Spojrzał na nią
ogromnie zaskoczony i zrobił pół kroku w tył, jakby się jej wystraszył. Włosy
miał już nastroszone jak zwykle, Mii bardzo dobrze to wyszło. Wyglądał w tej
fryzurze przedziwnie, jednak im dłużej jej się przyglądała, tym bardziej jej
się ona podobała. Starała się nie dać po sobie poznać, że w życiu nie
stresowała się bardziej niż w tej chwili.
- O kurczę, co
tutaj robisz? – zapytał, nadal tkwiąc w szoku. Wyglądał na zdezorientowanego.
- Pracuję –
odparła, nie poznając swojego głosu. Wydawało jej się, że był zbyt pewny w
porównaniu z tym, co odczuwała w środku. - Nie mamy dużo czasu, więc siadaj…
Bez słowa
sprzeciwu wykonał jej polecenie. Wyjęła świeży aplikator i szukała w szufladzie
odpowiednich odcieni kosmetyków.
- Pracujesz?
- Tak, pracuję
i prosiłabym cię o nie odzywanie się, pójdzie nam o wiele szybciej, gdy twoja
twarz nie będzie się ruszać. – Starała się być profesjonalna i nie dać się
ponieść emocjom.
Na szczęście
Bill był skłonny do współpracy i nie rozmawiał, gdy nakładała mu kosmetyki.
Dzięki temu mogła całą swoją uwagę skupić na tym, by dobrze go umalować. Stres
powinien zacząć jej odchodzić, ona jednak wciąż bardzo się denerwowała, bo
zakrywanie jego prawie niewidocznych niedoskonałości nie wymagało tyle precyzji
co wykonanie charakterystycznych czarnych obręczy wokół jego oczu.
- Jak życzysz
sobie umalować oczy? – zapytała, gdy reszta twarzy była już gotowa.
- Oddaję się w
twoje ręce.
Poczuła się,
jakby rzucił jej wyzwanie. Wcale nie było łatwe, bo pierwszy raz wykonywała
makijaż oka na męskiej twarzy i stresowała się ogromnie, mimo że widziała wiele
zdjęć Kaulitza przez ostatnie kilka miesięcy i wydawało jej się, że wie co ma
robić. Ale tak naprawdę czuła się, jakby nigdy wcześniej nie malowała oczu. Do
tego pracy wcale nie ułatwiało jej to, co powiedział jej Tom. Cały czas w jej
głowie rozbrzmiewało: „Żebyś wiedziała,
jak się stresuje przed tym malowaniem. Powiedział, że jak mu się nie spodoba,
to zmyje wszystko i umaluje się sam od nowa”. Więc malowała go bardzo
powoli i starannie. Cieszyła się, że się nie odzywał, bo mogła całkowicie
poświęcić się temu, co robi. Rozpraszał ją tylko kolczyk w jego prawej brwi, na
który co chwilę spoglądała i delikatność jego skóry, której w niektórych
momentach musiała dotknąć, by udało jej się dobrze wykonać makijaż.
Stwierdziła, że
nawet go nie polubiła. Na pierwszy rzut oka wydawał się być dla wszystkich
miłym i wesołym gościem, a ona odniosła wrażenie, że jest strasznie zadufany w
sobie i wywyższa się, jakby był panem całego świata i jakby wszystko mu się
należało. W odróżnieniu od Toma, Georga i Gustava trzymał duży dystans. Czuła
się w jego towarzystwie jakby nim przytłoczona. Irytował ją i fascynował
jednocześnie i nie wiedziała, które z tych uczuć jest mocniejsze. Nie mogła
powiedzieć, że nie miał w sobie czegoś, co ją mimo jego arogancji przyciągało.
W tej chwili, gdy malowała jego powieki, zdała sobie sprawę, że to jego
przenikliwy wzrok powodował, że budziły się w niej dziwne uczucia, których nie
znała i nie umiałaby ich nawet opisać. Jeszcze ani razu nie spojrzała mu w oczy
dłużej niż na ułamek sekundy. Nie potrafiła patrzeć, gdy i on patrzył. Do tego
teraz dodatkowo była jeszcze mocno skrępowana odległością, jaka ich dzieliła.
Na szczęście on przez większość czasu miał oczy zamknięte.
Przez
większość.
Wzięła głęboki
oddech i zastanawiała się, czy nie zemdleje, gdy Bill wykona jej polecenie.
- Otwórz,
proszę, oczy…
Otworzył.
Nie zemdlała.
Jedynie szerzej
otworzyła swoje i zacisnęła mocno zęby. Starała się traktować go
profesjonalnie, ale patrzenie sobie w oczy z takiej odległości wyjątkowo ją
onieśmielało.
