środa, 21 maja 2014

1. "Cieszyłaby się z tej pracy jak dziecko z wymarzonej zabawki."

Jasnowłosa dziewczyna błądziła niepewnie pomiędzy regałami ekskluzywnej drogerii.  Nie potrafiła sama zdecydować, który podkład byłby najlepszy. Na dodatek nie wiedziała, który odcień byłby najbardziej neutralny dla Niemek, a na tę chwilę mogła wybrać tylko jeden. Nie była też do końca pewna zleceń, jakie będzie miała do wykonania w najbliższym czasie, bo jeszcze nic nie mogła powiedzieć o profilu potencjalnej klientki, co zupełnie nie ułatwiało jej zadania. Czego innego potrzebowała do makijażu ślubnego, innych kosmetyków do sesji zdjęciowych i jeszcze innych przed kamerę. Chodziła zrezygnowana od półki do półki odpowiadając co chwilę: „Nie, dziękuję, rozglądam się.” na pytania ekspedientki  „Czy w czymś mogę pomóc?”. Prawdopodobnie wyglądała, jakby chciała coś ukraść i to pewnie dlatego ochroniarz cały czas bacznie ją obserwował. Spoglądała na niego co chwilę i tylko niezręcznie się uśmiechała. Po prostu nie miała pojęcia, w który kosmetyk powinna zainwestować.
Ostatnio miała spory zastój, mimo że niedawno ukończyła jeden z lepszych kursów makijażu i mogła pochwalić się nie byle jakim dyplomem, którego niejedna makijażystka mogła jej pozazdrościć. Poza nabyciem nowych umiejętności nauczyła się tam także, że nie można malować pierwszymi lepszymi kosmetykami i postanowiła wymienić swoje dotychczasowe na te z wyższej półki, ale nie mogła kupić od razu wszystkiego. Od miesiąca musiała opłacać świeżo wynajęte mieszkanie w Magdeburgu oraz jakoś się utrzymać, co przy częstotliwości wykonywanych w ostatnim czasie makijaży było ciężkie do wykonania bez naruszania oszczędności i małej pomocy rodziców. Na koncie miała jeszcze sporo, ale wiedziała, że tuż po napisaniu matury będzie musiała podjąć jakąś pełnowartościową pracę, bo rodziców nie byłoby stać na utrzymywanie jej w dużym mieście. Miała nadzieję, że to tylko okres przejściowy spowodowany przeprowadzką do miejsca, w którym prawie nikogo jeszcze nie znała. Wiedziała jednak, że zamieszkanie w większym mieście to dobry krok do jej kariery. Nie chciała robić niczego innego. Nie zdecydowała się na pójście na studia, bo uznała to za stratę czasu i odłożyła ewentualnie na później. Zaraz po osiemnastych urodzinach podjęła decyzję o wyprowadzce. Zostały jej ostatnie tygodnie szkoły, którą mimo wszystko chciała skończyć. Nie miała innego wyjścia, jak zapisać się do szkoły prywatnej w Magdeburgu, ponieważ nigdzie nie chcieli jej przyjąć na te dwa miesiące przed zakończeniem liceum i maturą. Poznała zaledwie kilka osób w nielicznej zresztą klasie, ale z nikim nie nawiązała żadnej bliższej relacji, o ile po miesiącu znajomości można w ogóle mówić o jakiejkolwiek bliższej relacji.
Teraz stała przy sklepowej półce, trzymając w dłoniach dwa różne opakowania. Przyglądała im się uważnie, próbując cały czas ocenić, który z podkładów przyda jej się bardziej. Dużo o nich czytała, lecz nadal nie do końca wiedziała, na jakie okazje mieszkanki Magdeburga będą się w większości malować.
- Ten będzie lepszy. – Usłyszała męski głos tuż za sobą. Aż drgnęła, ponieważ wyrwało ją to z zamyślenia.
„Świetnie, ochroniarz chce się mnie pozbyć” – rozbrzmiało nagle w jej głowie.
- Który? – Odwróciła głowę w kierunku męskiego głosu, lecz obok stała tylko nadzwyczaj wysoka i chuda dziewczyna.
Przez chwilę myślała, że coś jej się przesłyszało.
- Ten, który trzymasz w prawej dłoni – odpowiedziała osoba, którą Ashley w pierwszej chwili wzięła za dziewczynę o świetnej figurze.
