Obudziła się
bez budzika dużo wcześniej niż zazwyczaj. Próbowała jeszcze zasnąć, ale stres
jej na to nie pozwalał. Całą noc śniły jej się koncerty i wywiady, śniły jej
się tłumy fanek, które wcale nie odnosiły się do niej miło. Śniła jej się
podróż TH-busem, choć nigdy go nie widziała i noce w hotelach, o których
normalnie nie śmiałaby nawet pomyśleć. Od przebudzenia się wszystkie te wizje
nie chciały jej opuścić. Była myślami w garderobach przed koncertami i w
autobusie podczas robienia kanapek. Z jednej strony ogromnie się bała, a z
drugiej nie mogła się tego życia doczekać.
Powoli zbierała
się do tych kilku ostatnich godzin w telewizji. Na śniadanie zjadła tylko mały
jogurt z płatkami i zapobiegawczo wzięła leki. Czuła się już znacznie lepiej
niż wczoraj. Cieszyła się, że jednak wstała wcześniej, bo myślenie o pracy z
Tokio Hotel znacznie ją opóźniało i utrudniało jej wykonywanie prostych
czynności, a dodatkowo chciała wyglądać dziś trochę lepiej niż wczoraj, gdy
przyszła spóźniona w pierwszych lepszych dżinsach i niewyprasowanym t-shircie,
bez makijażu i z byle jak związanymi włosami. Dziś miała czas, żeby starannie
się umalować, umyć i wysuszyć włosy oraz staranniej dobrać strój. Odsunęła
rolety w pokoju i sprawdziła temperaturę. Ledwo ponad dwadzieścia stopni – dla
niej było zimno. Słońca nie było widać i raczej znów zbierało się na deszcz,
aniżeli na piękną, bezchmurną pogodę. Mimo swojego młodego wieku uwielbiała
elegancję, jednak nie chciała wyglądać zbyt poważnie. Założyła czarne,
woskowane rurki i w pierwszej chwili chciała chwycić lekką białą bluzkę, ale
stwierdziła, że będzie wyglądała w niej zbyt oficjalnie, mimo że połączenie
bieli z czernią było jej ulubionym. Nie chciała też zakładać już nic ciemnego,
bo wyglądałaby zbyt smutno. Zastanawiała się nad beżem lub szarością, ale
ostatecznie wybór padł na pierwszą myśl - biel, jednak zdecydowała się na niezobowiązujący
dopasowany gładki T-shirt i beżową marynarkę z rękawem ¾. Na nogi wsunęła
wyjęte wcześniej z pudełka czarne, klasyczne baleriny. Założyła malutkie złote
kolczyki i zegarek – zazwyczaj nie nosiła zbyt wiele biżuterii, nie lubiła
obwieszania się wszystkim, co tylko znalazło się w domu. W przeciwieństwie do
Billa, który ledwo trzymał się na nogach pod ciężarem swoich błyskotek. Już
chciała brać torebkę i wychodzić, gdy jeszcze raz rozejrzała się po mieszkaniu.
Jej uwagę przykuł otwarty laptop i momentalnie przypomniała sobie, kto śpiewał
jej na dobranoc. Uśmiechnęła się i zamknęła rozładowany komputer, żeby się nie
kurzył. Chwyciła swoją dużą, czarną torbę i wyszła z domu. Dziś już miała czas
na komunikację miejską, którą lubiła, pod warunkiem że miała miejsce siedzące.
Wtedy mogłaby jechać autobusem i na koniec świata.
W pracy była
piętnaście minut przed czasem. Weszła na zaplecze, gdzie były już Mia i Nadia.
Wczoraj nie miały okazji porozmawiać i koleżanki wiedziały jedynie, że Ashley z
jakiegoś powodu przeprowadza rekrutację.
- Cześć –
przywitała się i odstawiła swoje rzeczy na szafkę.
- Cześć. – Odpowiedziała Mia i spojrzała na blondynkę
wyczekująco. – Powiesz nam, co się dzieje? Nikt nic nie wie, wiadomo tylko, że
Bill zabrał cię wczoraj do szefa, a jak wyszliście, to on sobie poszedł, a ty
dostałaś stos CV i dzwoniłaś po dziewczynach. Billowi nie pasowało coś w tobie?
Poszedł ze skargą i szef chce cię zwolnić?
- Nie, nie, nie
– zaprzeczyła Ashley. – To zupełnie nie tak.