Obejrzała jego
buzię, naprawdę starając się skupić na tym, czy dobrze wykonała swoją pracę, a
nie na analizowaniu idealnego kształtu jego twarzy.
- Gotowe –
oznajmiła cicho, odsuwając się i odsłaniając mu widok na swoje odbicie. Zanim
popatrzył na siebie w lustrze, bacznie spojrzał najpierw na nią, już stojącą po
jego prawej stronie, jakby rzucał jej ostrzeżenie. Uniósł się ze stołka i
nachylił się do lustra, by przyjrzeć się sobie z bliska. Jego twarz nie zdradzała
niczego, więc Ashley tylko stała i z szalejącym sercem czekała na jego opinię
jak na wyrok.
- Jest w
porządku – powiedział, wykrzywiając głowę w prawą stronę i usiadł z powrotem na
stołek.
Odetchnęła z
ulgą. Jest w porządku. Czyli nie zmywamy. Udało się.
Nadal jednak
siedział w miejscu z ustami złożonymi w coś na kształt dzióbka i patrzył
wymownie na jej odbicie w lustrze, jakby jeszcze czegoś oczekiwał.
- Potrzebujesz
jeszcze czegoś? – zapytała niepewnie. – Wydaje mi się, że dobrze wyglądasz.
- Potrzebuję
ciebie – odparował nagle, jednak nadal pozostał w bezruchu, z kamienną twarzą.
- Słucham? –
Otworzyła szerzej oczy i wstrzymała powietrze w płucach. Miała wrażenie, że się
przesłyszała. Z pewnością się przesłyszała. Musiał powiedzieć „potrzebuję wody” lub „potrzebuję zadzwonić”, ewentualnie
zapytać, gdzie…
- Potrzebuję
kogoś. Jutro wydajemy płytę. Zaczną się wywiady, występy. Potem ruszamy w
trasę. Potrzebuję cię – powiedział spokojnie i wstał. Oparł się lewą dłonią o
blat i stanął naprzeciwko niej.
- Ale… Jak… -
Próbowała coś powiedzieć, lecz zabrakło jej słów po tym, co usłyszała. Nie
chciał wody, nie chciał zadzwonić. Zanotowała jego słowa, ale w żaden sposób
nie potrafiła odnieść ich do siebie.
Potrzebuje… mnie?
Zamknęła oczy i
potrząsnęła głową. Starała się trzeźwo myśleć, choć to wcale nie było łatwe.
- Dlaczego tak
późno? – Zapytała, dosłownie tylko rzucając na niego okiem. Cały czas miała
wrażenie, że Kaulitz sobie z niej żartuje.
- Wiem, dziwnie
się zachowałem, sam nie wiem czemu. Po prostu nie sprawiasz takiego wrażenia…
Wydawało mi się, że nie będziesz… Nieważne. Prawda jest taka, że nie znalazłem
nikogo. Dzwoniłem wczoraj do ciebie aż cztery razy, ale nie odbierałaś.
Napisałem maila, ale nie odpisałaś…
Więc to nie
mama dzwoniła z zastrzeżonego numeru…
Stała osłupiała
i zupełnie nie wiedziała, co ma robić. Najchętniej zgodziłaby się bez
mrugnięcia okiem, jednak myślała racjonalnie i była świadoma, że jest już
zatrudniona tutaj.
- Przepraszam,
nie miałam czasu, rozłożyła mnie wczoraj praca…
- Praca… -
powtórzył po niej powoli, jakby to słowo było nowym w jego słowniku.
- Tak, Bill.
Pracuję. Nie mogę z tobą współpracować. Podpisałam tutaj umowę. – Przełknęła
głośno ślinę w ostatnim momencie, zanim zacisnęło jej się gardło.
- Umowę można
zerwać. – Zmienił ton głosu na bardzo zdecydowany i rzeczowy, aż się go
przestraszyła.
- Musiałabym
złożyć wypowiedzenie i przychodzić tutaj jeszcze przez miesiąc. Taki jest okres
wypowiedzenia.
- Nie mam tyle
czasu, potrzebuję cię na wczoraj. Wcale nie musisz przychodzić tu przez
miesiąc, po prostu odchodzisz. – Mówił, jakby dla niego nie istniały żadne
ograniczenia. Jakby to on sterował całym światem.
- Jeśli nie
dotrzymam okresu wypowiedzenia, będę musiała zapłacić karę. Zresztą, w ogóle
nie o to chodzi. To po prostu nie byłoby w porządku. Jestem tutaj jedyna i
narażę firmę na pogorszenie wizerunku.
