- To ja! –
Usłyszała radosny i beztroski głos Kaulitza.
A więc to
jednak on. Właściwie, kto inny miałby to być, jeśli nie on? Otworzyła mu drzwi
od klatki i czekała pod swoimi, nasłuchując kroków. Mieszkała na drugim piętrze
pięciopiętrowego bloku. Znów serce biło jej jak oszalałe. Gdy kroki były już
całkiem wyraźnie słyszalne, otworzyła drzwi i ujrzała ciężko oddychającego i
całego czerwonego Billa z czarną, skórzaną aktówką w dłoni. Nadal miał makijaż,
który mu wykonała, ale nawet on nie ukrył wysiłku, jaki chłopak włożył we
wspięcie się na górę.
- Wszystko w
porządku? – zapytała, wpuszczając go do środka. Miała bardzo wąski przedpokój,
więc niemal otarli się o siebie, gdy Bill przechodził przez próg. I w tym
momencie po raz pierwszy uderzył ją jego zapach, którego nie potrafiła
nawet do niczego porównać, ale już teraz
wiedziała, że obezwładniał zmysły i uzależniał. Nie przypominał jej niczego, z
niczym jej się nie kojarzył. Był jedyny w swoim rodzaju. Nie był duszący ani
zbyt intensywny. Raczej delikatny i niewyczuwalny z normalnej odległości,
dlatego czuła go tylko przez kilka sekund. A może już przyzwyczaiła się do
niego?
- Strasznie
wysoko! – wydusił z siebie, gdy złapał kilka głębokich oddechów.
- Mogłeś
przyjechać windą… - Uśmiechnęła się, bo rozbawiła ją jego nieporadność. Zapach
zdążył już zupełnie zniknąć.
- Nie
wiedziałem, które piętro… Poza tym, wcale jej nie zauważyłem.
- Wchodź,
rozgość się, siadaj – powiedziała, wskazując na beżową kanapę w pokoju. -
Chciałbyś coś do picia? Zrobić ci kawę, herbatę? Wody, soku?
Czuła się
nieswojo goszcząc w domu taką gwiazdę. Była przyzwyczajona, że widuje go w
telewizji i w gazetach, gdzie udziela wywiadów i pozuje do zdjęć w przeróżnych
studiach. Nie pasował do jej zwykłego mieszkania i do jej zwykłego życia. Nigdy
nie zastanawiała się nad tym, jaki jest „po
godzinach”, leżąc na kanapie, oglądając film i zajadając kanapki. Patrząc
na niego, miała wrażenie, jakby mieszkał w telewizorze i właśnie z niego
wyszedł. A najdziwniejszym doświadczeniem było dla niej zobaczenie go w
ciemnoszarych skarpetkach.
- Jeszcze o to
pytasz? A masz colę?
- Nie, przykro
mi, staram się nie pić coli – odparła, przypominając sobie, że to właśnie
puszkę coli kupiła ponad dwa miesiące temu w nadrzecznym barze, ale wtedy
powtórzyła tylko zamówienie po Tomie chcąc zwrócić tym jego uwagę.
- To gdzie ty
się wychowałaś?! A cokolwiek gazowanego?
- Niestety…
Przecież to jest niezdrowe…
- A co w tych
czasach jest zdrowe? Niech będzie woda.
Skierowała się
do kuchni, by nalać mu wody, a on podążył tuż za nią.
- To może masz
coś niezdrowego do jedzenia? – zapytał stojąc za jej plecami, a ona modliła
się, żeby nie wylać całej zawartości butelki na podłogę. Krępowała ją jego
śmiałość i bezstresowość. Zachowywał się zupełnie inaczej, niż do tej pory. Był
dla niej jedną, wielką zagadką.
- Jesteś
głodny?
- Okropnie.
Mamy urwanie głowy. Nie zdążyłem nic zjeść, jedziemy prosto z kolejnego
wywiadu.
- My? –
zapytała, słysząc kolejny raz liczbę mnogą, gdy Bill był sam.
- Tak, ja i
Saki, ochroniarz. Przywiózł mnie i pojechał załatwić parę spraw, cały dzień
jest dzisiaj w biegu. Wróci za godzinę, na pewno minimum tyle nam się zejdzie,
mamy do obgadania parę spraw i trochę papierów do podpisania. Musisz wszystko
dokładnie przeczytać. To co z tym jedzeniem? Zamawiamy pizzę?
