- No jasne, w święta wszyscy mamy wolne, my też wracamy do rodziców, do Loitsche. I ani nam się śni udzielanie wywiadów czy koncerty. Ogólny plan na resztę roku jest taki, że w połowie września ruszamy z trasą po Europie, a po nowym roku planujemy podbić USA i Kanadę. Jesteś na to gotowa?
- Mam taką nadzieję, Bill.
- Powiedz mi teraz, czy masz jakieś plany typu: wesela, chrzciny, komunie, rocznice, bale i inne takie zajęte terminy. Chcę wiedzieć o wszystkim.
Musiała chwilę pomyśleć nad odpowiedzią na to pytanie.
- Nie mam nic takiego. Mam raczej małą rodzinę. Mój brat ma dziesięć lat. Mam tylko trzy ciocie z wujkami, którzy też mają dzieci w wieku szkolnym, od dziesięciu do piętnastu lat. Jestem najstarsza. Jeśli pojawią się jakieś plany, to natychmiast dam ci znać, ale póki co nie mamy żadnych małych dzieci, chrzcin, komunii i wesel.
- Kurczę, jesteś idealna! - Strasznie krępował ją swoimi stwierdzeniami, ale starała się nie dać po sobie tego poznać. Nie do końca była pewna, czy on sam był świadomy tego, jak chwilami brzmiał.
- W takim razie opowiem ci jeszcze, jak TH wygląda z bliska. Na co dzień jesteśmy my, czyli ja, Tom, Gustav i Georg. Zawsze z nami jest też nasz producent i menager, David Jost, widziałaś go dzisiaj. No i Saki, nasz główny ochroniarz, mówiłem już nawet, że mnie tu przywiózł. To też ten sam, który był dziś w studiu. Drugim ochroniarzem jest Dirk i też towarzyszy nam prawie cały czas. Oprócz tego jest jeszcze kilku innych, ale ci dwaj są najważniejsi. Ochrona jest dla nas niezbędna, sama niedługo się o tym przekonasz. W trasę jedziemy nowiutkim autobusem. Chociaż na upartego byśmy się tam zmieścili, to na noc zazwyczaj się gdzieś zatrzymujemy. Nie martw się, nie będziesz musiała dzielić łóżka z Sakim, każdy ma swój pokój.
- Całe szczęście, właśnie tego się bałam! – wtrąciła, na co on się uśmiechnął.
- Wątpliwości zatem rozwiane. Mówiłem, że będziesz miała wszystko zapewnione na jak najwyższym poziomie. Masz jakieś pytania?
- Tak, czy do ekipy należy jeszcze jakakolwiek kobieta? - To pytanie nurtowało ją od momentu, w którym zgodziła się na współpracę.
- Nie no, przykro mi, ale jesteś jedyna. Czeszemy i ubieramy się już sami. Kiedyś mieliśmy dziewczynę od układania włosów, ale tak naprawdę nie była nam potrzebna. Często zmieniam fryzurę, dlatego zazwyczaj czeszę się sam, zależy jak mi się danego dnia przywidzi. Z tyłu pomaga mi Tom, więc myślę, że jak będziesz już przy nas, to przejmiesz tę rolę, bo on tego nie cierpi. Kucharki też nie mamy,  chociaż pojawiła się kandydatka. – Zaśmiał się, a ona dopiero po chwili zorientowała się, że to o niej mowa. – W miejscach, gdzie mamy koncerty, zamawiamy catering na cały wieczór, przed występem i po. Jest jedna pani zajmująca się biurem i wszystkimi papierami, ale rzadko do niej zaglądamy, nie mamy na to czasu. Więc niestety jesteś jedyną reprezentantką płci pięknej. Będzie to dla ciebie problem?
- Jestem pewna, że sobie poradzę, tak tylko chciałam zapytać…

