Jasnowłosa
dziewczyna błądziła niepewnie pomiędzy regałami ekskluzywnej drogerii. Nie potrafiła sama zdecydować, który podkład
byłby najlepszy. Na dodatek nie wiedziała, który odcień byłby najbardziej
neutralny dla Niemek, a na tę chwilę mogła wybrać tylko jeden. Nie była też do
końca pewna zleceń, jakie będzie miała do wykonania w najbliższym czasie, bo
jeszcze nic nie mogła powiedzieć o profilu potencjalnej klientki, co zupełnie
nie ułatwiało jej zadania. Czego innego potrzebowała do makijażu ślubnego, innych
kosmetyków do sesji zdjęciowych i jeszcze innych przed kamerę. Chodziła
zrezygnowana od półki do półki odpowiadając co chwilę: „Nie, dziękuję, rozglądam się.” na pytania ekspedientki „Czy w
czymś mogę pomóc?”. Prawdopodobnie wyglądała, jakby chciała coś ukraść i to
pewnie dlatego ochroniarz cały czas bacznie ją obserwował. Spoglądała na niego
co chwilę i tylko niezręcznie się uśmiechała. Po prostu nie miała pojęcia, w
który kosmetyk powinna zainwestować.
Ostatnio miała
spory zastój, mimo że niedawno ukończyła jeden z lepszych kursów makijażu i
mogła pochwalić się nie byle jakim dyplomem, którego niejedna makijażystka
mogła jej pozazdrościć. Poza nabyciem nowych umiejętności nauczyła się tam
także, że nie można malować pierwszymi lepszymi kosmetykami i postanowiła
wymienić swoje dotychczasowe na te z wyższej półki, ale nie mogła kupić od razu
wszystkiego. Od miesiąca musiała opłacać świeżo wynajęte mieszkanie w
Magdeburgu oraz jakoś się utrzymać, co przy częstotliwości wykonywanych w
ostatnim czasie makijaży było ciężkie do wykonania bez naruszania oszczędności
i małej pomocy rodziców. Na koncie miała jeszcze sporo, ale wiedziała, że tuż
po napisaniu matury będzie musiała podjąć jakąś pełnowartościową pracę, bo
rodziców nie byłoby stać na utrzymywanie jej w dużym mieście. Miała nadzieję,
że to tylko okres przejściowy spowodowany przeprowadzką do miejsca, w którym
prawie nikogo jeszcze nie znała. Wiedziała jednak, że zamieszkanie w większym
mieście to dobry krok do jej kariery. Nie chciała robić niczego innego. Nie
zdecydowała się na pójście na studia, bo uznała to za stratę czasu i odłożyła
ewentualnie na później. Zaraz po osiemnastych urodzinach podjęła decyzję o
wyprowadzce. Zostały jej ostatnie tygodnie szkoły, którą mimo wszystko chciała
skończyć. Nie miała innego wyjścia, jak zapisać się do szkoły prywatnej w
Magdeburgu, ponieważ nigdzie nie chcieli jej przyjąć na te dwa miesiące przed
zakończeniem liceum i maturą. Poznała zaledwie kilka osób w nielicznej zresztą
klasie, ale z nikim nie nawiązała żadnej bliższej relacji, o ile po miesiącu
znajomości można w ogóle mówić o jakiejkolwiek bliższej relacji.
Teraz stała
przy sklepowej półce, trzymając w dłoniach dwa różne opakowania. Przyglądała im
się uważnie, próbując cały czas ocenić, który z podkładów przyda jej się
bardziej. Dużo o nich czytała, lecz nadal nie do końca wiedziała, na jakie
okazje mieszkanki Magdeburga będą się w większości malować.
- Ten będzie
lepszy. – Usłyszała męski głos tuż za sobą. Aż drgnęła, ponieważ wyrwało ją to
z zamyślenia.