Była
zafascynowana jego gadulstwem. Mówił bardzo szybko, ale swobodnie, a ona
dziwiła się, jakim cudem on może myśleć o tylu rzeczach jednocześnie i tak
szybko zmieniać temat.
- Mogę coś ci
zrobić… Tosty?
- No pewnie!
Dzięki, poproszę trzy!
- W porządku. –
Znów zaśmiała się z zachowania chłopaka i podała mu wodę. – Proszę. Poczekasz w
pokoju? Tutaj będzie nam ciężko we dwoje. Ciasno.
- No jasne,
dzięki – odparł, biorąc od niej szklankę. – Ładnie tu masz, tak przytulnie.
Pasuje do ciebie to małe mieszkanko – dodał, gdy opuścił kuchnię i rozejrzał
się po pokoju.
Podziękowała mu
za miłe słowa i wzięła się za przygotowywanie jedzenia. Kątem oka widziała, że
Bill w tym czasie wychodził na balkon, przeglądał książki na jej półkach,
oglądał zdjęcia w ramkach, przeglądał się w lustrze i przez cały ten czas nie
przestawał nucić czegoś pod nosem. Stwierdziła, że miał bardzo przyjemny i
uspakajający głos. Gdy skończyła, siedział na kanapie i czytał gazetę.
Postawiła na stojącym przed nim stoliku talerze i usiadła na miękkiej, niskiej
pufie z jego prawej strony.
- Smacznego –
powiedziała do chłopaka, który wydawał się być pochłonięty jakimś artykułem.
- Przepraszam,
nie czytałem niczego w przeciągu ostatniego tygodnia, w ogóle nie miałem na to
czasu... Widziałaś, jak Tom głupio wyszedł? – Pokazał jej z oddali gazetę, ale
nawet nie zdążyła przyjrzeć się gitarzyście, bo Bill już z powrotem zagłębił
się w czytanie informacji. - Piszą o naszej nowej płycie. Ach, zapomniałbym! –
wykrzyknął nagle i poderwał się z miejsca. Skierował się do przedpokoju i po
chwili wrócił ze swoją aktówką. Znów usiadł na kanapie. – To dla ciebie. –
Wręczył jej świeżą, zafoliowaną płytę z dużym napisem „Zimmer 483” i zdjęciem zespołu w tle. – Prezent firmowy.
- Dziękuję… –
wydukała, czerwieniąc się. Znała zaledwie kilka utworów Tokio Hotel, choć może „znała” to za dużo powiedziane, po
prostu wiedziała, że to ich piosenki. Nigdy się im szczególnie nie
przysłuchiwała.
- Nie ma
sprawy, mam nadzieję, że posłuchasz. Pamiętaj, że ona będzie w sklepach dopiero
od jutra, więc to niewątpliwie zaszczyt. – Cały czas ton jego głosu był
żartobliwy.
- Obiecuję, że
przesłucham, naprawdę dziękuję.
- Opowiedz coś
o sobie. Mieszkasz tu z kimś? – Zmienił szybko temat.
- Nie, sama.
- Dlaczego?
Długo? Gdzie twoi rodzice? No wiesz, zazwyczaj młode dziewczyny, takie jak ty, mieszkają
z rodzicami. Już się nie uczysz? Nie idziesz na studia? – Bill ponownie zasypał
ją taką lawiną pytań, że znów się roześmiała.
- Wyprowadziłam
się od rodziców na początku marca, jak tylko skończyłam osiemnaście lat.
Mieszkają zupełnie gdzie indziej, to znaczy… w miasteczku niedaleko Magdeburga.
Pomogli mi trochę po przeprowadzce, ale miałam też sporo oszczędności, bo od
piętnastego roku życia malowałam całe miasteczko. A mieszkam sama, bo niby z
kim? W tym wieku, tak jak powiedziałeś, koleżanki mieszkają jeszcze z rodzicami
lub wyjeżdżają na studia do dużo większych miast. Kto chciałby przyjechać do
Magdeburga? Mnie na życie w jeszcze większym mieście nie byłoby po prostu od
razu stać, a u siebie nie czekała mnie żadna przyszłość. Nie poszłam na studia,
bo czułam, że musiałam ruszyć z miejsca. Zająć się czymś na poważnie, a nie
wiecznie się uczyć. Dlatego wybrałam Magdeburg. I to był strzał w dziesiątkę,
nagle miesiąc po mojej przeprowadzce stajesz w sklepie na mojej drodze. I
spełniasz marzenia… - Szybko się poprawiła, gdy uświadomiła sobie, jak to
zdanie zabrzmiało. – I spełniasz zawodowe marzenia.