- W takim razie
jak? – Mia nie dawała za wygraną.
- Nie mogę wam
powiedzieć. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że dzisiaj jestem tylko do połowy
dnia i muszę odejść. Przeprowadzam dziś tylko rekrutację, umówiłam cztery
osoby. Nadio, chodźmy się malować. Za pół godziny przychodzi pierwsza
dziewczyna.
Nie chciała
rozpowiadać wszystkim dokoła, dlaczego odchodzi. Skoro Bill miał zamiar tak
bardzo dbać o jej prywatność, to ona nie chciała zachowywać się wręcz
odwrotnie. Postanowiła, że będzie milczała w tym temacie.
Umalowała
koleżankę do porannych wiadomości, a o dziesiątej pojawiła się pierwsza z
kandydatek. Od razu przystępowała do zaprezentowania makijażu na samej sobie,
dlatego Ashley prosiła, by wszystkie przyszły naturalne lub pięć minut
wcześniej, by zmyć makijaż. W trakcie, gdy dziewczyna się malowała, Ashley
przeprowadzała krótką rozmowę. Robiła to pierwszy raz, ale wiedziała, czego
musi oczekiwać od kandydatek do tej pracy. Zaprezentowanie się wszystkich
dziewczyn zajęło dwie godziny, ale udało jej się wybrać odpowiednią, dwudziestoczteroletnią
Olivię. Pożegnała się z pozostałymi kandydatkami, a Olivię oprowadziła po
wszystkich pomieszczeniach. Przekazała jej, co będzie należało do jej
obowiązków i opowiedziała o współpracownikach. Na koniec zaprowadziła ją do
szefa, by zaakceptował jej wybór.
Załatwiła
wszystko tuż przed czternastą, a im bliżej było do tej godziny, tym bardziej
się stresowała.
Olivia robiła
porządek w toaletce według własnego uznania, a Ashley nerwowo spoglądała na
zegarek. Było już pięć po. Wiedziała, że coś jest nie tak, bo z tego co
zauważyła, Bill zawsze pojawiał się dużo wcześniej. Zeszła na zaplecze, by
zrobić sobie herbatę. Piła ją dosyć wolno nie tylko dlatego, że byłą gorąca,
ale chciała się czymś zająć, lecz Bill wciąż się nie pojawiał. Na zapleczu pojawił
się za to szef i wyglądał na zdenerwowanego.
- Szukałem cię.
Już piętnaście po. Mówiliście wczoraj, że do czternastej to załatwimy. Muszę
niedługo wyjść, ale Bill chciał dokumenty, więc muszę na niego czekać.
- Nie wiem,
gdzie jest. Ale na pewno się pojawi…
- Więc zadzwoń
do niego i zapytaj.
- Nie mam
numeru…
- Tak się
zaprzyjaźniliście, a nie masz jego numeru?
- Nie, jeszcze
nie. Na pewno stało się coś, co go po prostu opóźni. Raczej nie ma dzisiaj
łatwego dnia. Musimy zaczekać.
- Ale ja nie
mam czasu na czekanie, o piętnastej jestem umówiony. Czekam na was do za
dwadzieścia i ani minuty dłużej. – Wściekły mężczyzna wyszedł, trzaskając
drzwiami.
Posiedziała
jeszcze chwilę w kuchni i wyszła na główny plan. Kręciła się z kąta w kąt, ale
Billa nie było. Gdyby nie wtargnięcie szefa na zaplecze, myślałaby, że wszystko
przyśniło jej się dzisiaj w nocy.
Nareszcie
ujrzała w korytarzu czarną czuprynę, spóźnioną o dwadzieścia pięć minut. Od
razu kamień spadł jej z serca, a buzia się uśmiechnęła. W przeciwieństwie do
Billa, którego twarz wyglądała na zdenerwowaną i bardzo poważną. Przez chwilę
miała wrażenie, że wszystko na nic, ale złagodniał odrobinę, gdy ją ujrzał.
Kierował się w jej stronę, a tuż za nim podążał Saki niosąc w ręku tę samą
czarną aktówkę, którą wczoraj Kaulitz rozkładał u niej na kanapie. Rozejrzała
się dokoła. Oczy wszystkich skierowane były w ich stronę.
- Cześć… -
Przywitała się niepewnie.