„Świetnie, ochroniarz chce się mnie pozbyć” – rozbrzmiało nagle w
jej głowie.
- Który? –
Odwróciła głowę w kierunku męskiego głosu, lecz obok stała tylko nadzwyczaj
wysoka i chuda dziewczyna.
Przez chwilę
myślała, że coś jej się przesłyszało.
- Ten, który trzymasz
w prawej dłoni – odpowiedziała osoba, którą Ashley w pierwszej chwili wzięła za
dziewczynę o świetnej figurze.
W jednym
momencie jej zdrowe myślenie powróciło. To nie dziewczyna stała po jej lewej
stronie, lecz Bill Kaulitz, którego rozpoznała dopiero, gdy zadarła głowę do
góry i spojrzała na twarz oraz czarną burzę nastroszonych włosów.
- Dlaczego? –
Zapytała niepewnie, wręcz podejrzliwie, marszcząc przy tym brwi i wciąż patrząc
na chłopaka, który od prawie dwóch lat był idolem większości nastolatek w
Europie.
Patrząc tak na
niego, nagle poczuła się przy nim bardzo niezręcznie, zupełnie nie wiedząc,
skąd przyszło to uczucie.
- Sprawdzi się
wszędzie. Na co dzień, na imprezie, na sesji zdjęciowej, w telewizji – rzekł
czarnowłosy, wrzucając wspomniany przez siebie podkład do małego metalowego
koszyczka. Co on tutaj w ogóle robił?
- W takim razie
chyba dokładnie tego szukam – powiedziała, delikatnie się uśmiechając i
odwracając wzrok z powrotem na małe pudełeczko. Była lekko zawstydzona, choć
może lekko to zbyt mało powiedziane. Serce podskoczyło jej do gardła i waliło
jak oszalałe, mimo że pracowała już z kilkoma gwiazdami. Nie rozumiała
zachowania swojego organizmu, bo przecież nawet się tym zespołem nie
interesowała. Ot, tyle że wiedziała, że istnieją i jak wyglądają. Może była też
w stanie zanucić kawałek „Durch den
monsun”, ponieważ kanały muzyczne katowały ludzi tą piosenką nieustannie. A jakby
wytężyła umysł, to może przypomniałaby sobie jeszcze ze dwa inne utwory.
- Polecam. Też
jesteś sławna? Śpiewasz? Tańczysz? Występujesz gdzieś? – Bill zasypał ją
tysiącem pytań, przy czym wyglądał i brzmiał jakby naprawdę go to ciekawiło. –
Ten będzie dla ciebie za ciemny – dodał na koniec.
- Nie, nie, ja
nie – odpowiedziała szybko i odłożyła drugi z podkładów na półkę. – Ja tylko
maluję – rzuciła pośpiesznie.
- Malujesz? –
Zdziwił się chłopak i uniósł jedną brew do góry.
W tym momencie
uświadomiła sobie, że wychodząc z domu pomalowała tylko od niechcenia rzęsy.
- Szewc bez
butów chodzi – przytoczyła niezręcznie znane przysłowie, starając się przy tym
zabrzmieć choć trochę zabawnie, ale chyba jej to nie wyszło, bo wokalista nawet
się nie uśmiechnął. Sam miał na twarzy perfekcyjnie wykonany makijaż, przez co
poczuła się przy nim jak kopciuszek, co jeszcze bardziej ją stresowało. - Twoja
makijażystka wykonała kawał dobrej roboty – dodała, próbując podtrzymać rozmowę
i zrzucić przy okazji uwagę z siebie.
- Dziękuję,
maluję się póki co samodzielnie – odpowiedział czarnowłosy, wyszczerzając nie
do końca perfekcyjnie równe, ale lśniące zęby i był wyraźnie zadowolony z
siebie. O mało co nie pękł z dumy.