Bill przez cały
czas jadł, ale jednocześnie słuchał, obserwował ją i kiwał głową. Podejrzewała,
że gdyby nie był głodny, to przerwałby jej co najmniej dziesięć razy, ale w tym
wypadku nie mógł oderwać się od jedzenia.
- Szczęściara z
ciebie. – Zaśmiał się jedynie i wgryzł w drugiego tosta. Ona powoli zaczęła
jeść swojego, choć szło jej bardzo ciężko. Z nadmiaru wrażeń w ogóle nie miała
ochoty na jedzenie, ale w brzuchu burczało jej tak bardzo, że wiedziała, że jak
czegoś nie zje, to zaraz Bill będzie mógł zaśpiewać do melodii granej przez jej
żołądek.
Miała chwilę,
by spokojnie przyjrzeć się chłopakowi. Skupił się na swoim talerzu, więc mogła
na niego popatrzeć. Niesamowite wrażenie robiły jego długie, czarne,
nastroszone włosy. Niemcy nie byli ludźmi, którzy baliby się wyrażać siebie,
lecz Bill był najbardziej inną od wszystkich osobą, jaką dane jej było spotkać
przez osiemnaście lat swojego życia. Jego fryzura wyglądała niezwykle.
Zastanawiała się, czy jadąc samochodem w ogóle opiera się o zagłówek, czy
siedzi jakby połknął kij w obawie przed zepsuciem włosów. Tuż po włosach uwagę
przykuwały jego piękne, brązowe oczy, w które bała się patrzeć i które były podkreślone
mocnym makijażem. Bill był jedynym chłopakiem, jakiego znała, który się
malował. Dotychczas w szkole spotykała tylko zwykłych chłopców w dżinsach i
bluzach lub swetrze. A Bill owszem, nosił również dżinsy i T-shirt, ale do tego
skórzaną kurtkę, kilka naszyjników, pierścionków i opasek na rękach. Z jednej
strony było to bardzo kobiece, a z drugiej jemu to pasowało i wyglądał, jakby
się w tym urodził.
Po chwili
przyglądania się stwierdziła, że może tak nie wypada oceniać swojego przyszłego
szefa i odwróciła wzrok. Skończyli jeść prawie równocześnie, lecz w czasie, gdy
ona wcisnęła w siebie jednego tosta, on wsunął aż trzy. Wyglądał raczej na
niejadka, ale w tej chwili jakoś się nie ograniczał z jedzeniem.
- Pyszne, już
wiadomo, kto będzie robił tosty w trasie! Naprawdę pyszne, jadłem tyle tostów
robionych przez przeróżne osoby, ale twoje są najlepsze, takie… No nie wiem?
Powiedz, co z nimi zrobiłaś? – powiedział, oblizując delikatnie usta i
wycierając je dłonią. Zrobił to tak zmysłowo, że nie wierzyła, że zrobił to
odruchowo i nieświadomie. Udawała, że w ogóle jej to nie ruszyło, choć tak
naprawdę na moment zabrakło jej powietrza i pilnowała się, by nie spaść z pufy.
Musiała jednak szybko powrócić do rzeczywistości i odpowiedzieć na zadane przez
niego pytanie.
- To sekretny
składnik sprawia, że są takie dobre, ale nie mogę powiedzieć ci, jaki – odparła
z powagą w głosie i zachowaniu, starając się wyrzucić z głowy obraz tego, co
przed chwilą zrobił.
-
Dlaczego?! - Chłopak wyglądał na
poruszonego. Na szczęście szybko wycofał się ze swojej kokieteryjnej postawy.
- Jak nie
sprawdzę się w makijażu, to może chociaż zostanę jako kucharka, a jak zdradzę
ci wszystkie sekrety, to po co ci wtedy kucharka?
- Rzeczywiście,
jaka sprytna!
Zaśmiali się
oboje i na moment spotkały się ich spojrzenia, lecz ona natychmiast odwróciła
wzrok. Nie wiedziała, co się dzieje, że nie może patrzeć mu w oczy dłużej niż
przez sekundę. Wtedy momentalnie zapominała o oddechu.
Wstała i
zebrała talerzyki, dolała wody do szklanek, po czym z powrotem usiadła na
pufie.
- Przejdźmy do
rzeczy – zaproponował i wyjął, a następnie podał jej coś, co na pierwszy rzut
oka wyglądało jak ankieta. – To jest dla ciebie do wypełnienia, kwestionariusz
osobowy, zgody i oświadczenia do podpisania. Za chwilę będziemy to robić i na
tej podstawie biuro stworzy dla ciebie umowę. Ale zanim do tego przejdziemy,
muszę ci kilka spraw wyjaśnić. Słuchasz mnie? - Jego głos zmienił się znowu w
bardzo poważny i rzeczowy.
