Nie
przygotowywała się zbytnio do przyjazdu przyjaciółki. Do domu wróciła późnym
popołudniem i po telefonie do Annalise nie miała ochoty już nigdzie wychodzić,
choć wiedziała, że powinna mieć dla niej jakieś słodycze oraz najlepiej białe
wino i gazowany napój limonkowy. Stwierdziła, że pójdzie do sklepu jutro rano. Zresztą,
podobno pojawianie się samej na mieście według chłopaków mogło być już
niebezpieczne, chociaż ona na dłuższą metę wcale nie miała zamiaru się ukrywać.
Wydawało jej się, że przesadzają, bo dlaczego ich fanki miałaby obchodzić ich
makijażystka? Przecież wszystko po wstępnym żarciku Billa zostało w wywiadzie
wyjaśnione. Nie była jego dziewczyną, jak to całe Niemcy podejrzewały.
Zrozumiała punkt
widzenia chłopaków, dopiero gdy zagłębiła się w Internet, a konkretnie, gdy
skupiła się na komentarzach fanów pod jej zdjęciami, a nie jak to robiła w
piątek, na samych informacjach na temat zespołu, omijając temat samej siebie. Okazało
się, że chyba jednak lepiej było żyć w niewiedzy, bo przynajmniej spałaby
spokojnie… Teraz oprócz dziwacznego zachowania Billa miała też na głowie
problem fanek, które zarzekały się, że „zabiją ją, jak tylko ją zobaczą, bo zabrała
im Billa”. Z przerażeniem i niedowierzaniem czytała kolejne komentarze i wpisy
na różnych stronach poświęconych zespołowi. Poza nowymi zdjęciami spod studia w
Berlinie w sieci pojawiło się także jej imię, nazwisko i inne podstawowe
informacje oraz kilka prywatnych zdjęć, które „życzliwi przyjaciele”
udostępnili z prędkością światła. Łapała się na tym, że prawie obgryzała
paznokcie, gdy ze strachem w oczach czytała jej rzekome adresy zamieszkania. Na
szczęście żaden oprócz jej rodzinnego domu nie był prawdziwy. Swój nowy adres
podała tylko Annalise. No i znał go jeszcze jej były szef, ale nie
podejrzewałaby go o rozpowszechnianie takich informacji. Oraz znały go wszystkie
zakłady kosmetyczne i salony, do których zaniosła swoje CV… Nie mogła uwierzyć,
że to wszystko dzieje się naprawdę. Nastoletnie fanki tak obsesyjnie uwielbiały
chłopaków, że ich zachowania były aż patologiczne. Siedziała w szoku przed
komputerem przez cały wieczór, nie mogąc pojąć tego, co się działo. Dla niej
było to kompletnie nielogiczne i chociaż wszyscy ostrzegali ją już od samego
początku, ona zawsze myślała, że wyolbrzymiają całą sytuację. Nie sądziła po
prostu, że ktoś naprawdę byłby zdolny do takich gróźb.
Czy zwariowała,
zapisując sobie zrobione im przez fanki zdjęcia na dysku?
Ostatni raz
spędziły z Ann więcej czasu na początku lipca, zanim Ashley znalazła pracę i
gdy Annalise mieszkała jeszcze w ich rodzinnym miasteczku, a nie w Berlinie i
mogły się częściej widywać. Od tej pory miały kontakt jedynie telefoniczny, raz
na kilka dni. Przez ponad dziesięć lat były praktycznie nierozłączne, aż
nadszedł moment, w którym każda z nich poszła własną ścieżką. Annalise miała
studiować ekonomię, by za kilka lat poprowadzić biuro rachunkowe mamy, a Ashley
została makijażystką Tokio Hotel, by za kilka lat…
Jej przyszłość
nie była już taka jasna.
Annalise nie
należała do rannych ptaszków, ale natarczywy dźwięk domofonu rozległ się w
mieszkaniu Ashley już chwilę po dziewiątej rano. Ona sama wstała przed kilkoma
minutami i przyjazd przyjaciółki był jedynym powodem, dla którego zwlokła się z
łóżka. Gdyby nie to, spałaby do późnego popołudnia, bo zasnęła spokojnie
dopiero nad ranem. Wszystkie groźby, jakie wyczytała pod swoim adresem na
stronach poświęconych Tokio Hotel szumiały jej przez całą noc w głowie. Gdy
tylko zamykała oczy i powoli zapadała w sen, od razu przed oczami stawały jej
obrazy fanek atakujących ją przede wszystkim słownie, ale też i fizycznie. Te
okropne wizje dały jej spokój dopiero, gdy na dworze zrobiło się zupełnie
jasno. Spała może trzy godziny i była nieprzytomna.
- Uduszę ją… -
mruknęła sama do siebie, przechodząc przez pokój. Gdy usłyszała dźwięk
domofonu, właśnie zalewała sobie herbatę,
a Annalise nie przestawała naciskać małego srebrnego guzika, dopóki Ashley nie
odstawiła czajnika na miejsce i nie przeszła przez całe mieszkanie, by odebrać.
Już miała automatycznie nacisnąć przycisk otwierania drzwi od klatki, gdy w
głowie zapaliło jej się światełko. A co, jeśli to nie Annalise? – Tak? –
odezwała się do słuchawki.
- Co się głupio
pytasz?! – Odetchnęła z ulgą słysząc znany głos i wpuściła Ann do środka.
Wróciła do
kuchni i wyciągnęła z szafki drugi kubek, do którego nasypała dwie łyżeczki
kawy, po czym dokończyła zalewanie obydwu kubków gorącą wodą. Annalise nie
miała w zwyczaju pukać do jej domowych drzwi i dokładnie tak też było tym
razem. Weszła do mieszkania robiąc wielki hałas i obijając ściany wąskiego
przedpokoju dużą walizką, którą następnie postawiła zaraz przy wejściu do
pokoju.
- Proszę cię,
zamknij drzwi – powiedziała do czerwonowłosej, stawiając kubki na małym stoliku
przed kanapą. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie wizytę Billa w jej
mieszkaniu. Jego powagę, gdy tłumaczył jej zasady współpracy z papierami
rozłożonymi na tym właśnie stoliku i jego zadowoloną minę, gdy tylko odbiegał
od tego tematu.
- Przecież
zamknęłam… - Zdziwiona Annie przerwała zdejmowanie butów i na jednej nodze
odkręciła się do tyłu, by spojrzeć na drzwi. O mało co nie upadła wykonując
dziwne akrobacje, ale w ostatniej chwili złapała się ściany.
- Na zamek. – Przełknęła głośno ślinę i wzięła
z komody swój telefon, którego jeszcze dzisiaj nie sprawdzała. Miała kilka
smsów od Ann z informacjami, że właśnie wyszła w domu, wsiada do autobusu,
wyjeżdża z Berlina, pogoda nadal kiepska, droga strasznie się dłuży… Oraz
nieodebrane połączenia od mamy. Musiała zasnąć tak mocno, że nie usłyszała
dzwonka. Całe szczęście, że chłopacy jej przez całą noc i wczesny poranek nie
potrzebowali, bo też by się do niej nie dodzwonili.
- A ty od kiedy
taka ostrożna? – zaśmiała się Annalise, ale wykonała jej polecenie i dokończyła
się rozbierać.