- Szkoda, że
akurat jesteś bez makijażu, bo szukam osoby z dobrą ręką do malowania przed
ważniejszymi wyjściami, ale w takim wypadku nie mogę nawet zobaczyć, co
potrafisz – powiedział z lekkim zawodem w głosie, lecz nie dało się po nim
rozpoznać, czy mówi szczerze, czy stroi sobie z niej żarty.
W myślach
wyzywała samą siebie za to, że nie chciało jej się umalować. Poza tym
dopuszczała ewentualność, że może pani w drogerii zechce jej zaprezentować
któryś z podkładów na jej twarzy. Przyrzekła samej sobie, że już nigdy nie
wyjdzie z domu bez makijażu, jakkolwiek próżnie by to nie zabrzmiało.
- Nie chodzi mi
o to, że źle wyglądasz – dodał po chwili milczenia z jej strony, bo najwidoczniej
pomyślał, że ją uraził. – Ale chyba sama rozumiesz, że najlepiej by było,
gdybyś w tej chwili była swoją własną wizytówką.
- Jasne,
rozumiem - odrzekła, próbując zachować
spokój, gdy wspaniała praca przelatywała jej koło nosa. – Może moglibyśmy
kiedyś się spotkać, żebym pokazała ci co umiem? – Rzuciła, nie zastanawiając
się nad tym, jak bardzo niestosownie i naiwnie to zabrzmiało. – Niedawno się
tutaj przeprowadziłam i dopiero…
- Zobaczymy –
przerwał jej. – Szukam kogoś naprawdę dobrego. Najlepszego. Jeśli to ty, to na
pewno jeszcze jakoś na ciebie trafię. Czas wszystko zweryfikuje, a tymczasem
muszę lecieć. Trzymaj się, powodzenia – powiedział niesamowicie szybko i
oddalił się w stronę kasy, nie czekając na jej odpowiedź. W pierwszym odruchu
chciała pójść za nim i próbować go jakoś przekonać, lecz nie chciała wyjść na
zdesperowaną lub na fankę. Starała sobie powtarzać jego słowa. Jeśli jest
najlepsza, to jeszcze do niej trafi. On lub inna równie ważna gwiazda, to tylko
kwestia czasu.
Jednak mimo tej
myśli nie mogła sobie wybaczyć swojego lenistwa. Wiedziała, że jest dobra w
tym, co robi - inaczej nie ukończyłaby tak dobrego kursu - lecz dotychczas
malowała zazwyczaj tylko koleżanki, koleżanki koleżanek i koleżanki koleżanek
koleżanek. Na kursach miała styczność ze sławami, lecz typowo konkursową, gdzie
była tylko przez nie oceniana i mogła jedynie chwilę z nimi porozmawiać. W
głębi czuła, że zaprzepaściła swoją szansę.
Lekko osłupiała
zapłaciła za swoje skromne zakupy, a podczas płacenia pani podejrzliwie na nią
patrzyła. Dopiero co Bill Kaulitz odszedł od kasy z tym samym produktem i od
razu jakby rozpłynął się w powietrzu.
W kolejnych
tygodniach nie było dnia, by wyszła z domu bez pełnego makijażu, choć wcale nie
był jej niezbędny. Rozglądała się uważnie, gdy szła ulicami miasta, wypatrując
czarnej palmy, lecz ani razu jej nie ujrzała. Dużo czasu spędzała jednak w
domu, chcąc jak najlepiej przygotować się do egzaminów. Oprócz podstawowych
przedmiotów wybrała również chemię, by nie zamykać sobie drogi na studia z
dziedziny kosmetologii. Szkoła i nauka pochłaniały jej znaczną część dnia. W
pozostałym czasie zajęła się prowadzeniem bloga, na którym pokazywała wykonane
przez siebie makijaże. Dziękowała swojemu rozsądkowi, który zawsze podpowiadał
jej, by robiła zdjęcia każdej umalowanej przez siebie buzi. Miała już sporą
kolekcję na dysku. Wrzucanie zdjęć do sieci miało na celu głównie
zabezpieczenie się właśnie przed takimi sytuacjami, jaka spotkała ją w
drogerii. Nikogo ważnego jednak nie spotkała, choć na blogu szybko zebrała
dosyć sporą grupę obserwatorów.