- Co się tak
boisz? Cześć, przepraszam za to spóźnienie, ale mieliśmy mały poślizg. Mamy
urwanie głowy, ale chciałem przyjść osobiście. David ma mój telefon i po
spotkaniu z fanami zapomniałem go od niego wziąć, bo tak się do ciebie
spieszyłem. – Mówił bardzo przyjaźnie i łagodnie, zupełnie inaczej, niż
wyobrażała sobie jego ton głosu, gdy go przed chwilą zobaczyła. Od razu zrobiło
jej się cieplej i lżej na duchu, gdy go usłyszała.
- Musimy iść
szybko do szefa. Jest wściekły, bo musi zaraz wyjść.
- Dobrze, ale
najpierw podpisz swoje wypowiedzenie. - Przejął od ochroniarza aktówkę, wyjął z
niej zadrukowaną kartkę papieru i wręczył jej. Rzuciła szybko na nią okiem i
złożyła swój podpis.
- Witaj, Bill!
Miło cię widzieć! – Wykrzyknął mężczyzna na widok czarnowłosego.
- Panie Kaulitz
– Bill z kamienną twarzą ugasił jego entuzjazm. – Witam.
- Tak… Proszę,
usiądź… - zakłopotany zaprosił go gestem ręki na krzesło.
- Podobno nie
ma pan wiele czasu, więc przejdźmy od razu do rzeczy. Ja poproszę dokumentację,
a panna Meiers ma dla pana wypowiedzenie.
Mężczyzna bez
słowa podał Billowi teczkę, podczas gdy dziewczyna położyła kartkę na jego
biurku.
- Dziękujemy,
to wszystko, życzymy miłego dnia. - Błyskawicznie spakował się w swoją aktówkę
i podał ją Sakiemu, który otworzył drzwi, by mogli wyjść.
- Ashley! –
zawołał mężczyzna, gdy miała już wychodzić.
- Tak? –
Odwróciła się i spojrzała na niego zdziwiona.
- Przepraszam
za to przed chwilą, to dla mnie stresująca sytuacja. Na twoim miejscu zrobiłbym
to samo. Powodzenia! – Uśmiechnął się, miała nadzieję, szczerze.
- Dziękuję. –
Odwzajemniła uśmiech. – Olivia na pewno sobie poradzi. Do widzenia!
Zamknęli za
sobą drzwi i wyszli na korytarz. Nie spodziewała się, że pójdzie tak szybko i
łatwo. Wszystko trwało nie dłużej niż minutę.
- Chciałabyś
jeszcze coś stąd zabrać ze sobą? Masz jakieś większe rzeczy? Saki od razu je
weźmie. – Bill zaproponował niemalże swoją pomoc.
- Nie, nic nie
mam, wezmę tylko torebkę z zaplecza.
Zabrała swoje
rzeczy i wychodząc krzyknęła do wszystkich „cześć”
i pomachała koleżankom. Nie wiedziały, o co chodzi, ale odpowiedziały jej,
życząc powodzenia i uśmiechając się.
- Ludzie cię
lubią, to dobry znak. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracowało. Chodźmy
– rzekł czarnowłosy.
Szli gęsiego:
Saki, ona i on. Dotarli w takim szyku do samochodu, stojącego na parkingu tuż
przed budynkiem.
- Ashley, to
jest Saki, mówiłem ci już o nim wczoraj. Jest zawsze ze mną, więc siłą rzeczy
musicie się znać. Saki, to jest Ashley, nasza nowa makijażystka. – Bill
przedstawił sobie nieznajomych i pewnie nie byłby sobą, gdyby nie powiedział
czegoś głupiego. – Jeśli będziesz chciał, to ciebie też umaluje.
Przywitali się
uściskiem dłoni i uśmiechem.
- Tom, Gustav i
Georg też mają swoich ochroniarzy gdy się rozdzielamy, ale gdy jesteśmy razem,
oni pilnują ogółu, a tuż przy nas jest znów Saki. – Tłumaczył Kaulitz, gdy
ochroniarz otwierał jej tylne drzwi pięknego, białego Audi.
- Dokąd
jedziemy? – zapytała, siedząc już w środku na beżowym, skórzanym fotelu.
Gdy tylko Saki
zajął miejsce za kierownicą, drzwi automatycznie się zamknęły. Rzuciła okiem na
Billa siedzącego po jej prawej stronie. Jej wątpliwości zostały rozwiane – Bill
siedząc, nie opierał się o zagłówek w obawie o fryzurę. Siedział niemalże
bokiem i nie zapinał nawet pasów. Ona zrobiła to od razu.