- Oczywiście,
słucham cię.
- Przede
wszystkim, jeśli będziesz z nami współpracować, musimy zająć się ochroną twoich
danych. Musisz zmienić numer telefonu. Musi być tylko dla najbliższych,
najlepiej sama rodzina, ewentualnie przyjaciółka czy chłopak, ale żeby nie
wyglądało to tak, że wszyscy znajomi, z którymi nie rozmawiałaś od lat, mają
twój numer i gdzieś go rozpowszechniają. Podasz go tylko najbliższym i
zastrzeżesz. Musisz założyć też nowe konto w banku. Takie, które będzie służyło
ci tylko i wyłącznie do operacji z nami, a konkretnie do otrzymywania wynagrodzenia.
Poprzednie zachowasz do wszystkich pozostałych płatności czy przelewów. Chodzi
tu głównie o bezpieczeństwo naszego konta. Myślę, że możesz zostawić swój
e-mail, ale też założymy ci takiego do kontaktu z nami. Jeżeli nie będziemy
mogli do ciebie zadzwonić, napiszemy maila i chodzi o to, żebyś nie musiała
szukać go w gąszczu spamu i innych wiadomości, tylko szybko nam odpisała. Nie
martw się, nie musisz zmieniać mieszkania, możesz tu sobie spokojnie żyć, bo
zapewnimy ci dowóz pod sam dom. Masz ochronę pod same drzwi wejściowe. I to by
było chyba na tyle w kwestii prywatności. Dalej, jutro lub pojutrze dostaniesz
imienną plakietkę z informacją, że należysz do TH-staffu. Będzie ci potrzebna,
gdy przykładowo nie będziemy wchodzić gdzieś razem, tylko my wcześniej lub
później. Inaczej nikt cię do nas nie zaprowadzi. Dlatego będziesz musiała dać
mi jakiekolwiek twoje zdjęcie z dobrze widoczną twarzą, na plakietkę. Jeżeli
idziemy już w stronę prezentów, to dostaniesz też spory kuferek na kosmetyki i
będziesz musiała go ze sobą zabierać, ale nie martw się, ktoś go za ciebie
będzie nosił. Kosmetyki będziesz musiała na bieżąco kupować i dbać, żeby
niczego nie zabrakło, ale dostaniesz na to jakąś sumę lub po prostu zabieraj ze
sobą paragony, żebyśmy wiedzieli, ile ci oddać – do ciebie należy decyzja, to
już jak będzie ci wygodniej. Do ciebie należy też czyszczenie akcesoriów.
Kuferek jest u mnie w domu, jutro go dostaniesz. Na razie wszystko w porządku?
- Tak, wszystko
jest jak najbardziej zrozumiałe i logiczne. - Starała się zapamiętać wszystko.
Na szczęście Bill mówił powoli i dawał jej czas na przyjęcie każdej informacji.
- Mam nadzieję,
że masz paszport?
- Tak, mam.
- To świetnie,
będzie potrzebny w kilku krajach. Co jeszcze mogę ci powiedzieć… Przede wszystkim
musisz być dyspozycyjna. Większość spotkań jest umówiona wcześniej, ale
zdarzają się nagłe wyjścia, na przykład dzisiejszy nieplanowany wywiad u
ciebie. Wtedy dzwonię do ciebie i w krótkim czasie musisz być gotowa. Mam
głupią nadzieję, że nie masz rozbudowanego życia towarzyskiego…
- W takim razie
cię zaskoczę, bo nie mam. Przeprowadziłam się prawie pół roku temu, ale do
szkoły chodziłam tylko dwa miesiące. Nie zebrałam żadnych bliższych przyjaciół.
W pracy wszyscy byli z innego przedziału wiekowego. Nie mam chłopaka, a
najbliższa przyjaciółka wyjechała do Berlina i rzadko się widujemy. Jestem
sama. Czasem odwiedzają mnie rodzice lub ja odwiedzam ich, ale to jest niecałe
pięćdziesiąt kilometrów stąd, więc niedaleko. Gdybym była u nich, to w godzinę
jestem gotowa być z powrotem tutaj. Ale nie ukrywam, że święta chciałabym
spędzić z rodzicami…
- No jasne, w
święta wszyscy mamy wolne, my też wracamy do rodziców, do Loitsche. I ani nam
się śni udzielanie wywiadów czy koncerty. Ogólny plan na resztę roku jest taki,
że w połowie września ruszamy z trasą po Europie, a po nowym roku planujemy
podbić USA i Kanadę. Jesteś na to gotowa?