Po napisaniu
matur, w połowie maja, zaczęła poważnie rozglądać się za pracą w jakimś
salonie, ale nigdzie nie mogła znaleźć wolnego miejsca. Jej marzeniem było
otwarcie własnego salonu, lecz na to potrzebowała dużych pieniędzy, których w
tej chwili nie miała i nie zapowiadało się na zmiany. Miała jedynie kilka
klientek, które trafiły do niej z polecenia koleżanki z klasy.
Na początku
czerwca błądziła po nieznanej jej dzielnicy miasta. W średniej wielkości
czarnej torebce nosiła mapę, którą wcześniej w domu przygotowała, zaznaczając
na niej adresy salonów kosmetycznych. Chodziła od jednego do drugiego z
pytaniem o pracę, ale wszędzie słyszała, że jest przesyt makijażystek i może
jedynie zostawić CV.
Po trzech
godzinach wędrówki zrezygnowana zaszła na sztuczną plażę nad Łabą, by odpocząć.
Dzień był idealny, bo było słonecznie, ale nie gorąco. Jak na początek czerwca
nawet zimno, bo na plaży prawie nikogo nie było. Na pewno było za zimno na
kąpiel i opalanie się. Posiedziała na trawie około piętnastu minut analizując
mapę kolejny raz, aż poczuła, że zrobiła się poważnie głodna. Nie jadła nic,
odkąd wstała dobre pięć godzin temu. Podniosła się i skierowała się w stronę
nadrzecznego baru, by kupić coś do jedzenia. Zamówiła mały obiad i spokojnie
jadła, siedząc na wysokim stołku przy ladzie. Nie było oprócz niej prawie
nikogo, jedynie starsze małżeństwo przy jednym ze stolików, lecz chłopak, który
sprzedawał jakoś nie miał ochoty na rozmowę. Przeżuwała więc powoli, w ciszy
kolejne kęsy i czuła się coraz bardziej zmęczona poszukiwaniem pracy.
- Dwa razy duże
frytki na wynos, raz zimną coca-colę i eee… - Ktoś o znajomym głosie zaczął
składać zamówienie kawałek od niej. – Bill, co ty w końcu chcesz do picia?! –
krzyknął chłopak, zanim zdążyła skojarzyć, skąd zna ten głos.
Należał do jego
brata.
- Red Bulla! –
odkrzyknął jeszcze bardziej znajomy jej głos. Podskoczyła z wrażenia na stołku
i odwróciła głowę w kierunku dwóch młodych chłopaków. Około dwa metry od niej
stał gitarzysta Tokio Hotel. Kilka metrów dalej przy stoliku pod parasolem
siedział wokalista odwrócony do niej plecami.
W jej głowie
momentalnie zapanowała kompletna pustka. Nie wiedziała, co ma zrobić. Podejść
czy nie? Odezwać się? Układała ten scenariusz w głowie tysiące razy, a teraz
zwyczajnie osłupiała. Starała się przypomnieć sobie, jaki był plan, by nawiązać
kontakt z Billem w takim momencie, ale każda myśl wydawała jej się teraz głupia
i ukazująca ją jak desperatkę. Miała do wyboru: zrobić z siebie idiotkę, ale
spróbować, lub zachować normalność i po raz drugi zaprzepaścić szansę.
Nie chciała
nachalnie wpatrywać się w bliźniaków, ale wiedziała, że nie mogą jej uciec.