W jednym momencie jej zdrowe myślenie powróciło. To nie dziewczyna stała po jej lewej stronie, lecz Bill Kaulitz, którego rozpoznała dopiero, gdy zadarła głowę do góry i spojrzała na twarz oraz czarną burzę nastroszonych włosów.
- Dlaczego? – Zapytała niepewnie, wręcz podejrzliwie, marszcząc przy tym brwi i wciąż patrząc na chłopaka, który od prawie dwóch lat był idolem większości nastolatek w Europie.
Patrząc tak na niego, nagle poczuła się przy nim bardzo niezręcznie, zupełnie nie wiedząc, skąd przyszło to uczucie.
- Sprawdzi się wszędzie. Na co dzień, na imprezie, na sesji zdjęciowej, w telewizji – rzekł czarnowłosy, wrzucając wspomniany przez siebie podkład do małego metalowego koszyczka. Co on tutaj w ogóle robił?
- W takim razie chyba dokładnie tego szukam – powiedziała, delikatnie się uśmiechając i odwracając wzrok z powrotem na małe pudełeczko. Była lekko zawstydzona, choć może lekko to zbyt mało powiedziane. Serce podskoczyło jej do gardła i waliło jak oszalałe, mimo że pracowała już z kilkoma gwiazdami. Nie rozumiała zachowania swojego organizmu, bo przecież nawet się tym zespołem nie interesowała. Ot, tyle że wiedziała, że istnieją i jak wyglądają. Może była też w stanie zanucić kawałek „Durch den monsun”, ponieważ kanały muzyczne katowały ludzi tą piosenką nieustannie. A jakby wytężyła umysł, to może przypomniałaby sobie jeszcze ze dwa inne utwory.
- Polecam. Też jesteś sławna? Śpiewasz? Tańczysz? Występujesz gdzieś? – Bill zasypał ją tysiącem pytań, przy czym wyglądał i brzmiał jakby naprawdę go to ciekawiło. – Ten będzie dla ciebie za ciemny – dodał na koniec.
- Nie, nie, ja nie – odpowiedziała szybko i odłożyła drugi z podkładów na półkę. – Ja tylko maluję – rzuciła pośpiesznie.
- Malujesz? – Zdziwił się chłopak i uniósł jedną brew do góry.
W tym momencie uświadomiła sobie, że wychodząc z domu pomalowała tylko od niechcenia rzęsy.
- Szewc bez butów chodzi – przytoczyła niezręcznie znane przysłowie, starając się przy tym zabrzmieć choć trochę zabawnie, ale chyba jej to nie wyszło, bo wokalista nawet się nie uśmiechnął. Sam miał na twarzy perfekcyjnie wykonany makijaż, przez co poczuła się przy nim jak kopciuszek, co jeszcze bardziej ją stresowało. - Twoja makijażystka wykonała kawał dobrej roboty – dodała, próbując podtrzymać rozmowę i zrzucić przy okazji uwagę z siebie.
- Dziękuję, maluję się póki co samodzielnie – odpowiedział czarnowłosy, wyszczerzając nie do końca perfekcyjnie równe, ale lśniące zęby i był wyraźnie zadowolony z siebie. O mało co nie pękł z dumy.
- Szkoda, że akurat jesteś bez makijażu, bo szukam osoby z dobrą ręką do malowania przed ważniejszymi wyjściami, ale w takim wypadku nie mogę nawet zobaczyć, co potrafisz – powiedział z lekkim zawodem w głosie, lecz nie dało się po nim rozpoznać, czy mówi szczerze, czy stroi sobie z niej żarty.
W myślach wyzywała samą siebie za to, że nie chciało jej się umalować. Poza tym dopuszczała ewentualność, że może pani w drogerii zechce jej zaprezentować któryś z podkładów na jej twarzy. Przyrzekła samej sobie, że już nigdy nie wyjdzie z domu bez makijażu, jakkolwiek próżnie by to nie zabrzmiało.
- Nie chodzi mi o to, że źle wyglądasz – dodał po chwili milczenia z jej strony, bo najwidoczniej pomyślał, że ją uraził. – Ale chyba sama rozumiesz, że najlepiej by było, gdybyś w tej chwili była swoją własną wizytówką.