- Mam taką
nadzieję, Bill.
- Powiedz mi
teraz, czy masz jakieś plany typu: wesela, chrzciny, komunie, rocznice, bale i
inne takie zajęte terminy. Chcę wiedzieć o wszystkim.
Musiała chwilę
pomyśleć nad odpowiedzią na to pytanie.
- Nie mam nic
takiego. Mam raczej małą rodzinę. Mój brat ma dziesięć lat. Mam tylko trzy
ciocie z wujkami, którzy też mają dzieci w wieku szkolnym, od dziesięciu do
piętnastu lat. Jestem najstarsza. Jeśli pojawią się jakieś plany, to
natychmiast dam ci znać, ale póki co nie mamy żadnych małych dzieci, chrzcin,
komunii i wesel.
- Kurczę,
jesteś idealna! - Strasznie krępował ją swoimi stwierdzeniami, ale starała się
nie dać po sobie tego poznać. Nie do końca była pewna, czy on sam był świadomy
tego, jak chwilami brzmiał.
- W takim razie
opowiem ci jeszcze, jak TH wygląda z bliska. Na co dzień jesteśmy my, czyli ja,
Tom, Gustav i Georg. Zawsze z nami jest też nasz producent i menager, David
Jost, widziałaś go dzisiaj. No i Saki, nasz główny ochroniarz, mówiłem już
nawet, że mnie tu przywiózł. To też ten sam, który był dziś w studiu. Drugim
ochroniarzem jest Dirk i też towarzyszy nam prawie cały czas. Oprócz tego jest
jeszcze kilku innych, ale ci dwaj są najważniejsi. Ochrona jest dla nas
niezbędna, sama niedługo się o tym przekonasz. W trasę jedziemy nowiutkim
autobusem. Chociaż na upartego byśmy się tam zmieścili, to na noc zazwyczaj się
gdzieś zatrzymujemy. Nie martw się, nie będziesz musiała dzielić łóżka z Sakim,
każdy ma swój pokój.
- Całe
szczęście, właśnie tego się bałam! – wtrąciła, na co on się uśmiechnął.
- Wątpliwości
zatem rozwiane. Mówiłem, że będziesz miała wszystko zapewnione na jak
najwyższym poziomie. Masz jakieś pytania?
- Tak, czy do
ekipy należy jeszcze jakakolwiek kobieta? - To pytanie nurtowało ją od momentu,
w którym zgodziła się na współpracę.
- Nie no,
przykro mi, ale jesteś jedyna. Czeszemy i ubieramy się już sami. Kiedyś
mieliśmy dziewczynę od układania włosów, ale tak naprawdę nie była nam
potrzebna. Często zmieniam fryzurę, dlatego zazwyczaj czeszę się sam, zależy
jak mi się danego dnia przywidzi. Z tyłu pomaga mi Tom, więc myślę, że jak
będziesz już przy nas, to przejmiesz tę rolę, bo on tego nie cierpi. Kucharki
też nie mamy, chociaż pojawiła się
kandydatka. – Zaśmiał się, a ona dopiero po chwili zorientowała się, że to o
niej mowa. – W miejscach, gdzie mamy koncerty, zamawiamy catering na cały
wieczór, przed występem i po. Jest jedna pani zajmująca się biurem i wszystkimi
papierami, ale rzadko do niej zaglądamy, nie mamy na to czasu. Więc niestety
jesteś jedyną reprezentantką płci pięknej. Będzie to dla ciebie problem?
- Jestem pewna,
że sobie poradzę, tak tylko chciałam zapytać…
Wypełnianie
papierów pochłonęło im sporo czasu. Musiała podpisać kilka oświadczeń, między
innymi dotyczące tego, że nie będzie ujawniać żadnych danych zespołu, czy że
nie będzie rozpowszechniała żadnych prywatnych materiałów, a Bill tłumaczył jej
każdy podpunkt. Gdy mówił o zespole, stawał się bardzo poważny i przejęty.
- Mam ochotę na
coś dobrego, masz może jakieś chipsy? – zapytał głaszcząc się po brzuchu.
- Nie wiem, czy
to coś dobrego, ale mam żelki, jeśli lubisz… I powinnam mieć lody w pudełku…
- Żartujesz?! I
nic nie mówisz?! Poproszę to i to!