- Odkąd fanki
Tokio Hotel próbują mnie namierzyć i zabić – odpowiedziała z wyraźnie słyszalną
ironią w głosie. Westchnęła głośno i usiadła na jeszcze nie zaścielonej
kanapie, nadal trzymając telefon w ręku. Nadal nie miała pojęcia, co i czy w
ogóle ma coś robić.
- Żartujesz?
Normalnie opieprzyłabym cię, że ja przyjeżdżam, a ty jesteś w piżamie, ale
gadaj szybko, co się dzieje. – Ann usiadła na dywanie przy niskim stoliku i
próbowała napić się gorącej kawy, nie odrywając od blatu kubka, tylko prawie
wsadzając do niego nos. - Gorąca! –
syknęła, odskakując do tyłu, by po chwili znów się przybliżyć i za drugim razem
dmuchać, zanim wzięła pierwszy łyk.
- Zawsze jest gorąca, a ty zawsze moczysz w
niej włosy… - powiedziała spokojnie, na co przyjaciółka od razu odgarnęła zamoczone
w kawie kosmyki za uszy i przytrzymała je dłońmi, nie przestając dmuchać w swój
kubek. – Ktoś z naszych znajomych podał już moje imię i nazwisko fankom. Razem
z adresem rodzinnego domu, szkołami, do jakich uczęszczałam i starym numerem
telefonu. I kilkoma zdjęciami na których przypadkiem się u kogoś znalazłam –
wyrzuciła z siebie, choć jak na taką sytuację mówiła nadzwyczaj spokojnie.
- No co ty
gadasz? Kogo podejrzewasz? – zapytała czerwonowłosa mrużąc oczy i w końcu napiła
się po raz pierwszy.
- Podejrzewam
wszystkich, ale to tak naprawdę jest teraz najmniej ważne – odparła i także
wzięła łyk ze swojego białego kubka. – Nie miałam pojęcia, że ich fanki są tak…
- urwała, szukając odpowiedniego słowa. – Tak…
- Porąbane?
- Coś w tym
stylu… Widziałam, że stoją pod domem chłopaków, a Bill mówił mi, żebym na
siebie uważała, że jak mnie poznają, to dostanę ochronę… Ale nie spodziewałam
się, że będą chciały mnie zabić i będą szukały mojego adresu. Na cholerę im mój
pieprzony adres?! Nie przespałam nocy, bo się, kurwa, boję! – Rzadko kiedy
zdarzało jej się przekląć, ale gdy już to zrobiła, oznaczało to, że musiała być
albo porządnie wściekła, albo zupełnie bezradna, albo do granic przestraszona. W
tym momencie było to wszystko naraz.
- No już, już.
Dopóki z tobą jestem, nic ci nie zrobią. Wiesz, że jeśli tylko coś będzie ci
groziło, ja będę cię bronić jak lwica! Ale myślę, że teraz trochę przesadzasz.
Wystraszyłaś się tego, co powypisywały i wiem, że strasznie to przeżywasz,
chociaż nie masz jeszcze powodów. Usiądź, wypij swoją herbatę, odetchnij i
uspokój się.
- Nie wiem,
Annie… - Odetchnęła cicho i zamyśliła się na
chwilę. - Chyba muszę zadzwonić do… - znów urwała. Do kogo chciała
zadzwonić? Do Sakiego? Do Dirka? Do Davida? Czy do samego Billa? – Sama nie
wiem, do kogo…
- Ale gdzie i
po co ty chcesz dzwonić? Odłóż ten telefon. Nie przesadzaj i nie histeryzuj,
dopóki nic się nie dzieje. Wiem, że jesteś zdezorientowana i przestraszona, ale
twoja panika tutaj nie pomoże. Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. Zostaniemy
dzisiaj w domu, skoczę najwyżej tylko po zakupy i obczaję okolicę. Jak nie
będzie żadnych obłąkanych piętnastolatek, to będziemy mogły spokojnie jutro
wybrać się na miasto.
- Nie byłabym
taka pewna tego „spokojnie” – mruknęła ironicznie. – Ann, dla mnie to jest
jakieś niepojęte! Przecież Bill wszystko wyjaśnił w tym durnym wywiadzie! Fakt,
zażartował sobie na początku, a później powiedział o mnie same dobre rzeczy, no
ale… Na koniec przecież wytłumaczył, że tylko razem pracujemy! - Wzburzyła się,
bo zupełnie nie rozumiała poruszenia, jakie wywołała swoją osobą. To wszystko,
co wczoraj zobaczyła, nie mieściło jej się w głowie.
- Boże, Ashley,
nie znasz fanek Tokio Hotel? – Ann przewróciła oczami i głośno westchnęła. - Przecież
one wszystkie są święcie przekonane, że kiedyś zostaną żonami któregoś z nich.
Wszystkie. To normalne, że teraz jest drama
w fandomie, bo obok ich ukochanych zakręciła się niezła laska i wszystkie
trzęsą portkami, że im ich pozabierasz. Ty sama jedna ich wszystkich czterech.
Musisz to przeczekać. Przejdzie im za jakiś czas, jak zobaczą, że ty tam tylko
im buziaczki malujesz, a nie romansujesz. No, chyba że romansujesz? – Uniosła
brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Nie, nie
romansuję – odparła automatycznie i modliła się, by Annalise nie zauważyła
zdenerwowania, jakie wywołało w niej to pytanie. Zauważyła? Nie zauważyła?
Zauważyła. Nie, nie zauważyła, od razu zajęła się oczyszczaniem końcówek włosów
z kawy, w której je chwilę temu zamoczyła. – Ale to jest chore, przecież nic im
nie zrobiłam!
- O matko,
Ketch, przecież mówię ci, że im przejdzie! Przestań marudzić i zrób mi lepiej
jakieś śniadanie.
- Jeszcze raz
tak na mnie powiesz, a nic ci już nigdy nie zrobię.
Zjadły razem
przyrządzone przez Ashley naleśniki i pierwszą połowę dnia spędziły siedząc na
łóżku i rozmawiając przy utworach z najnowszej płyty Tokio Hotel. Nawet
Annalise, która cały czas kąśliwie komentowała wszystko, co Ash opowiedziała
jej o chłopakach, przyznała, że album jest dobry.