Spojrzała na dredowłosego chłopaka, który czekał przy barze na swoje
zamówienie. Musiała wykorzystać ten moment, bo rozmowa z Tomem wydała się jej
najlepszym na tę chwilę rozwiązaniem. Rozejrzała się dookoła i nie
stwierdziwszy obecności żadnej młodej dziewczyny, która mogłaby zaraz podejść
do bliźniaków i przeszkodzić jej w działaniu, zawołała głośno do barmana:
- Przepraszam
pana! – I czekała, aż ten do niej podejdzie, a ciekawski Tom się odwróci i
będzie mogła spróbować nawiązać z nim rozmowę. Kaulitz jednak tylko rzucił na
nią okiem i kontynuował liczenie drobnych w portfelu. Przewróciła oczami ciężko
wzdychając.
- Coś podać? –
zapytał chłopak stojący za barem.
- Tak, poproszę
jeszcze coś do picia. Hmm… Może zimną coca-colę? – powiedziała dosyć głośno z
nadzieją, że tym zwróci uwagę gitarzysty. Ten jednak znów tylko nieznacznie
podniósł wzrok na sekundę spod czapki.
- I dziękuję
już za jedzenie – dodała, choć miała na talerzu jeszcze pół dania i wciąż była
głodna, lecz z obiadem przed sobą niezręcznie jej było podchodzić do Toma.
Zapłaciła za
puszkę, którą podał jej barman, odrywając się od przygotowywania frytek dla
bliźniaków. Próbowała wymyślić inny sposób na zaczepienie Toma, siłując się
jednocześnie z otwarciem niedużej czerwonej puszki, ponieważ starała się nie
wyrwać sobie paznokcia razem z zawleczką.
- Może pomóc? –
Usłyszała po chwili i uniosła wzrok. Gitarzysta siedział dwa stołki dalej i
wyglądał, jakby przez ostatnie dziesięć sekund intensywnie ją obserwował. Wziął
niedużego łyka ze swojej puszki i wciąż na nią patrzył. Uśmiechnęła się
niezręcznie i prawdopodobnie zaczerwieniła, ale miała nadzieję, że pod jej
idealnym, ale wciąż naturalnym makijażem nie będzie tego widać. Była lekko
zestresowana, ale gdy dwa miesiące temu spotkała samego Billa, to uczucie było
zdecydowanie silniejsze.
- Gdybyś mógł –
odparła, przesuwając puszkę w jego stronę i przybierając najbardziej niewinną
minę, na jaką tylko było ją w tej chwili stać.
- Jestem Ashley, a ty? – zapytała, gdy otwierał jej napój i dziwiła się,
że miała w sobie tyle odwagi. Zaśmiał się pod nosem, wstał ze swojego stołka i
przesiadł się o dwa bliżej niej. Postawił colę obok jej dłoni leżących na
blacie.
- Tom –
odpowiedział, znów podśmiewając się pod nosem.
- Przepraszam,
głupie pytanie. – Również zaśmiała się z samej siebie.
- Co tu robisz
sama? – kontynuował rozmowę, co bardzo ją cieszyło.
- Tak szczerze
mówiąc to… - zawahała się lekko. – Szukam pracy.
- W barze? O,
to poważna sprawa… - mruknął, zaciskając usta i jednocześnie unosząc obydwie
brwi.
- Nie, nie.
Szukałam pracy w okolicy, ale trochę się zmęczyłam i przyszłam zjeść i trochę
odpocząć…
- A czym się
zajmujesz? Nie za wcześnie na pracę? Jesteś chyba dosyć młoda? – Znów
doświadczyła lawiny pytań ze strony Kaulitza, choć poprzednio był to ten drugi.
- Niedawno się
tutaj przeprowadziłam. A jestem świeżo po maturze. Muszę się jakoś utrzymać,
więc szukałam pracy w salonach kosmetycznych. Zajmuje się makijażem.
- No co ty
mówisz?! – wykrzyknął nagle chłopak, jakby go olśniło. – Bill od dwóch miesięcy
szuka kogoś takiego! – dodał entuzjastycznie i głośno zawołał swojego brata.