Wypełnianie papierów pochłonęło im sporo czasu. Musiała podpisać kilka oświadczeń, między innymi dotyczące tego, że nie będzie ujawniać żadnych danych zespołu, czy że nie będzie rozpowszechniała żadnych prywatnych materiałów, a Bill tłumaczył jej każdy podpunkt. Gdy mówił o zespole, stawał się bardzo poważny i przejęty.
- Mam ochotę na coś dobrego, masz może jakieś chipsy? – zapytał głaszcząc się po brzuchu.
- Nie wiem, czy to coś dobrego, ale mam żelki, jeśli lubisz… I powinnam mieć lody w pudełku…
- Żartujesz?! I nic nie mówisz?! Poproszę to i to!
Rozbawiona zachowaniem Kaulitza poszła do kuchni i wyjęła z szafki żelki.
- Łap! – krzyknęła, wychylając się zza rogu i rzuciła paczką kolorowych węży w stronę Billa.
- Dzięki. – Złapał ją i szeroko się uśmiechnął. Była zdziwiona energią, jaką w sobie posiadał. Ona po całym dniu była już ledwo przytomna. Działo się dla niej zbyt wiele w zbyt krótkim czasie, a na dodatek nie czuła się najlepiej ze względu na lekkie przeziębienie.
Nie myliła się, w zamrażalniku miała jeszcze lody, którymi chłodziła się w upalne wieczory. Była wdzięczna sama sobie, że nigdy nie wyjadała ich łyżką z pudełka. Nałożyła dużą porcję dla chłopaka i znacznie mniejszą dla siebie na talerzyki i podała z łyżeczkami. Marzyła o zjedzeniu całego litrowego pudełka, by ochłonąć, ale rozchorowałaby się wtedy na amen.
- Wybacz, że nie mam pucharków, ale po prostu nie miewam gości, więc nie kupiłam…
- No co ty, nie przejmuj się.
Bill jadł na zmianę łyżeczkę lodów śmietankowo-jagodowych i gryzł żelka, aż wsunął cały talerzyk lodów i całą paczkę żelków.
- Pyszne. Uwielbiam żelki. I lody. I wszystko, co niezdrowe i naładowane pyszną chemią. To tak na przyszłość, jakbyś chciała kiedyś iść dla nas po zakupy i nie wiedziała, co mi wybrać. Słodycze zawsze się sprawdzą, wszyscy je uwielbiamy. Może nie przepadamy za czekoladą, ale cukierkami zawsze nas zdobędziesz.
- Zapamiętam, ale niestety dzisiaj już nic więcej nie mam.
- Jak nic nie masz, to ja już idę! – Zaśmiał się znów chłopak. Właściwie mówił poważnie tylko wtedy, gdy tłumaczył jej zasady współpracy. – Żartuję, będę się zbierał, bo jest już późno. Daj mi tylko swoje zdjęcie, legitymacyjne lub nie, na papierze czy pendrive, wszystko mi jedno. I dowód! Mam nadzieję, że nie będzie ci do jutra potrzebny?
- Nie, raczej nie. – Znalazła w torebce portfel, wyjęła z niego plastikowy prostokąt i podała mu. - Dam ci zdjęcie legitymacyjne, niedawno je robiłam do dowodu, więc jest aktualne. – Kucnęła przy komodzie i w najniższej szufladzie znalazła swoje zdjęcia schowane w kopertę. – Jedno wystarczy?
- Jeszcze po jednym dla każdego do portfela – zażartował znów Kaulitz. – Jasne, że jedno wystarczy. Podpisz je tylko proszę własnoręcznie z tyłu i daj mi swoją umowę.
Złożyła kolejny raz dzisiejszego wieczoru swój podpis i z niebieskiej teczki wyjęła dwie spięte ze sobą kartki.
- Proszę, to ona. Ale oddasz mi ją? – zapytała, wręczając Billowi umowę.
- Tak, jutro ci ją zwrócę, jest tylko potrzebna, by pani z biura zredagowała twoje wypowiedzenie no i oczywiście do tego, żeby pomnożyć wypisane tam zarobki przez trzy i wpisać taką kwotę na naszą umowę. Okej? - Wkroczył na temat, na który nie chciała rozmawiać. Krępowała ją tak wysoka kwota.
- Uważam, że to chyba za dużo jak na początek…
- Słowo się rzekło i obiecałem potrójną stawkę. Nie ma żadnej dyskusji, jedyne zażalenia przyjmuję, jeżeli będziesz chciała podwyżkę.
- Bill, stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji…
- W takim razie musisz się przyzwyczaić, bo to stawka początkowa. Uważasz, że prywatna makijażystka Tokio Hotel powinna zarabiać mniej niż sześć tysięcy euro? – zapytał, zerkając na jej dotychczasowe wynagrodzenie wypisane na kartce, którą otrzymał i dokonując szybkiego mnożenia przez trzy. - Niewiele mniej zarabiają dziewczyny w lepszych salonach, a ty, powtórzę ci, jeśli jeszcze ciężko ci w to uwierzyć, będziesz prywatną makijażystką Tokio Hotel. Wraz z rozpoczęciem trasy możesz się spodziewać tylko podwyżki. Cenię sobie dobrych ludzi i tyle. A może boję się, że jakbym dał im mniej, to odeszliby od nas, bo jesteśmy okropni, a tak mają jakąś motywację… No, nieważne, jutro o czternastej przyniosę ci do pracy wypowiedzenie. Popołudniu umówię nas z kimś z banku, założymy konto. I zaczniemy współpracę. Póki co, zbieram się.
Schował wszystkie papiery do swojej aktówki, podniósł się z kanapy, po czym skierował do przedpokoju. Podążyła za nim. W milczeniu założył buty i kurtkę.
- Lecę, do jutra, życzę miłej nocy – powiedział, wychodząc.