Chwilami gdyby
nie muzyka, czułaby się jak dawniej, bo gdy odbiegały od tematu jej nowej
pracy, wtedy tylko płyta, którą dostała od samego Billa i tylko jego głos przypominały
jej o tym, że tydzień temu został jej szefem. Poza tym było jak dawniej. W
przeciągu ostatnich kilku miesięcy spędziły razem w tym mieszkaniu wiele
wspólnych poranków, popołudni, wieczorów i nocy, rozmawiając o wszystkim i o
niczym, oglądając przeróżne filmy, śmiejąc się i płacząc, zajadając się tonami
śmieciowego jedzenia i pijąc białe wino ze Spritem. Ostatni raz, nie licząc
wczorajszego spotkania w Berlinie, widziały się około miesiąca temu i strasznie
już im siebie brakowało. Poznały się w pierwszej klasie szkoły podstawowej i od
tego czasu były nierozłączne. Aż do dnia, w którym Ashley opuściła rodzinne Gröningen i zamieszkała w Magdeburgu. Wtedy od marca widywały się tylko w
weekendy. Annalise po piątkowych lekcjach wsiadała w autobus, przyjeżdżała do
Ashley i rozstawały się dopiero w niedzielę popołudniu. Odrabiały wspólnie
zadania domowe, pomagając sobie nawzajem i razem uczyły się do matury, którą
obydwie bardzo dobrze napisały, ale póki co tylko Ann się ona przydała. Przez cały
maj i czerwiec widywały się coraz rzadziej, bo Ashley nie było stać na
utrzymywanie przez tyle dni w miesiącu dwóch osób, a rodzice Ann nie mieli
zamiaru niemalże opłacać jej życia w innym mieście z powodu jej widzimisię. Od
lipca spotykały się bardzo sporadycznie, bo Ashley zaczęła pracować w telewizji
i przez miesiąc nie miała całkowicie wolnego dnia, bo druga makijażystka była
na urlopie. Annalise wtedy przeprowadziła się do Berlina, gdzie rodzice wysłali
ją na ekonomiczne studia. Podobno nawet nie wspominała im, że chciałaby
studiować w Magdeburgu, bo doskonale znała ich oczekiwania i z góry założyła,
że nie zgodzą się na coś takiego. Sami mieli ukończone najlepsze szkoły. Matka
w kierunku ekonomicznym, ojciec z zakresu budownictwa. Ich córka także musiała
skończyć dobrą szkołę, a nie uniwersytet w jakimś średniej wielkości mieście. Do
rozpoczęcia roku akademickiego Ann miała jeszcze dużo czasu, ale Gröningen bez Ashley męczyło ją. Potrzebowała
nowego miejsca i wmówiła rodzicom, że musi się zaaklimatyzować w Berlinie przed
rozpoczęciem studiów – tym sposobem zamieszkała tam już w połowie lipca.
- Ash, zaczynam
się robić poważnie głodna… - jęknęła Annalise, gdy nadawanie głupawego serialu
w telewizji zostało przerwane przez reklamy. – Nie zapchasz mnie kanapkami.
Gotujesz obiad?
Było popołudnie
i po kilku godzinach rozmowy z przyjaciółką, teraz Ashley raczej przysypiała,
niż oglądała przygody serialowej Laury.
- Nic nie
kupiłam, przecież nie było mnie przez dwa dni… - mruknęła naciągając kołdrę na
siebie jeszcze bardziej.
- Miałam
przejść się do sklepu i zbadać teren w zakresie obecności fanek Tokio Hotel,
ale ani trochę nie chce mi się teraz ruszać… Zamawiamy coś?
- Mhm…
- To co zawsze?
- Tak…
Odpowiadała
półprzytomnie, z na wpół otwartą jedną powieką. Nie miała siły, była zmęczona
nieprzespaną nocą. Annalise przewróciła oczami i sięgnęła ze stolika swój
telefon, po czym wybrała numer niedrogiej knajpki, w której zdarzało im się
stołować, gdy tak jak dzisiaj, spotykały się i nie miały ochoty na gotowanie.
- Będzie gotowe
do pół godziny – powiedziała czerwonowłosa zakańczając połączenie. – Wstawaj i
trochę się ogarnij. Chociaż ubierz się w coś normalnego zamiast tej różowej
piżamy w misie i serduszka.
- Odwal się –
burknęła Ashley i powoli wynurzyła się spod nagrzanej kołdry, pod którą
spędziła pół dnia. – Sama masz taką samą.
- No ruszaj
tyłek. Chyba nie chcesz tak otworzyć drzwi przystojnemu panu dostawcy?
Krótki dźwięk
dzwonka do drzwi rozbrzmiał już po piętnastu minutach.
- Postarali
się! – krzyknęła Ashley z łazienki, w której doprowadzała się do porządku.
Skończyła właśnie związywać niesforne włosy. – Otwórz.
- Chyba
wiedzieli, że jesteśmy bardzo głodne. – Ann śmiejąc się skierowała się do
przedpokoju i otworzyła drzwi, po czym zapadła kompletna cisza. Annalise za
każdym razem radośnie witała młodego dostawcę i zazwyczaj wdawała się z nim w
jakąś krótką rozmowę o niczym. Teraz panowało kompletne milczenie.
- W czymś
pomóc? – usłyszała w końcu głos przyjaciółki. Annie na pewno nie rozmawiała z
dostawcą jedzenia, a jej od razu stanął przed oczami czarny scenariusz i
poczuła, jak narasta w niej panika. Bała się wyjść, spodziewając się przed
drzwiami szalonych, zdolnych do wszystkiego fanek. Próbowała wierzyć w słowa
przyjaciółki i odgonić myśli, które nachodziły ją od wczorajszego wieczora. Oby
to nie były one, oby to… oby to był którykolwiek z chłopaków. Tak! Może któryś
z nich zechciał ją właśnie odwiedzić, ale zaniemówił, gdy zobaczył czerwone
włosy zamiast blond? Miała ogromną nadzieję, że tak właśnie jest. - Czy mogę
dowiedzieć się, o co chodzi? – Ann stanowczo przerwała milczenie. – Szukacie
kogoś? Organizujecie jakąś zbiórkę? Sprzedajecie coś, chodząc od drzwi do
drzwi? Porcelanowe aniołki, kalendarze?
- Przepraszam,
coś nam się pomyliło… - usłyszała jeden damski głos.
- Wie pani, pod
którym numerem mieszka taka niewysoka blondynka? – zapytał drugi, a jej mocniej
zabiło serce. Właśnie zawitały do niej fanki. Oparła się o ścianę, czując, że
zakręciło jej się w głowie. Ile ich przyszło? W jakim są wieku? Czego od niej
chcą?! Nie miała nawet telefonu, bo został w pokoju. Tak mogłaby zadzwonić
nawet wprost na policję i zgłosić, że ktoś ją nachodzi. Przywarła do drzwi od
łazienki i nasłuchiwała. Błagała w myślach Ann, by ta zorientowała się, kim są
stojące przed nią dziewczyny.
- Nie, nie
widuję tu żadnej blondynki w waszym wieku, więc raczej wam nie pomogę. –
Odetchnęła z ulgą, gdy jej przyjaciółka doskonale zagrała stałą lokatorkę tego
mieszkania.
- Na pewno? To
nasza… koleżanka, my… Byłyśmy przekonane, że mieszka tutaj, musiałyśmy dostać
zły adres. Na pewno nie mieszka gdzieś obok?
- Niestety,
same starsze pa… - Zaczęła, ale przerwała jej któraś z dziewczyn.
- Patrz, to ta
sama kurtka! Buty! – Ann już nie odpowiedziała, tylko z impetem trzasnęła
drzwiami, prawdopodobnie zamykając je kilka milimetrów od twarzy fanek.
Nie były przygotowane
na wizytę fanek i rzeczy Ashley swobodnie wisiały na wieszakach w przedpokoju.
Zresztą nawet nie wpadłoby im do głowy, że ktoś może zwracać uwagę na takie
szczegóły jak elementy ubioru.
Wychyliła głowę
z łazienki i wciąż otępiałym wzrokiem spojrzała na przyjaciółkę.