Czarnowłosy odwrócił się w jego stronę i powiedział coś po drodze pod nosem,
lecz ani Ashley, ani Tom tego nie usłyszeli.
- Nie mogłeś
sam przynieść tych frytek? – rzucił poirytowany wokalista. Barman właśnie
postawił przed nimi jedzenie w dwóch białych pojemnikach.
- Nie o to
chodzi! – Krzyczał nadal podekscytowany Tom. – Zobacz, kogo dla ciebie
znalazłem! – Wskazał dłońmi na blondynkę, która lekko się uśmiechała i patrzył
wyczekująco na reakcję brata.
Bill dopiero
teraz na nią spojrzał i zmarszczył czoło, jakby intensywnie się nad czymś
zastanawiał. Patrzył na nią, gdy ona spuściła wzrok, a Tom wykrzykiwał w tle:
- Bill, to
jest… Ashley! Ona maluje! Maluje buzię! Może to w końcu ktoś, kto będzie ci
odpowiadał!
- Tom… -
Czarnowłosy dotknął jego ramienia i spojrzał na niego lekko rozbawiony. – Ja
wiem…
- Nareszcie
koniec marudzenia! A kto mnie umaluje? Ale mi się nie chce… Ale mi się trzęsą
ręce… Ojejku jak krzywo… Ojojoj… – Gitarzysta zaczął przedrzeźniać brata. - Ale
co wiesz?
- Spotkałem
już… - przerwał, próbując przypomnieć sobie imię, jakie padło przed chwilą z
ust Toma wśród natłoku innych słów.
- Ashley… -
wtrąciła niepewnie milcząca od dłuższego czasu dziewczyna. Była pod wrażeniem,
że w ogóle zapamiętał jej twarz.
- Tak, właśnie,
Ashley. Spotkałem już Ashley i wiem, czym się zajmuje – wytłumaczył spokojnie.
- No żartujesz
sobie… I też ci nie odpowiada? – zapytał Tom zrezygnowanym głosem.
- Nie, nie
miałem okazji przyjrzeć się, jak maluje – wyjaśnił wokalista i wepchnął sobie
do buzi kilka frytek z nadzieją, że nie będzie musiał zbyt wiele opowiadać.
- Świetnie, w
takim razie jedziemy się malować! – oznajmił radośnie Tom.
- Nie, nie,
nie… Czekaj, Tom… - Bill ugasił jego entuzjazm. – Nie mogę ot tak po prostu
zgarniać ludzi z ulicy, rozumiesz? Nawet się nie znamy.
- Przed chwilą
mówiłeś, że się znacie – Dredowłosy wyglądał na wyraźnie zagubionego w
sytuacji.
- Nie, tylko
spotkaliśmy się raz w sklepie…
Tom był
ewidentnie poirytowany wycofanym zachowaniem brata.
- Bill, proszę
cię! – Wybuchł nagle tonem pełnym pretensji. - Mam dosyć twojego jęczenia, że
wszystko musisz robić sam, a musisz wyglądać idealnie, bo to na ciebie wszyscy
patrzą, ty jesteś taką gwiazdą, bla, bla, bla… Ale nic nie robisz! Nie
znajdziesz nikogo, jeśli nie zaczniesz działać! Zwolniłeś poprzednią
dziewczynę, bo ci coś nie odpowiadało, a teraz co? Tak będziesz mi ciągle
narzekał? Mam już tego dosyć, dlatego weź tę dziewczynę, która szuka pracy, nie
wiem, umów się na test z wiedzy i ćwiczenia praktyczne… Cokolwiek… Spotkałeś
się może z trzema dziewczynami przez dwa miesiące!
- I wszystkie
trzy były beznadziejne – wtrącił Bill, zajadając frytki z obojętną miną.