- Ashley, ile
tu zarobisz?
Zamurowało ją
jeszcze bardziej. Zupełnie tak, jakby przyszedł do sklepu i chciał sobie kupić
dywan do salonu, negocjując ze sprzedawcą jego cenę.
- To pytanie
jest nie na miejscu… Nie chodzi o to…
- Jaki czeka
cię tutaj sukces? Awans? To chcesz robić w życiu? Malować prezenterki do
wiadomości? Proponuję ci zostanie prywatną makijażystką Tokio Hotel. Wywiady,
sesje, koncerty, cały nasz dobry wygląd zależałby od ciebie. Nawet jeśli po
jakimś czasie skończylibyśmy z taką sławą, albo jeśli zmieniłbym image i nie
byłabyś nam potrzebna, to masz papiery, które ma do tej pory jedna dziewczyna w
tym kraju. Żeby tylko w kraju… Przecież ona jest jedyna na świecie, a ty
byłabyś druga. Możesz później robić co zechcesz z tym doświadczeniem. Nie wiem,
ile masz tutaj na miesiąc i ile tutaj siedzisz codziennie. Ale posłuchaj mnie.
Zapewniam ci dojazd, nocleg, wyżywienie, wszystko co potrzebne do życia. I
proponuję na początek twoją obecną stawkę pomnożoną przez trzy. Na razie za ten
miesiąc, ale tylko za pojedyncze zlecenia, a nie za siedzenie z nami całego
dnia, rozumiesz? Przed wywiadem, przed sesją. Godzinka, dwie i jesteś po pracy,
robisz co chcesz. Za miesiąc ruszamy w trasę. W trasie musisz być z nami cały
czas, ale tak jak powiedziałem, wszystko masz zapewnione na jak najwyższym
poziomie. Nie będę owijał w bawełnę i bawił się w podchody. Mówię jak jest.
Potrzebuję cię na teraz, nawet nie mam żadnej innej kandydatki. Powiedz tylko „okej, zgadzam się” i wszystko załatwię.
Brzmiał bardzo
szczerze i bardzo poważnie. Nawet przestał być snobem, a ton jego głosu nagle
zmienił się z władczego na przyjazny. Wyobrażała sobie wszystko, co mówił.
Przecież od zawsze marzyła o dokładnie takiej pracy.
- Nie znamy
się… - Tylko tyle udało jej się powiedzieć, choć wiedziała, że to żaden
argument. Momentalnie go obalił.
- A czy swojego
obecnego szefa znałaś, zanim tu przyszłaś? Zaryzykuję stwierdzeniem, że nie.
- Nie… Ale to
nie jest w porządku wobec niego, zaufał mi… Nie mogę tego zrobić…
- Nie, jedynie
nie chcesz.
- Chcę. –
Odparła łamiącym się głosem. - Czekałam prawie miesiąc na jakąkolwiek wiadomość
od ciebie, ale jeszcze chwila i nie starczyłoby mi środków do życia. Musiałam
znaleźć pracę. Szef przyjął mnie z dużym ryzykiem, bo nie mam żadnego
profesjonalnego doświadczenia. Zaufał mi, a ja tak po prostu powiem, że
odchodzę i jutro nie przyjdę? Niech radzi sobie sam? Poza tym nie mogę z dnia
na dzień odejść. Mówiłam, że będę musiała zapłacić karę.
- A ja mówiłem,
że wszystko z twoim szefem załatwię, on nawet nie poczuje, że cię nie ma. To
jak?
- Przepraszam,
nie możemy teraz o tym rozmawiać. Przygotuj się do wywiadu – powiedziała w
pośpiechu i ruszyła na poszukiwania Nadii, której musiała wykonać kilka
poprawek.
Uciekła od
niego. Potrzebowała chwili, by ochłonąć i przemyśleć tak zaskakującą
propozycję.
Wywiad trwał w
najlepsze i cała ekipa doskonale sobie radziła. Szef z nadmiaru wrażeń nie mógł
usiedzieć w miejscu, wciąż krążył po planie. Wszyscy byli maksymalnie skupieni
i zestresowani, jedynie ona siedziała w bezruchu patrząc w ścianę, a jej myśli
były zupełnie poza studiem. Nie miała najmniejszego pojęcia, co ma w takiej
sytuacji zrobić i jaka decyzja będzie najlepsza. Z jednej strony wiedziała, że
to życiowa szansa, że później będzie miała już tylko z górki, bo zdobędzie
niesamowite doświadczenie, które zostanie docenione wszędzie, nie tylko w
kraju, ale i w całej Europie. Z drugiej strony przemawiała przez nią ludzka
uczciwość. Pytanie tylko, czy ważniejsze było jej własne życie, czy to, co ktoś
sobie o niej pomyśli?