- Pojedziemy do
mnie i do Toma, mieszkamy na wylocie z miasta. Podpiszemy umowę i zaczekamy na
pana z banku. A później będziesz wolna, bo mamy z chłopakami plany. Może masz jakieś pytania do mnie?
Tylko gadam i gadam…
Chwilę musiała
się zastanowić, ponieważ przy nim całkowicie wyłączało jej się myślenie, bo
była bez przerwy zaszokowana wydarzeniami i wciąż niedowierzała w to, co się
dzieje. Na dodatek on mówił tak dużo, że ledwo nadążała rejestrować jego
wypowiedzi, a co dopiero wymyślić jakąś odpowiedź.
- Właściwie to
tak, mam jedno… - odparła, nie patrząc na niego. Nadal cały czas czuła się w
jego towarzystwie taka mała i zawstydzona.
– Nie boisz się? – Zerknęła tylko ukradkiem w jego stronę. – Założyłeś,
że się nadam i że się dogadamy po zaledwie trzech krótkich przypadkowych
spotkaniach i jednym makijażu. To mnie bardzo dziwi, wręcz szokuje…
- Pewnie, że
się boję – rzekł tym razem poważnie. – Sprawdziłem zaledwie kilka dziewczyn,
niby doświadczonych i wykształconych, ale nie wiem, czy zjadł je stres przede
mną, czy co się stało, ale nie wystąpiłbym z taką twarzą, jaką mi zafundowały.
Ciebie nie zjadł stres i umalowałaś mnie dobrze. Ale boję się mimo wszystko,
dlatego jeszcze trochę jutro rano poćwiczymy, pokażę ci, czego oczekuję.
Dzisiaj już nie mam na to czasu, bo tak jak mówiłem, pod wieczór jesteśmy
umówieni z chłopakami na małą imprezę z okazji wydania płyty.
- Ale ze mnie
gapa, gratuluję wydania tej płyty! I dziękuję za nią…
- Dzięki!
Słuchałaś?
- Tak, wczoraj
słuchałam, ale…
- Spodobało ci
się coś? Myślisz, że się nadaje?
- Szczerze
mówiąc, usłyszałam tylko kilka piosenek, może dwie, trzy… Włączyłam płytę gdy
rozmawiałam z mamą, więc to na rozmowie się skupiłam… A później od razu…
Wybacz, że akurat przy waszej muzyce, ale od razu zasnęłam… Ale to tylko z winy
lekkiego przeziębienia i nadmiaru emocji. Byłam wykończona. Obiecuję, że
dzisiaj posłucham uważnie.
- O cholera, aż
takie to było nudne? No to ładnie, jak nam fani usną na koncercie, to będzie
porażka!
- Nie! To
absolutnie moja wina, byłam po prostu padnięta. Spójrz na to inaczej, może
wasza muzyka jest po prostu tak relaksująca…
- Dobra, dobra,
nie staraj się teraz być miła – Kaulitz obraził się, lecz nawet ona po samym
tonie jego głosu rozpoznała, że tylko żartuje. Nie mogła przestać się
uśmiechać, gdy widziała jego niby poważną minę - Wiesz, dlaczego cię zatrudniam
praktycznie w ciemno? – Zapytał nagle poważnie, po chwili dłuższego milczenia i
spojrzał na nią wyczekująco. Popatrzyła na niego chyba pierwszy raz trochę
dłużej i pokręciła przecząco głową, po czym znów spuściła wzrok na wycieraczkę
pod jego butami. - Bo jesteś normalna. Bo nie jesteś fanką. Bo jeszcze nie
poprosiłaś mnie o autograf i zdjęcie ani dla siebie, ani dla koleżanki, siostry
czy babci, mimo że widujemy się od wiosny. Podchodzisz do mnie poważnie i
traktujesz mnie po prostu zawodowo, jak pracę, a nie jak szansę na zakręcenie
się u boku kogoś tak, przepraszam za brak skromności, sławnego. Widzę, jak się
mnie boisz i wstydzisz, a nie mną zachwycasz. To jest super. Dlatego tak
ryzykuję. To nie było wcale tak, że poprzednie kandydatki były beznadziejne.