- Tak, ale
ostatnia i tak była z miesiąc temu! Od miesiąca nic nie robisz! Tylko marudzisz
i nie szukasz! Weź od dziewczyny numer, umów się na kawę, zapoznaj, może to
akurat ona! - Tom zupełnie nie zwracał uwagi na to, że dziewczyna, o której
mówi, siedzi tuż obok i wszystkiemu się przysłuchuje. Bill też nic sobie z tego
nie robił.
- Tom, nie
rozumiesz, że to jest nowa osoba w naszym otoczeniu? Ja potrzebuję raczej kogoś
z polecenia…
- Co z tego, że
nowa? Posłuchaj – zwrócił się teraz do dziewczyny. – Bill nie potrafi na nic
się zdecydować, jest boi dudkiem i potrafi tylko gadać, ale to naprawdę w
porządku gość i naprawdę kogoś potrzebuje. Może zgodziłabyś się spotkać z nim,
pogadać o tych malowidłach? Oczywiście jeśli cię nie wystraszył… Jest dosyć
specyficzny, ale da się go lubić, w końcu ja wytrzymałem z nim już prawie
osiemnaście lat… To jak?
Siedziała w
osłupieniu i próbowała przeanalizować sytuację, ale nie za bardzo docierało do
niej to, co się dzieje. Była w kompletnym szoku, całkowicie przytłoczona ich
zachowaniem. Odezwała się dopiero po chwili.
- W sumie to… -
zawahała się lekko. – Tak, z chęcią. - Nie chciała od razu mówić, że cieszyłaby
się z tej pracy jak dziecko z wymarzonej zabawki. Było to jej marzenie, odkąd
tylko zauważyła, że potrafi malować. Wydawało jej się jednak zawsze tak
odległe, że rzadko o tym myślała. Bardziej realnym marzeniem była praca w
dobrym salonie lub otwarcie własnego.
- No to ekstra!
– Tom klasnął w dłonie, nie przestając się uśmiechać – A włosy też czeszesz? –
zapytał, pewnie nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak zabawnie to
zabrzmiało.
- Tak… To
znaczy, nie! - Zmieszała się. – Tylko
swoje – mruknęła z lekkim zażenowaniem, bo uświadomiła sobie, że chłopakowi
chodziło o stylistkę fryzur, a nie o to, czy ona szczotkuje swoje włosy rano i
wieczorem.
- Tom, proszę
cię, daj spokój. Bierz te frytki i chodźmy. Saki na pewno się już denerwuje…
Mieliśmy tylko…
- A kogo to
teraz obchodzi?! – Starszy z braci przerwał młodszemu. – Widzisz, mówiłem, że
taki jest… Posłuchaj, Ashley, może gdzieś cię podwieziemy? Nasz kierowca stoi
zaraz obok na parkingu.
- Nie, nie,
dziękuję – odpowiedziała szybko. Po czym zabrakło jej słów w buzi. Siedziała i
czekała tylko na rozwój wydarzeń. Wszystkie plany, które przez ponad miesiąc
obmyślała, na nic się nie zdały. Nie do końca dowierzała, że to naprawdę się
dzieje.
- To może dasz
do siebie jakiś kontakt? Telefon, mail, cokolwiek? – Tom sprowadził ją na
ziemię.
- Jasne, tak,
oczywiście – powiedziała prędko i zaczęła zastanawiać się, czy podać numer
telefonu, czy adres mailowy. Nagle zorientowała się, że przecież w torebce ma
cały plik nierozdanych jeszcze CV. Otworzyła torebkę w pośpiechu i wsunęła w
dłoń Toma kartkę schowaną w przezroczystą koszulkę.
- O kurczę, jak
profesjonalnie! – Zdziwił się chłopak. – Zawsze masz to przy sobie?