Propozycja tak
bardzo ją zaskoczyła, że poczuła silną potrzebę poradzenia się kogoś. Wstała z
miejsca i poinformowała szefa, że musi na chwilę zejść na zaplecze. Usiadła na
krześle obrotowym w niewielkim kąciku pełniącym funkcję kuchni - o ile
ustawiony na stole czajnik, mikrofalówkę, kubki, kawę i herbatę oraz
dystrybutor wody stojący obok można nazwać kuchnią. Chwyciła leżący na blacie
służbowy telefon. Wybrała numer do mamy i czekała na sygnał. Po trzech długich
dźwiękach usłyszała tak dobrze znany jej głos.
- Halo?
Słucham?
- Cześć mamo,
to ja, Ashley – odpowiedziała najbardziej spokojnie, jak tylko umiała.
- Cześć,
kochanie. Co to za numer? Coś się stało?
- Dzwonię z
pracy i tak właściwie, to mam poważny problem, ale nie mam zbyt dużo czasu na
tłumaczenie, bo muszę zaraz wracać na plan… Mamo?
- Tak? Słucham
cię cały czas.
- Gdybyś
zajmowała się tym co ja, miała osiemnaście lat i żyła sama, tak niepewnie w
nowym mieście… Przepracowała dopiero pierwszy miesiąc w swoim życiu… Aż tu
nagle do ciebie do pracy przychodzą… The Beatles i tak po prostu, nie znając
cię, proponują współpracę. Co byś zrobiła?
- Kochanie,
pomyślałabym, że ktoś cię wrabia! Przecież Beatlesi już nie grają…
- Tak, to tylko
taka przenośnia, bo na pewno nie znasz Tokio Hotel. To takie The Beatles twoich
czasów. Rozumiesz, wywiady, sesje, koncerty, tłumy szaleją, fanki z całej
Europy piszczą i mdleją… A wokalista po jednym umalowaniu proponuje mi, żebym
od teraz zaczęła z nim współpracę, podczas gdy ja już mam pracę… Tylko że… O
wiele gorszą… Ale mi głupio odejść…
- Dziecko, nad
czym ty się zastanawiasz? Przecież dokładnie o tym marzysz. Od małego
powtarzałaś, że otworzysz własny salon lub będziesz malować największe gwiazdy,
pamiętasz? To niesamowite! Każdy doradziłby ci to samo, łącznie z twoim szefem.
Sam na pewno rzuciłby wszystko, gdyby mógł pracować dla kogoś, kogo porównałaś
do The Beatles.
- Dziękuję
mamo, tylko tego potrzebowałam, muszę lecieć. Kocham cię i zadzwonię wieczorem.
Wywiad dobiegł
końca. Wszyscy zaczęli się rozchodzić, a ona stała pod ścianą i czekała na
moment, w którym będzie mogła bez robienia większego zamieszania i zwracania na
siebie uwagi podejść do Billa. Wybrała odpowiednią chwilę, gdy skończył
wyplątywać się z kabli, podbiegła do niego i poprosiła go o rozmowę. Odeszli
kawałek od reszty.
- Namyśliłaś
się? – zapytał wyczekująco. Stał przed nią z założonymi rękoma i na pewno
uważnie na nią patrzył, ale ona nie miała odwagi spojrzeć na niego.
- Powiesz mi,
dlaczego aż tak zależy ci właśnie na mnie? Ledwo skończyłam osiemnaście lat i
mam bardzo małe doświadczenie. Co prawda zrobiłam kurs, mam certyfikat, ale…
- Posłuchaj… -
Przerwał jej nagle. - Spotkałem się ostatnio z kilkoma kandydatkami, ale żadna
nie spełniła moich oczekiwań. Nie powiem, że u ciebie za pierwszym razem jest
idealnie, ale wyglądam po prostu dobrze, musiałabyś się tylko nauczyć, czego
dokładnie oczekuję, bo przecież nie dałem ci żadnych wskazówek. Ale masz dobry
certyfikat, więc musiałaś się jakoś wyróżniać, skoro go dostałaś. Nie
zapominaj, że dostałem od ciebie CV, na którym podałaś adres bloga. Wczoraj z
Tomem go przeglądaliśmy. Widzę, że jesteś kreatywna, masz dobrą rękę i tyle.