- Co to by…
- Bądź cicho! –
Annie przerwała jej podniesionym szeptem przez zaciśnięte zęby. – Na bank
jeszcze stoją pod drzwiami.
Przeszły do
kuchni, pomieszczenia najbardziej oddalonego od wejścia, by móc porozmawiać.
Ashley zwiększyła głośność telewizora pilotem oraz włączyła elektryczny
czajnik, by jak najbardziej zagłuszyć ich rozmowę. Przy okazji mogła zaparzyć
kolejną tego dnia herbatę, którą w stresie piła litrami. Trzęsły jej się ręce,
gdy wyjmowała kubek z szafki i wkładała do niego malutką torebeczkę z
zasuszonymi liśćmi.
- Boże, miałaś
rację. – Ann patrzyła na nią z przerażeniem. – To już jest przesada, żeby ktoś
nachodził cię we własnym domu. Nie wiadomo nawet, o co im chodzi.
- Annie, dla
mnie to jest tak samo niepojęte, ale wiem, że nie odpuszczą, rozpoznały moją
kurtkę.
- Przecież to
są jakieś kompletne wariatki! Jak można zwracać uwagę na takie szczegóły jak
kurtka i buty makijażystki twojego idola? Jak w ogóle można ją nachodzić w
domu?!
- Ile ich było?
- Trzy. Na oko
między szesnastką, a osiemnastką.
Rozmowę
przerwał im ponowny dźwięk dzwonka. Spojrzały po sobie przerażone.
- Cholera, Ash,
znowu one.
- Otwórz i
spróbuj je spławić, a ja będę w razie czego dzwonić. Gdziekolwiek.
Annalise
skierowała się do przedpokoju, biorąc po drodze pieniądze z komody, a Ashley
została w kuchni, trzymając w ręku telefon z wybranym numerem do Sakiego. Dlaczego
do niego? Nie miała pojęcia, ale za to miała do niego duże zaufanie.
- Dzień dobry,
pani zam… - dobiegł ją męski głos, ale Ann nie dała mu dokończyć.
- Dziękuję,
ile?! – wykrzyknęła, co pozwoliło Ashley myśleć, że psychofanki nadal stoją na
klatce. Inaczej Ann nie przerywałaby dostawcy tak gwałtownie w takim momencie.
Annalise zapłaciła
dostawcy nie czekając nawet na resztę i znów z taką samą siłą jak poprzednio
trzasnęła drzwiami, po czym od razu zamknęła je na cztery spusty.
Były względnie
bezpieczne.
Siedzieli w
studiu nagraniowym, które było także ich salą prób i niejednokrotnie
zastępowało im mieszkanie. Czasami siedzieli tu po prostu tak długo, że nie
chciało im się jechać do domu, skoro przerwę w graniu robili tylko po to, by
się przespać. Podejrzewali, że zarówno dzisiejszy dzień, jak i dwa kolejne
spędzą właśnie w ten sposób. David zostawił ich tutaj, rozkazując im granie
dzień i noc, oraz ogłosił, że w piątek wieczorem chce dostać od nich gotową
listę utworów na koncerty i wiadome było od razu, że szybko im to nie pójdzie.
Jeżeli chodziło o decyzje podejmowane przez nich wspólnie, nigdy nie potrafili
w szybki i łatwy sposób dojść do kompromisu. Byli czterema różnymi osobami o
różnych charakterach i upodobaniach, więc każdy z nich miał swoją własną wizję
co do kolejności granych piosenek.
- Po „Reden” damy „Spring nicht”– powiedział Gustav, biorąc do ręki kawałek pizzy.
- Z chuja
spadłeś? Przecież to kompletnie do siebie nie pasuje! – Georg spojrzał na niego
krzywo i przeciągnął się na sofie. – Po „Reden”
powinno być coś… - zamyślił się, patrząc w sufit.
- No co,
geniuszu? – Pospieszył go perkusista.
Tom, nie
przestawał brzdąkać na gitarze przypadkowych dźwięków i nie wyglądał na wielce
zainteresowanego rozmową, a Bill siedział w fotelu i oglądał swoje paznokcie.
Próba ustalenia kolejnej piosenki po „Reden”
rozgrywała się między basistą, a perkusistą.
- No nie wiem
jeszcze!
- No bo powinno
być „Spring nicht”! – wykrzyknął znów
Schäfer, jakby to było oczywiste, tylko Georg z jakiegoś powodu tego nie
rozumiał. – „Reden” jest szybkie, „Spring nicht” wolne.
- No właśnie? –
Basista uniósł brwi, rzeczywiście nie widząc logiki w takim ułożeniu utworów. –
Powinniśmy zrobić jakieś łagodne przejście, a nie po czymś żywszym JEB!,
wzruszająca nuta. Fanki tego nie ogarną.
- Przecież im
jest wszystko jedno – wtrącił Tom, na moment odrywając się od gitary. -
Myślisz, że którakolwiek wychodząc z hali pomyśli: „ale chujowo wybrali kolejność
piosenek, więcej nie przyjdę na ich koncert”?
Georg spojrzał
na Toma, wiedząc, że gitarzysta ma całkowitą rację, ale miał świadomość, że
dobór piosenek nie może być przypadkowy.
- Nie, ale to
powinno mieć jakiś sens, a nie taki kompletny chaos. No przecież nie damy po „Reden” „Spring Nicht”!
- No to w takim
razie, co damy?! – Gustav zaczynał powoli denerwować się na basistę, który nie
popierał jego zdania i na Kaulitzów, którzy lekceważyli tak ważny temat.
- „Ich bin nicht ich” – Bill odezwał się
po raz pierwszy od kilku minut i podniósł na pozostałych swój zamyślony wzrok.
Patrzyli na niego pytająco.
- Pojebały ci
się trasy. – Georg zaśmiał się, nie do końca będąc pewnym, czy Bill żartuje,
czy mówi poważnie.
- Już prawie
zapomniałem, jak to leciało – odezwał się rozbawiony Tom, przerywając swoje
dotychczasowe brzdąkanie i podjął próbę zagrania wymienionego przez brata
utworu, śmiejąc się pod nosem.
- To sobie
przypomnisz – warknął czarnowłosy, wstając z miejsca. – Zagramy „Ich bin nicht ich”. – powiedział głosem
nie znającym sprzeciwu. Tak, jakby stawiał kropkę ostatniego zdania w
opowieści. Koniec. I nikt nie ma prawa niczego już zmieniać, czy dopowiadać.
- No pewnie, od
razu dajmy dwa koncerty! – zakpił Gustav i po raz pierwszy ugryzł swój kawałek pizzy.
Nie spieszył się, bo i tak była zimna, leżała tam od rana.
- No, przynajmniej
to nie „Spring nicht”. – Georg
spojrzał na perkusistę z przekąsem. – A tak serio, Kaulitz, to co ci odjebało?
Nie było w planach nic ze starej płyty poza „Durch
den Monsun” i „Schrei”. Skąd ci
do łba przyszło jakieś „Ich bin nicht
ich”?
Bo ona chciała.