- Jasne, rozumiem  - odrzekła, próbując zachować spokój, gdy wspaniała praca przelatywała jej koło nosa. – Może moglibyśmy kiedyś się spotkać, żebym pokazała ci co umiem? – Rzuciła, nie zastanawiając się nad tym, jak bardzo niestosownie i naiwnie to zabrzmiało. – Niedawno się tutaj przeprowadziłam i dopiero…
- Zobaczymy – przerwał jej. – Szukam kogoś naprawdę dobrego. Najlepszego. Jeśli to ty, to na pewno jeszcze jakoś na ciebie trafię. Czas wszystko zweryfikuje, a tymczasem muszę lecieć. Trzymaj się, powodzenia – powiedział niesamowicie szybko i oddalił się w stronę kasy, nie czekając na jej odpowiedź. W pierwszym odruchu chciała pójść za nim i próbować go jakoś przekonać, lecz nie chciała wyjść na zdesperowaną lub na fankę. Starała sobie powtarzać jego słowa. Jeśli jest najlepsza, to jeszcze do niej trafi. On lub inna równie ważna gwiazda, to tylko kwestia czasu.
Jednak mimo tej myśli nie mogła sobie wybaczyć swojego lenistwa. Wiedziała, że jest dobra w tym, co robi - inaczej nie ukończyłaby tak dobrego kursu - lecz dotychczas malowała zazwyczaj tylko koleżanki, koleżanki koleżanek i koleżanki koleżanek koleżanek. Na kursach miała styczność ze sławami, lecz typowo konkursową, gdzie była tylko przez nie oceniana i mogła jedynie chwilę z nimi porozmawiać. W głębi czuła, że zaprzepaściła swoją szansę.
Lekko osłupiała zapłaciła za swoje skromne zakupy, a podczas płacenia pani podejrzliwie na nią patrzyła. Dopiero co Bill Kaulitz odszedł od kasy z tym samym produktem i od razu jakby rozpłynął się w powietrzu.

W kolejnych tygodniach nie było dnia, by wyszła z domu bez pełnego makijażu, choć wcale nie był jej niezbędny. Rozglądała się uważnie, gdy szła ulicami miasta, wypatrując czarnej palmy, lecz ani razu jej nie ujrzała. Dużo czasu spędzała jednak w domu, chcąc jak najlepiej przygotować się do egzaminów. Oprócz podstawowych przedmiotów wybrała również chemię, by nie zamykać sobie drogi na studia z dziedziny kosmetologii. Szkoła i nauka pochłaniały jej znaczną część dnia. W pozostałym czasie zajęła się prowadzeniem bloga, na którym pokazywała wykonane przez siebie makijaże. Dziękowała swojemu rozsądkowi, który zawsze podpowiadał jej, by robiła zdjęcia każdej umalowanej przez siebie buzi. Miała już sporą kolekcję na dysku. Wrzucanie zdjęć do sieci miało na celu głównie zabezpieczenie się właśnie przed takimi sytuacjami, jaka spotkała ją w drogerii. Nikogo ważnego jednak nie spotkała, choć na blogu szybko zebrała dosyć sporą grupę obserwatorów.

Po napisaniu matur, w połowie maja, zaczęła poważnie rozglądać się za pracą w jakimś salonie, ale nigdzie nie mogła znaleźć wolnego miejsca. Jej marzeniem było otwarcie własnego salonu, lecz na to potrzebowała dużych pieniędzy, których w tej chwili nie miała i nie zapowiadało się na zmiany. Miała jedynie kilka klientek, które trafiły do niej z polecenia koleżanki z klasy.


Na początku czerwca błądziła po nieznanej jej dzielnicy miasta. W średniej wielkości czarnej torebce nosiła mapę, którą wcześniej w domu przygotowała, zaznaczając na niej adresy salonów kosmetycznych. Chodziła od jednego do drugiego z pytaniem o pracę, ale wszędzie słyszała, że jest przesyt makijażystek i może jedynie zostawić CV.