Były dobre, spokojnie każda z nich mogłaby mnie malować, przecież nie wymagam
wiele, skoro sam się tego nauczyłem. Chodzi mi o profesjonalne podejście. Ty je
masz, choć jesteś trochę nieśmiała. Ale każda poprzednia w tej chwili
kokietowałaby mnie na milion sposobów, mimo że niektórym niedługo miała stuknąć
trzydziestka. A ty siedzisz i nawet na mnie nie spojrzysz, tylko obserwujesz
moje buty. Widzę, że spełnisz moje oczekiwania osobowe, a makijaż… Ufam twojej
dłoni.
- Znów to
robisz, stawiasz mnie w bardzo krępujących i niezręcznych sytuacjach…
- Ale to jest
po prostu prawda. Pamiętasz, co powiedziałem ci w sklepie? Że jeśli to ty
jesteś najlepsza, to jeszcze na siebie trafimy. Trafiliśmy i to dwa razy od
tego czasu. Coś w tym jest. Może to musiałaś być ty. Nie jestem zbyt ufny,
wręcz przeciwnie. Nie lubię, gdy pojawia się obok mnie ktoś nowy, ale w twoim
przypadku jest inaczej. Aż tak się nie obawiam, czuję się przy tobie swobodnie.
W odróżnieniu do ciebie, bo ty jesteś cały czas zestresowana i zawstydzona, co?
- Mam nadzieję,
że mi przejdzie…
- Dlaczego? To
nawet jest fajne, że mogę z kimś porozmawiać bez obawy, że rzuci mi się na
szyję.
- Ale ciężko
będzie nam się pracowało przy takiej relacji… - Cały czas raczej coś mruczała
pod nosem, niż mówiła i przy tym miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Musisz się
trochę wyluzować. Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak inni. Może nieco bardziej
zakręconymi… Ciekawe, czy Tom jest już w domu… Dojeżdżamy na miejsce, schowaj
się trochę.
Znów była
zafascynowana ilością myśli, jakie muszą przebiegać przez jego głowę w ciągu
sekundy.
Przez okno
dojrzała grupkę dziewczyn stojących przy jednym z domów. Zaczęły niesamowicie głośno piszczeć, gdy
zobaczyły auto. Nie wiedziały, kto oprócz Billa jest w środku, bo samochód miał
przyciemniane tylne szyby, ale mogły dostrzec ją przez przednią, dlatego Bill
kazał jej się schować.
- Mówiłem, że
się przekonasz. Witaj w moim świecie.
Przed bramą
stało dwóch ochroniarzy. Otworzyła się automatycznie po naciśnięciu pilota
przez Sakiego, a dwoje mężczyzn pilnowało, żeby żadna z fanek nie przedostała
się na teren Kaulitzów. Dom był bardzo duży, otoczony bujną, ale chaotycznie
rozmieszczoną roślinnością. Miała wrażenie, że Bill i Tom chyba oszczędzają na
ogrodniku, bo ogród nie miał żadnego ładu. Po chwili jednak pomyślała, że to po
to, by zasłonić się od fanek.
Saki znów
nacisnął guzik na pilocie i otworzyły się drzwi od dużego garażu znajdującego
się z prawej strony domu. W środku stał już taki sam samochód jak ten, którym
jechała, ale w kolorze czarnym lub jakimś innym ciemnym – ciężko było jej to
określić przy nie najlepszym oświetleniu. Saki wjechał do środka i zamknął
pilotem drzwi garażowe. Dopiero w tym momencie piski fanek ucichły.
Prawdopodobnie dlatego, że Bill zniknął z ich pola widzenia, ale i zapewne
garaż izolował dźwięki. Saki otworzył jej drzwi od samochodu, a gdy wysiedli,
ochroniarz już przytrzymywał drzwi łączące garaż z domem. Weszła pierwsza i
zatrzymała się w niewielkim przedpokoju. Tuż obok tych drzwi, którymi weszła,
po jej lewej stronie, były także normalne drzwi wejściowe z podwórka, ale
wątpiła, że ktoś z nich korzysta.
- Na razie
dziękuję, Saki. Możesz iść do siebie lub jak chcesz pojechać do domu, ale
będziesz mi potrzebny za jakieś półtorej godziny. Trzeba będzie odwieźć Ashley.
- W porządku, w
takim razie pójdę do siebie, zawołaj mnie, gdy będziesz potrzebował.
Ochroniarz
oddalił się od nich.
- Co oznacza „do siebie”? – zapytała, nie za bardzo
rozumiejąc, dokąd poszedł ochroniarz.