Bo ta piosenka podobała jej się najbardziej i chciał, żeby mogła słyszeć ją na
każdym koncercie na żywo. Chciał zaśpiewać ją dla niej, tylko dla niej, co
będąc otoczonym tysiącami innych ludzi było czymś ciężkim do osiągnięcia. W
końcu obiecał jej, że ją zagrają. Choćby wszyscy odrzucili jego pomysł i zeszli
ze sceny, on zostałby sam i zaśpiewał acapella. Dla niej. Bo ona chciała.
Zajmowała jego
myśli nieustannie od ponad tygodnia. Zupełnie nie rozumiał, co się z nim działo,
gdy był przy niej, ale wiedział, że potrzebował jej obecności. Potrzebował jej
słuchać i przy niej milczeć. Potrzebował na nią patrzeć i chciał, by ona
patrzyła na niego. Chciał wszystko jej pokazać, opowiedzieć, wytłumaczyć i
zaopiekować się nią. Chciał dać jej wszystko, o co tylko by go poprosiła.
Wyzwalała w nim uczucia, których nie potrafił pojąć i jednocześnie też nie
potrafił jej rozgryźć. Nie rozumiał jej zachowania. Zauważał jej reakcję, gdy
tylko on próbował się do niej zbliżyć. Wstrzymywała wtedy oddech i albo
patrzyła na niego śmiertelnie przestraszona, albo unikała jego wzroku, albo w
ogóle zamykała oczy. I stała w bezruchu, a później po prostu uciekała. Wstydziła
się go, to było pewne, bo zauważył to już na samym początku. Wiedział, że
niektórzy dokładnie tak reagują na jego towarzystwo, będąc po prostu
przytłoczeni jego charakterem. Ale w jej przypadku on z każdym kolejnym dniem
miał wrażenie, że ona po prostu starała się go unikać, a pomagała mu i spędzała
z nim czas wyłącznie z uprzejmości. Nie była osobą, która powiedziałaby mu
wprost, że nie chce z nim przebywać, wiedział to.
Widział, w jak
absurdalną sytuację sam się wpakował. Szukał kogoś, profesjonalnego, kto nie
będzie nim zainteresowany, a teraz oczekiwał czegoś zupełnie odwrotnego. Na
dodatek wiedział, że minął dopiero tydzień, odkąd spędzają ze sobą tak dużo
czasu. Czego on mógł spodziewać się po tygodniu? Że rzuci mu się w ramiona? Bał
się zrobić cokolwiek, by nie zaburzyć ich relacji. Wolał poczekać i rozwijać
wszystko powoli, stopniowo przekonać ją do siebie, chociaż miał świadomość, że
może być to niemożliwe. Nie był też pewien, czy da radę powstrzymywać się, by
jej nie dotknąć.
- No? – Z
zamyślenia wyrwał go upominający głos Toma, który po nieudanej próbie zagrania „Ich bin nicht ich” całkowicie odłożył
gitarę na bok i na poważnie zainteresował się dziwną sugestią brata. – Dlaczego
akurat to? I dlaczego w ogóle wspominasz coś ze „Schrei”? Jakbyś nie ogarnął, to przygotowujemy trasę ZIMMERA.
Kumasz? ZIMMERA.
- Kumam –
odparł tym razem spokojnie, ale zaraz podniósł nieco głos, by nadal brzmieć
stanowczo i pokazać, że nie ma zamiaru odejść od swojego pomysłu. A właściwie
od jej pomysłu. Musiał wymyślić jakieś sensowne argumenty dla tej decyzji, ale ani
trochę nie było to dla niego trudne. Ruszył w stronę stolika stojącego przed
kanapą, na której rozkładał się Georg. – Ale powinniśmy zagrać coś starego. To
nasza pierwsza trasa po całej Europie. – Nachylił się i wziął kawałek pizzy,
tej samej, którą jadł Gustav. Odwrócił się w drogę powrotną w stronę fotela.
Kontynuował. - „Schrei Tour”
obejmowała tylko Niemcy, wielu fanów jeszcze nas wtedy nie znało i nie było ich
na koncertach. Myślę, że chcieliby usłyszeć swoje ulubione utwory na żywo –
powiedział najbardziej poważnym tonem, na jaki mógł się zdobyć, po czym usiadł
w fotelu i spojrzał na kolegów. – Dlatego powinniśmy… Co jest…? - Przerwał mu
dźwięk jego własnego telefonu. Wyprostował nogi i wygiął się, by wydostać go z
kieszeni ciasnych spodni. – Saki? – zdziwił się na głos i odebrał. W tle
słyszał głosy chłopaków, dyskutujących już o jego pomyśle. Poderwał się z
miejsca i pędem wybiegł do kuchni, by rozmowa pozostałych nie zagłuszała mu
ochroniarza, gdy tylko usłyszał jej imię. – Powtórz, nie dosłyszałem – rzucił
zdezorientowany do słuchawki.
- Dzwoniła do
mnie przed sekundą Ashley. Nachodzą ją fanki – rzekł ponownie ochroniarz, a
Bill poczuł jak serce podchodzi mu do gardła i nie pozwala nic odpowiedzieć.
Doskonale znał swoje fanki i wiedział, do czego są zdolne. Słyszał od nich już
chyba wszystko i pamiętał, jak kilka miesięcy temu prześladowały jego
przyjaciela, bo miały podejrzenia co do ich związku. Nie szczędziły wtedy słów
i obrażały go bez zastanowienia. Przejrzał dzisiaj rano kilka stron
poświęconych zespołowi i czuł, że sytuacja może się powtórzyć. Przeszło mu
nawet przez myśl, żeby zadzwonić do niej i zapytać, czy wszystko w porządku,
ale nie chciał siać niepotrzebnie paniki, bo gdzieś wewnątrz miał nadzieję, że
po jego wyjaśnieniach będzie w miarę spokojnie i najwyżej fanki zaczepią ją
gdzieś na ulicy. Nie dopuszczał do siebie myśli, że znów dojdzie do takich
gróźb z ich strony.
- Przywieź ją
tu natychmiast – odrzekł po dłuższej chwili osłupienia. Nie miał innej
odpowiedzi. Dlaczego nie wyciągnął żadnych wniosków z incydentu z Andreasem? Dlaczego
dopuścił do tego, wiedząc, co może się stać? Dlaczego nie kazał jej zmienić
mieszkania? Dlaczego pozwolił, by musiała przez to przechodzić? Chciał zapytać
jeszcze, co dokładnie się działo, ale stwierdził, że nie ma na to czasu. Chciał
jak najszybciej zabrać ją z miejsca, w którym nie była bezpieczna.
- Zapytała
tylko, czy ma zgłosić nachodzenie na policję.
- Nie, nie ma
tego nigdzie zgłaszać. Bierz tyle ludzi, ile ci potrzeba i macie przywieźć mi
ją całą i zdrową w mniej niż pół godziny. – Kątem oka zauważył, że w wejściu
pojawił się jego brat. – Jesteśmy w studiu. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy
– rzucił szybko i rozłączył się. Wypuszczając ciężko powietrze z płuc, odłożył
telefon na stół.
- Co jest? –
Tom zmarszczył brwi i podszedł bliżej.
- Fanki
nachodzą Ashley – odparł z powagą i przerażeniem w głosie, biorąc do ręki
stojącą obok puszkę Red Bulla, po czym otworzył ją jednym, zdecydowanym ruchem.