- Wzajemnie, do jutra… - odpowiedziała, patrząc, jak znika za drzwiami. Pomachał jej i szeroko uśmiechnął się tuż przed ich zamknięciem.
Znowu miała wrażenie, że po prostu od niej uciekł, jakby sobie coś przypomniał. Nawet nie zdążyła uchwycić ponownie jego zapachu. Po co prosiłby ją o żelki i lody, skoro po pięciu minutach od ich zjedzenia już go u niej nie było? Za nic nie potrafiła rozgryźć jego zachowania.
Przymknęła powieki, gdy wyszedł i starała się ochłonąć. Czuła się, jakby podpisała co najmniej pakt z samym diabłem, a nie kilka oświadczeń dla sympatycznego Tokio Hotel. Była jednocześnie przerażona i przeszczęśliwa. Miała pracę marzeń, do której nie była pewna, czy jest gotowa.
Wzięła gorącą kąpiel, by się zrelaksować. Nalała pełną wannę wody i dodała karmelowo-waniliowego płynu. Uwielbiała spożywcze zapachy, za to nienawidziła kwiatowych. Starała się nie myśleć o tym, że już niedługo będzie musiała kilkukrotnie zwiększyć swoją wydajność i siłę, żeby dawać z siebie dwieście procent.
Wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem i stanęła tuż za progiem pokoju. Jej mieszkanie pachniało inaczej niż zwykle. Pachniało wciąż jego obecnością w taki sposób, że myślała, że jeszcze tutaj jest. Więc jednak jej węch po prostu przyzwyczaił się do jego zapachu. Stała przez chwilę w bezruchu, dopóki znowu nie przestała go czuć. Zasłoniła rolety w oknach w obawie przed podglądaczami i zgasiła główne światło, żeby zapalić niewielką lampkę. Wyjęła z szafy świeżą piżamę, ubrała się w nią i chciała brać się za rozkładanie łóżka, gdy jej uwagę przykuło małe, prostokątne, plastikowe pudełko w świecącej folii, z którego spoglądał na nią Bill. Nie był co prawda dobrze widoczny, jego twarz stanowiła jedynie małe wypełnienie liter, ale jego buzia sama rzuciła jej się w oczy. Był to ten sam Bill, który jeszcze trzydzieści minut temu siedział u niej na kanapie i jadł lody, zagryzając je żelkami. Uśmiechnęła się do siebie na tę myśl i wzięła płytę do ręki. Zerwała folię, otworzyła pudełko, po czym wyjęła z niego cienki krążek. Włączyła laptopa stojącego na komodzie, a w czasie uruchamiania się komputera przeczytała tytuły piosenek. Wsunęła płytę do napędu i po chwili jej małe mieszkanie wypełniło się dźwiękiem gitar, perkusji i przede wszystkim pięknym głosem. Brzmiał nieco inaczej niż przed chwilą. U niej na kanapie jego głos był nieco niższy. Nie przeszkadzało jej to jednak ani trochę. Pościeliła łóżko, odłączyła telefon od ładowania i komputer od zasilania, po czym przeniosła się pod kołdrę. Nie miała za wiele kontaktów w telefonie, więc szybko poszło jej spisywanie numerów do pliku w komputerze. Rodzice, brat, dalsza rodzina, przyjaciółka przebywająca w Berlinie, kilku znajomych ze starej i nowej szkoły i jedynie kilka osób z pracy w telewizji.
Było późno, dochodziła już dwudziesta druga, ale bardzo chciała zadzwonić do mamy. Wybrała numer i czekała na sygnał. Już po chwili usłyszała mamę.
- Wszystko dobrze? Zgodziłaś się? – Kobieta przywitała ją ciepłym, ale ciekawskim głosem.
- Tak, mamo. Zgodziłam się i już jutro podpisuję umowę. Ale bardzo się boję, mimo że to ta wymarzona praca…
- Tylko bardzo dokładnie przeczytaj tę umowę, proszę… To normalne, że się boisz. Mówiłaś, że to bardzo sławne gwiazdy, każdy by się tego bał. Czeka cię teraz inne życie, co?
- Tak, podwójne, jak to określił Bill.
- Opowiedz mi wszystko, co to za zespół? Jak to będzie wyglądało?
Powiedziała mamie o nowym numerze telefonu, o nowym koncie i mailu. Poprosiła ją, by nikomu nie mówiła, dla kogo pracuje, a zwłaszcza jej bratu. Od razu dałby swoim koleżankom namiary do makijażystki Tokio Hotel, żeby im zaimponować. Zabroniła nawet mówić tacie, kto to jest, bo wiedziała, że jest strasznym paplą, którego na dodatek wszyscy w miasteczku znają. Opowiedziała o wszystkim, co przekazał jej Bill. O tym, jak będzie wyglądała jej praca przez najbliższy miesiąc, a jak później. Mama podniosłą ją na duchu i zapewniła, że wszystko będzie dobrze. Od zawsze bardzo w nią wierzyła i wspierała ją.
Po zakończeniu rozmowy odstawiła laptopa na stolik stojący obok łóżka. Ten, na którym jeszcze niedawno podpisywała z Billem oświadczenia. Położyła ciężką od nadmiaru wrażeń głowę na miękkiej poduszce. Była wykończona całym dniem. Nie do końca była jeszcze świadoma, co się dzisiaj działo. Nie do końca była świadoma tego, co ją czeka w najbliższych miesiącach i jeszcze nie zdawała sobie sprawy, jak wiele zmian w jej życiu spowoduje ta decyzja.
Chciała poleżeć tylko chwilkę, ale momentalnie usnęła przy niesamowitej muzyce, która nadal rozbrzmiewała w pokoju.