Po trzech godzinach wędrówki zrezygnowana zaszła na sztuczną plażę nad Łabą, by odpocząć. Dzień był idealny, bo było słonecznie, ale nie gorąco. Jak na początek czerwca nawet zimno, bo na plaży prawie nikogo nie było. Na pewno było za zimno na kąpiel i opalanie się. Posiedziała na trawie około piętnastu minut analizując mapę kolejny raz, aż poczuła, że zrobiła się poważnie głodna. Nie jadła nic, odkąd wstała dobre pięć godzin temu. Podniosła się i skierowała się w stronę nadrzecznego baru, by kupić coś do jedzenia. Zamówiła mały obiad i spokojnie jadła, siedząc na wysokim stołku przy ladzie. Nie było oprócz niej prawie nikogo, jedynie starsze małżeństwo przy jednym ze stolików, lecz chłopak, który sprzedawał jakoś nie miał ochoty na rozmowę. Przeżuwała więc powoli, w ciszy kolejne kęsy i czuła się coraz bardziej zmęczona poszukiwaniem pracy.
- Dwa razy duże frytki na wynos, raz zimną coca-colę i eee… - Ktoś o znajomym głosie zaczął składać zamówienie kawałek od niej. – Bill, co ty w końcu chcesz do picia?! – krzyknął chłopak, zanim zdążyła skojarzyć, skąd zna ten głos.
Należał do jego brata.
- Red Bulla! – odkrzyknął jeszcze bardziej znajomy jej głos. Podskoczyła z wrażenia na stołku i odwróciła głowę w kierunku dwóch młodych chłopaków. Około dwa metry od niej stał gitarzysta Tokio Hotel. Kilka metrów dalej przy stoliku pod parasolem siedział wokalista odwrócony do niej plecami.
W jej głowie momentalnie zapanowała kompletna pustka. Nie wiedziała, co ma zrobić. Podejść czy nie? Odezwać się? Układała ten scenariusz w głowie tysiące razy, a teraz zwyczajnie osłupiała. Starała się przypomnieć sobie, jaki był plan, by nawiązać kontakt z Billem w takim momencie, ale każda myśl wydawała jej się teraz głupia i ukazująca ją jak desperatkę. Miała do wyboru: zrobić z siebie idiotkę, ale spróbować, lub zachować normalność i po raz drugi zaprzepaścić szansę.
Nie chciała nachalnie wpatrywać się w bliźniaków, ale wiedziała, że nie mogą jej uciec. Spojrzała na dredowłosego chłopaka, który czekał przy barze na swoje zamówienie. Musiała wykorzystać ten moment, bo rozmowa z Tomem wydała się jej najlepszym na tę chwilę rozwiązaniem. Rozejrzała się dookoła i nie stwierdziwszy obecności żadnej młodej dziewczyny, która mogłaby zaraz podejść do bliźniaków i przeszkodzić jej w działaniu, zawołała głośno do barmana:
- Przepraszam pana! – I czekała, aż ten do niej podejdzie, a ciekawski Tom się odwróci i będzie mogła spróbować nawiązać z nim rozmowę. Kaulitz jednak tylko rzucił na nią okiem i kontynuował liczenie drobnych w portfelu. Przewróciła oczami ciężko wzdychając.
- Coś podać? – zapytał chłopak stojący za barem.
- Tak, poproszę jeszcze coś do picia. Hmm… Może zimną coca-colę? – powiedziała dosyć głośno z nadzieją, że tym zwróci uwagę gitarzysty. Ten jednak znów tylko nieznacznie podniósł wzrok na sekundę spod czapki.
- I dziękuję już za jedzenie – dodała, choć miała na talerzu jeszcze pół dania i wciąż była głodna, lecz z obiadem przed sobą niezręcznie jej było podchodzić do Toma.
Zapłaciła za puszkę, którą podał jej barman, odrywając się od przygotowywania frytek dla bliźniaków. Próbowała wymyślić inny sposób na zaczepienie Toma, siłując się jednocześnie z otwarciem niedużej czerwonej puszki, ponieważ starała się nie wyrwać sobie paznokcia razem z zawleczką.
- Może pomóc? – Usłyszała po chwili i uniosła wzrok. Gitarzysta siedział dwa stołki dalej i wyglądał, jakby przez ostatnie dziesięć sekund intensywnie ją obserwował. Wziął niedużego łyka ze swojej puszki i wciąż na nią patrzył. Uśmiechnęła się niezręcznie i prawdopodobnie zaczerwieniła, ale miała nadzieję, że pod jej idealnym, ale wciąż naturalnym makijażem nie będzie tego widać. Była lekko zestresowana, ale gdy dwa miesiące temu spotkała samego Billa, to uczucie było zdecydowanie silniejsze.