- No co ty
pieprzysz? – Jego bliźniak był w prawdziwym szoku. Bill doskonale potrafił
rozpoznać, kiedy Tom bierze udział w rozmowie „z grzeczności”, podczas gdy tak
naprawdę go to nie obchodzi, a kiedy reaguje szczerze. Teraz był w stu
procentach szczery.
- Nie pieprzę. Wiedziałem,
że tak będzie. Kurwa. – Zaklął wyraźnie, co oznaczało, że jest naprawdę
wzburzony. Picie napoju energetycznego wcale nie miało mu pomóc się uspokoić,
ale nie myślał o tym w tej chwili. Opadł ciężko na krzesło i opróżnił prawie
całą puszkę za jednym razem, po czym schował twarz w dłoniach.
- Ale jak to
nachodzą? Zrobiły jej coś? – Dredowłosy nadal potrząsał nerwowo głową i patrzył
na brata z wytrzeszczonymi w szoku oczami.
- Nie wiem, nie
pytałem. Kazałem Sakiemu ją tutaj przywieźć i tyle.
- Mam nadzieję,
że nic poważnego się nie stało. – Tom mówił, że miał nadzieję? Bill się o to
modlił.
Poczuł ogromną
potrzebę zobaczenia jej i przytulenia, pogłaskania po włosach i uspokojenia,
jeśli byłaby roztrzęsiona. Była taka delikatna i niewinna, a jego świat był
pełen nieuzasadnionej nienawiści, przed którą chciał ją uchronić, ale nie
zadbał o to z menadżerami, wmawiając sobie, że będzie dobrze. Wszystko przez
cholerne zdjęcia pod jej parasolką, które były idealnym materiałem do
rozpętania takiego szumu wokół makijażystki. Ale nikt nie spodziewał się takich
zdjęć i takich nagłówków nad nimi zaledwie dwa dni po podpisaniu umowy. Nikt
nie pomyślałby, że fani aż tak szybko zaczną łączyć ich w parę
Ani on sam nie pomyślałby,
że i on będzie to robił, choć na razie tylko w myślach.
Jego telefon
znów się odezwał.
- I jak? –
zapytał bez zbędnych wstępów. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co się z
nią działo.
- Dzwoniłem do
niej, ale powiedziała, że nigdzie nie chce jechać, a tym bardziej nie chce
przeszkadzać wam w pracy. Mówiła, że sobie poradzi, bo jest z przyjaciółką, a
fanki po prostu stoją na klatce, prawie nic nie mówią i patrzą w jej drzwi. Co
teraz?
- Czekaj. Już
ja to załatwię. – Rozłączył się i podenerwowanym krokiem wyszedł z kuchni,
mijając zdezorientowanego Toma.
Z przerażeniem
spojrzała na cztery literki, które wyświetliły się na ekranie jej telefonu i
bynajmniej nie układały się w imię Saki. Dzwonił Bill. Pierwszy raz dzwonił do
niej Bill we własnej osobie. Do tej pory wyobrażała sobie, że pewnego dnia ujrzy
„numer zastrzeżony” i nie będąc pewna, kto to jest, usłyszy po prostu jego
głos. Tymczasem jego imię wyświetlało się, czekając na to, by odebrała.
Wolałaby już chyba usłyszeć go z zaskoczenia, niż mieć świadomość, że odezwie
się do niej za trzy sekundy
Nagle
zrozumiała, dlaczego podświadomie w pierwszej kolejności wybrała numer do
Sakiego, a nie do Dirka czy Davida. Saki był bezpośrednim ochroniarzem Billa i
wiedziała, że gdy do niego zadzwoni, Bill za chwilę będzie wiedział o
wszystkim. Chciała, żeby wiedział, ale nie chciała mówić mu tego osobiście. A
teraz właśnie do niej dzwonił i miał zamiar pytać ją, co się stało. Czy nie?
- No odbierz
ten telefon! – krzyknęła na nią upominająco Annalise. Posłusznie wcisnęła
zieloną słuchawkę i drżącą ręką przyłożyła niewielkie urządzenie do ucha.
Niewielkie urządzenie, z którego wydobywał się już jego głos.
- Ashley,
jesteś tam?
- Jestem. – Co
więcej miała odpowiedzieć? O nic więcej jeszcze nie zapytał, a ona wcale nie
chciała z nim osobiście rozmawiać. Słuchać go – tak. Ale nie rozmawiać.
- Saki będzie
po ciebie za dziesięć minut. – Usłyszała zdecydowany ton jego głosu, któremu mimo
wszystko odważyła się sprzeciwić.
- Ale… - Lecz
nie zdążyła, bo natychmiast ostro jej przerwał.
- Nie dyskutuj,
dobrze?! To nie jest zabawa, te dziewczyny są zdolne do wszystkiego i uwierz,
że nie chciałabyś tego doświadczyć. Wsiądź po prostu do tego pieprzonego
samochodu z Sakim i nie sprzeciwiaj mi się w takich sytuacjach! W każdych
innych, tylko nie w takich, gdy chodzi o twoje bezpieczeństwo.
- Jestem z
Annalise… - powiedziała cicho, przestraszona jego władczym obliczem. Musiał być
na nią wściekły za to, że się nie zgodziła. Usłyszała jego głośne, ciężkie
westchnięcie i niemalże poczuła ten oddech na sobie. Zadrżała i przymknęła oczy
w oczekiwaniu na jego odpowiedź. Miała wrażenie, że do tego patrzy na nią teraz
swoim wymownym wzrokiem i przeszywa ją nim na wylot. Wywoływał w niej takie
emocje nawet przez telefon i nawet, gdy był na nią zły.
- Nieważne, weź
ją ze sobą i po prostu przyjedź do mnie. Zastanowimy się, co dalej. – Znacznie
złagodniał, ale znów nerwowo wypuścił z płuc powietrze, po czym zamilkł na
chwilę. – I nie każ mi już nigdy więcej podnosić na ciebie głosu…
Po pierwsze to Tom mnie rozwalił swoim tekstem, że fanek nie obchodzi kolejność piosenek xd A dokładnie to, jak sobie to wszystko wyobraziłam i może mam dziwne poczucie humoru dziś, ale popłakałam się ze śmiechu xD Naprawdę miły początek dnia! :D No, ale widzę, że wprowadziłaś odrobinę dramatyzmu z psychofankami. Szczerze mówiąc to nie jest zbyt przyjemne czytać o takim zachowaniu fanek podczas, gdy samemu należy się do tej grupy... Ale chyba każda normalna fanka tak ma jednocześnie nie mogąc mieć na to żadnego wpływu. Nie mówiąc już o tym, że jesteśmy postrzegane raczej jako grupa, a nie pojedyncze osoby. No, ale nieważne! Ważne jest to, że poznaliśmy trochę myśli i uczuć Billa w końcu :D Jejuu, jak jemu słodko zależy :D I ta jego stanowczość, która właściwie w ogóle mi do niego nie pasuje xd Mam w głowie obraz Billa w tym wieku, jako takiego delikatnego romantyka, raczej uległego xd No, ale wiadomo, że pozory mylą ;> Ann też w tym odcinku jakoś bardziej mnie do siebie przekonała, momentami również rozbawiała ;D Mam nadzieję, że jak pojedzie z Ash do chłopaków to nie rozwali im studia...? XD Tak, wciąż pamiętam jej gniew xD Genialny odcinek! Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńHaha, no ale tak szczerze - obchodzi nas kolejność piosenek? XD
UsuńCo do nas, fanek, to niestety, ale jesteśmy grupą i mimo że przykładowo ja osobiście złego słowa na Rię, Alexa czy kogokolwiek nie mówię, to są wśród nas, fanów osoby, które do tej pory bezpodstawnie obrażają przyjaciół chłopaków. Smutne i boli mnie samą to, że takie rzeczy się dzieją :(
No zależy mu, zależy, a co myślałaś? <3 Jest delikatnym romantykiem, ale to nie znaczy, że nie umie czasem tupnąć nóżką :D Teraz zjada go poczucie winy, że tak się do niej odezwał :P
Mówiłam, że Ann jest w porządku!