6 komentarzy:

  1. Jejku, dobrze że to był Bill bo już głupoty miałam w głowie :D
    Z odcinka na odcinek jest coraz bardziej ciekawiej.
    Znowu wyszło super :)
    Tego nie da się skomentować inaczej niż : cudowne, niesamowite, super, piękne... ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Skarpetki! Tym razem ciemnoszare! hehe Mamy fioła na tym punkcie :D Zapach hmm... ciekawe jakich w rzeczywistości używa perfum. Już zaczyna działać na Ash, oj będzie się z nim miała, z takim żywiołem. Billowi nie zamyka się buzia haha. Jest taki jak sobie go wyobrażam! Tysiąc myśli na sekundę i tyle samo wypowiadanych słów. Dałaś mu fascynujący charakter - z nim nie można się nudzić :D
    Ha! Znam ten tajny składnik! Widzisz jest kolejne podobieństwo:P
    Swoją inwencją twórczą przenosisz mnie w inny świat:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W 2005 chwalił się, że używa tylko Axe i ten super zapach to on sam, taki piękny, naturalny XD
      Gadułka! Nie można się nudzić, za to można popaść w jakąś paranoję z tym, co on odstawia, a raczej zacznie odstawiać :P

      Usuń
    2. haha i żadna mu się nie oprze :D
      HA wiem! Paranoję to my już mamy xD Nic dodać nic ująć. Jednak nie mogę się już doczekać :D

      Usuń
  3. Można by pomyśleć, że omawianie umów, reguł i takich tam może być nudne, ale z drugiej strony pokazuje nam to jak bardzo jest to ważne w świecie show biznesu. A jakże inaczej! Nasi chłopaki wręcz ubóstwiają słodycze! Aż sama mam ochotę na jakiego cukierka...Wiem! Mam krówki na dole, zaraz wracam...Już jestem, ale dobre. Mogłabym se zrobić piwo kremowe. Czekaj. Stop. Za bardzo odbiegłam od tematu, przepraszam :D Mama Ashley jest, no nie wiem jak to określić, jak spadająca gwiazda w dzień- bardzo rzadka. Już ją polubiłam i mam nadzieję, że kiedyś spotka się ze swoją córką na tym "planie".

    OdpowiedzUsuń

Komentarze i opinie czytelników są ogromną motywacją!
Jeśli czytasz, napisz, co Ci się spodobało, co zaskoczyło, a co rozczarowało :)