Nie wiem, czy jesteś najlepsza, ale nie mam czasu, żeby to sprawdzić. Wiem, że
jesteś wystarczająco dobra, by dostać to stanowisko. Bądźmy poważni i
potraktujmy to jak poważną pracę. Jestem gotów przyjąć cię od ręki, z całkiem
dużym kredytem zaufania i ryzykiem. Nie mam też czasu, żeby stać tu i namawiać
cię w nieskończoność. Muszę poznać dzisiaj twoją decyzję i zupełnie nie wiem,
nad czym się zastanawiasz.
- Decyzja jest
już podjęta. Zgodzę się na współpracę, ale jeszcze jutro muszę tu przyjść.
Muszę dać chociażby minimum czasu szefowi, by po kogoś zadzwonił, by nie został
jutro z niczym, rozumiesz? Nie ściągnie z urlopu drugiej makijażystki.
Zamilkł na
chwilę, by przeanalizować jej słowa.
- W porządku.
Umówmy się na pół dnia. Ja naprawdę nie mam czasu. Na pewno macie jakąś bazę
CV, wybierzcie kilka osób i umówcie je na jutro, zrób test i wybierz kogoś
dobrego. O czternastej przyjadę osobiście lub kogoś po ciebie wyślę, podpiszemy
umowę. Na jutro przygotuję ci też wypowiedzenie z tej pracy, musisz tylko dać
mi umowę, którą tutaj podpisałaś. Zgoda?
- Tak, dobrze.
Mam ją w domu.
- Świetnie.
Cieszę się, że się zgodziłaś. Miło mi nieoficjalnie przyjąć cię do naszego
grona. – Bill szeroko się uśmiechnął i wyciągnął do niej dłoń. Poczuła dreszcze
na całym ciele, gdy jej dotknęła. Była silna i zdecydowana, ale jego skóra była
ciepła i delikatna. Uścisnęła jego dłoń niepewnie, lecz w środku czuła, że to
najlepsze, co mogło ją w życiu spotkać. Spojrzała na Kaulitza dosłownie na
sekundę i odwzajemniła nieśmiało uśmiech.
- Dziękuję.
- To raczej ja
powinienem podziękować, że ratujesz mój wizerunek. Trzeba poinformować o
wszystkim twojego szefa, chcesz przy tym być?
- Tak, raczej
tak.
- Zaczekaj
chwilę, powiem tylko chłopakom, że potrzebuję jeszcze kilku minut.
Dopadły ją
wątpliwości. Może nie powinna się od razu zgadzać? Tak, to była praca jej
marzeń, praca, o której marzyła dość realnie od kwietnia, od ponad czterech
miesięcy. Obawiała się jednak najbardziej tego, że nie dogada się z chłopakami.
Przypominając sobie spotkania w drogerii i na plaży, miała wrażenie, że ma
zupełnie inne poczucie humoru niż bliźniacy. Wydawało jej się, że trochę nie
pasuje do świata, w którym oni żyją. Byli pewni siebie, mieli armię fanów w
całej Europie, ludzie ich kochali, a oni mieli wszystko, czego chcieli. Bała
się, że nie będzie umiała współpracować z Billem. Był dla niej jak na razie
człowiekiem - zagadką. Raz był arogancki, a raz przyjazny. Raz patrzył na nią z
kamienną twarzą, a raz się szeroko uśmiechał. Jakby co chwilę zakładał nową
maskę. A przecież to on był osobą, z którą miała spędzać najwięcej czasu.
Super jak zawsze! Fajnie tak popatrzeć w oczy Billa hehe :) Kamień z serca spadł jak Billowi spodobał się makijaż i ta propozycja pracy! Tylko pozazdrościć Ashley :D
OdpowiedzUsuńCzyta się tak, jakby to wydarzyło się naprawdę, nic nie jest przesadzone, wszystko naturalne i prawdziwe. Niesamowicie wciągnęło mnie to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńA to szczęściara. Być tak blisko Billa.......marzenie :D
OdpowiedzUsuńŚwietny odcinek :)
Matki są bardzo potrzebne w naszym życiu, cieszę się, że to właśnie do niej Ashley sięgnęła po radę. Zazwyczaj takie osoby jak Bill wcielają się w alternatywne wersje siebie, które najtrudniej jest od siebie rozróżnić. Nigdy nie wiadomo, która to ta bardziej prawdziwa. Myślę, że ich współpraca pójdzie naprawdę dobrze, z Tomem i resztą zespołu to się szybko dogada, najtrudniej będzie z Billem. A może nie? To tylko takie moje przypuszczenia. Jak na razie zarys twojej historii mi się podoba, całokształt będę mogła ocenić dopiero, gdy dojdę do ostatniego odcinka.
OdpowiedzUsuń