Rozbawiona
zachowaniem Kaulitza poszła do kuchni i wyjęła z szafki żelki.
- Łap! –
krzyknęła, wychylając się zza rogu i rzuciła paczką kolorowych węży w stronę
Billa.
- Dzięki. –
Złapał ją i szeroko się uśmiechnął. Była zdziwiona energią, jaką w sobie
posiadał. Ona po całym dniu była już ledwo przytomna. Działo się dla niej zbyt
wiele w zbyt krótkim czasie, a na dodatek nie czuła się najlepiej ze względu na
lekkie przeziębienie.
Nie myliła się,
w zamrażalniku miała jeszcze lody, którymi chłodziła się w upalne wieczory.
Była wdzięczna sama sobie, że nigdy nie wyjadała ich łyżką z pudełka. Nałożyła
dużą porcję dla chłopaka i znacznie mniejszą dla siebie na talerzyki i podała z
łyżeczkami. Marzyła o zjedzeniu całego litrowego pudełka, by ochłonąć, ale
rozchorowałaby się wtedy na amen.
- Wybacz, że
nie mam pucharków, ale po prostu nie miewam gości, więc nie kupiłam…
- No co ty, nie
przejmuj się.
Bill jadł na
zmianę łyżeczkę lodów śmietankowo-jagodowych i gryzł żelka, aż wsunął cały
talerzyk lodów i całą paczkę żelków.
- Pyszne.
Uwielbiam żelki. I lody. I wszystko, co niezdrowe i naładowane pyszną chemią.
To tak na przyszłość, jakbyś chciała kiedyś iść dla nas po zakupy i nie
wiedziała, co mi wybrać. Słodycze zawsze się sprawdzą, wszyscy je uwielbiamy.
Może nie przepadamy za czekoladą, ale cukierkami zawsze nas zdobędziesz.
- Zapamiętam,
ale niestety dzisiaj już nic więcej nie mam.
- Jak nic nie
masz, to ja już idę! – Zaśmiał się znów chłopak. Właściwie mówił poważnie tylko
wtedy, gdy tłumaczył jej zasady współpracy. – Żartuję, będę się zbierał, bo
jest już późno. Daj mi tylko swoje zdjęcie, legitymacyjne lub nie, na papierze
czy pendrive, wszystko mi jedno. I dowód! Mam nadzieję, że nie będzie ci do
jutra potrzebny?
- Nie, raczej
nie. – Znalazła w torebce portfel, wyjęła z niego plastikowy prostokąt i podała
mu. - Dam ci zdjęcie legitymacyjne, niedawno je robiłam do dowodu, więc jest
aktualne. – Kucnęła przy komodzie i w najniższej szufladzie znalazła swoje
zdjęcia schowane w kopertę. – Jedno wystarczy?
- Jeszcze po
jednym dla każdego do portfela – zażartował znów Kaulitz. – Jasne, że jedno
wystarczy. Podpisz je tylko proszę własnoręcznie z tyłu i daj mi swoją umowę.
Złożyła kolejny
raz dzisiejszego wieczoru swój podpis i z niebieskiej teczki wyjęła dwie spięte
ze sobą kartki.
- Proszę, to
ona. Ale oddasz mi ją? – zapytała, wręczając Billowi umowę.
- Tak, jutro ci
ją zwrócę, jest tylko potrzebna, by pani z biura zredagowała twoje
wypowiedzenie no i oczywiście do tego, żeby pomnożyć wypisane tam zarobki przez
trzy i wpisać taką kwotę na naszą umowę. Okej? - Wkroczył na temat, na który
nie chciała rozmawiać. Krępowała ją tak wysoka kwota.
- Uważam, że to
chyba za dużo jak na początek…
- Słowo się
rzekło i obiecałem potrójną stawkę. Nie ma żadnej dyskusji, jedyne zażalenia
przyjmuję, jeżeli będziesz chciała podwyżkę.