Pozdrawiam również! ;*
Boże, Millie! Kocham Cię! *_* Początek bardzo mi się podobał, taki fajny lekki. Ann jest świetna! A w drugiej połowie rozdziału siedziałam cała podjarana niemal piszcząc. Nie myślałam, że Bill ma do niej takie podejście. Myślałam, że ją prowokuje, sprawdza.. Innym razem, że ona mu się podoba, ale nie chce się do niej zbliżać, bo jest przecież jego makijażystką... No ale teraz wszystko się wyjaśniło i to Ashley tam miesza jedynie, bo nie chce wylecieć z pracy. No ale mam nadzieję, że gdy już do studia dotrą Billy porządnie da jej do zrozumienia, że nie jest dla niego tylko makijażystką, A może Saki piśnie słówko? ^^ Boże wciąż się jaram <3
OdpowiedzUsuńNo i faktycznie tekst Toma o kolejności piosenek bezcenny :D Dużo weny życzę, abyś szybko pisała nowe odcinki, talenciaku! <3 :*
Jejku, co za wyznania... <333
UsuńOni obydwoje mieszają, Bill przecież też bez winy nie jest, bo nic konkretnego nie robi tylko zaczyna i nie kończy ;D No ale każde z nich ma swoje powody i w końcu je znamy. To znaczy Wy znacie :P
Ufff, a tak się martwiłam o ten rozdział! :D <3333
czesc Millie :)
OdpowiedzUsuńpierwszy raz zdecydowalam sie skomentowac post. czytam twoje opowiadanie od poczatku, i musze przyznac, ze jest naprawde wspaniale :)
dzisiejszy odcinek, jego druga polowa... rozplywam sie :))
wybacz, ze nie komentuje regularnie, ale wiedz, ze czytam, ze bardzo mi sie podoba i w ogole wszystko tutaj jest wspaniale .
pozdrawiam, ladyhumanoid
Jak miło wiedzieć, że jest ktoś jeszcze! ♥
UsuńDziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam ;*
Hey:* Wreszcie mam spokój żeby przeczytać. Przez to całe zamieszanie na mtv czasu nie było:/ ale to nieważne. Teraz mój tradycyjny tekst: odcinek super:* Twoje opowiadanie wywołuje wiele emocji i łączy w sobie różne gatunki. Fajnie, że wprowadziłaś coś innego, a mianowicie akcję jak w nieźle trzymającym w napięciu thrillerze. Nadal czuję te dreszcze strachu co Ash. Już nie mogę się doczekać akcji ratowniczej Sakiego. Ciekawe jak będzie ona przebiegać. Mam nadzieję, że bez większych komplikacji;)
OdpowiedzUsuńAnn jest świetna, żywiołowa i pełna energii. Jej wejście do mieszkania było zabawne;D Podobało mi się aktorstwo Ann gdy przyszły "fanki", świetnie ci to wyszło:*
Wiedziałam, że Ash nie zadzwoni do Billa! Jestem pewna, że Ann wyczuła, że ta coś ma do swojego szefa! Pewnie wkrótce wyciągnie to z niej ;D Zresztą po samym telefonie to widać;)
Władczy Bill jest boski ;D Zastanawiam się jak będzie się zachowywać i co się wydarzy jak dziewczyny przyjadą. Nasze dwa żywioły pewnie też dadzą sobie popalić;p
Znów jeden wielki chaos w moim komentarzu xD
:*
Haha nie no z tym thrillerem to przesadziłaś XD Taki tam wątek uzupełniający :P
UsuńTaka Ann była tutaj potrzebna, żeby trochę rozluźnić atmosferę :P
To chyba pierwszy opublikowany odcinek, po którym jeszcze zupełnie nie wiesz, co się stanie, co nie? Chyba dlatego taki chaos i taka ciekawość w Tobie xd
;**
Hehe może troszkę;p Uzupełniający, ale świetny, mi się tam podoba ;D
UsuńJeszcze nie wiem, mam nadzieję, że pierwsza się dowiem;) ha! Ale za to wiem co będzie dalej niż dalej *:* i się mega cieszę na samą myśl;D Fakt! Jak na razie to chyba mój najdłuższy komentarz;D
Nie będę komentować, napiszę tylko, że tak się kończy moje oczekiwanie i odświeżanie: http://i.imgur.com/srF7ekV.png?1
OdpowiedzUsuń<333333 Dzisiaj już nie odświeżaj! ;* Nie będzie nic, mam do napisania plan pracy więc będę nad tym właśnie siedzieć :<
UsuńAle i tak jestem na dobrej drodze z 19 :)
Już nie jest dzisiaj, mam odświeżać? :DD
UsuńHahah, wariatka XD Planuję kolejną część za około 24 godziny, jeśli się uda :D Na pewno nie wcześniej, bo zwyczajnie mnie nie będzie jutro w domu do późnego wieczora, a dziewiętnastka jest jeszcze niedokończona, ale powinnam się wyrobić na kolejną noc :D
UsuńNarobiłaś mi nadziei tym odcinkiem wrzuconym nagle, ot co.
UsuńCzytam tego bloga od początku, dlatego wybacz, że dopiero teraz pierwszy raz komentuje. O każdej notce mogę powiedzieć tylko jedno ''jest świetna!''. Uwielbiam Twojego bloga i mam nadzieję, że kolejna fanka doda Ci siły i będziesz pisać coraz szybciej, bo lepiej już się nie da. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Nie przestajecie mnie zaskakiwać! ♥ Każdy kolejny ujawniony czytelnik to dla mnie ogromna radość i motywacja!
UsuńDziękuję bardzo za miłe słowa i mimo wszystko zachęcam do komentowania na bieżąco :) Zawsze jestem ciekawa, co myślicie o każdym rozdziale (a już przy tym to miałam największe obawy).
Również pozdrawiam ;*
Ja zmęczona życiem, komentuję po czasie, ale komentuję!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - intryguje mnie ta Annie. Z jednej strony super, że jest taka pomocna, wygadana, ale z drugiej trochę mnie drażni. Zbyt pewna siebie i pyskata. No ale o to chodziło, żeby stworzyć kontrast pomiędzy nią a Ashley, która rzeczywiście jest od niej kompletnie odmienna. Rozumiem, że teraz jak Saki zabierze obie dziewczyny do studia, to Tom będzie na początku obrażony na Annie, ale potem się pogodzą haha. Już sobie wyobrażam jego dziecinne flirty. :D
Poza tym te psychofanki naprawdę są chore o.O Ale w sumie dobrze to opisałaś i rozegrałaś, bo faktycznie tak by mogło być. Przecież o Natalie też wszystko wiadomo, też ją sto razy parowali z Billem, chociaż mogłaby być jego matką XD Ach te faneczki...