- Saki ma u nas
własne mieszkanie. Tak jakby. Wydzieliliśmy dla niego mały pokój z minikuchnią
i oddzielną łazienką. Przebywa u nas tak często, że było to niezbędne. Bez
sensu, by jechał na godzinę do domu, ale nie chcemy też, by krzątał się przy
nas. Dlatego zorganizowaliśmy mu coś takiego. – Wyjaśnił czarnowłosy, zdejmując
buty i wieszając kurtkę. - Wchodź, zapraszam do salonu.
Znów
uśmiechnęła się widząc go bez butów, w samych skarpetkach. Ten widok nadal był
dla niej dziwny, ponieważ na wszystkich zdjęciach i nagraniach chłopacy zawsze
byli ubrani od stóp do głów.
Stojąc tak,
jakby weszła normalnymi drzwiami od podwórka, znajdowała się w małym,
kwadratowym pomieszczeniu bez przedniej ściany. Znajdował się tu fotel, mała
komoda, wieszak założony kurtkami i bluzami, duże lustro od ziemi do samego
sufitu na lewej ścianie i góra butów pod nim. Na wprost rozpościerał się duży
salon z sofą i fotelami na środku oraz ogromnym telewizorem na prawej ścianie.
Na środku tylnej ściany domu znajdowały się oszklone drzwi do ogrodu. W lewym,
końcowym kącie salonu zauważyła inne, tym razem drewniane drzwi. To właśnie za
nimi najprawdopodobniej zniknął Saki. Za rogiem po jej lewej stronie rozlegała
się średniej wielkości jak na taki dom kuchnia ze stołem na osiem osób. Po
prawej stronie przedpokoju, za rogiem tuż przy ścianie, biegły schody,
prowadzące na górę oraz długi korytarz z trojgiem drzwi. Pierwsze z nich
wyglądały jak łazienkowe. Pomiędzy przedpokojem, kuchnią a salonem nie było
żadnych drzwi, żadnego przejścia. Tylko otwarta przestrzeń rozdzielona poprzez
rodzaj podłogi – brązowa terakota w przedpokoju i biała w kuchni, a panele w
całym salonie. Ściany były wszędzie takie same – białe. Cały dom utrzymany był
raczej w stonowanych barwach – głównie biel, czerń, odcienie brązu i beżu.
Podążyła za nim
i usiadła po jego prawej stronie na dużej, kremowej, narożnej sofie ozdobionej
licznymi beżowymi poduszkami.
- Chcesz się
czegoś napić, zjeść? – zapytał dopiero po chwili. Chyba na początku nie
zorientował się, że wypadałoby coś zaproponować, gdy ma się gościa. – Ale
uprzedzam, że nie mam ani wody, ani soku.
- W porządku,
niech będzie cokolwiek.
- W takim razie
zaraz wracam.
Włączył ogromny
telewizor i udał się do kuchni. Słyszała jak otwierał lodówkę i słyszała
również brzdęk szklanek i choć bardzo kusiło ją, żeby się odwrócić i popatrzeć,
nie zrobiła tego. Usłyszała za to odgłos zbiegania po schodach. Tom zatrzymał
się na ich końcu i spojrzał najpierw na nią, a później na Billa majstrującego
coś w kuchni. Stał w jasnoszarych, obszernych dresach, luźnej, białej koszulce
i czarnych skarpetkach. Uśmiechnęła się, widząc drugiego z Kaulitzów bez butów.
Miał rozpuszczone dredy i nawet jej się w takim wydaniu podobał.
- Cześć! –
Wykrzyknął wesoło, patrząc na nią i ruszył w jej stronę z cwaniackim uśmiechem.