- Bill,
stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji…
- W takim razie
musisz się przyzwyczaić, bo to stawka początkowa. Uważasz, że prywatna
makijażystka Tokio Hotel powinna zarabiać mniej niż sześć tysięcy euro? –
zapytał, zerkając na jej dotychczasowe wynagrodzenie wypisane na kartce, którą
otrzymał i dokonując szybkiego mnożenia przez trzy. - Niewiele mniej zarabiają
dziewczyny w lepszych salonach, a ty, powtórzę ci, jeśli jeszcze ciężko ci w to
uwierzyć, będziesz prywatną makijażystką Tokio Hotel. Wraz z rozpoczęciem trasy
możesz się spodziewać tylko podwyżki. Cenię sobie dobrych ludzi i tyle. A może
boję się, że jakbym dał im mniej, to odeszliby od nas, bo jesteśmy okropni, a
tak mają jakąś motywację… No, nieważne, jutro o czternastej przyniosę ci do
pracy wypowiedzenie. Popołudniu umówię nas z kimś z banku, założymy konto. I
zaczniemy współpracę. Póki co, zbieram się.
Schował
wszystkie papiery do swojej aktówki, podniósł się z kanapy, po czym skierował
do przedpokoju. Podążyła za nim. W milczeniu założył buty i kurtkę.
- Lecę, do
jutra, życzę miłej nocy – powiedział, wychodząc.
- Wzajemnie, do
jutra… - odpowiedziała, patrząc, jak znika za drzwiami. Pomachał jej i szeroko
uśmiechnął się tuż przed ich zamknięciem.
Znowu miała
wrażenie, że po prostu od niej uciekł, jakby sobie coś przypomniał. Nawet nie
zdążyła uchwycić ponownie jego zapachu. Po co prosiłby ją o żelki i lody, skoro
po pięciu minutach od ich zjedzenia już go u niej nie było? Za nic nie
potrafiła rozgryźć jego zachowania.
Przymknęła
powieki, gdy wyszedł i starała się ochłonąć. Czuła się, jakby podpisała co
najmniej pakt z samym diabłem, a nie kilka oświadczeń dla sympatycznego Tokio
Hotel. Była jednocześnie przerażona i przeszczęśliwa. Miała pracę marzeń, do
której nie była pewna, czy jest gotowa.
Wzięła gorącą
kąpiel, by się zrelaksować. Nalała pełną wannę wody i dodała
karmelowo-waniliowego płynu. Uwielbiała spożywcze zapachy, za to nienawidziła
kwiatowych. Starała się nie myśleć o tym, że już niedługo będzie musiała
kilkukrotnie zwiększyć swoją wydajność i siłę, żeby dawać z siebie dwieście
procent.
Wyszła z
łazienki owinięta ręcznikiem i stanęła tuż za progiem pokoju. Jej mieszkanie
pachniało inaczej niż zwykle. Pachniało wciąż jego obecnością w taki sposób, że
myślała, że jeszcze tutaj jest. Więc jednak jej węch po prostu przyzwyczaił się
do jego zapachu. Stała przez chwilę w bezruchu, dopóki znowu nie przestała go
czuć. Zasłoniła rolety w oknach w obawie przed podglądaczami i zgasiła główne
światło, żeby zapalić niewielką lampkę. Wyjęła z szafy świeżą piżamę, ubrała
się w nią i chciała brać się za rozkładanie łóżka, gdy jej uwagę przykuło małe,
prostokątne, plastikowe pudełko w świecącej folii, z którego spoglądał na nią
Bill. Nie był co prawda dobrze widoczny, jego twarz stanowiła jedynie małe
wypełnienie liter, ale jego buzia sama rzuciła jej się w oczy. Był to ten sam
Bill, który jeszcze trzydzieści minut temu siedział u niej na kanapie i jadł
lody, zagryzając je żelkami. Uśmiechnęła się do siebie na tę myśl i wzięła
płytę do ręki. Zerwała folię, otworzyła pudełko, po czym wyjęła z niego cienki
krążek. Włączyła laptopa stojącego na komodzie, a w czasie uruchamiania się
komputera przeczytała tytuły piosenek. Wsunęła płytę do napędu i po chwili jej
małe mieszkanie wypełniło się dźwiękiem gitar, perkusji i przede wszystkim
pięknym głosem. Brzmiał nieco inaczej niż przed chwilą. U niej na kanapie jego
głos był nieco niższy. Nie przeszkadzało jej to jednak ani trochę. Pościeliła
łóżko, odłączyła telefon od ładowania i komputer od zasilania, po czym
przeniosła się pod kołdrę. Nie miała za wiele kontaktów w telefonie, więc
szybko poszło jej spisywanie numerów do pliku w komputerze. Rodzice, brat,
dalsza rodzina, przyjaciółka przebywająca w Berlinie, kilku znajomych ze starej
i nowej szkoły i jedynie kilka osób z pracy w telewizji.
Było późno,
dochodziła już dwudziesta druga, ale bardzo chciała zadzwonić do mamy. Wybrała
numer i czekała na sygnał. Już po chwili usłyszała mamę.