- Gdybyś mógł – odparła, przesuwając puszkę w jego stronę i przybierając najbardziej niewinną minę, na jaką tylko było ją w tej chwili stać.  - Jestem Ashley, a ty? – zapytała, gdy otwierał jej napój i dziwiła się, że miała w sobie tyle odwagi. Zaśmiał się pod nosem, wstał ze swojego stołka i przesiadł się o dwa bliżej niej. Postawił colę obok jej dłoni leżących na blacie.
- Tom – odpowiedział, znów podśmiewając się pod nosem.
- Przepraszam, głupie pytanie. – Również zaśmiała się z samej siebie.
- Co tu robisz sama? – kontynuował rozmowę, co bardzo ją cieszyło.
- Tak szczerze mówiąc to… - zawahała się lekko. – Szukam pracy.
- W barze? O, to poważna sprawa… - mruknął, zaciskając usta i jednocześnie unosząc obydwie brwi.
- Nie, nie. Szukałam pracy w okolicy, ale trochę się zmęczyłam i przyszłam zjeść i trochę odpocząć…
- A czym się zajmujesz? Nie za wcześnie na pracę? Jesteś chyba dosyć młoda? – Znów doświadczyła lawiny pytań ze strony Kaulitza, choć poprzednio był to ten drugi.
- Niedawno się tutaj przeprowadziłam. A jestem świeżo po maturze. Muszę się jakoś utrzymać, więc szukałam pracy w salonach kosmetycznych. Zajmuje się makijażem.
- No co ty mówisz?! – wykrzyknął nagle chłopak, jakby go olśniło. – Bill od dwóch miesięcy szuka kogoś takiego! – dodał entuzjastycznie i głośno zawołał swojego brata. Czarnowłosy odwrócił się w jego stronę i powiedział coś po drodze pod nosem, lecz ani Ashley, ani Tom tego nie usłyszeli.
- Nie mogłeś sam przynieść tych frytek? – rzucił poirytowany wokalista. Barman właśnie postawił przed nimi jedzenie w dwóch białych pojemnikach.
- Nie o to chodzi! – Krzyczał nadal podekscytowany Tom. – Zobacz, kogo dla ciebie znalazłem! – Wskazał dłońmi na blondynkę, która lekko się uśmiechała i patrzył wyczekująco na reakcję brata.
Bill dopiero teraz na nią spojrzał i zmarszczył czoło, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Patrzył na nią, gdy ona spuściła wzrok, a Tom wykrzykiwał w tle:
- Bill, to jest… Ashley! Ona maluje! Maluje buzię! Może to w końcu ktoś, kto będzie ci odpowiadał!
- Tom… - Czarnowłosy dotknął jego ramienia i spojrzał na niego lekko rozbawiony. – Ja wiem…
- Nareszcie koniec marudzenia! A kto mnie umaluje? Ale mi się nie chce… Ale mi się trzęsą ręce… Ojejku jak krzywo… Ojojoj… – Gitarzysta zaczął przedrzeźniać brata. - Ale co wiesz?
- Spotkałem już… - przerwał, próbując przypomnieć sobie imię, jakie padło przed chwilą z ust Toma wśród natłoku innych słów.
- Ashley… - wtrąciła niepewnie milcząca od dłuższego czasu dziewczyna. Była pod wrażeniem, że w ogóle zapamiętał jej twarz.
- Tak, właśnie, Ashley. Spotkałem już Ashley i wiem, czym się zajmuje – wytłumaczył spokojnie.
- No żartujesz sobie… I też ci nie odpowiada? – zapytał Tom zrezygnowanym głosem.
- Nie, nie miałem okazji przyjrzeć się, jak maluje – wyjaśnił wokalista i wepchnął sobie do buzi kilka frytek z nadzieją, że nie będzie musiał zbyt wiele opowiadać.
- Świetnie, w takim razie jedziemy się malować! – oznajmił radośnie Tom.
- Nie, nie, nie… Czekaj, Tom… - Bill ugasił jego entuzjazm. – Nie mogę ot tak po prostu zgarniać ludzi z ulicy, rozumiesz? Nawet się nie znamy.
- Przed chwilą mówiłeś, że się znacie – Dredowłosy wyglądał na wyraźnie zagubionego w sytuacji.
- Nie, tylko spotkaliśmy się raz w sklepie…
Tom był ewidentnie poirytowany wycofanym zachowaniem brata.