Co tam jeszcze - studio! Rozmowa chłopaków; po pierwsze bardzo luźna. Przy Ashley nie przeklinają, a tu proszę, jakie łobuzy z nich wychodzą, pokazałaś ich prawdziwe oblicze. I ten motyw z IBNI - swoją drogą też kocham tę piosenkę - to miłe, że Bill myśli o Ashley i jej guście. Poza tym wreszcie opisałaś, co dzieje się w jego sercu, w jego myślach i mamy jasno przedstawioną sytuację - oboje chcą czegoś więcej, ale oboje się boją. I tam dodałaś, że będzie powoli robił podchody, no ja mam nadzieję, że on ruszy tyłek i zdobędzie tę cudowną Ashley, bo drugiej takiej istotki nie znajdzie!
Uwielbiam. <3
Nareszcie! ;***
UsuńAnn w gruncie rzeczy to dobra dziewczyna, trochę rozpieszczona, no ale historia jej życia to może później :P Ashley musi mieć taką przyjaciółkę, no przecież jakby miała drugą taką memłę jak ona, to by umarły z nadmiaru zmartwień ;D Ale zanim Ann i Tom się pogodzą, to jeszcze trochę może minąć, zresztą tak samo jak i trochę mija mi ze wszystkim XD
Uff, cieszę się, że sprawa fanek rozegrana jest w miarę logicznie, bo tego bałam się najbardziej. To znaczy dla mnie było to logiczne, ale nie wiedziałam jak dla Was :D To, że niektóre dziewczyny mają nie po kolei w głowach, wiadomo nie od dziś. Niestety :(
Widzisz, sprawdziło się to, co mówił David! - Ashley ich hamuje, a gdy tylko jej nie ma, od razu zachowują się jak ostatnie buraki i wieśniaki XD
Ach, Bill i jego podboje... Nic nie zdradzam ;* Potrzebowałam dziewiętnastu części, żeby wyjaśnić Wam zachowanie tej mojej dwójki, a teraz powiem najlepsze - wciąż nie doszliśmy do głównego problemu! <333 Szykują się 483 rozdziały! ;*
PS głowa do góry, cokolwiek się stało ;***
PPS moja odpowiedź pewnie dłuższa od Twojego komentarza XD
No i nareszcie jestem! Przepraszam, że dopiero teraz, ale jak się wraca ze szpitala to się marzy tylko o powietrzu ;) Tak więc całe moje dnie spędzam na zewnątrz :) Ale nie o mnie tutaj XD
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to... Byłam przerażona chyba tak samo jak Ashley... Chociaż nie XD Ja byłam przerażona jak Ashley i Bill razem wzięci XD !! Normalnie chwała Ann, że to ona otworzyła drzwi no i w ogóle, że tam była! Bo jakby tak Ash była sama... uuuu tylko ino pierze by się posypały XD
No i ja już widzę kolejny odcinek jak Ash rzuca się przerażona w ramiona Billa a on nie mniej przerażony ją tuli i... i pewnie wtedy przerywa im Tom XD Hahahaha XD
Co do naszego Hagena... znaczy Georga Kochanego...jego teksty mnie powalają XD Kocham go normalnie w Twoim opowiadaniu jak nigdy nie Kochałam wcześniej XD Ale tekst Toma też był niezły, ale jednak Wolę Hagena, znaczy Georga XD
Dobra rozpisało mi się trochu XD Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :-) Pozdrawiam ;*
No już się zamartwiałam, gdzie się podziała jedna z moich największych fanek! Co się stało? ;o
UsuńTeż nie chcę myśleć, co by było, gdyby nie było Ann! Biedna moja Ash :<
Wyobraźnia Cię ponosi z tym nowym odcinkiem XDD Albo zapomniałaś, czyjego bloga czytasz, haha, ewentualnie zapomniałaś, że to Ash i Bill XD Oni i rzucanie się sobie w objęcia! Ha, Ash by się prędzej do Sakiego przytuliła XD No ale obiecuję, że niedługo Cię zaskoczę ;*
Georg największą atrakcją opowiadania! ;D
;*
A tam takie sobie moje nerki odmawiają posłuszeństwa ;/ Ale jak na razie wszystko pod kontrolą :-)
UsuńNo ja wiem, że wyobraźnia ponosi, no bo jakże by inaczej XD? No ja myślę, że zaskoczysz! Ale wiesz tak żeby serducho stanęło!!
No i Georg super gość XD Mam do niego sentyment bo wiele osób mówi mi, że mam Hagenowe oczy XD No znaczy Georgowe XD
No to ja czekam, czekam na te obiecane zaskoczenie XD!!
Ojej, całe szczęście, że już wszystko pod kontrolą, zdrówka życzę ;*
UsuńMam już dosyć dobrze sprecyzowany pomysł na kolejne dwa/trzy rozdziały, a połowa z tego jest już na brudno napisana!
Mnie tam moją byłą przyjaciółkę przypominasz :P
A Dziękuję ;*
UsuńTo ja się tych pomysłów już doczekać nie mogę XD Aż mnie normalnie całą nosi z ekscytacji XD
Ale mam nadzieję, że dobrym sensie ją przypominam ;)
Nigdy nie wiem, jak mam komentować opowiadania, więc to określę jako przyjemne w czytaniu, wciągające i po prostu świetne! Ogólnie podoba mi się fabuła, bo jak widać cały pomysł wykorzystujesz jak najlepiej. Nie jestem żadną polonistką, ani tym bardziej nie znam się dobrze na opowiadaniach, ale jako amatorka mogę śmiało powiedzieć, że to jedno z najlepszych i najbardziej profesjonalnych (łącznie z wyglądem strony, bo szablon przyjemny dla oka) opowiadań, które kiedykolwiek czytałam (a przeczytałam ich już całkiem sporo). Kolejną zaletą jest systematyczność dodawania rozdziałów i ich długość, co dzisiaj jest rzadkością wśród blogów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Patrycja Rudnik :)
Dziękuję bardzo za tyle miłych słów! ;*
UsuńStaram się działać tutaj najlepiej jak mogę i na ile pozwala mi na to czas :)
Również pozdrawiam :)
Boże te ich zawsze ważne konwersacje są po prostu boskie! Nie wiem jak ty to robisz, ale po wczorajszych odcinkach zostało mi weny i dopisałam coś jeszcze w zeszycie, ale serio nie wiem jak ty to robisz. Wybrał tę piosenkę bo Ona chciała? No, no Bill się tu nam rozkręca. Fanki są okropne, dlaczego nie może być przewagi tych normalniejszych? Czuje, że jakiś incydent z psyhofankami zagości w tym opowiadaniu. Na miejscu Ash też bym zadzwoniła do Sakiego, nawet nie wiem dlaczego. Poprosił ją żeby już nigdy nie doprowadziła go do stanu, kiedy będzie musiał na nią krzyczeć. To takie słodkie!
OdpowiedzUsuń