- Wszystko
dobrze? Zgodziłaś się? – Kobieta przywitała ją ciepłym, ale ciekawskim głosem.
- Tak, mamo.
Zgodziłam się i już jutro podpisuję umowę. Ale bardzo się boję, mimo że to ta
wymarzona praca…
- Tylko bardzo
dokładnie przeczytaj tę umowę, proszę… To normalne, że się boisz. Mówiłaś, że
to bardzo sławne gwiazdy, każdy by się tego bał. Czeka cię teraz inne życie,
co?
- Tak,
podwójne, jak to określił Bill.
- Opowiedz mi
wszystko, co to za zespół? Jak to będzie wyglądało?
Powiedziała
mamie o nowym numerze telefonu, o nowym koncie i mailu. Poprosiła ją, by nikomu
nie mówiła, dla kogo pracuje, a zwłaszcza jej bratu. Od razu dałby swoim
koleżankom namiary do makijażystki Tokio Hotel, żeby im zaimponować. Zabroniła
nawet mówić tacie, kto to jest, bo wiedziała, że jest strasznym paplą, którego
na dodatek wszyscy w miasteczku znają. Opowiedziała o wszystkim, co przekazał
jej Bill. O tym, jak będzie wyglądała jej praca przez najbliższy miesiąc, a jak
później. Mama podniosłą ją na duchu i zapewniła, że wszystko będzie dobrze. Od
zawsze bardzo w nią wierzyła i wspierała ją.
Po zakończeniu
rozmowy odstawiła laptopa na stolik stojący obok łóżka. Ten, na którym jeszcze
niedawno podpisywała z Billem oświadczenia. Położyła ciężką od nadmiaru wrażeń
głowę na miękkiej poduszce. Była wykończona całym dniem. Nie do końca była
jeszcze świadoma, co się dzisiaj działo. Nie do końca była świadoma tego, co ją
czeka w najbliższych miesiącach i jeszcze nie zdawała sobie sprawy, jak wiele
zmian w jej życiu spowoduje ta decyzja.
Chciała poleżeć
tylko chwilkę, ale momentalnie usnęła przy niesamowitej muzyce, która nadal
rozbrzmiewała w pokoju.
Jejku, dobrze że to był Bill bo już głupoty miałam w głowie :D
OdpowiedzUsuńZ odcinka na odcinek jest coraz bardziej ciekawiej.
Znowu wyszło super :)
Tego nie da się skomentować inaczej niż : cudowne, niesamowite, super, piękne... ♥
Ooo jeny, dziękuję :D :*
UsuńSkarpetki! Tym razem ciemnoszare! hehe Mamy fioła na tym punkcie :D Zapach hmm... ciekawe jakich w rzeczywistości używa perfum. Już zaczyna działać na Ash, oj będzie się z nim miała, z takim żywiołem. Billowi nie zamyka się buzia haha. Jest taki jak sobie go wyobrażam! Tysiąc myśli na sekundę i tyle samo wypowiadanych słów. Dałaś mu fascynujący charakter - z nim nie można się nudzić :D
OdpowiedzUsuńHa! Znam ten tajny składnik! Widzisz jest kolejne podobieństwo:P
Swoją inwencją twórczą przenosisz mnie w inny świat:*
W 2005 chwalił się, że używa tylko Axe i ten super zapach to on sam, taki piękny, naturalny XD
UsuńGadułka! Nie można się nudzić, za to można popaść w jakąś paranoję z tym, co on odstawia, a raczej zacznie odstawiać :P
haha i żadna mu się nie oprze :D
UsuńHA wiem! Paranoję to my już mamy xD Nic dodać nic ująć. Jednak nie mogę się już doczekać :D
Można by pomyśleć, że omawianie umów, reguł i takich tam może być nudne, ale z drugiej strony pokazuje nam to jak bardzo jest to ważne w świecie show biznesu. A jakże inaczej! Nasi chłopaki wręcz ubóstwiają słodycze! Aż sama mam ochotę na jakiego cukierka...Wiem! Mam krówki na dole, zaraz wracam...Już jestem, ale dobre. Mogłabym se zrobić piwo kremowe. Czekaj. Stop. Za bardzo odbiegłam od tematu, przepraszam :D Mama Ashley jest, no nie wiem jak to określić, jak spadająca gwiazda w dzień- bardzo rzadka. Już ją polubiłam i mam nadzieję, że kiedyś spotka się ze swoją córką na tym "planie".
OdpowiedzUsuń