- Bill, proszę cię! – Wybuchł nagle tonem pełnym pretensji. - Mam dosyć twojego jęczenia, że wszystko musisz robić sam, a musisz wyglądać idealnie, bo to na ciebie wszyscy patrzą, ty jesteś taką gwiazdą, bla, bla, bla… Ale nic nie robisz! Nie znajdziesz nikogo, jeśli nie zaczniesz działać! Zwolniłeś poprzednią dziewczynę, bo ci coś nie odpowiadało, a teraz co? Tak będziesz mi ciągle narzekał? Mam już tego dosyć, dlatego weź tę dziewczynę, która szuka pracy, nie wiem, umów się na test z wiedzy i ćwiczenia praktyczne… Cokolwiek… Spotkałeś się może z trzema dziewczynami przez dwa miesiące!
- I wszystkie trzy były beznadziejne – wtrącił Bill, zajadając frytki z obojętną miną.
- Tak, ale ostatnia i tak była z miesiąc temu! Od miesiąca nic nie robisz! Tylko marudzisz i nie szukasz! Weź od dziewczyny numer, umów się na kawę, zapoznaj, może to akurat ona! - Tom zupełnie nie zwracał uwagi na to, że dziewczyna, o której mówi, siedzi tuż obok i wszystkiemu się przysłuchuje. Bill też nic sobie z tego nie robił.
- Tom, nie rozumiesz, że to jest nowa osoba w naszym otoczeniu? Ja potrzebuję raczej kogoś z polecenia…
- Co z tego, że nowa? Posłuchaj – zwrócił się teraz do dziewczyny. – Bill nie potrafi na nic się zdecydować, jest boi dudkiem i potrafi tylko gadać, ale to naprawdę w porządku gość i naprawdę kogoś potrzebuje. Może zgodziłabyś się spotkać z nim, pogadać o tych malowidłach? Oczywiście jeśli cię nie wystraszył… Jest dosyć specyficzny, ale da się go lubić, w końcu ja wytrzymałem z nim już prawie osiemnaście lat… To jak?
Siedziała w osłupieniu i próbowała przeanalizować sytuację, ale nie za bardzo docierało do niej to, co się dzieje. Była w kompletnym szoku, całkowicie przytłoczona ich zachowaniem. Odezwała się dopiero po chwili.
- W sumie to… - zawahała się lekko. – Tak, z chęcią. - Nie chciała od razu mówić, że cieszyłaby się z tej pracy jak dziecko z wymarzonej zabawki. Było to jej marzenie, odkąd tylko zauważyła, że potrafi malować. Wydawało jej się jednak zawsze tak odległe, że rzadko o tym myślała. Bardziej realnym marzeniem była praca w dobrym salonie lub otwarcie własnego.
- No to ekstra! – Tom klasnął w dłonie, nie przestając się uśmiechać – A włosy też czeszesz? – zapytał, pewnie nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak zabawnie to zabrzmiało.
- Tak… To znaczy, nie!  - Zmieszała się. – Tylko swoje – mruknęła z lekkim zażenowaniem, bo uświadomiła sobie, że chłopakowi chodziło o stylistkę fryzur, a nie o to, czy ona szczotkuje swoje włosy rano i wieczorem.
- Tom, proszę cię, daj spokój. Bierz te frytki i chodźmy. Saki na pewno się już denerwuje… Mieliśmy tylko…
- A kogo to teraz obchodzi?! – Starszy z braci przerwał młodszemu. – Widzisz, mówiłem, że taki jest… Posłuchaj, Ashley, może gdzieś cię podwieziemy? Nasz kierowca stoi zaraz obok na parkingu.
- Nie, nie, dziękuję – odpowiedziała szybko. Po czym zabrakło jej słów w buzi. Siedziała i czekała tylko na rozwój wydarzeń. Wszystkie plany, które przez ponad miesiąc obmyślała, na nic się nie zdały. Nie do końca dowierzała, że to naprawdę się dzieje.
- To może dasz do siebie jakiś kontakt? Telefon, mail, cokolwiek? – Tom sprowadził ją na ziemię.
- Jasne, tak, oczywiście – powiedziała prędko i zaczęła zastanawiać się, czy podać numer telefonu, czy adres mailowy. Nagle zorientowała się, że przecież w torebce ma cały plik nierozdanych jeszcze CV. Otworzyła torebkę w pośpiechu i wsunęła w dłoń Toma kartkę schowaną w przezroczystą koszulkę.