Wystarczy pogonić Cię na forum i proszę! Mogę już zarzucić Billowi mniejszy profesjonalizm przez to spóźnienie? Już myślałam, że w ogóle nie przyjedzie i zostawi ją na lodzie. Ale bym się wściekła! Poza tym to wesoło, moja przyjaciółka jest tak samo rozgadana jak on i czytając jego litanie śmiałam się już sama do siebie (efekt uboczny przebywania z takimi osobami). No i Tommmy! Jego cwany uśmieszek i już wiadomo, że będzie jak Armando i uwiedzie naszą bohaterkę, ahhh. Dalej Cię nie zamęczam, jedynie zapraszam do siebie (ps-liebe-dich.blogspot.com) i czekam na kolejne odcinki. Mam nadzieję, że nie będziesz mi kazała długo czekać jak już tyle masz w zapasie! Ciaooo :*** Dita94
OdpowiedzUsuńNo taki nieogarnięty ten nasz Bill :D Za dużo na głowie. Musiał przyjść, nie zrobiłabym tego mojej małej Ashley. Już wystarczająco cierpienia jej zaplanowałam, biedaczka moja :( No ale to jeszcze nie teraz :)
UsuńNie mogę dodawać nowych części tak często! :D Właśnie po to mam taki zapas, żebym nie musiała pisać na bieżąco i żeby nie było przestojów :P
Zaraz przeczytam i skomentuję ;)
Haha Chyba mamy obsesję na punkcie skarpetek! :D Fryzura Billa musi być kłopotliwa w czasie jazdy :O Coś za coś haha
OdpowiedzUsuńBill jest bardzo pewny siebie, przynajmniej teraz :D i stawia na swoim. Na dodatek onieśmiela Ash. Podejrzewam, że na jej miejscu bym tak samo zareagowała na niego.
Byłoby miło znaleźć się w domu bliźniaków. Zaraz Tom wkroczy to akcji! Nasz podrywacz :D Tylko pytanie czy Ash się da? haha wiem :D
O, mój Kenijczyk :D
UsuńNiestety nie udało nam się dowiedzieć jaki mają naprawdę kolor :(
Haha, później Bill będzie żałował tego, co powiedział jej w tym odcinku :D Właściwie to jest ten odcinek, w którym wszystko zepsuł!
Ah, ten Tom i jego mądrości, z których nic dobrego nie wyniknie...
haha Może być twój :D
UsuńEj przecież się nie poddamy dopóki nie będziemy wiedzieć jakie ma skarpety :D
Dokładnie! Co za niedobry Bill xD Będzie musiał wszystko odkręcić - ciekawe czy mu się uda ;)
Tom taki gieroj, kobieciarz, haha przecież żadna mu się nie oprze haha no zobaczymy xD
Skaaaarbie! Doprowadzisz TY do szaleństwa MNIE! :D Co zaglądam to widzę inny szablon, a brak nowego odcinka!
OdpowiedzUsuńBo ja tu pracuje nad wyglądem bloga przez pół dnia! ;D I tak nie jest tak, jakbym chciała, no ale trudno, już nic więcej nie zdziałam na razie ;P
UsuńNowy odcinek będzie w drugiej połowie przyszłego tygodnia, jakoś środa-czwartek-piątek :) Nie mogę tak szaleć, wiesz o tym ;D
Może pobaw się trochę czcionką na nagłówku? Jak dla mnie jest trochę za szeroko i to mi troszkę przeszkadza w czytaniu. Tak poza tym to jest naprawdę dobrze ;)
UsuńMożesz, możesz :D Ale już nie naciskam. W pracy nauczyli mnie cierpliwości i poczekam :D
Haha bo ja najpierw dostosowałam nagłówek do swojego szerokiego monitora, a dopiero jak go wstawiłam to pomyślałam o innych XD Poza tym jeszcze trochę nie ogarniam blogspota xd
UsuńPoprawię to w najbliższych dniach, pewnie zmienię nagłówek jeszcze 2164851261 razy, bo odkrywam photoshopa na nowo ;D
Ja jak zwykle z opóźnieniem <3 Widzę, że Ty też masz bzika na punkcie szczegółów! I ja sama też stale zastanawiam się, jakie skarpetki noszą bracia, ale było kiedyś takie zdjęcie... Jak je znajdę, to Ci pokażę, było na nim widać stópki Toma w szarych skarpetkach, to rozczulający widok <3
OdpowiedzUsuńLecę czytać następną część i tam porzadnie skomentuję! :D
Już sobie wyobrażam ten "Kaulitzowy bunkier" :D Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że zwolnienie się z pracy w studiu telewizyjnym przebiegło za dobrze i to o wiele. Bill i ta jego niewyparzona buzia, ale z niego papla się zrobiła. Nic dziwnego, że Ashley jest zestresowana, też bym się tak czuła przy osobie, która jest znana a jakby wcale jej to nie przeszkadza w normalnym życiu. Bliźniacy w skarpetkach? Interesująca perspektywa, właściwie to nigdy się nawet nad tym nie zastanawiałam. Tom w rozpuszczonych włosach dredach będzie już zawsze mi się kojarzył z Tarzanem :D
OdpowiedzUsuń