- Mówiłam, że
szukałam dzisiaj w okolicy pracy… - powiedziała z uśmiechem, chcąc nieco
zawstydzić Toma z powodu niekojarzenia faktów, lecz chłopakowi nie drgnął nawet
jeden mięsień na twarzy. – Tutaj macie wszystkie informacje, których
moglibyście potrzebować. Telefon, e-mail, nawet adres, gdybyście zechcieli mnie
odwiedzić – zażartowała, lecz znowu żaden z Kaulitzów nawet się nie uśmiechnął.
- Musimy lecieć
– rzucił szybko Bill, który w ostatnich chwilach był bardziej zainteresowany
swoją porcją frytek, niż rozmową. Udawał, że w ogóle go to nie dotyczy. Kończył
już jeść, podczas gdy Tom nawet jeszcze nie zaczął.
- No jasne,
Saki się wścieknie i zaraz będziemy jeszcze musieli szukać nowego ochroniarza –
mruknął Tom, ewidentnie dogryzając swojemu młodszemu bratu. – Bill do ciebie
zadzwoni. Tak tylko teraz zgrywa niedostępnego. – Puścił jej oczko, wstając ze stołka i
czochrając wokaliście misternie ułożoną fryzurę.
- Trzymaj
łapska z dala ode mnie! – Wrzasnął Bill i rzucając wściekłe „na razie”, oddalił
się od brata i blondynki.
- Nie przejmuj
się, to taki typ. Do zobaczenia, mam nadzieję! – dodał Tom, unosząc dłoń w
geście pożegnania i podążył za bratem, niosąc ze sobą nienapoczęte frytki w
pudełku.
- Do
zobaczenia… - mruknęła nadal zaszokowana, obserwując, jak odchodzą, po czym
znikają za zakrętem.
Na początek - rozbroił mnie tekst "wypatrując czarnej palmy" haha, mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że uwielbiam, gdy ktoś opisuje szczegóły w taki sposób, że nie męczy czytelnika treścią, ale ciekawie rozwija fabułę. Co więcej, nigdy nie spotkałam się z taką historią. Nie jest przesłodzona, ale całkowicie naturalna. To mi zaimponowało.
Poza tym widać, że wiesz, o czym piszesz, że dopracowałaś tę pierwszą część. Na początku przeraziła mnie długość odcinka, jednak przeczytałam ją bardzo szybko. Bardzo mi się podoba i jestem ciekawa, co będzie dalej, chociaż mogę się już domyślać. :-) Powodzenia! xk.
Bardzo ciekawe. Też nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobnymi opowiadaniami do twojego. Bardzo fajnie wszystko opisujesz.
OdpowiedzUsuńNo i nie mogę doczekać się dalszych losów Ashley :)
Ps. Dziękuję za link.
Aleksandra *-*
Gratuluję założenia bloga:* Piszesz rewelacyjnie, zresztą to już wiesz :D
OdpowiedzUsuńDużo opisów, które zachęcają do dalszego czytania jak i pobudzają wyobraźnię do tego stopnia, iż masz wrażenie, że to ty jesteś Ashley.
Na dodatek Twój Bill uzależnia, ale to również wiesz:D hehe
Pozdrowionka:*
Pierwsza Twoja fanka :D
Uhuhu.... Tak, zaczęłam czytać. :P I nawet PRZEczytałam. :)
OdpowiedzUsuńTak bardzo ładnie piszeeeesz. *.* Tak leciutko, ale nie banalnie.
Mi zostało samo banalnie.... -.-
Postać Toma jest po prostu boska, nikt jeszcze nie stworzył tak odpowiedniej (według mnie) wersji tego człowieka. Myślałam, że Bill będzie bardziej otwarty na tę rozmowę, ale jak widać coś nie był w humorze. Piszesz naprawdę cudnie, ta lekkość z którą łączysz ze sobą słowa, jesteś niepowtarzalna a razem z tobą twój styl pisania. Jestem! Tak jak obiecałam :3
OdpowiedzUsuń