- O kurczę, jak profesjonalnie! – Zdziwił się chłopak. – Zawsze masz to przy sobie?
- Mówiłam, że szukałam dzisiaj w okolicy pracy… - powiedziała z uśmiechem, chcąc nieco zawstydzić Toma z powodu niekojarzenia faktów, lecz chłopakowi nie drgnął nawet jeden mięsień na twarzy. – Tutaj macie wszystkie informacje, których moglibyście potrzebować. Telefon, e-mail, nawet adres, gdybyście zechcieli mnie odwiedzić – zażartowała, lecz znowu żaden z Kaulitzów nawet się nie uśmiechnął.
- Musimy lecieć – rzucił szybko Bill, który w ostatnich chwilach był bardziej zainteresowany swoją porcją frytek, niż rozmową. Udawał, że w ogóle go to nie dotyczy. Kończył już jeść, podczas gdy Tom nawet jeszcze nie zaczął.
- No jasne, Saki się wścieknie i zaraz będziemy jeszcze musieli szukać nowego ochroniarza – mruknął Tom, ewidentnie dogryzając swojemu młodszemu bratu. – Bill do ciebie zadzwoni. Tak tylko teraz zgrywa niedostępnego. –  Puścił jej oczko, wstając ze stołka i czochrając wokaliście misternie ułożoną fryzurę.
- Trzymaj łapska z dala ode mnie! – Wrzasnął Bill i rzucając wściekłe „na razie”, oddalił się od brata i blondynki.
- Nie przejmuj się, to taki typ. Do zobaczenia, mam nadzieję! – dodał Tom, unosząc dłoń w geście pożegnania i podążył za bratem, niosąc ze sobą nienapoczęte frytki w pudełku.
- Do zobaczenia… - mruknęła nadal zaszokowana, obserwując, jak odchodzą, po czym znikają za zakrętem.

5 komentarzy:

  1. Na początek - rozbroił mnie tekst "wypatrując czarnej palmy" haha, mistrzostwo!
    Zacznę od tego, że uwielbiam, gdy ktoś opisuje szczegóły w taki sposób, że nie męczy czytelnika treścią, ale ciekawie rozwija fabułę. Co więcej, nigdy nie spotkałam się z taką historią. Nie jest przesłodzona, ale całkowicie naturalna. To mi zaimponowało.
    Poza tym widać, że wiesz, o czym piszesz, że dopracowałaś tę pierwszą część. Na początku przeraziła mnie długość odcinka, jednak przeczytałam ją bardzo szybko. Bardzo mi się podoba i jestem ciekawa, co będzie dalej, chociaż mogę się już domyślać. :-) Powodzenia! xk.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe. Też nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobnymi opowiadaniami do twojego. Bardzo fajnie wszystko opisujesz.
    No i nie mogę doczekać się dalszych losów Ashley :)

    Ps. Dziękuję za link.
    Aleksandra *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję założenia bloga:* Piszesz rewelacyjnie, zresztą to już wiesz :D
    Dużo opisów, które zachęcają do dalszego czytania jak i pobudzają wyobraźnię do tego stopnia, iż masz wrażenie, że to ty jesteś Ashley.
    Na dodatek Twój Bill uzależnia, ale to również wiesz:D hehe

    Pozdrowionka:*
    Pierwsza Twoja fanka :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Uhuhu.... Tak, zaczęłam czytać. :P I nawet PRZEczytałam. :)
    Tak bardzo ładnie piszeeeesz. *.* Tak leciutko, ale nie banalnie.
    Mi zostało samo banalnie.... -.-

    OdpowiedzUsuń
  5. Postać Toma jest po prostu boska, nikt jeszcze nie stworzył tak odpowiedniej (według mnie) wersji tego człowieka. Myślałam, że Bill będzie bardziej otwarty na tę rozmowę, ale jak widać coś nie był w humorze. Piszesz naprawdę cudnie, ta lekkość z którą łączysz ze sobą słowa, jesteś niepowtarzalna a razem z tobą twój styl pisania. Jestem! Tak jak obiecałam :3

    OdpowiedzUsuń

Komentarze i opinie czytelników są ogromną motywacją!
Jeśli czytasz, napisz, co Ci się spodobało, co zaskoczyło, a co rozczarowało :)